Prace przy budowie gniazd dla bocianów odbywają się najczęściej na dużych wysokościach, potrzebna jest więc pomoc alpinisty
Fot. Paweł Śliwa
Jak co roku, dużo pracy mamy z bocianami białymi (Ciconia ciconia), a dokładniej – z ich gniazdami. Zarastają gałęziami, co utrudnia ptakom lądowanie, lub po prostu spadają podczas jesiennych wichur. Zdarza się też, że ptaki wybierają sobie do zamieszkania zupełnie nieodpowiednie miejsce (np. czynny komin) i uporczywie znoszą tam gałęzie.
Najwięcej próśb o interwencję w bocianich sprawach trafia do
nas w marcu i kwietniu, gdy ptaki wracają do swoich gniazd i okazuje się, że
coś jest nie tak. Wówczas, w miarę możliwości, staramy się im pomagać. Minionej
wiosny kilkanaście razy wyjeżdżaliśmy do boćków, aby rozwiązywać ich problemy
mieszkaniowe.
Paweł Śliwa
W roku 2003 kontynuowaliśmy działania związane z ochroną płomykówek (Tyto alba) w Wielkopolsce. W sumie skontrolowaliśmy blisko 400 obiektów sakralnych, a w 100 z nich zamontowaliśmy skrzynki dla tej ginącej sowy. Poszukiwania prowadzimy też w budynkach gospodarskich. Jeśli uznajemy, że są odpowiednie dla płomykówek, to w nich również montujemy skrzynki lęgowe.
Przez cały czas zbieramy informacje o występowaniu tych sów w Wielkopolsce. Okazało się, że są one liczniejsze, niż do tej pory sądzono. Intensywne poszukiwania w odpowiednich miejscach przynoszą kolejne stwierdzenia. Niestety, wyniki pokazują także, że ostatnio ptaki te wycofały się z wielu stanowisk, najczęściej z powodu remontów poddaszy, strychów i wież kościołów.
Paweł Śliwa
Głównymi sponsorami projektu ochrony płomykówki są: Fundacja EkoFundusz oraz Program Małych Dotacji Globalnego Funduszu Środowiska (GEF/SGP, UNDP). Projekt wsparty został także przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Poznaniu.
W czasie wakacyjnych wędrówek po lasach możemy natknąć się na wiele ciekawych i rzadkich roślin. W godzinach wieczornych, gdy wzrok zaczyna zawodzić, a dominującymi zmysłami są słuch i węch, swoim zapachem wabi nas lilia złotogłów (Lilium martagon).
Duże, różowoczerwone kwiaty lilii, zwykle od 3 do 12 na łodydze, zwisają na długich szypułkach i są trudno dostępne dla licznych chcących je zapylić owadów. Tylko motylom nocnym z rodziny zawisakowatych (Sphingidae) udaje się ta sztuka. Do nektaru dobierają się za pomocą długich trąbek, niczym kolibry zawisając nieruchomo w powietrzu. I właśnie dla nich kwiaty najintensywniej pachną nocą.
Lilia złotogłów jest wieloletnią, wysoką do 1,5 m rośliną cebulową. Na świecie rośnie ok. 75 gatunków lilii. W Polsce na naturalnych stanowiskach występują tylko dwa: bardzo rzadka lilia bulwkowata (Lilium bulbiferum), o kwiatach pomarańczowych (rośnie tylko na łąkach górskich Podhala i Orawy) oraz lilia złotogłów występująca w lasach liściastych. Oba gatunki podlegają ścisłej ochronie prawnej. Największym zagrożeniem dla rosnących dziko lilii, choć uprawia się wiele ich nowych form i odmian, jest zrywanie lub przenoszenie do ogródków przydomowych. Może amatorów pięknych kwiatów zniechęci fakt, że lilia złotogłów nie znosi przesadzania.
Dawniej, gdy była jeszcze pospolita, jej cebulki uchodziły za przysmak w każdej postaci: surowej, gotowanej i pieczonej. Niezwykły kształt kwiatów lilii znalazł swoje stałe miejsce w sztuce ludowej (motyw zdobniczy) czy symbolice chrześcijańskiej (oznaka czystości i niewinności). Stanowi też wzór heraldyczny (motyw dekoracyjny, o kształcie trójpłatkowego kwiatu lilii, np. lilijka harcerska). Starożytni Grecy wierzyli natomiast, że lilia powstała z kropel mleka, które uroniła bogini Hera. Nazywali ją leirion, od przymiotnika leiros: delikatny, cienki, wrażliwy. Niektórzy przypisują jej nawet magiczne właściwości. Od niepamiętnych czasów lilia symbolizuje chwałę, królewskość i majestat.
Adriana Bogdanowska
Upalne południe, północno-wschodni skraj Poznania. Leśna dróżka, którą idę, biegnie od Radojewa w stronę Warty. Nagle spomiędzy drzew z głośnym warkotem wylatuje metalicznie błyszczący, brązowoczarny obiekt wielkości kasztana, otoczony rozedrganą mgiełką. Zakreśla kilka zygzaków, po czym ląduje na zwalonym pniu. UFO?
Ostrożnie podchodzę do miejsca lądowania. Już z odległości 3 m widzę, że to nie miniaturowy statek kosmiczny, lecz też coś wyjątkowego – jeden z największych europejskich chrząszczy, pachnica dębowa (Osmoderma eremita). Ma nieco ponad 3 cm długości. Gdy odchyli twarde pokrywy skrzydłowe i wprawi w błyskawiczny ruch przejrzyste skrzydła lotne, wgląda imponująco! Po chwili skradania mój nos znalazł się ok. 30 cm od wygrzewającego się na słońcu owada i poczułem charakterystyczną woń piżma, której pachnica zawdzięcza nazwę.
Owad ten zaliczany jest do gatunków puszczańskich, czyli związanych ze starymi, naturalnymi lasami. Wraz ze znikaniem dzikich kniei z naszego krajobrazu, gatunki te stanęły na skraju wymarcia. Tak też stało się z pachnicą, która do życia potrzebuje starych, obumierających drzew liściastych – np. dębów lub wierzb. Zanim w słoneczny czerwcowy dzień mógł wylecieć dorosły chrząszcz, najpierw przez cztery lata jego osiągająca 10 cm długości larwa musiała rozwijać się w próchnie na dnie dziupli.
W całej Europie chrząszcz ten jest zagrożony wyginięciem. Decyzją Unii Europejskiej został uznany za gatunek priorytetowy, o szczególnym znaczeniu dla Wspólnoty. Zgodnie z Dyrektywą Siedliskową Unii, jego stanowiska powinny być chronione. W Polsce występuje zaledwie kilka gatunków zaliczonych do tej najwyższej kategorii ochrony – np. niedźwiedź brunatny. Żaden z nich do tej pory nie był obserwowany w Poznaniu.
Pachnica występuje jeszcze licznie w lasach południowo-wschodniej Szwecji. W Polsce można ją spotkać przede wszystkim tam, gdzie wciąż sporo jest jeszcze starych drzew.
Andrzej Kepel
W lipcu większość ptaków zakończyła już lęgi. Tymczasem na wielu jeziorach i stawach można zobaczyć łabędzie z małymi, puszystymi pisklętami.
To, jak długo pisklęta pozostają pod opieką rodziców, zależy w dużej mierze od wielkości ptaków. Drobne ptaki śpiewające przebywają w gnieździe zaledwie około 2 tygodni. Nic więc dziwnego, że gatunki te potrafią wyprowadzić w ciągu roku nawet 3–4 lęgi. W przypadku naszych największych ptaków – łabędzi niemych (Cygnus olor), okres lęgowy trwa bardzo długo. Po około miesiącu wysiadywania z jaj wykluwają się zupełnie niepodobne do swoich dostojnych rodziców, pokryte szarym puchem pisklęta. Najczęściej po kilkunastu godzinach od momentu wyklucia, opuszczają swoje rodzinne gniazdo i pod opieką obojga rodziców wyruszają w pełną niebezpieczeństw drogę ku dorosłości. Mimo że od samego początku są bardzo samodzielne, przez długi czas pozostają pod opieką dorosłych. Łabędziątka żywią się dość ubogim w białko pokarmem roślinnym, więc rozwijają się stosunkowo wolno. Zdolność lotu uzyskują dopiero po około dwóch miesiącach – najczęściej w połowie sierpnia. Jednak czasami jeszcze przez całą zimę łabędzia rodzina trzyma się razem i dopiero wiosną młode „idą na swoje”.
Jeszcze 20–30 lat temu, gdy łabędzie nieme były znacznie rzadsze i gniazdowały prawie wyłącznie na dużych spokojnych stawach i jeziorach, obserwować mogli je tylko nieliczni. Obecnie, dzięki ochronie gatunkowej, można spotkać je w prawie całym kraju i stanowią prawdziwą ozdobę naszych wód. Dzisiaj ptaki te potrafią zakładać gniazda nawet na niewielkich stawach i gliniankach w centrum miast.
Przemysław Wylegała
Więcej informacji o wszystkich gatunkach łabędzi można znaleźć w artykule: Nie takie znów brzydkie kaczątka - Biuletyn 1-2/2002.