Las kojarzy się przeciętnemu człowiekowi z piaszczystą drogą biegnącą wśród drzew oraz mszystym kobiercem, na którym pomiędzy sosnami możemy znaleźć apetycznie pachnące grzyby. Niektóre lasy wyglądają jednak zupełnie inaczej. Należą do nich olsy - jeden z najpiękniejszych, choć jednocześnie najbardziej niedostępnych i nieprzyjaznych dla człowieka typów lasu. W olsie nie ma dróg i już po zrobieniu pierwszych kroków w jego głąb wiemy, że wędrówka po nim nie będzie beztroskim spacerem.
Olsy to lasy bardzo bogate przyrodniczo
Fot. Andrzej Kepel
Olsy porastają tereny z wysokim poziomem wód gruntowych, o utrudnionym odpływie. Miejsca takie są przez cały rok zabagnione, a okresowo całkowicie zatapiane. Siedliska olsowe związane są przede wszystkim z wodami stojącymi, a rzadziej wolno płynącymi. Na skutek panowania tak specyficznych stosunków wodnych, olsy mają bardzo charakterystyczny wygląd i zazwyczaj możemy je rozpoznać już na pierwszy rzut oka. Wokół podstaw pni drzew tworzą się porośnięte roślinnością kępy, a przestrzenie pomiędzy nimi przez większą część roku, bądź nawet stale, są wypełnione wodą. Poziom wody może sięgać od kilku do kilkudziesięciu centymetrów nad powierzchnię gruntu. Potocznie olsy nazywane są często „lasami na kępach”. Kępy takie stanowią jakby cokoły dla rosnących na nich drzew i mogą osiągać znaczne rozmiary - niekiedy ich wysokość przekracza metr, a średnica cztery metry. Poszczególne kępy (a co za tym idzie również drzewa) znajdują się nieraz w znacznej odległości od siebie. Niektóre, mało zwarte postacie olsów, przypominają raczej archipelag rozsianych na wodzie wysepek, z których każda zwieńczona jest wysokim drzewem.
Zabagnione olsy są lasami niedostępnymi i trudnymi do przebycia
Fot. Andrzej Kepel
Drzewostan olsów budowany jest prawie wyłącznie przez olszę czarną (Alnus glutinosa), mającą zazwyczaj postać strzelistego, smukłego drzewa o ciemnej korze. Czasem towarzyszą jej inne gatunki drzew: jesion wyniosły (Fraxinus excelsior), brzoza omszona (Betula pubescens), sosna pospolita (Pinus sylvestris). W podszycie - czyli warstwie krzewów - znaleźć możemy m.in. kruszynę pospolitą (Frangula alnus), czeremchę zwyczajną (Padus avium), kalinę koralową (Viburnum opulus) oraz niektóre gatunki wierzb, np. wierzbę szarą (Salix cinerea) i wierzbę uszatą (Salix aurita). Pnie i gałęzie drzew często oplecione są pnącymi się łodygami chmielu zwyczajnego (Humulus lupulus). Większość ludzi zna chmiel z uprawy i kojarzy z wyrobem piwa. Mało kto wie jednak, że miejscem naturalnego występowania tej rośliny są właśnie podmokłe lasy. Chmiel, oprócz powszechnie znanej przydatności gospodarczej, ma również duże znaczenie dla drobnych ptaków śpiewających - jego występowanie zwiększa liczbę kryjówek i miejsc dogodnych do budowy gniazd.
Wyraźnie kępkowa struktura runa jest charakte- rystyczna dla olsów porzeczkowych
Fot. Andrzej Kepel
Duża wilgotność oraz zróżnicowanie warunków panujących w olsach powodują, że runo tego typu lasu jest bardzo urozmaicone. Ma ono budowę mozaikową. W zalanych wodą przestrzeniach pomiędzy kępami (tzw. dolinkach) występują gatunki siedlisk wilgotnych i bagiennych, np. żółto kwitnąca knieć błotna (Caltha palustris) - czyli pospolity kaczeniec, karbieniec pospolity (Lycopus europaeus), pępawa błotna (Crepis paludosa), czy trująca psianka słodkogórz (Solanum dulcamara) - liana posiadająca pnącą łodygę i szkarłatne jagody. Często rosną tutaj także rośliny typowo wodne jak rzęsa drobna (Limna minor) lub mięsożerny pływacz zwyczajny (Urticularia vulgaris). Natomiast na kępach warunki do życia znajdują rośliny leśne, np. kuklik zwisły (Geum rivale), czyściec leśny (Stachys sylvatica), bluszczyk kurdybanek (Glechoma hederacea). W runie olsów, oprócz wymienionych gatunków, często możemy również spotkać kosaćca żółtego (Iris pseudacorus), wiązówkę błotną (Filipendula ulmaria), tojeść pospolitą (Lysimachia vulgaris), trzcinnika lancetowatego (Calamagrostis canecsens), śledziennicę skrętolistną (Chrysosplenium alternifolium), wiele gatunków turzyc (Carex spp.) oraz innych roślin. Bogactwo florystyczne, w połączeniu z malowniczą i nieco tajemniczą scenerią, nadaje tym lasom swoisty urok. Szczególnie pięknie olsy wyglądają późną wiosną, kiedy pomiędzy drzewami pojawiają się kwitnące kaczeńce i kosaćce, tworząc na tle lustra wody efektowną, zielono-żółtą mozaikę.
Kwitnące kosaćce żółte stanowią wiosenną ozdobę olsów
Fot. Andrzej Kepel
Z punktu widzenia nauki o zbiorowiskach roślinnych - fitosocjologii, olsy należą do klasy Alnetea glutinosae, grupującej bagienne lasy oraz zarośla olszowe i wierzbowe. Do niedawna w systematyce fitosocjologicznej wszystkie olsy ujmowano w jeden zespół. Jednak bagienne lasy olszowe wykazują zróżnicowanie zarówno pod względem swej budowy, jak i siedliska, na którym występują. Dlatego w latach siedemdziesiątych wyodrębniono dwa osobne zespoły lasów olsowych: ols torfowcowy (Sphagno squarrosi-Alnetum) i ols porzeczkowy (Ribeso nigri-Alnetum).
Bardziej znanym i rozpowszechnionym w naszym kraju zespołem jest ols porzeczkowy. Drzewostan składa się prawie wyłącznie z olszy czarnej, a kępkowa budowa dna lasu jest bardzo wyraźna. Charakterystyczny jest duży udział w runie porzeczki czarnej (Ribes nigrum), od której pochodzi nazwa zespołu. Olsy porzeczkowe występują w całej Polsce niżowej, najczęściej na obrzeżach jezior oraz w rozległych dolinach rzecznych (ale nie bezpośrednio przy ciekach), gdzie towarzyszą nadrzecznym lasom łęgowym. Ols porzeczkowy jest ostatnim etapem zarastania (sukcesji) torfowisk niskich, i przy zachowaniu odpowiednich stosunków wodnych, stanowi na torfach trwałe zbiorowisko leśne, nie ulegające dalszym zauważalnym przekształceniom.
Ols torfowcowy jest zespołem rzadszym i uboższym florystycznie. W runie obficie występują mchy torfowce, głównie torfowiec nastroszony (Sphagnum squarrosum). Większy niż w olsie porzeczkowym jest także udział gatunków typowych dla borów i torfowisk. Charakterystyczna dla olsów kępkowo-mozaikowa struktura jest tutaj słabiej widoczna. Olsy torfowcowe występują z dala od cieków, w izolowanych, bezodpływowych zagłębieniach, gdzie powierzchniowe ruchy wody są znikome. Miejsca takie prawie nigdy nie są zalewane, dlatego poziom wód gruntowych jest niższy i podlega mniejszym wahaniom niż w olsach porzeczkowych.
Nieco inaczej wygląda podział olsów w terminologii leśnej, uwzględniającej typy siedliskowe lasu. Oprócz olsu typowego wyróżnia się tutaj ols jesionowy. Nazwą tą obejmuje się bardzo żyzne postacie lasu jesionowo-olszowego, porastające miejsca mniej zabagnione, na terenach gdzie woda wykazuje ruchy powierzchniowe. Ols jesionowy, oprócz udziału jesionu w drzewostanie, wyróżnia się dużym bogactwem gatunków roślin. Zbiorowisko to jest ogniwem pośrednim pomiędzy typowymi olsami i nadrzecznymi lasami łęgowymi - w fitosocjologii niektóre postacie olsu jesionowego zalicza się do zespołu łęgu jesionowo-olszowego (Circaeo-Alnetum).
Efektownie wyglądająca psianka słodkogórz jest rośliną trującą
Fot. Andrzej Kepel
Ze względu na swoją niedostępność, olsy były słabiej penetrowane przez ludzi i w mniejszym stopniu niż inne typy lasu wykorzystywane jako źródło drewna (niestety, obecnie, w związku z dużym popytem na drewno olszowe, ta sytuacja się zmienia). Nawet w przypadku wycięcia lasu olszowego, najczęściej nie stosuje się sztucznych odnowień, a regenerację lasu pozostawia się naturze. Taki wykorzystywany gospodarczo ols łatwo rozpoznać, bowiem na kępach, zamiast pojedynczych okazów, rosną wówczas grupy młodych drzew, otaczających pniaki pozostałe po wyciętych dorodnych olszach. Jednak poważniejszym niż wyrąb niebezpieczeństwem dla istnienia lasów bagiennych jest zmiana stosunków wodnych. Każde znaczniejsze podsuszenie terenu powoduje zanikanie tych zbiorowisk i przekształcanie ich w inne, bardziej suche typy lasów. Osuszone olsy przedstawiają smutny widok - olsze czarne z nasadami pni na wysokości kilkudziesięciu centymetrów nad ziemią i częściowo odsłoniętymi systemami korzeniowymi. Miejsce gatunków bagiennych zajmują rośliny środowisk bardziej suchych, jak pokrzywa zwyczajna (Urtica dioica), czy jeżyny (Rubus ssp.). Lasy olsowe, w krajobrazie leśnym Polski, nie są w tej chwili szczególnie rzadkie. Rosną praktycznie na całym polskim niżu, jednak przeważnie na niewielkich, znacznie mniejszych niż kiedyś powierzchniach. Duże obszary porośnięte olsami występują jeszcze we wschodniej Polsce m.in. na terenach parków narodowych: Biebrzańskiego, Poleskiego i Białowieskiego.
Dla ochrony naturalnych ekosystemów olsów utworzono także kilka rezerwatów np. „Olszyny Rumockie” w woj. mazowieckim, „Olszyny Rakutowskie” w woj. kujawsko-pomorskim czy „Wilcze Uroczysko” w woj. zachodniopomorskim.
Przez długie wieki rozległe olsy i bagna stanowiły naturalną przeszkodę, niemal niemożliwą do przebycia dla ewentualnych wrogów, co niejednokrotnie pokazała historia. Również dziś przemierzanie olsów jest trudne, a niekiedy (ze względu na grząski grunt i duże odległości pomiędzy kępami) nawet niebezpieczne. Do ciężkich warunków terenowych dochodzą także inne uciążliwości - np. nieprzeliczone roje komarów i meszek. Dlatego, nawet spośród ludzi interesujących się przyrodą, większość zna wnętrza lasów bagiennych jedynie z fotografii i opisów. Dla zachowania tych ekosystemów jest to zjawisko korzystne: przynajmniej częściowo chroni je przed presją człowieka. Na pewno jednak, dla każdego wrażliwego na piękno przyrody człowieka, pobyt w prawdziwym, naturalnym olsie będzie niezapomnianym przeżyciem.
Radosław Jaros
Dość często zdarza się, że media podają informację o urodzinach w ogrodzie zoologicznym jakiegoś rzadkiego zwierzęcia. Jednakże rośliny bardzo rzadko są przedmiotem sensacyjnych doniesień. Jednym z wyjątków są przypadki zakwitnięcia dziwidła olbrzymiego (Amorphophallus titanum). Ostatni taki przypadek miał miejsce w nocy z 5 na 6 sierpnia 2001 r. w ogrodzie botanicznym Kebun Raya w Bogorze (Indonezja, ok. 45 km od Dżakarty). Kwiatostan osiągnął wysokość 252 cm i 160 cm średnicy i po zaledwie 2 dobach - w nocy z 7 na 8 sierpnia - zakończył kwitnienie. Ogród ten szczyci się posiadaniem trzech aktywnych egzemplarzy tej rośliny. Ostatnie kwitnienie tego osobnika miało miejsce w 1997 r.
Dziwidło olbrzymie w ogrodzie botanicznym Kebun Raya w Bogorze. Kolejne zdjęcia przedstawiają 1, 2 i 3 dzień od pełnego rozkwitnięcia. |
Wizerunek dziwidła olbrzymiego można znaleźć na jednym z indonezyjskich banknotów
Dziwidło olbrzymie lub po indonezyjsku Bunga Bangkai jest największym przedstawicielem rodziny obrazkowatych (Araceae), do której należą między innymi występujące w Polsce obrazki plamiste (Arum maculatum), czermień błotna (Calla palustris) i tatarak zwyczajny (Acorus calamus), a także różne gatunki uznawane za ozdobne - jak kitnia (Anthurium) czy monstera (Monstera). Jest to jednocześnie roślina odznaczająca się kwiatostanem o nadzwyczajnych rozmiarach. Z pojedynczej bulwy o ciężarze od 30 do 120 kg wyrasta kremowa kolba o wysokości od 80 do 330 cm. Otacza ją liściowata pochwa przypominająca kielich kwiatu - jest rozłożysta, o wiśniowym lub fioletowo-wiśniowym wnętrzu oraz jasnozielonej stronie zewnętrznej. Kolba pokryta jest tysiącami miniaturowych kwiatów męskich, a przy nasadzie pierścieniami czerwonych kwiatów żeńskich. Aby zapobiec samozapyleniu, w pojedynczym kwiatostanie kwiaty męskie zakwitają dopiero po przekwitnięciu kwiatów żeńskich.
Pojedynczy, pierzasto-złożony liść dziwidła wygląda jak małe drzewo
Fot. Artur Dąbkowski
Dziwidło olbrzymie zakwita zawsze w nocy. Otwarcie kielicha następuje dopiero wówczas, gdy żeńskie kwiaty dojrzeją do zapylenia. Wydziela on wówczas wyjątkowo wstrętną (wg ludzkich kryteriów) woń, która wyczuwalna jest już z odległości ok. 200 metrów. Stąd wzięła się jego indonezyjska nazwa, która oznacza „trupi kwiat”. Jednakże odwiedzający ogród Kebun Raya, którzy przyszli obejrzeć i powąchać kwitnące dziwidło, byli zawiedzeni jego legendarnym zapachem. Roślina ta jest bowiem na tyle „dobrze wychowana”, że swój odór, opisywany jako mieszanina intensywnego smrodu gnijących ryb i zdechłych myszy, wydziela przede wszystkim po zmroku, gdy ogród jest zamknięty dla zwiedzających. Smród ten ma bowiem przyciągać żerujące głównie nocą padlinożerne chrząszcze z rodzin: omarlicowatych - Silphidae (rodzaj Diamesus), kusakowatych - Staphylinidae (rodzaj gnojek - Creophilus) i żukowatych - Scarabaeidae, a także błonkówki z rodziny smuklikowatych - Halictidae. Owady te, szukając pokarmu lub miejsca na złożenie jaj, dokonują zapylenia, przenosząc pyłek z jednego kwiatostanu na drugi. Po zapyleniu, podczas drugiej nocy kwitnienia, gwałtownie wzrasta temperatura kolby (widoczne jest nawet parowanie) co powoduje osypanie resztek pyłku i zwiędnięcie pseudo-kielicha. Liściowaty twór podkwiatostanowy zamyka się, chroniąc zapylone żeńskie kwiaty, które pod ochroną gnijącej pochwy zaczynają wytwarzać owoce z nasionami. Okres otwarcia kwiatostanu nigdy nie trwa dłużej niż 2-3 dni. Czas od pojawienia się pąka do pełnego rozkwitu wynosi około trzech tygodni, podczas których przyrost na długość kolby może wynosić nawet 10 cm dziennie.
Dojrzały owocostan dziwidła olbrzymiego w Ogrodzie Botanicznym w Bonn - wynik sztucznego zapylenia
Fot. Wilhelm Barthlott
Po kwitnieniu następuje czas spoczynku trwający około 12-18 miesięcy, podczas którego Bunga Bangkai jest niewidoczne na powierzchni ziemi. Po tym okresie roślina wypuszcza tylko jeden duży liść, który wygląda jak dorodne drzewko o wysokości do 7 m i średnicy ok. 4-5 m. Liść ten utrzymuje się przez około 10-14 miesięcy, a następnie więdnie, po czym znów następuje okres odpoczynku (od 3 do 12 miesięcy), który zakończyć się może wypuszczeniem kolejnego liścia lub kwitnieniem, jeżeli bulwa jest już gotowa do produkcji kolejnego kwiatostanu. Pierwsze kwitnienie następuje zazwyczaj po około 10 latach od ukorzenienia się bulwy, a następne co 3-6 lat. Dziwidło olbrzymie nigdy nie wypuszcza jednocześnie kwiatostanu i drzewiastego liścia. Zawsze widoczne jest albo jedno, albo drugie.
Bunga Bangkai jest rośliną endemiczną Sumatry. Najczęściej spotykana jest na Sumatrze Środkowej w prowincji Jambi i Bengkulu, Sumatrze Zachodniej (dolina Anai) oraz na północy wyspy w prowincji Aceh. Jego naturalne środowisko, to wapienne skały (lub gleby z dużą zawartością wapnia) otaczające górskie strumienie. Roślina posiada doskonałe zdolności utrzymywania się na urwiskach - nawet o nachyleniu 90°, a także w wartkiej wodzie.
Rosnący kwiatostan i wygląd męskich i żeńskich kwiatków; kwiatostan w pełnym rozkwicie; liść i szczegóły jego budowy. Szkice te wykonano na podstawie pierwszego okazu, który zakwitł w 1889r. w Kew Gardens pod Londynem. |
Również w rodzimej Indonezji kwitnący w ogrodzie botanicznym Bunga Bangkai przyciąga tłumy zwiedzających
Fot. Artur Dąbkowski
Amorphophallus titanum odkrył w 1878 r. włoski botanik Odoardo Beccari. Przesłał on nasiona tej rośliny do Królewskich Ogrodów Botanicznych w Kew pod Londynem, gdzie w roku 1889 zanotowano pierwsze jego kwitnienie w warunkach szklarniowych. Obecnie, poza Kew Gardens w Wielkiej Brytanii, posiadaniem kwitnących egzemplarzy dziwidła olbrzymiego może poszczycić się ogród Hortus Botanicus w Leiden i Ogród Botaniczny Uniwersytetu Bońskiego (który ma je w swoim logo).
Kwiatostan dziwidła w logo Ogrodu Botanicznego Uniwer- sytetu Bońskiego
Amorphophallus gigas kwitnacy w 1997r. w Bogorze - przedstawiciel gatunku posiada- jącego najwyższe kwiatostany we współczesnej florze świata
Fot. Yuzammi
Często można spotkać się z informacją, że dziwidło olbrzymie to największy kwiat świata. Jest to podwójna nieprawda. Po pierwsze - jak zaznaczyłem wcześniej, wytwarza on nie pojedynczy kwiat, lecz kwiatostan składający się z mnóstwa drobnych kwiatków męskich i żeńskich. Największy pojedynczy kwiat ma żyjąca również wyłącznie na Sumatrze bukietnica Arnolda (Rafflesia arnoldi). Także w kategorii kwiatostanów, pod względem wysokości, musi ono ustąpić pierwszeństwa swemu bliskiemu krewniakowi z Sumatry - dziwidłu gigantycznemu (Amorphophallus gigas), którego kolba osiąga aż 4 m (a wg niektórych źródeł nawet do 5 m) wysokości! Niewątpliwie jest to jednak roślina, która potrafi budzić największe zainteresowanie. W połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku, gdy dziwidło olbrzymie zakwitło w Kew Gardens, niezbędna była interwencja policji, aby zaprowadzić porządek w rozemocjonowanym tłumie, chcącym zobaczyć to zjawisko. Nie tak dawno, bo w 1996 r. w Bonn, podczas paru dni kwitnienia innego okazu, tamtejszy ogród odwiedziło ponad 20.000 osób. Jest to jednak znacznie mniej niż w Ogrodach Botanicznych Huntington w San Marino, w Kalifornii. W 1999 r. pierwsze w tym rejonie świata kwitnienie Bunga Bangkai obejrzało ponad 76.000 miłośników przyrody. Oczywiście kupili oni przy okazji dziesiątki tysięcy wydanych z tej okazji koszulek, pocztówek i innych gadżetów przedstawiających dziwidło olbrzymie, znacząco wspierając budżet przeznaczony na badania botaniczne. Jak widać, przy odpowiedniej reklamie nawet rośliny potrafią wzbudzać spore emocje.
Artur Dąbkowski
W 3 dni po ukazaniu się powyższego tekstu w Kebun Raya w Bogorze zakwitł niespodziewanie kolejny Bunga Bangkai. Udało mi się uzyskać zgodę na wykonanie kilku nocnych zdjęć. Smród straszny!!! Praktycznie nie można było wytrzymać zbyt długo w pobliżu kwiatu (do 5 m). Kwiat zakwitł 16 sierpnia ok. godz. 19:00. Do momentu widocznego parowania (godz. 02.30) kolba osiągnąła wysokość 179 cm, a pochwa średnicę 98 cm (nie otworzyła się do końca). Przed parowaniem przyrost kolby wynosił ok. 3-4 cm na 30 minut. Parowanie nie było zbyt intensywne ze względu na ciepłą noc i brak deszczu oraz reflektory oświetlające roślinę (cieplo reflektorów przyciągnąło także kilka jadowitych węży, ktore podpełzły pod kwiatostan).
Artur Dąbkowski
|
|
Ten kwiatostan osiągnął „zaledwie” wysokość dorosłego człowieka |
Ze względu na „specyficzną woń” przy robieniu tego zdjęcia trzeba było na dość długo wstrzymać oddech |
Od 1 lipca 2001 r. istnieje kolejny, 23 polski park narodowy - PN „Ujście Warty”. Jego powstanie było możliwe dzięki bardzo rzadkiemu zdarzeniu. Mianowicie z wnioskiem o jego utworzenie zwracali się wspólnie: przyrodnicy, mieszkańcy, samorządy i władze wojewódzkie. Biorąc pod uwagę obecne brzmienie ustawy o ochronie przyrody, w najbliższych latach niestety nie przybędzie już Polsce więcej parków narodowych.
Park powstał w miejsce istniejącego od 1977 r. rezerwatu „Słońsk” oraz części Parku Krajobrazowego „Ujście Warty”. Położony jest na terenie województwa lubuskiego, w historycznej delcie ujścia Warty do Odry. Jego powierzchnia wynosi 7.955,86 ha.
Większość terytorium Parku już w 1984 r. została objęta konwencją Ramsar, której celem jest ochrona terenów podmokłych. Jest to jedno z najważniejszych lęgowisk ptaków wodnych i błotnych w Polsce. Spośród stwierdzonych tu do tej pory 245 gatunków ptaków, lęgi wyprowadza aż 160. Według międzynarodowej klasyfikacji BirdLife International, aż 26 z nich jest zagrożonych wyginięciem. Teren parku jest ważny dla ptaków również poza ich sezonem rozrodczym. Bardzo licznie pierzą się tu różne gatunki kaczek (Anas spp.), a także gęgawy (Anser anser), łabędzie nieme (Cygnus olor) i łyski (Fulica atra). W czasie jesiennej migracji można tu jednego dnia zobaczyć nawet 200.000 rozmaitych gęsi - głównie zbożowych (Anser fabalis) i białoczelnych (Anser albifrons). Jest to także największe w naszym kraju zimowisko łabędzi krzykliwych (Cygnus cygnus), liczące do 2.500 osobników, i jedno z ważniejszych zimowisk bielika (Haliaeetus albicilla) - do 50 osobników.
Rozlewiska Parku Narodowego „Ujście Warty” to ważna ostoja ptaków
Fot. Andrzej Kepel
Dotychczas na terenie Parku Narodowego „Ujście Warty” zanotowano także występowanie 34 gatunków ssaków, 7 gatunków płazów, 2 gatunków gadów oraz ponad 400 gatunków roślin naczyniowych. Policzenie wszystkich gatunków owadów, pajęczaków, ślimaków i innych bezkręgowców jest praktycznie niemożliwe, jednak warto zaznaczyć, że do tej pory odnaleziono tu 16 nowych dla fauny Polski taksonów zwierząt bezkręgowych.
W Chyrzynie, w obecnej siedzibie dyrekcji Parku, od 1996 roku aktywnie funkcjonuje Centrum Edukacji Przyrodniczej. Przez chroniony teren biegnie kilka szlaków pieszych i rowerowych, a także dwie ścieżki przyrodnicze. Park posiada zaplecze hotelowe dla ok. 45 osób. Warto więc podczas zbliżającej się jesieni odwiedzić tę okolicę. Jadąc tam, nie zapomnijmy zabrać lornetki.
Bartłomiej Szymański
Rak - największy z występujących w Polsce stawonogów - swoją budową przypomina dziwacznego podwodnego rycerza zakutego w zbroję i noszącego potężny oręż w postaci masywnych szczypiec. Prawie każdy, kto spędzał wakacje nad wodą, miał okazję zetknąć się z tym skorupiakiem. Nie wszyscy jednak wiedzą, że w Polsce żyje kilka gatunków tych zwierząt, choć zdecydowanie najczęściej spotykamy raka pręgowatego (Orconectes limosus), zwanego popularnie amerykańskim. Obecnie blisko 2/3 obszaru naszego kraju opanowane jest przez ten właśnie gatunek. Wstępem do jego oszałamiającej kariery w prawie całej Europie było z pozoru nieistotne wydarzenie w jednym z portów północnej Italii. W 1860 r. przybył tam z Ameryki Północnej statek, w którego komorach balastowych znajdowała się woda zawierająca zarodniki grzyba Aphanomyces astaci. Ponieważ załoga opróżniła zbiorniki, grzyb ten przedostał się do wód europejskich. Szybko okazało się, że jest to dla raków żyjących na naszym kontynencie śmiertelnie groźny patogen, wywołujący u nich chorobę zwaną - ze względu na rozmiar i tempo czynionego spustoszenia - dżumą raczą. W ciągu 40 lat wytrzebiła ona blisko 50% pogłowia raków europejskich, docierając przez kraje Europy Zachodniej aż na tereny Rosji. W wielu rzekach i jeziorach po rodzimym raku szlachetnym (Astacus astacus) czy błotnym (Astacus leptodactylus) pozostało jedynie wspomnienie.
Czasami w warunkach naturalnych nasze raki przybierają barwę błękitną. Na zdjęciu rak błotny.
Fot. Witold Strużyński
Jakby tego było mało, przedstawiciele „przemyślnego” gatunku ludzkiego, nieustannie próbujący poprawiać przyrodę, postanowili znaleźć zastępstwo dla wymarłych raków. Wybór padł na raka pręgowatego, o północnoamerykańskim (podobnie jak racza dżuma) rodowodzie. Przez tysiące, a być może nawet miliony lat wspólnego istnienia z Aphanomyces astaci, raki amerykańskie wykształciły mechanizmy odpornościowe, sprawiające, że ten pasożytniczy grzyb nie stanowi dla nich poważniejszego zagrożenia, choć mogą być jego nosicielem, przyczyniając się do przetrwania i rozprzestrzeniania się patogenu mimo braku nieodpornych raków europejskich. W grudniu 1890 r. sprowadzono z Pensylwanii 100 osobników i wypuszczono do stawów w okolicach obecnego Myśliborza, nad rzeką Myślą. Znalazły tu one idealne warunki do rozwoju i rozmnażania. Stąd rak pręgowaty zaczął rozprzestrzeniać się w wodach europejskich. Obecnie zdecydowana większość rzek, jezior i drobnych zbiorników na obszarze Polski zachodniej, północnej, południowo zachodniej i środkowej stała się siedliskiem amerykańskiego przybysza. Sprzymierzeńcami w jego ekspansji jest nie tylko odporność na dżumę raczą, ale przede wszystkim tolerancja na znaczny poziom zanieczyszczenia wód, a także wysoka rozrodczość. Poza biologią, również człowiek dopomógł rakowi pręgowatemu opanowywać kolejne wody. Następowało to z reguły poprzez świadome, choć nieprzemyślane zaraczenia. Wraz z rozprzestrzenianiem się dżumy raczej, a w ślad z nią raka pręgowatego, dramat rodzimych gatunków raków trwał. Układ sieci dróg wodnych zachodniej Europy sprzyjał szybszemu rozprzestrzenianiu się obu groźnych dla nich czynników.
Porównanie samców rodzimych gatunków raków. Powyżej rak szlachetny, poniżej błotny.
Fot. Witold Strużyński
Przypuszczalnie blisko 90% pierwotnego pogłowia raków zostało unicestwione przez wspomnianą chorobę. W Polsce jeszcze do końca lat pięćdziesiątych XX w. stan populacji raków rodzimych był zadowalający. Niestety, postępujące uprzemysłowienie kraju, regulacje rzek i intensyfikacja zabiegów agrotechnicznych przyczyniły się do dramatycznego spadku liczby stanowisk raka szlachetnego i błotnego.
Obecnie rak pręgowaty niemal całkowicie opanował wody Polski, dochodząc do linii biegnącej wzdłuż północnej granicy Wyżyny Lubelskiej, Małopolski i Beskidu Śląskiego. Jednak i na tych terenach ostały się nieliczne bastiony raków rodzimych. Rak szlachetny bywa jeszcze spotykany w kilkunastu jeziorach Pojezierza Pomorskiego, zaś rak błotny w zbiornikach powyrobiskowych Śląska. Stanowiska te mogą być swoistą rezerwą materiału do reintrodukcji raków na tereny, z których zostały już wyparte. Jednakże działania zmierzające do przywrócenia raków ich dawniejszym siedliskom wymagają starannego przemyślenia i zaplanowania.
Wiekowy samiec raka szlachetnego w sieci
Fot. Witold Strużyński
W Polsce nie prowadzi się do tej pory typowo fermowej hodowli raka szlachetnego i błotnego, choć oba gatunki były do niedawna istotnym elementem naszego eksportu. W latach dwudziestych odłowy obu tych gatunków przekraczały 610 ton rocznie. Po II Wojnie Światowej i zmianie granic Polski, najwyższy poziom eksportu odnotowano w 1956 r., w wysokości 58 ton. W latach siedemdziesiątych nie przekraczał on już 10 ton rocznie. Wprowadzenie czasowego zakazu odłowów nie poprawiło sytuacji i w latach dziewięćdziesiątych roczne odłowy wynosiły poniżej 3 ton. Przedstawiony poziom pozyskiwania raków w naszych wodach stanowi odzwierciedlenie ich sytuacji.
Wszędobylski rak pręgowaty, z charakterys- tycznymi plamami na odwłoku
Fot. Witold Strużyński
Przez dziesiątki lat nie prowadzono planowej gospodarki rakami. Eksploatowano jedynie ich dzikie populacje, bez prób celowej hodowli w sztucznych warunkach (od lat prowadzonej np. w krajach skandynawskich oraz w Niemczech). Obecnie raki rodzime spotykane są niezwykle rzadko, a większość naszych wód śródlądowych przejął w swoje niepodzielne władanie wszędobylski rak pręgowaty. Od blisko 10 lat jego sukces w wodach Polski próbuje powtórzyć kolejny gatunek rodem z Ameryki Północnej - rak sygnałowy (Pacifastacus leniusculus). Szybkie tempo przyrostu i atrakcyjna z handlowego punktu widzenia budowa (masywne, duże szczypce) spowodowały, że hodowcy tego gatunku w Polsce liczą na uzyskanie w krótkim czasie znacznych dochodów.
Samica raka błotnego przemierzająca dno w trakcie żerowania
Fot. Witold Strużyński
Niestety, podobnie jak w przypadku raka pręgowatego, rak sygnałowy może być nosicielem dżumy raczej. Według badań szwedzkich, w pewnych warunkach stresowych utajona forma dżumy może u raka sygnałowego przechodzić w formę ostrą, powodując w przeciągu kilku godzin śmierć raków oraz rozprzestrzenianie się patogenu. Tym samym wsiedlenie raka sygnałowego do wód Polski, zwłaszcza na obszary występowania raków rodzimych, może doprowadzić do spotęgowania ich zagrożenia.
Trudno obecnie przewidzieć dalsze losy raków w wodach Polski. Przypuszczalnie europejskie gatunki raków będą nadal poddawane stałej presji czynników środowiskowych, włącznie z ekspansją raków pochodzenia amerykańskiego. Pewną szansą dla rodzimych gatunków jest ochrona czynna oraz bezpośrednia opieka nad istniejącymi populacjami, prowadzona zarówno przez lokalną ludność, jak i pozarządowe organizacje przyrodnicze. Liczę, że ratowanie rodzimych raków znajdzie sprzymierzeńców również wśród czytelników tego artykułu.
Nie ma jak u mamy! Usamodzielniające się młode raczki pręgowate podczas pierwszego spaceru po swojej cierpliwej matce.
Fot. Witold Strużyński
W kolejnym numerze Biuletynu postaram się objaśnić tajniki wiarygodnego rozpoznawania występujących w Polsce raków. Umiejętność ta może okazać się przydatna, gdyż prawdopodobnie 3 sierpnia 2001 r. wejdzie w życie nowe rozporządzenie o ochronie gatunkowej zwierząt, wg którego oba rodzime gatunki tych skorupiaków zostaną objęte częściową ochroną prawną.
Witold Strużyński
Zakład Zoologii SGGW w Warszawie
Utworzona przez „Salamandrę” społeczna ostoja przyrody w Kiszkowie obfituje w rozliczne ptactwo. Niemal każdy kolejny dzień przynosi obserwacje przedstawicieli kolejnego gatunku - zakładających gniazdo lub jedynie posilających się tam podczas przelotów. Więcej piszemy o tym w artykule Raj nie tylko dla ptaków. Są to jednak w większości taksony, które są rodzime dla Polskiej fauny. Od czasu do czasu można tu także spotkać ptaki, które w naszym kraju goszczą dość rzadko. Wiosną 2001 r. na stawy zaleciała z dalekiej północy niewielka gęś - bernikla białolica (Branta leucopsis). Obserwowano tu też pelikana różowego (Pelecanus onocrotalus) oraz występującą w Azji czajkę towarzyską (Chettusia gregaria). Jednakże 30 maja otrzymaliśmy informację, która przeszła nasze najśmielsze oczekiwania - na stawach w Kiszkowie żerował... ibis czczony (Threskiornis aethiopicus)!
Przycięte w ZOO lotki nie przeszkadzały temu ibisowi sprawnie latać
Fot. Andrzej Kepel
Ibis czczony jest ptakiem dość pospolitym, ale w Afryce, na południe od 17o szerokości geograficznej północnej. Lokalnie występuje także na Bliskim Wschodzie, w Iraku i Iranie. Jakiś czas temu powstała niewielka, odosobniona, wolnożyjąca populacja tego gatunku także we Francji. Czasami pojedyncze osobniki z tej populacji zalatują do innych krajów Europy Zachodniej. Do tej pory w Polsce tylko raz zauważono ptaka z tego gatunku. Było to w październiku 1993 r. na stawach w Przygodzicach.
Ibisy czczone spotyka się zarówno pojedynczo, jak i w wielkich stadach. Zazwyczaj żerują na terenach podmokłych lub przy brzegach wód słodkich i słonych. Ze względu na bardzo charakterystyczne ubarwienie i kształt, praktycznie nie da się ich pomylić z jakimikolwiek innymi ptakami. Są nieco mniejsze od bocianów. Od zasadniczo białego upierzenia, u osobników dorosłych odcina się czarna, naga głowa i szyja, duży czarny dziób, czarne nogi oraz opadająca na ogon kępa długich czarnych piór na grzbiecie.
Ten łabędź czarny to zapewne uciekinier z niewoli
Fot. Andrzej Kepel
Kontrastowe, biało-czarne ubarwienie sprawiło, że w starożytności uważano ibisa czczonego za symbol sprzeczności - nocy i dnia lub kobiety i mężczyzny. Nazwa gatunkowa tego ptaka wzięła się stąd, że już w starożytnym Egipcie czczono go jako zwiastuna pory przyboru Nilu (te żerujące na rozlewiskach ptaki przylatywały, gdy poziom Nilu zaczynał się podnosić). Oddawano mu wówczas niemal boską cześć, a w przypadku znalezienia martwego osobnika, często go balsamowano. Do dziś odnajdywane są egipskie mumie ibisów, które swoją liczebnością ustępują jedynie mumiom kotów. Ze względu na charakterystycznie wygięty kształt dzioba, w starożytności traktowano ibisy także jako symbol księżyca, związanego z bóstwami lunarnymi - Izydą i Hermesem.
Pojawienie się ibisa czczonego w Polsce jest dużą ornitologiczną sensacją. Ponieważ osobnik ten nie miał na nogach żadnych obrączek, można było przypuszczać, że pochodzi on z którejś z dzikich populacji (np. z Francji). Informację o tej obserwacji podano m.in. w ogólnopolskich telewizyjnych Wiadomościach. Niestety, po przeprowadzeniu małego dochodzenia okazało się, że jest to najprawdopodobniej jeden z trzech ibisów, które parę tygodni wcześniej uciekły z Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu. Ponieważ jednak we współczesnej sztuce traktuje się ibisy m.in. jako symbol wytrwałości w dążeniu do celu, chcemy więc wierzyć, że jego pojawienie się w Kiszkowie jest dobrą wróżbą, zapowiadającą powodzenie naszych starań mających na celu tworzenie tamtejszej społecznej ostoi przyrody. Ponieważ na kiszkowskich rozlewiskach ptak ten znalazł doskonałe warunki do żerowania, zabawił tam dłużej. Ostatni raz widziano go pod koniec lipca.
Łabędź czarny przyleciał do Kiszkowa z grupą łabędzi niemych
Fot. Andrzej Kepel
Nie trzeba było jednak długo czekać na pojawienie się kolejnej ornitologicznej sensacji. 14 sierpnia , w grupie ok. 25 normalnych, białych łabędzi pływających po kiszkowskich stawach, zauważono pojedynczego łabędzia zupełnie czarnego! To nie jest dziennikarska kaczka! W Polsce normalnie występują 3 gatunki łabędzi. Zdecydowanie najczęstszy jest łabędź niemy (Cygnus olor). Podczas przelotów spotkać można także łabędzie czarnodziobe (Cygnus columbianus) oraz łabędzie krzykliwe (Cygnus cygnus) - kilka par tego ostatniego gatunku gnieździ się w naszym kraju. Wszystkie one są śnieżnobiałe. Jednakże wśród żyjących na świecie łabędzi jest jeden gatunek odznaczający się niemal zupełnie czarnym upierzeniem (białe są jedynie końcówki lotek w skrzydłach). Łabędź czarny (Cygnus atratus) występuje normalnie w Australii, na Tasmanii, a w wyniku introdukcji także na Nowej Zelandii. Ostatnio w Europie tworzy się powoli jego dziko żyjąca populacja, powstająca z osobników, które uciekły z niewoli. Najczęściej można je spotkać w Holandii, gdzie co roku pierzy się* na jeziorze IJsselmeer. Jest to prawdopodobnie dopiero piąte notowanie przedstawiciela tego gatunku w naszym kraju!
Fakt, że w ciągu ostatnich miesięcy mieliśmy możliwość zaobserwować na stawach kiszkowskich tyle rzadkich gatunków ptaków wodno-błotnych potwierdza, że panują tu idealne warunki dla tej grupy zwierząt. Obecnie teren społecznej ostoi przyrody w Kiszkowie jest jednym z najcenniejszych pod względem przyrodniczym miejsc w Wielkopolsce. Zapraszamy wszystkich do odwiedzania tego obiektu i wypatrywania razem z nami kolejnych ornitologicznych ciekawostek.
Andrzej Kepel