Czy nie prawdziwe bogactwa piękna
ukrywa dziewicza nasza przyroda?
A jednak, jak mało zajmowaliśmy się nią dotąd!
Erazm Majewski, 1882
Wędrując podczas letniego zmierzchu brzegiem rzeki czy jeziora, bardziej spostrzegawczy obserwator zauważy owady podobne do burych motylków, latające chybotliwie, pojedynczo lub w sporych gromadach. Jako że wygląd ich ani postura nie są zbyt interesujące dla przeciętnego przechodnia, z reguły podąża on dalej. A szkoda. Chruściki (Trichoptera), bo o nich mowa, są wprawdzie małe i niepozorne, ale ich życie kryje w sobie wiele tajemnic. Część z nich pozostaje nadal nierozwiązana, ale to, co już wiadomo, składa się na obraz bardzo fascynujący. Warto więc bliżej poznać tę grupę zwierząt.
Znaki rozpoznawcze chruścika to długie, skierowane do przodu czułki i skrzydła złożone na kształt namiotu. Na rysunku pospolita w Polsce Anabolia laevis.
Rys. Edyta Serafin
Chruściki są owadami, których larwy żyją w wodzie, a osobniki dorosłe (imagines) na lądzie. Podobieństwo postaci dorosłych do motyli (Lepidoptera) nie jest przypadkowe - oba te rzędy są spokrewnione i zalicza się je do jednego nadrzędu Amphiesmenoptera, czyli „okrytoskrzydłych”. Po czym zatem rozpoznać, że dany owad to właśnie chruścik, a nie motyl? Jeśli ktoś zna łacinę, podpowiedzią może być naukowa nazwa tego rzędu. Trichos to włosek, a pteryx - skrzydło, Zatem Trichoptera = „włoskoskrzydłe”. W rzeczywistości u dorosłego chruścika (imago) włoski mogą występować nie tylko na skrzydłach, ale również na tułowiu i odwłoku. Ważną cechą jest też charakterystyczne ułożenie skrzydeł w pozycji spoczynkowej: przyjmują one postać namiotu, w środku którego leży odwłok. Niezmiernie istotną cechą wyróżniającą jest budowa aparatu gębowego. U chruścika próżno byłoby szukać charakterystycznej dla większości motyli ssawki. Jedyne, co pozostało po redukcji aparatu gębowego, to głaszczki szczękowe i wargowe, za pomocą których imagines zlizują płyny. Wprawdzie postacie dorosłe większości gatunków nie odżywiają się wcale, jednak niektóre pobierają soki roślinne lub nektar.
Na głowie imago znajdują się dobrze rozwinięte oczy (dodatkowo mogą być przyoczka) oraz delikatne, ale imponujące swoją długością członowane czułki. Wielkość imagines gatunków polskich waha się od kilku do 40 mm. Podstawowymi kolorami ubarwienia są szary i brąz; czasem spotyka się jaśniejsze plamki, kreseczki czy kropki rozrzucone bezładnie bądź tworzące określony wzór. Gatunki tropikalne mają o wiele szerszą gamę kolorów, często nawet krzykliwych i kontrastowych, np. pomarańczowy, biały lub czarny.
Limnephilus decipiens podczas ulubionego zajęcia chruścików zamieszkujących stawy i jeziora - myszkowania po trzcinach
Fot. Edyta Serafin
W praktyce nasze krajowe chruściki pozostają bezimienne jeżeli chodzi o polskie nazwy. Wprawdzie w pracach z końca XIX i początku XX wieku spotyka się wiele krajowych nazw gatunkowych, jednak nie są one obecnie używane. Co najwyżej funkcjonują nazwy rodzin, ale i te, nawet wśród badaczy chruścików, nie są popularne. Jednym słowem, w trichopterologii króluje łacina. Tytułowe szuwarki (rodzaj Triaenodes) i okruszki (rodzaj Psilopteryx), których nazwy zostały zaczerpnięte z prac Józefa Dziędzielewicza, są przytoczone na zasadzie ciekawostki. Pierwsi badacze chruścików w Polsce sami nadawali im rodzime nazwy - jak widać, często bardzo wdzięczne i fantazyjne. Zapewne taki stan nazewnictwa związany jest z tym, iż chruściki pozostają owadami mało znanymi. Nie odczuwamy wszak potrzeby poznania nazwy tego, czego w ogóle nie dostrzegamy. Natomiast w wąskim gronie specjalistów, komunikujących się miedzy sobą na całym świecie, najlepszym rozwiązaniem jest stosowanie jednolitych nazw naukowych.
Do tej pory naukowcy poznali około 11.000 gatunków współcześnie żyjących chruścików i sklasyfikowali je do 62 rodzin. Jeśli doliczymy do tego znane gatunki wymarłe (zarówno te, które wyginęły współcześnie, jak i taksony, o których wiemy dzięki badaniom paleoentomologicznym), otrzymujemy liczbę około 12.000 do tej pory udokumentowanych gatunków. W Polsce odnotowano ponad 260 gatunków należących do 18 rodzin.
O ile gatunki stref umiarkowanych są dość dobrze poznane, w tropikach pozostaje ciągle wiele do zbadania. Często brak jest podstawowych informacji z dziedziny morfologii i taksonomii, np. znane są postacie larwalne i imaginalne wielu gatunków, ale nie wiadomo, które imago odpowiada danej larwie. Niektórzy badacze przypuszczają, iż w rzeczywistości obecnie na całym globie żyje około 50.000 gatunków Trichoptera, jednakże liczba ta wydaje się zawyżona.
Najstarsze chruściki kopalne znane są z kredy i jury, aczkolwiek co do znalezisk jurajskich nie ma pewności, czy są to już Trichoptera, czy też wspólni lądowi praprzodkowie chruścików i motyli. Owady te są bardzo zróżnicowane pod względem tempa ewolucji. Pewne grupy są plastyczne i ich populacje szeroko się rozprzestrzeniają, inne mają charakter reliktów o małych i rozproszonych zasięgach. Szczególnie szybkim przemianom podlegają populacje znajdujące się na izolowanych wyspach (jest to prawidłowość dotycząca wszystkich organizmów). Jednocześnie fauna chruścików półkuli północnej różni się bardzo od południowej.
Larwy chruścików żyją w rzekach, strumieniach, jeziorach, stawach, torfiankach, gliniankach oraz innych typach wód. Niewątpliwą ciekawostką, nie tylko na miarę Trichoptera, ale w skali całego owadziego świata, są larwy z rodziny Chathamiidae z Nowej Zelandii i Australii, rozwijające się w... morzu.
Larwy, po przejściu stadium poczwarek, przekształcają się w osobniki dorosłe, żyjące zwykle w pobliżu wody. Imagines wykazują głównie aktywność wieczorową i nocną, niemniej można je również obserwować za dnia. Siedzą wtedy z reguły w miejscach chłodnych i wilgotnych. Czasami lubią sobie przycupnąć wyżej niż sięgają czubki trzcin lub turzyc porastających brzegi. Obsiadają wówczas gromadnie drzewa rosnące niedaleko wody czy też mosty. Lot chruścików jest dość słaby i chybotliwy, jednak niektóre gatunki są wytrwałymi podróżnikami.
Niektóre chruściki nie ustępują pod względem barw motylom
Fot. Paweł Buczyński
Długość życia postaci dorosłych waha się od kilku tygodni do miesięcy (rekordziści w hodowli przeżyli 105 dni) i zależy od gatunku i siedliska. Można je obserwować od wiosny do późnej jesieni. Część gatunków letnich pojawia się jako imagines między majem a sierpniem i żyje krótko; inne przeżywają dłużej, a ich pojawy są ciągłe i mają miejsce między majem i wrześniem. Gatunki jesienne przeobrażają się od września do listopada. Listopadowych rekordzistów można spotkać rankiem, gdy oszronieni i odrętwiali siedzą na liściach lub gałązkach drzew.
Chruściki są owadami przechodzącymi przeobrażenie zupełne. Wszystkie ich rodziny mają podobny cykl życiowy. Dorosłe samce większości gatunków w celu znalezienia partnerek gromadzą się w pobliżu wody w postaci tzw. rojów godowych. Ciekawostką są olbrzymie dysproporcje liczbowe między płciami, wynoszące nierzadko 19:1 na korzyść samców lub samiczek. W poszukiwaniu samic najważniejszą rolę odgrywa ich zapach. Po znalezieniu przez samca odpowiedniej kandydatki para opuszcza rój i kopuluje na roślinach przybrzeżnych. Akt ten trwa około jednej minuty.
W niedługim czasie po kopulacji samice składają jaja bezpośrednio do wody lub w jej pobliżu. W pierwszym przypadku albo po prostu zrzucają jaja na powierzchnię zbiornika, albo nurkują, schodząc najczęściej po pędach wodnych roślin. Proces składania, a następnie przymocowania jaj do kamieni lub podstaw roślin może zająć samicy nawet 30-40 minut (rodzina Hydropsychidae), dlatego potrzebuje ona w tym czasie powietrza do oddychania. Pomagają w tym włoski, którymi pokryte jest ciało chruścika - szczególnie te zlokalizowane na tułowiu. Tworzy się tu cienka warstewka powietrza, która działa jak skrzele, gdyż pomiędzy jej powierzchnią a wodą zachodzi wymiana gazowa. Inną strategię stosują samice gatunku Brachycentrus subnubilus. Przez jakiś czas noszą one na końcu odwłoka małe pakiety jaj, które umieszczają w wodzie zanurzając odwłok podczas lotu. Niekiedy samice składają jaja przycupnąwszy nad wodą na kamieniu lub innym podłożu. Rodzina Sericostomatidae upodobała sobie jako miejsce składania jaj wodospady. Zupełnie inną strategię stosują samiczki naszej najbogatszej w gatunki rodziny bagiennicowatych (Limnephilidae). Składają one jaja poza wodą, na roślinach lub kamieniach. Egzotyczną ciekawostką jest rodzaj Philanisus, żyjący na Nowej Zelandii i w Australii, składający jaja w... rozgwiazdach, w strefach pływowych morza.
Jaja są składane w galaretowatej masie, często kolorowej - zielonej lub niebieskiej, absorbującej wodę i tym samym zwiększającej dwukrotnie swą objętość. Mogą przyjmować postać sznurów, płaskich nieregularnych stosów, wyjątkowo spirali (Triaenodes bicolor). W każdej takiej „porcji” mieści się około 700-800 jaj. W wodzie, po spęcznieniu, stają się bardzo lepkie, toteż przyczepiają się do trwale zanurzonych przedmiotów.
U wspomnianych już bagiennicowatych masa żelatynowa, w której znajdują się jaja, puchnie i powiększa się pod wpływem kropel deszczu. Po pewnym czasie już nie jaja, ale młode larwy wraz z galaretką, w której się rozwijały, zmywane są do wody i tam dalej przebiega ich rozwój.
Larwy wykluwają się szybko, zaledwie w kilka godzin po złożeniu jaj. Rozpoczyna się nowy etap w życiu chruścika. Napiszemy o nim w kolejnym numerze Biuletynu.
Edyta Serafin
Nie znam osoby, która by nie oczekiwała ze zniecierpliwieniem na pierwsze oznaki wiosny. W tym roku, na pustyni Chihuahua w Nowym Meksyku rozpoczęła się ona wyjątkowo pięknie, mimo braku typowego, roziskrzonego słońcem błękitu na niebie. Pierwsze przyleciały z Meksyku urubu różowogłowe (Cathartes aura). Na południu Stanów Zjednoczonych Ameryki to one, niczym bociany w Polsce, sygnalizują nadejście tej pory roku. Potem pojawiły się zielono-brązowe pączki na wszystkim możliwym, co usiłuje rosnąć wśród kamieni i piasku. Aż wreszcie świat rozkwitł...
Podczas powszechnego wiosennego kwitnienia Chihuahua na chwilę traci swój pustynny wygląd
Fot. Małgorzata Allison-Kosior
Na terenie Ameryki Północnej wyróżniono cztery obszary pustyń i półpustyń. Największym z nich i prawdopodobnie najmniej poznanym jest pustynia Chihuahua. Nie ma ona dokładnych granic - strefy przejść pomiędzy terenami pustynnymi a niepustynnymi są bardzo rozległe i podlegają ciągłym zmianom. Przyjmuje się, że pustynia Chihuahua zajmuje powierzchnię 453.250 km2. W Stanach Zjednoczonych pokrywa ona tereny południowego Nowego Meksyku, południowo-zachodniego Teksasu, oraz małą część południowo-wschodniej Arizony. 70% jej powierzchni znajduje się w Meksyku.
Kwiaty kaktusów - np. jeżopalczaka trójigłowego (Echinocereus triglochidiatus) - to wiosenne klejnoty pustyni Chihuahua
Fot. Małgorzata Allison-Kosior
Dopiero w 1948 roku L. R. Dice zdefiniował Chihuahua jako oddzielną jednostkę biogeograficzną. Jest ona chłodniejsza i wilgotniejsza od pozostałych obszarów tzw. gorących pustyń i półpustyń Ameryki Północnej i jednocześnie najbogatsza pod względem szaty roślinnej. Mimo że do dzisiaj nie skatalogowano całej jej flory, znanych jest już co najmniej 1500 gatunków. Rośliną, którą uważa się za wyróżniającą ten region, jest agawa Lechuguilla (Agave lechuguilla). Choć popularnie nazywamy ten obszar pustynią, klimat, topografia, typy gleby, wreszcie gatunki roślin i zwierząt zadecydowały, że pod względem biogeograficznym klasyfikujemy go jako półpustynię.
Swój wygląd pustynia Chihuahua zawdzięcza położeniu w centrum lądu, wpływom tropikalnego klimatu z południa i okolicznym górom. Przeciętna ich wysokość wynosi około 1400 m n.p.m. Najniższy punkt - 250 m n.p.m. oraz najwyższy - 2000 m n.p.m. położone są wzdłuż rzeki Rio Grande, na granicy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi Ameryki a Meksykiem, w parku narodowym Big Bend.
Również obszary górskie w El Paso pokryły się kwieciem
Fot. Małgorzata Allison-Kosior
Temperatura powietrza nad pustynią Chihuahua zimą spada często poniżej zera a latem waha się od 35 do 50 oC. Ilość opadów na tym terenie jest zmienna. Generalnie przyjmuje się, że na pustyni Chihuahua spada 20-50 cm deszczu rocznie. Najmniej wilgoci pochodzi tutaj z opadów śniegu; najwięcej z silnych burz w miesiącach letnich. Przez okrągły rok notuje się nieregularne opady deszczu z silnymi gradobiciami. Wilgotność powietrza jest niska, przeważnie nie przekracza 40%. W okolicach rzek, szczególnie w miejscach gdzie utworzono sztuczne zbiorniki wodne, na rzekach Pecos i Rio Grande, sięga jednak 60%. Ma to wpływ na roślinność w sąsiedztwie i trwale zmienia charakter okolicy.
Na pustyni Chihuahua przez cały rok występują bardzo silne wiatry. Szczególne ich nasilenie ma miejsce od lutego do maja. Wiatry te, a także spotykane tu minitornada (tzw. „dust devils”) są głównym czynnikiem w rozsiewaniu nasion i pyłków roślin. Dotyczy to zwłaszcza endemicznych roślin rosnących na odizolowanych fragmentach pustyni pokrytych piaskiem gipsowym.
Pustynny legwan - frynosoma rogata (Phrynosoma cornutum) - dorasta do 14 cm długości
Fot. Małgorzata Allison-Kosior
Chihuahua słynie z największej rozmaitości kaktusów na świecie. Do najczęściej spotykanych na tej pustyni należą przedstawiciele rodzaju opuncja (Opuntia). Prócz grubych cierni, mają one liczne cienkie szczecinki, które po dotknięciu bardzo łatwo się odłamują i pozostają w skórze, powodując bolesne stany zapalne. Ariokarpusy (Ariocarpus) są małe, spłaszczone i niepozorne. Przypominają skały pokryte porostami. Gdy rozwiną się ich barwne kwiaty, wygląda, jakby zakwitły pustynne kamienie. Również niewielkie rozmiary mają epitelanty (Epithelantha). Jednak ze względu na bardzo ozdobne białe ciernie, którymi są pokryte, nikt kto je zobaczy nie ma wątpliwości, że są to kaktusy. Trzeba sporej wiedzy i wprawy, aby rozróżniać poszczególne ich gatunki. Marzeniem hodowców z całego świata są niezwykle ozdobne i różnobarwne kaktusy z rodzaju wymion (Mammillaria). Ciągle odkrywane są nowe gatunki z tego rodzaju. Ciekawostką jest to, że ich owoce rozwijają się początkowo wewnątrz pędu rośliny, i dopiero gdy zaczynają dojrzewać, wysuwają się na zewnątrz. U wymionów pęczki igieł rosną na charakterystycznych brodawkach, tymczasem u przedstawicieli rodzajów ferokaktus (Ferocactus) i jazgrza (Echinocactus) występują na charakterystycznych żebrach. Do tych dwóch ostatnich rodzajów należą największe kaktusy kuliste lub walcowato-kuliste. Ich kule mogą osiągać nawet ponad 1 m średnicy, a waga całej rośliny może przekroczyć kilka ton.
Młode pędy tej opuncji (Opuntia phaecantha) są jadalne
Fot. Małgorzata Allison-Kosior
Spośród występujących na pustyni Chihuahua gatunków najbardziej znana jest jazgrza Willamsa (Echinocactus willamsi), występująca też pod nazwą pejotl. Indianie od niepamiętnych czasów po dzień dzisiejszy organizują doroczne pielgrzymki do stanowisk tej rośliny, aby następnie w trakcie specjalnych obrzędów żuć fragmenty ich pędów. Dlaczego? Pejotl zawiera różne alkaloidy, w tym meskalinę - związek wywołujący odurzenie narkotyczne i barwne wizje.
Liczne rośliny, które skolonizowały pustynię Chihuahua, przybyły tutaj z tropików. Należą do nich np. gatunki karłowatych drzew i krzewów z rodzajów akacja (Acacia), strączyniec (Cassia), mimoza (Mimosa), psianka (Solanum) i innych. Za najpiękniejsze z nich uważa się wiecznie zielone drzewo - chruścinę teksańską (Arbutus texana). W okresie ochłodzenia klimatu, które zostało wywołane zlodowaceniem na północ od pustyni Chihuahua, pojawiły się także sosny (Pinus) i topole (Populus). Obecnie występują tu tylko w wysokich górach.
Chociaż terapena ozdobna (Terrapene ornata) należy do rodziny żółwi błotnych (Emydidae), całkiem dobrze radzi sobie na pustyni
Fot. Małgorzata Allison-Kosior
Sezon jesienno-zimowy 2000/2001 r. przyniósł rekordowe ilości opadów, dwukrotnie przewyższające wartość uważaną za maksymalną dla tego terenu. Ku zaskoczeniu mieszkańców północnej części pustyni Chihuahua, przez wiele dni z rzędu błyskawice rozdzierały niebo lub trzeba było zamykać drogi z powodu zbyt dużych ilości śniegu. Kilkakrotnie w Nowym Meksyku odnotowano gradobicia, które poniszczyły dachy domów i sieci energetyczne. Ludzie zaczęli tęsknić za słońcem. Czekając na ocieplenie zaczęto mówić, że wiosna tego roku będzie wyjątkowo piękna. Pierwsze wiadomości o „wiosennej klęsce urodzaju” dotarły do nas z parku narodowego Big Bend, z południowego Teksasu. W kilka dni później to samo zaczęło się dziać w parkach: Guadalupe Mountain (również położonym w Teksasie) Carlsbad Caverns w Nowym Meksyku. Dosłownie w ciągu jednego tygodnia zakwitła yucca, pierwsze kaktusy i maki. Wapienne skały gór, dna kanionów i równiny pokryła czerwień, biel oraz żółć. Pojawiły się płazy i gady rozgrzewające swoje ciałka po zimowej hibernacji. Z Meksyku zaczęły powracać nietoperze...
Małgorzata Allison-Kosior
Stawy rybne koło Objezierza (25 km na północ od Poznania) i przylegające do nich mokradła są miejscem występowania wielu gatunków ptaków. Do tej pory stwierdzono ich tu ponad 170, z czego 60 uznano za lęgowe. Stawy te są dobrze znane wśród poznańskich miłośników obserwowania ptaków. W okolicach stolicy Wielkopolski są jednym z najlepszych miejsc do uprawiania tego hobby. Co jakiś czas pojawiają się na stawach ptaki, które powodują u wielu ornitologów (zarówno amatorów jak i zawodowców) szybsze bicie serca. W 2001 roku jednym z takich gatunków był szczudłak (Himantopus himantopus).
Para szczudłaków
Rys. Przemysław Wylegała
Pojawiły się nad stawami wiosną. Zaraz po przybyciu samicy przyleciał samiec. Ku naszemu zdziwieniu, no i oczywiście radości, na jednym z niewielkich rozlewisk w kopalni wapna przylegającej do stawów ptaki zaczęły budować gniazdo.
Obserwacje szczudłaków były bardzo interesujące. Są to ładne ptaki i nie sposób pomylić ich z jakimikolwiek innymi. Przypominają nieco miniaturki bociana białego (Ciconia ciconia), choć są z nim dość daleko spokrewnione. Mają niezwykle długie, czerwone nogi (jak szczudła), które podczas lotu wystają im daleko poza koniec ogona. Charakterystyczny jest także długi, czarny dziób oraz czarne skrzydła kontrastujące z białym upierzeniem reszty ciała. Przedstawiciele obu płci mogą mieć ciemny wzór na głowie, który u poszczególnych osobników miewa różny zasięg. Samiec jest nieco większy od samicy i ma bardziej czarny i mocniej połyskujący wierzch skrzydeł.
Szczudłaka nie sposób pomylić z jakimkolwiek innym ptakiem
Fot. Paweł Śliwa
W naszym kraju szczudłak jest spotykany bardzo rzadko. Uznaje się go za ptaka „sporadycznie zalatującego”. Odwiedzają nas zarówno pojedyncze ptaki jak i małe stadka. Tylko wyjątkowo niektóre z nich przystępują do lęgów. O wiele liczniej gatunek ten gniazduje na południu i południowym wschodzie Europy. Zasiedla tam rozmaite płytkie zbiorniki wodne, nadmorskie laguny, ujścia rzek, stawy rybne, zbiorniki zaporowe, odstojniki ścieków i saliny (stawy służące do odsalania wody morskiej). Przeważnie gniazduje w grupach, które liczą niekiedy nawet 100 par. W ostatnich latach obserwuje się coraz więcej przypadków podejmowania przez nie lęgów w rejonach, gdzie wcześniej ptaki te nie występowały. Dotyczy to zwłaszcza krajów zachodniej i środkowej Europy. Trudno powiedzieć, czy są to oznaki ekspansji, czy sporadyczne próby gniazdowania na granicy zasięgu. Takie osiedlanie się w nowych miejscach świadczy najprawdopodobniej także o pogarszających się warunkach na terenach normalnego bytowania tego gatunku.
Szczudlak żerujący o zachodzie słońca
Fot. Piotr Skórnicki
Szczudłaki zakładają gniazda na kopcach z roślinności na płytkiej wodzie, na wysepkach wśród rozlewisk, a nawet na ziemi w oddaleniu od wody. W wysiadywaniu 3-5 jaj biorą udział oboje rodzice, ale samica robi to znacznie częściej. Jeżeli wszystko idzie pomyślnie, to po 22-25 dniach inkubacji z jaj wylęgają się pisklęta, które po miesiącu mogą już swobodnie latać. Szczudłaki koło Objezierza dochowały się w tym sezonie 4 piskląt. Niestety, najprawdopodobniej gdy młode były już lotne, 2 z nich zginęły (zostały zjedzone przez drapieżnika lub zastrzelone przez człowieka).
Mamy nadzieję, że objezierska para powróci tu przyszłej wiosny z zimowisk położonych w Afryce i znowu złoży jaja i doczeka się przychówku. Tymczasem zapraszamy wszystkich miłośników ptaków do odwiedzenia stawów koło Objezierza, może uda się wypatrzyć jakiś kolejny rzadki gatunek ptaka.
Paweł Śliwa
Początek października był tego roku wyjątkowo ciepły i zachęcał do długich, wczesnojesiennych spacerów. Oczywiście jeśli ktoś wybrał się do lasu, najczęściej uważnie patrzył pod nogi z nadzieją, że uda mu się przynieść do domu trochę aromatycznych grzybów. Mało kto (poza krasnalami) w tym samym celu zadzierał głowę i spoglądał w górę. Tymczasem całkiem sporo spośród występujących w Polsce grzybów, które rosną na pniach drzew, to bardzo smaczne gatunki jadalne. Tej jesieni jeden z nich szczególnie obrodził.
Ozorki często rosną w dziuplach
Rys. Przemysław Wylegała
Nie trzeba być szczególnie spostrzegawczym, aby na starym, próchniejącym dębie zauważyć grzyb noszący naukową nazwę Fistulina hepatica. Osobniki dorosłe przypominają kształtem huby. Od spodu mają gęsto ułożone (ale nie pozrastane ze sobą - jak u większości grzybów kapeluszowych), białe lub żółtawe rurki. Od góry zaś wyglądają jak... Nazwa gatunkowa hepatica oznacza „wątrobowy”. W rzeczywistości jednak grzyb ten od góry przypomina nie tyle płat wątroby, co raczej ogromny język. Gruba, czerwona skórka wierzchnia ma liczne, drobne, brodawkowate nierówności i pokryta jest śluzowatą galaretką - niemal do złudzenia przypomina powierzchnię języka. Wrażenie się potęguje, gdy zdecydujemy się ów owocnik chwycić. Elastyczna powierzchnia w dotyku przypomina raczej mięso niż grzyb. Jakby tego było mało, ze skraju owocnika (zwłaszcza młodego) często ściekają jakby kropelki śluzowatej „śliny” (czasami są czerwone i przypominają bardziej krew). Gdy próbowałem sprawdzić, skąd pochodzi naukowa nazwa rodzajowa, w starym łacińskim słowniku znalazłem dwa pasujące znaczenia słowa Fistula - „rurka” oraz „ustawiczne cieknięcie”.
Ozorek dębowy wygląda na przekroju jak kawałek mięsa
Fot. Andrzej Kepel
W kluczach i podręcznikach powtarza się informacja, że grzyb ten, noszący polską nazwę ozorek dębowy, może mieć maksymalną średnicę 30 cm i grubość do 6 cm. Tymczasem w tym roku znalazłem 2 egzemplarze o średnicy ponad 40 cm! W smaku zupełnie nie przypomina pieczarek czy prawdziwków. Ma delikatny, owocowy zapach i może być - po zdjęciu wierzchniej skórki - jedzony na surowo, np. jako dodatek do sałatek. Jest wyraźnie kwaskowaty. Najczęściej jednak spożywa się go przyrządzonego jak kotlet. Po angielsku nazywa się go „grzybem befsztykowym”, lub „befsztykiem biedaków”. Gdy go przekroimy, okazuje się, że również wewnątrz przypomina kawałek mięsa - jest czerwony z jaśniejszymi „żyłkami”, a młode osobniki mogą „krwawić” barwnym sokiem. Plasterki podsmażone na oleju tracą kolor i wyglądają jak kawałki boczku. Osobiście polecam cienkie (poniżej 1 cm) płaty obtoczone w mące z dużą ilością ziół prowansalskich, mocno podsmażone na oleju i posolone do smaku (uwaga - owocników smażonych nie pozbawia się skórki!).
Stary dąb pokazał ozór
Fot. Andrzej Kepel
Leśnicy niespecjalnie lubią ozorki dębowe, gdyż smakowite owocniki to jedynie zewnętrzny przejaw istnienia wewnątrz pnia rozbudowanej grzybni, powodującej brunatną zgniliznę drewna. Gatunek ten rozwija się niemal wyłącznie na pniach starych (także martwych), dorodnych dębów (Quercus), a w krajach o nieco cieplejszym klimacie także na różnych kasztanach (Castanea, Castanopsis). Owocniki pojawiają się między sierpniem a październikiem na różnych wysokościach - czasami także tuż nad ziemią. Praktycznie nie da się go pomylić z żadnym innym grzybem. Nieco podobny jest jedynie do ozorkowca dębowego (Buglossoporu pumnus). Oba te gatunki nie są jednak ze sobą spokrewnione i różnią się na tyle wyraźnie, że kto raz zobaczy ozorka, nie da się zwieść ozorkowcowi.
Fakt, że bohater niniejszego artykułu rośnie niemal wyłącznie na grubych, wiekowych drzewach sprawia, iż jest on coraz rzadszy. Brakuje bowiem jego naturalnego siedliska. Szansą na jego przetrwanie jest wyłącznie ochrona jak największej liczby starych drzew. Oczywiście ochrona prawidłowo rozumiana - czyli bez „leczenia” pni, lecz właśnie uwzględniająca wszystkie naturalne procesy butwienia i rozpadu oraz związane z nimi organizmy - owady, grzyby, porosty, mszaki...
Młody owocnik ozorka dębowego
Fot. Andrzej Kepel
W niektórych krajach - np. w Wielkiej Brytanii - traktuje się ozorka dębowego jako sojusznika w ochronie organizmów związanych z dziuplami i próchniejącym drewnem. Z braku bardzo wiekowych okazów, zakaża się sztucznie młodsze dęby grzybnią Fistulina hepatica. Rozwijające się ozorki rozpoczynają proces butwienia drewna, ułatwiając kolonizację drzewa najpierw przez inne rozliczne organizmy żywiące się drewnem, a potem także przez gatunki, których bytowanie związane jest z powstającymi stopniowo dziuplami - np. nietoperze czy różne ptaki.
Andrzej Kepel
Uwaga! Niniejszy artykuł powstał w roku 2001. Od sierpnia 2004 r. - m.in. na wniosek autora powyższego tekstu - ze względu na swoją rzadkość ozorek dębowy został objęty w Polsce ochroną gatunkową. Obecnie jego zbieranie i spożywanie jest zakazane i stanowi wykroczenie.
Czy w Polsce występują pelikany? Zapewne gdyby takie pytanie padło w jednym z popularnych teleturniejów, „prawidłową” odpowiedzią byłoby NIE. Tymczasem prawda jest odmienna. Najczęściej w naszym kraju można spotkać pelikana różowego (Pelecanus onocrotalus), choć notowano także pelikana kędzierzawego (Pelecanus crispus). Już w XIX wieku wymieniano obszar Polski jako tereny, na które ptaki te zalatują regularnie. Obecnie niemal każdego roku w prasie i telewizji pojawiają się „sensacyjne” doniesienia o zaobserwowaniu pelikanów. To właśnie dzięki jednemu z takich komunikatów mieliśmy okazję spotkać naszego pierwszego dzikiego przedstawiciela tego rodzaju.
18 października 1999 r. Telewizja Poznańska wyemitowała krótki reportaż o pelikanie, który pływał po jeziorze Zbąszyńskim. Według miejscowych wędkarzy, pojawiło się tam wówczas 5 tych ptaków, jednak cztery wkrótce odleciały i tylko jeden pozostał - za dnia żerował na pobliskich stawach rybnych, a nocował na jeziorze.
Wbrew pozorom, w Polsce również można spotkać pelikany
Fot. Andrzej Kepel
Na poszukiwanie tej ornitologicznej rzadkości wybraliśmy się 20 października. Po dłuższym penetrowaniu okolicy udało się nam ją w końcu wytropić na stawach rybnych w Zasutowie. Było to możliwe tylko dzięki pomocy Pana Walkowskiego (bardzo mu dziękujemy) - właściciela stawu, na którym ptak żerował. Okazało się, że był to samiec pelikana różowego, zwanego także pelikanem baba.
Nazwa tego gatunku pochodzi stąd, że jego pióra (zwłaszcza w okresie godowym) mają kolor różowy. Podobnie jak flamingi, pelikany te zawdzięczają barwę piór pigmentowi zawartemu w spożywanym pokarmie. Dlatego gdy np. w niewoli ptaki te są karmione nie zawierającymi barwników rybami morskimi, pozostają białe. Są jednak zawsze stosunkowo łatwe do rozpoznania po żółtym kolorze worka pod dziobem i kształcie nagiej skóry wokół oczu. W locie można je także odróżnić od pelikanów kędzierzawych po czarnych lotkach. Jest to jeden z największych ptaków latających. Rozpiętość skrzydeł dorodnego samca może osiągnąć 3,2 m, a waga do 13 kg. Samice są mniejsze - mają niewiele ponad 2,5 m rozpiętości skrzydeł i ważą ok. 8 kg. Ponieważ jednak ptaki te odznaczają się dużą zmiennością osobniczą, wielkość nie jest najlepszym wyróżnikiem ich płci. Pewniejszą cechą jest barwa charakterystycznego dla pelikanów worka rozpiętego na żuchwie. U panów mają one bardziej intensywny żółty kolor. Aby jednak prawidłowo rozpoznać samca na podstawie tej cechy, w pobliżu dla porównania powinniśmy mieć samicę. Trzecim wyróżnikiem, na podstawie którego możemy określić płeć, jest długość dzioba. U samic wynosi ona średnio 34-37 cm, a u samców 43-47 cm. Z większej odległości także i tę cechę trudno jednak precyzyjnie oszacować.
Para pelikanów różowych w delcie Dunaju w Rumunii
Fot. Paweł Śliwa
Od początku XIX wieku liczebność wszystkich europejskich pelikanów zaczęła się drastycznie zmniejszać. Przyczyn tego zjawiska jest wiele, ale dwie główne wiążą się z działalnością człowieka. Są nimi: osuszanie podmokłych terenów stanowiących miejsca lęgowe tych ptaków oraz zabijanie i niszczenie ich kolonii, jako szkodników powodujących straty w gospodarce rybackiej. W ostatnich latach liczebność tego gatunku wydaje się być stabilna, choć z niektórych rejonów docierają informacje o dalszym spadku liczebności. Tak jest np. w delcie Dunaju w Rumuni, gdzie, jak się szacuje, liczebność pelikanów różowych spadła o połowę w przeciągu ostatnich 10 lat i proces ten trwa tam nadal. Obecnie trudno jest jednoznacznie określić pierwotny zasięg występowania pelikana różowego w Europie. Prawdopodobnie zawsze był on ograniczony do południowej części kontynentu. Najdalej wysunięte na północ europejskie kolonie lęgowe znajdowały się na Węgrzech i Ukrainie. Co prawda w Wielkiej Brytanii znaleziono kości pelikanów, jednak najprawdopodobniej nie było wśród nich szczątków tego gatunku. W okresach migracji pelikan różowy dość często obserwowany jest w Europie północnej, choć brak jest dowodów na jego gnieżdżenie się tam. Obecnie w sezonie lęgowym pelikany różowe w Europie zobaczyć możemy np. na Półwyspie Bałkańskim oraz w delcie Dunaju. Największa i niezagrożona populacja tego gatunku znajduje się w środkowej i południowej Afryce. Szacowana jest ona na około 75 000 par lęgowych. Najmniej wiemy na temat populacji azjatyckiej. Z pewnością jednak tam właśnie, na jeziorze Zaisan w Kazachstanie (niedaleko mongolskiej granicy), mieści się najbardziej na północ wysunięta kolonia lęgowa.
Do Polski czasami zalatuje także pelikan kędzierzawy
Fot. Andrzej Kepel
Na zimowiska pelikany różowe odlatują od połowy września do połowy października, w grupach od 5 do 35 ptaków. Podczas lotów wykorzystują prądy wznoszące, co pozwala na uzyskanie znacznych wysokości. Obserwowano grupę pelikanów na pułapie 4 tysięcy metrów. Umiejętność wzbijania się na duże wysokości jest niezbędna pelikanom do przekroczenia gór Pamiru i Tien Szan. Podczas swoich wędrówek mogą pokonywać znaczne dystanse, nawet 2000 kilometrów, bez odpoczynku i pożywiania! Jak do tej pory, miejsca zimowania nie są dobrze poznane. Przypuszcza się, że pelikany gnieżdżące się w Kazachstanie migrują do Pakistanu. Zimowiska populacji europejskiej są jeszcze bardziej zagadkowe, za sprawą łączenia się jej podczas migracji z afrykańską populacją tego gatunku. Przypuszcza się, że miejscami zimowania są: Sudan, Iran, Arabia Saudyjska, Etiopia, Uganda i Kenia.
W okresie godowym na głowie pelikana baby pojawia się charakterystyczne zgrubienie
Fot. Piotr Ćwiertnia
Powodów coraz częstszego pojawiania się pelikanów różowych w Polsce może być kilka. Np. badania prowadzone przy użyciu telemetrii satelitarnej wykazały, iż obserwowane ptaki przed przylotem na lęgowiska znajdujące się w delcie Dunaju, wykonywały lot daleko na północ, po czym powracały do kolonii. Być może Polska znajduje się w rejonie Europy, który ptaki te - potencjalnie, podczas ocieplenia klimatu - mogłyby skolonizować. Jednak nie wyjaśnia to przyczyny pojawienia się pelikana różowego jesienią, tym bardziej, że w październiku pelikany różowe powinny być już na zimowiskach.
W omawianym przypadku najprostszym wyjaśnieniem byłaby ucieczka z ogrodu zoologicznego. W ostatnich latach jednak nie odnotowano takiego wypadku, toteż wszystkie osobniki obserwowane w Polsce pochodzą raczej z populacji wolnożyjących. Najprawdopodobniej więc obserwowany przez nas pelikan po prostu zabłądził i pozostał na kilka dni dożywiając się.
Pelikany lubią polować w grupach
Fot. Andrzej Kepel
W takich trudnych sytuacjach pelikany stają się bardzo odważne, czasami wręcz podchodzą do człowieka. „Nasz” pelikan pozwalał ludziom zbliżać się na odległość 20 metrów. Niestety, tym razem nie był tak łaskawy, i gdy nas zauważył, natychmiast przybrał pozycję alarmową (polegającą na uniesieniu dzioba wysoko do góry i rozłożeniu skrzydeł), po czym wzbił się w powietrze, przelatując nad naszymi głowami. Zataczając koła ptak wzniósł się na dużą wysokość, po czym oddalił się na zachód, w kierunku Poznania. Nazajutrz był widziany w Promnie, gdzie łowił karpie, a jeszcze tego samego dnia po południu przebywał na stawie w Kiszkowie (sąsiadującym z obecną ostoją przyrody PTOP „Salamandra”). W kolejnych dniach prawdopodobnie tego samego osobnika widziano jeszcze w okolicach Wrześni, a następnie Warszawy, po czym słuch o nim zaginął.
Piotr Ćwiertnia
Zbigniew Kwieciński
Ogród Zoologiczny w Poznaniu