Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 


Gołębie – ozdoba czy zmora miasta?

Odkąd istnieją miasta, żyją w nich dzikie zwierzęta. Poza ludźmi wiele innych gatunków zdołało przystosować się do życia w tak silnie przekształconym środowisku. Dotyczy to zwłaszcza ptaków – zdolność latania pomaga im żyć w sąsiedztwie człowieka, a jednocześnie unikać zbyt bliskich z nim spotkań. Ptaki są częścią naszego codziennego życia, choć zwykle nie zwracamy na nie uwagi, nie dostrzegamy ich.

Gołąb miejski, czyli miejska forma gołębia skalnego

Gołąb miejski, czyli miejska forma gołębia skalnego
Fot. Andrzej Kepel

Od września 2003 r. do sierpnia 2004 r. pracowałem jako wolontariusz* w Polskim Towarzystwie Ochrony Przyrody „Salamandra” w Poznaniu. Podczas tego roku, oprócz codziennych zajęć związanych głównie z pomocą przy prowadzeniu szpitalika dla nietoperzy, starałem się obserwować i notować wszystko, co dotyczy życia ptaków w środowisku miejskim. Oczywiście znaczna część tych obserwacji dotyczyła gołębia miejskiego, czyli miejskiej formy gołębia skalnego (Columba livia forma urbana). Duża liczebność tego gatunku nasuwa pytania dotyczące jego wpływu na środowisko, a także jego relacji z człowiekiem. Chciałbym się podzielić kilkoma spostrzeżeniami z moich obserwacji.

Dostępność pokarmu jedną z przyczyn dużej liczebności

Wiele osób, zwłaszcza starszych i samotnych, szukając towarzystwa gołębi dokarmia je przez cały rok, tłumacząc to sobie chęcią niesienia pomocy „biednym zwierzętom”. W niektórych miejscach ilość dostarczanych okruszków chleba czy ziarna jest tak duża, że nawet po nakarmieniu całej grupy gołębi pokarm zalega w znacznych ilościach na ziemi. W innych miejscach (np. targ na Rynku Jeżyckim) ptaki żywią się resztkami jedzenia pozostawionymi między straganami i na chodnikach. Łatwy i regularny dostęp do dużej ilości pożywienia w niektórych punktach miasta skłania ptaki do koncentrowania się i jest jedną z przyczyn ich szybkiego rozmnażania się w tych miejscach.

Rywalizacja między ptakami

Gdy zlikwiduje się jeden z czynników ograniczających liczebność ptaków, zwiększa się rola pozostałych. Duża liczebność gołębi powoduje, że w miejscach ich koncentracji zaczyna brakować dobrych miejsc do zakładania gniazd, a czasami nawet bezpiecznych miejsc odpoczynku, którymi są gzymsy, latarnie i dachy budynków.

Gołębie często muszą rywalizować o rzucane okruchy chleba

Gołębie często muszą rywalizować o rzucane okruchy chleba
Fot. Małgorzata Latanowicz

Gołąb jest gatunkiem, który żyje w stadach. Układ sił w takich grupach zależy od ich liczebności oraz od udziału w stadzie osobników dominujących, młodych i chorych. Słabsze osobniki ustępują silniejszym nie tylko podczas żerowania, ale także przy wyborze lokalizacji gniazda czy miejsca odpoczynku. Taką rywalizację obserwowałem np. w grupach gołębi zamieszkujących okolice ulic Ratajczaka, Taczaka i Święty Marcin w Poznaniu. Osobniki słabsze jako ostatnie mogły pożywić się wysypywanymi przez ludzi okruszkami, lub wręcz musiały żerować z dala od miejsca dokarmiania. Gdy podczas niekorzystnej pogody ptaki siedziały w ciasnych grupach – osobniki dominujące zajmowały zawsze miejsca najlepiej osłonięte i wewnątrz grupy, a te najsłabsze były najbardziej wystawione na wiatr, mróz czy opady. Rywalizacja dotyczy nawet rodzeństwa w gnieździe. Było to szczególnie dobrze widoczne w kolejnej z obserwowanych przeze mnie grup, zamieszkującej róg ulic Roosevelta i Dąbrowskiego. Mnogość miejsc dogodnych do zakładania gniazd oraz obfitość pokarmu w tym rejonie miasta wpływały korzystnie na liczbę składanych jaj i wyklutych piskląt. Jednak właśnie tutaj znajdowałem szczególnie dużo piskląt, które wypadły z gniazd – często były to osobniki słabsze lub chore – zapewne wypchnięte przez silniejsze rodzeństwo.

Przykłady te ukazują, że każde, nawet najbardziej dogodne środowisko, ma swoją maksymalną pojemność. Liczba gołębi nie może więc rosnąć w nieskończoność. Gdy osiąga pewien poziom, czynniki ograniczające zaczynają równoważyć zwiększoną rozrodczość lub brak innego czynnika. Dlatego w miejscach, gdzie gołębi jest wyjątkowo dużo – szczególnie licznie spotyka się też osobniki chore, wyrzucone z gniazd, ranne oraz padłe.

Przyczyny śmiertelności

Różnego rodzaju sznurki zdjęte z nóg znalezionych gołębi

Różnego rodzaju sznurki zdjęte z nóg znalezionych gołębi
Fot. Alexandre Flesh

Według moich obserwacji większość przypadków śmierci gołębi w mieście spowodowana jest przez samochody. Jednak wśród przejechanych lub uderzonych ptaków znaczna część to osobniki chore, młode, niezdolne do latania – a więc takie, których zdolność do przeżycia w ruchu ulicznym została ograniczona przez inny czynnik.

Występowanie dużych zagęszczeń gołębi, a zwłaszcza żywienie się ich stale w jednym miejscu, w którym gromadzą się także ich odchody, sprzyja rozpowszechnianiu się chorób i pasożytów. U prawie 0% znalezionych przeze mnie gołębi (osłabionych żywych lub martwych) stwierdzono objawy paratyfusu (salmonellozy) lub drożdżycy (kandydozy). W przypadku paratyfusu symptomy choroby to krętogłów oraz zaburzenia koordynacji ruchów. Oczywiście w takim stanie ptak nie może latać ani żerować – pozostawiony na ulicy skazany jest na śmierć. Drożdżyca, której objawem jest narastanie białawego nalotu wewnątrz dzioba i gardła, powoduje zablokowanie przewodu pokarmowego i uniemożliwia odżywianie się, a w późniejszym stadium również oddychanie. Według moich obserwacji choroba ta atakuje szczególnie młode osobniki latem. Grzyb (Candida sp.), który ją wywołuje, jest naturalnie obecny w przewodzie pokarmowym ptaków, nie powodując ich choroby. Jedynie osobniki osłabione są podatne na chorobę, w trakcie której grzyb namnaża się w nienaturalnie szybkim tempie.

Niektóre znalezione gołębie były nosicielami różnorodnych pasożytów zewnętrznych lub wewnętrznych. Z pasożytów zewnętrznych dość często spotykałem obrzeżki (Argasidae) i wszoły (Mallophaga). Żywiąc się krwią, mogą one przenosić różne choroby oraz inne pasożyty. Np. wszoły przenoszą tasiemca ptasiego.

Pośród znalezionych przeze mnie ptaków tylko jeden osobnik miał nowotwór. Częściej, choć także dość rzadko, spotykałem w Poznaniu przypadki celowego zabijania gołębi przez człowieka. Dwukrotnie znalazłem martwe ptaki, które zabito prawdopodobnie kamieniem, a raz na dworcu kolejowym widziałem chłopca kopiącego niezdolnego do latania gołębia. Słyszałem także o celowym truciu gołębi przez jedną z firm, jednak nie zostało to dowiedzione. Poważniejszy problem stanowią różnego rodzaju nitki i sznurki porzucane na ulicach i placach. Łatwo zaplątują się one w nogi ptaków, a następnie zaciskają na nich, powodując bolesne rany, a z czasem także martwicę palców lub całych kończyn.

Drapieżniki – koty, kuny czy pustułki – polują przede wszystkim na młode gołębie w gniazdach. Ponieważ zjadają je niemal w całości, praktycznie nie spotyka się śladów takich polowań, więc trudno ocenić skalę tego zjawiska.

Jak współistnieć?

Mieszkańcy miast bardzo chętnie dokarmiają gołębie podczas weekendowych spacerów

Mieszkańcy miast bardzo chętnie dokarmiają gołębie podczas weekendowych spacerów
Fot. Maciej Samulski



Zbyt duża liczebność gołębi nie jest korzystna ani dla samych ptaków, ani dla ludzi (którzy narzekają na ich odchody oraz mogą być atakowani przez niektóre ich pasożyty). Jak jednak utrzymać populację gołębi na takim poziomie, aby była zdrowa, nie powodowała problemów, a jednocześnie stanowiła ozdobę naszych miast?

W wielu dużych miastach świata próbowano drastycznych metod ograniczania populacji gołębi. Jednak nigdzie nie przyniosło to pożądanego efektu, a czasami wręcz spowodowało zwiększenie się liczby tych ptaków. W efekcie nagłego wzrostu śmiertelności (np. spowodowanej przez człowieka) potęguje się bowiem rozród, i populacja ulega szybkiemu odbudowaniu.

Od pewnego czasu poszukuje się bardziej humanitarnych metod regulowania liczebności gołębi. Podejmowano np. próby przemieszczania grup miejskich gołębi na tereny wiejskie. Jednak efekt był podobny, jak w wypadku zabijania – pozostałe w mieście osobniki, pozbawione konkurencji o pożywienie i miejsca lęgowe, szybko odtworzyły pierwotną liczebność stad. A wywiezione ptaki po jakimś czasie powracały na swoje, dobrze im znane tereny lęgowe...

Kolejną metodą jest podawanie gołębiom karmy ze środkami antykoncepcyjnymi. Doświadczenie pokazało jednak, że niektóre farmaceutyki stosowane przez długi okres mogą powodować skutki uboczne – powodując schorzenia u ptaków.

Obecnie wydaje się, że najskuteczniejsze jest równoczesne stosowanie kilku humanitarnych metod. Przede wszystkim należy zmniejszyć ilość pożywienia dostępnego na ulicach oraz zaprzestać dokarmiania (ew. poza okresem śnieżnej zimy). Jednocześnie należy przedsięwziąć środki uzupełniające – np. instalując specjalne gołębniki dla dzikich gołębi. Z jednej strony pozwala to gołębiom znaleźć dogodne warunki lęgowe poza obrębem budynków i pomników (dzięki temu zmniejsza się ich zanieczyszczanie), a z drugiej pozwala na kontrolę wylęgu (technik zajmujący się gołębnikiem regularnie sterylizuje część jaj, zmniejszając wylęg). Przykładem zastosowania tej kombinacji metod jest Bazylea w Szwajcarii, gdzie w latach 90. liczebność gołębi zmniejszono o połowę.

Co robić w Poznaniu?

Ważne jest, aby każde miasto wypracowało własną metodę kontrolowania populacji gołębi. Wydaje się, że w Poznaniu do najpilniejszych zadań należy utworzenie ośrodka rehabilitacji dla dzikich ptaków, do którego można by dostarczać znalezione w mieście chore lub osłabione osobniki (nie tylko gołębie). Podobnie jak w przypadku schroniska prowadzonego w Paryżu przez SPOV (Stowarzyszenie Ochrony Ptaków Miejskich), ośrodek taki, dysponując kadrą weterynaryjną, mógłby także zarządzać siecią specjalnych gołębników antykoncepcyjnych, umieszczonych w różnych dzielnicach stolicy Wielkopolski.

Z moich obserwacji poczynionych w Poznaniu wynika, że podobnie jak w wielu innych miastach Europy, pożyteczna byłaby kampania informacyjna wśród mieszkańców, dotycząca rzeczywistych przyczyn zwiększania się liczebności gołębi, skutków tego zjawiska oraz metod zaradczych. Jeśli poznamy i zrozumiemy wzajemne zależności zachodzące pomiędzy gatunkami i w ramach ich populacji, okazuje się, że niewielkim kosztem i bez stosowania środków unicestwiających żywe istoty, możemy sprawić, by zwierzęta mogły współistnieć z nami w miastach, umilając, a nie uprzykrzając nam życie.

Alexandre Flesch
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Tłumaczenie: Renata Pacześniak

*) Zagraniczni ochotnicy pomagają w pracach PTOP „Salamandra” dzięki wsparciu Wspólnoty Europejskiej w ramach Programu „Młodzież” (Akcja Wolontariat Europejski).

Wybór numeru


Uwaga. To jest artykuł archiwalny. Przedstawione w nim informacje odpowiadają sytuacji, stanowi wiedzy i przepisom obowiązującym w chwili oddawania go do druku. Obecnie mogą one być nieaktualne.