Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 


Dlaczego giną łąki?

Dawno, dawno temu, przed tysiącami lat, kiedy większość powierzchni naszej części niżowej Europy pokrywały stare, bujne, wielowarstwowe lasy liściaste (głównie grądy, w zagłębieniach łęgi, na wyniesieniach dąbrowy czy bory), w których bez trudu spotkać można było żubra, tura, wilka, rysia czy niedźwiedzia – nie było łąk. Były torfowiska, wielkie otwarte przestrzenie w dolinach rzek, szuwary, mechowiska, turzycowiska. Były gliniaste czy piaszczyste osuwiska na krawędziach dolin, na których ze względu na silną erozję nie mogły rozwijać się drzewa. Były namuliska, brzegi wód; były miejsca przy wodopojach, gdzie zwierzęta utrzymywały krótką, silnie wydeptywaną darń. Były prześwietlenia, okresowe polany wśród lasu, miejsca, w których przewróciło się kilka drzew, a dzikie zwierzęta przez jakiś czas ograniczały rozwój nowych. Ale nie było łąk kośnych, nie było pastwisk, nie było całego tego zróżnicowania, które dziś znamy – łąk trzęślicowych, selernicowych, rajgrasowych, wyczyńcowych, pastwisk grzebienicowych... Nie było, dopóki nie pojawił się człowiek i rolnictwo. Łąki i pastwiska to wspólne dzieło przyrody i człowieka.

Ekstensywny wypas bydła na łąkach jest niestety mało opłacalny

Ekstensywny wypas bydła na łąkach jest niestety mało opłacalny
Fot. Przemysław Wylegała

Zaczęło się pewnie od wypasu na wpół udomowionych zwierząt, potem okazało się, że warto zgromadzić dla nich paszę na zimę, powstała więc tradycja koszenia. Człowiek karczował las, zajmując coraz to nowe przestrzenie pod rolnictwo – w tym łąki i pastwiska, od pól uprawnych różniące się głównie tym, że nie trzeba ich każdego roku zasiewać i tworzą je wyłącznie rodzime gatunki. Ostrożeń warzywny, tojeść pospolita, śmiałek darniowy, jaskier rozłogowy, knieć błotna (kaczeniec) – to tylko niektóre spośród wielu typowych gatunków łąkowych, które spotykamy też w lasach łęgowych, skąd pochodzą. Tam muszą jednak walczyć o światło, ledwo przebłyskujące przez gęste korony drzew i krzewów. Na łące o światło konkurować nie trzeba – jest go pod dostatkiem, pojawiają się jednak inne problemy. Pierwszy, to regularna presja koszenia czy wypasu – nie każdy gatunek to zniesie. Drugi, to zwarta darń utrudniająca kiełkowanie, niedobór przestrzeni. Kto jednak sobie poradził z jednym i drugim – wygrał los na loterii: oto pojawiła się nowa nisza ekologiczna, którą może zasiedlić. Wiele gatunków łąkowych to tzw. rośliny klonalne, z powodzeniem rozmnażające się wegetatywnie, przez co niestraszne im zarówno trudności w wydaniu nasion, jak i w kiełkowaniu. Niektóre ewolucyjnie przystosowują się do tego rodzaju presji, tworząc specjalne łąkowe ekotypy. W ten sam sposób na łąki przywędrowały niektóre gatunki torfowiskowe czy zalewowe, a w miejsca bardziej suche – gatunki prześwietlonych dąbrów, polan wśród grądowych lasów, stromych, bezleśnych skarp i zboczy.

Łąki świeże – w górach wciąż pospolite, w wielu częściach niżu ginące

Łąki świeże – w górach wciąż pospolite, w wielu częściach niżu ginące
Fot. Marek Kosiński

I tak łąki trwały przez wieki w corocznym rytmie pór roku, wylewów rzek, deszczów i suszy, koszenia i wypasu. O ich zróżnicowaniu decydowało kilka czynników. Jeden z najważniejszych to warunki wodne, wynikające z ukształtowania powierzchni – od łąk bagiennych, przez wilgotne, świeże, aż do suchych muraw. Istotna jest też zmienność poziomu wody, jej ruchliwość, długość utrzymywania się, zasobność w składniki pokarmowe, w węglan wapnia... Są więc coraz rzadsze łąki zmiennowilgotne – trzęślicowe* czy selernicowe, przystosowane zarówno do intensywnych zalewów czy podtopień, jak i do okresów suszy, oraz takie, na których poziom wilgotności jest w miarę stały – na przykład kaczeńcowe. Aktualnie warunki wodne coraz rzadziej zależą od samej przyrody – człowiek intensywnie je modyfikuje. Częściowo powiązany z wodą jest typ podłoża – torf, mursz, piasek, glina, gleba o odczynie kwaśnym lub zasadowym. Ostatni ważny czynnik to sposób użytkowania, rodzaj i intensywność presji – liczba pokosów, rodzaj wypasanych zwierząt i ich liczba – ale też nawożenia i mniej znanych zabiegów łąkarskich – podsiewania, wałowania, włókowania... Każdy z typów łąk miał swoje miejsce w zajmowanej przez człowieka przestrzeni – wokół miejscowości, gdzie najwygodniej wyprowadzić zwierzęta, były one użytkowane intensywnie, im dalej od siedzib ludzkich, tym presja była mniejsza. Żyzne łąki, np. wyczyńcowe, dające dużo siana, koszone były częściej, ubogie, kwaśne, niskoproduktywne, dające siano marnej jakości – rzadziej, zwykle nie na paszę, ale na ściółkę, czasem nawet raz na kilka lat. Takie zróżnicowanie warunków ekologicznych ze strony przyrody i człowieka sprawiło, że obecnie fitosocjologia wyróżnia kilkadziesiąt zespołów roślinnych łąk, pastwisk i muraw. Niestety, ok. 75% z nich to typy zbiorowisk mniej lub bardziej narażonych na wyginięcie.

Wypas owiec wpływa na ruń inaczej niż wypas bydła

Wypas owiec wpływa na ruń inaczej niż wypas bydła
Fot. Adriana Bogdanowska

Dlaczego łąki i związane z nimi gatunki wymierają? Człowiek od tysięcy lat niszczy naturalne lasy, torfowiska, przekształca dziką przyrodę dla swoich korzyści. Ale łąki właściwie nie są dzikie, są przyrodą przekształconą, choć stosunkowo w niewielkim stopniu – i właśnie taka umiarkowana forma presji warunkuje ich niesamowitą bioróżnorodność. Jednak od czasów rewolucji przemysłowej, a szczególnie rewolucji w rolnictwie, coraz częściej znika równowaga, jaka od zawsze towarzyszyła gospodarce łąkarskiej i pozwalała łąkom trwać. Widoczne są dwa równoległe, tak samo groźne trendy, pośrednio wynikające z siebie nawzajem. Pierwszy to intensyfikacja rolnictwa. Wszystko ma być maksymalnie produktywne, tak aby z hektara zebrać jak najwięcej plonów, przynajmniej przez kilka lat, niekoniecznie przejmując się tym, co będzie potem. Tak więc zasiewamy łąkę mieszanką wysokoplonujących traw, nawozimy, może nawet polewamy herbicydem, żeby wyeliminować zbędne gatunki dwuliścienne, kosimy pięć razy w roku... i co? Na powierzchni kilkudziesięciu metrów kwadratowych znajdziemy trzy, cztery, może pięć gatunków, niekoniecznie rodzimych. Dla porównania, na przeciętnej ekstensywnie użytkowanej łące jest ich co najmniej dwadzieścia, zwykle więcej. Intensyfikacja wiąże się również ze zmianą charakteru produkcji zwierzęcej. Krowy czy świnie hodowane są na fermach bez ściółki, bardziej opłaca się też karmić je kukurydzą niż sianem. Dlatego wielkie przestrzenie łąk i pastwisk w dolinach rzek zostały zamienione na pola uprawne. Z analizy zdjęć lotniczych wynika, że na niektórych obszarach zachodniej Polski w ostatnich dziesięcioleciach zniknęło nawet 50% powierzchni łąk.

Drugi trend, zupełnie odwrotny, to zarzucanie użytkowania. Z punktu widzenia ochrony przyrody jest to w pewnym stopniu korzystne – mało dostępne miejsca w dolinach rzek, gdzie trudno dotrzeć z intensywną gospodarką, albo po prostu się to nie opłaca, spontanicznie się renaturyzują. Z drugiej strony, właśnie w ten sposób znika wiele bardzo cennych zbiorowisk łąk czy muraw zależnych od skrajnie ekstensywnej gospodarki człowieka, zbiorowisk najcenniejszych, o najwyższej bioróżnorodności – łąki trzęślicowe, niegdyś koszone raz na kilka lat czy murawy kserotermiczne, utrzymujące się dzięki umiarkowanej presji wypasu, najlepiej owiec i kóz. Taki sposób użytkowania, kiedyś powszechny, dzisiaj nikogo nie interesuje. Zarastają krzewami, lasem, czasem są wręcz zalesiane.

Zbiór skoszonego siana jest tak samo ważny jak samo koszenie

Zbiór skoszonego siana jest tak samo ważny jak samo koszenie
Fot. Marta Jermaczek-Sitak

Czy jest jakaś szansa dla łąk i pastwisk? Duża część ginących siedlisk wymieniana jest w załączniku I Dyrektywy Siedliskowej i chroniona w ramach europejskiej sieci Natura 2000. Najcenniejsze fragmenty łąk i muraw obejmowane są czynną ochroną, koszone czy wypasane w ramach specjalnych projektów nastawionych na ich zachowanie. Mechanizmem wspomagającym ochronę cennych przyrodniczo użytków zielonych są pakiety przyrodnicze programów rolnośrodowiskowych, czyli specjalne, wysokie dopłaty dla rolników, którzy mają u siebie ginące typy ekosystemów łąkowych i decydują się przez pięć lat prowadzić na nich właściwą gospodarkę. Rozwiązania te są jednak krótkoterminowe i sztuczne – cenne ekosystemy funkcjonują tak długo, jak długo zechcemy do nich dopłacać. Większe nadzieje budzi ogólnoeuropejski trend powrotu do tradycyjnych metod produkcji żywności – rolnictwa ekologicznego, nastawionego na jakość, a nie na ilość. Zdrowa żywność, oznaczona jako „bio” czy „organic” zyskuje coraz więcej zwolenników, nie tylko ze względu na swoje walory odżywcze, ale również dlatego, że jej produkcja odbywa się tradycyjnymi metodami, z poszanowaniem zasad ochrony przyrody i środowiska. Coraz więcej osób szuka dostępu do zdrowego, czystego mleka od „prawdziwej” krowy lub mięsa otrzymywanego w możliwie humanitarny sposób od zwierząt spędzających życie na świeżym powietrzu. To właściwie jedyna szansa dla łąk – inaczej to niesamowite wspólne dzieło ludzi i przyrody będziemy podziwiać tylko w rezerwatach, jak ostatnie skrawki pierwotnej puszczy czy ostatnie dobrze zachowane torfowiska.

Marta Jermaczek-Sitak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Klub Przyrodników


Ten artykuł został dofinansowany ze środków
Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska
i Gospodarki Wodnej

Wybór numeru