W drugim półroczu 2005 r. specjaliści z „Salamandry” prowadzili zajęcia podczas dwóch szkoleń dotyczących przestrzegania CITES (Konwencji o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem), zorganizowanych przez WWF dla Policji, a także wystąpili jako prelegenci podczas seminariów zorganizowanych w związku z tym samym tematem przez Polskie Biuro REC dla prokuratorów, pracowników Inspekcji Weterynaryjnej i innych zainteresowanych instytucji.
Andrzej Kepel
Niech taki widok na stałe wpisze się w krajobraz Opolszczyzny
Fot. Marek Szczepanek
Na przełomie lipca i sierpnia 2005 r. w ramach prowadzonego przez PTOP „Salamandra” Programu „Suseł”, w okolicach Kamienia Śląskiego w województwie opolskim została wypuszczona na wolność pierwsza grupa 79 susłów moręgowanych. Dzięki temu po prawie 30-letniej nieobecności gatunek ten znów występuje w Polsce na wolności. W tym samym czasie wykorzystywana do Programu grupa hodowlana w poznańskim ZOO została uzupełniona o 102 osobniki odłowione na terenie należącym do międzynarodowego lotniska w Budapeszcie. Z powodu wyjątkowo ciepłej jesieni zarówno susły wypuszczone na wolność na Opolszczyźnie, jak i osobniki z ogrodzie zoologicznym były aktywne wyjątkowo długo. Ostatnie obserwowano na powierzchni ziemi jeszcze pod koniec października (zwykle rozpoczynają hibernację we wrześniu). Obecnie należy mieć nadzieję, że susły bezpiecznie przetrwają zimę, a wiosną ochoczo i z powodzeniem przystąpią do godów.
Andrzej Kepel
Zawsze marzyłam, by zobaczyć dzikie konie na wolności. Galopujące tabuny można podziwiać w filmach przyrodniczych o Australii lub Ameryce Północnej, nie brakuje ich też w westernach. Ale choć ich widok pobudza wyobraźnię, nie są to prawdziwe dzikie zwierzęta, tylko żyjące na swobodzie zdziczałe konie domowe. Aby więc spełnić to marzenie, musiałam się skupić na koniach Przewalskiego. Ich poszukiwanie zaczęłam podczas studiów.
Do parku narodowego Hustain Nuruu od głównej drogi odbija trakt i wije się pomiędzy rozlicznymi pagórkami. Niełatwo tu o autostop, jednak niekiedy się udaje...
Fot. Anna Grebieniow
Pierwszy trop znalazłam w Internecie – stronę holenderskiej organizacji Foundation Reserves for the Przewalski Horse (FRPH), która wtedy prowadziła program ochrony i reintrodukcji koni Przewalskiego w Mongolii. Dyrektor Fundacji, pani Inge Bouman, naprowadziła mnie na kolejny ślad – Park Narodowy Hustain Nuruu, 100 km od Ułan Bator. Teraz już mogłam wysłać list bezpośrednio do dyrekcji tego Parku. Odpowiedź, która stamtąd nadeszła, zawierała post scriptum: „A najlepiej niech Pani przyjedzie i sama zobaczy dzikie takhi* tu u nas na stepach. Zapraszamy”. Nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać...
Parę miesięcy później uśmiechnięty dyrektor Parku z ożywioną gestykulacją opowiadał mi coś po rosyjsku, prowadząc samochód wąską nitką wyboistej, mongolskiej drogi. Jechaliśmy na spotkanie takhi – prawdziwych dzikich koni (zobacz też: Mongolia – kraina stepu - SALAMANDRA 1/2004), ostatnich żyjących przodków konia domowego. Przed setkami lat ich obecność na tych pustkowiach była czymś zupełnie normalnym. Teraz trzeba wynająć samochód i trochę się natrudzić, by je znaleźć. Pod wieczór konie Przewalskiego przychodzą do wodopoju, wtedy najłatwiej je zobaczyć. Ale zacznijmy od początku...
Konie zajmują w kulturze mongolskiej istotne miejsce – znajdują się na odwrocie wszystkich aktualnych banknotów
Fot. Anna Grebieniow
Konie są nieodłącznym elementem mongolskiej kultury, a dzikie takhi są uosobieniem wolności, którą ten pasterski lud szczególnie miłuje. Motyw konia pojawia się na znaczkach pocztowych, pocztówkach, banknotach, przedmiotach codziennego użytku, na zdobieniach strojów oraz w piosenkach. Jeden z tradycyjnych instrumentów szarpanych, morin-khur ma na zwieńczeniu gryfu rzeźby końskich głów. Dziki koń Przewalskiego zajmuje zaszczytne miejsce w logo Parku Hustain Nuruu.
Konie Przewalskiego (Equus przewalskii) to najbliżsi żyjący do dzisiaj przodkowie konia domowego. Pochodzą z tej samej rodziny koniowatych (Equidae), jednak różnią się zarówno pod względem morfologicznym, behawioralnym jak i genetycznym – mają o dwa chromosomy więcej (66), niż konie domowe (64).
Umaszczenie koni maskuje je w miejscach piaszczystych lub na spłowiałej trawie. Gdy kryją się wśród skał, można ich nie zauważyć przechodząc nawet dość blisko. Najłatwiej je wypatrzyć gdy przebywają na odsłoniętej zielonej przestrzeni.
Fot. Anna Grebieniow
Biorę do ręki pocztówkę z fotografią dzikiego konia i zastanawiam się, czy można się pomylić. Hm, nie sądzę. Na pierwszy rzut oka widać inną budowę, inne proporcje, odmienne umaszczenie niż u zwykłych, domowych koni. Są niskie (ok. 130 cm w kłębie), o krępej budowie ciała, cechuje je też dość duża głowa. Niemal bułane umaszczenie (tak określa się konia o beżowym, żółtawym kolorze sierści, czarnych kończynach, grzywie i ogonie) sprawia, że idealnie maskują się pośród skał, piachu i płowych traw. Na grzbiecie i bokach sierść jest brązowordzawa, kasztanowata, rzadziej gniada, brzuch jest jasnożółty, beżowy. Szczególnie rzuca się w oczy brak grzywki na czole i krótka, stercząca, czarna grzywa. Podoba mi się krótki, zaokrąglony pysk rozjaśniony na końcu, jakby właśnie został umoczony w mleku. Jaśniejsza jest też nasada ogona. Na kończynach widać poprzeczne pręgowania, a wzdłuż całego grzbietu biegnie ciemna pręga. Zimą całe porastają długą sierścią, nieco jaśniejszą od szaty letniej. Bardzo silne kopyta pozwalają im bez problemów poruszać się po skalistym i kamienistym gruncie.
Nazwa gatunkowa – koń Przewalskiego – pochodzi od nazwiska polskiego pułkownika, będącego na służbie u cara. Pułkownik Przewalski organizował wyprawy badawcze do Azji i jako pierwszy sprowadził do Europy w 1878 r. skórę i czaszkę dzikiego konia. Wbrew pozorom nie on pierwszy zaobserwował te konie na wolności. Jedynie słyszał o nich z relacji tubylców. Jednak na podstawie przywiezionych przez niego trofeów gatunek ten został po raz pierwszy opisany przez rosyjskiego naukowca Poliakova w 1881 roku. „Według słów tubylców konie te trzymają się dużymi stadami i są bardzo ostrożne, a spłoszone przez człowieka uciekają bez oglądania się przez kilka dni i powracają na dawne miejsce po roku albo dwóch. Dzikie konie wszystkie są gniade, lecz mają czarny ogon i grzywę (...)” N. M. Przewalskij.
Źrebięta rodzą się późną zimą i wczesną wiosną. Wtedy, poza surowym klimatem, czyha na nie jeszcze inne poważne zagrożenie – wilki. Nie jest to jednak czynnik w istotnym stopniu wpływający na liczebność dzikich takhi. Ich populacja stale rośnie.
Fot. Anna Grebieniow
Najstarsze dowody istnienia dzikich koni w typie konia Przewalskiego datuje się na ok. 20 tys. lat temu. Rysunki naskalne znalezione w jaskiniach i grotach Włoch, zachodniej Francji i północnej Hiszpanii ukazują kształty zwierząt o charakterystycznych cechach konia Przewalskiego, tj. pręgowanych kończynach i sterczącej grzywie. Po ostatnim zlodowaceniu, które miało miejsce kilkanaście tysięcy lat temu, gatunki i ekosystemy stepowe dużej części Europy oraz Azji zostały wyparte przez ekosystemy leśne. Były to trudne czasy dla koni żyjących dotąd tylko na stepie. Niektóre z nich zaadaptowały się do nowych warunków, część jednak przeniosła się w głąb stepów euroazjatyckich, skąd przemieściła się dalej na wschód, zasiedlając głównie tereny obecnej Mongolii, Mongolii Wewnętrznej i północno-zachodnich Chin.
Przewodniczką haremu jest stojąca najwyżej w hierarchii klacz, natomiast ogier pełni rolę jego opiekuna i obrońcy
Fot. Anna Grebieniow
Niestety, konie Przewalskiego nie przetrwały na tych
terenach do czasów współczesnych, a przyczynił się do tego głównie człowiek. W
okresie podbojów mongolskich urządzano polowania na dzikie konie, by zaspokoić
głód i pozyskać skóry dla wielotysięcznych armii. Szczególnie czasy krwawych
rządów ekspansywnego mongolskiego władcy Dżyngis Chana (XII/XIII w.) poważnie
zdziesiątkowały populacje koni, osłów i baktrianów (wielbłądów dwugarbnych). W
późniejszych czasach dzikie konie, jako zwierzęta płochliwe, trudne do złapania
i przez to dla myśliwych szczególnie atrakcyjne, trafiały jako drogocenny
prezent na dwory cesarskie oraz do zamożnych kolekcjonerów rzadkich zwierząt.
Urządzano też na nie polowania dla uczczenia wyjątkowych okazji. Przykładowo,
imperator Mandżurii, pod koniec XVIII wieku, zorganizował polowanie, w którym
brało udział ok. 3 tys. naganiaczy i myśliwych. Zabito wówczas ok. 300 dzikich
koni. Odławiano też młode osobniki w celu krzyżowania z końmi udomowionymi.
Uzyskane potomstwo cechowała większa siła i odporność. Ponadto plemiona
koczownicze rozwijały się ekspansywnie, przemieszczały w głąb stepów i
osiedlały przy ujęciach wody. Liczne stada zwierząt gospodarskich stawały się
poważną konkurencją dla dzikich roślinożerców, którzy spychani byli w stronę
pustyni Gobi i gór Tien-Shan. Tereny te, niestety, nie były przyjazne dla
dzikich koni. Tamtejszy klimat nie rozpieszczał – podczas bardzo ostrych zim
temperatura spadała nawet do –50ºC. Szczególnie duże straty w ich
populacji przyniosły zimy w 1944 r. i w 1956 r. Stada zostały zdziesiątkowane.
W rezultacie gatunek został skazany na wymarcie w środowisku naturalnym. Rżenie konia Przewalskiego można było posłyszeć jeszcze w 1968 r., na pograniczu Mongolii i Chin. Wtedy po raz ostatni odnotowano ten gatunek na wolności.
Przejeżdżając pociągiem przez tamte rejony nie miałam wątpliwości, że nie ma tam warunków do życia dla dzikich koni. Za oknami godzinami przesuwały się monotonne obrazy surowych, pozbawionych roślinności skał, przeplatanych wydmami. W swoim notesie zapisałam: „Całkowite pustkowia, brak trawy. Nie, to na pewno nie jest dom dla koni”.
Zanim dzikie konie całkowicie wyginęły, odłowiono wiele osobników i umieszczono w ogrodach zoologicznych na całym świecie. Dzięki skutecznej reintrodukcji od kilkunastu lat konie Przewalskiego znowu cieszą się wolnością.
Miejscami, w których obecnie można spotkać konie Przewalskiego na wolności (dzięki programom reintrodukcyjnym), są: wspomniany w artykule Park Narodowy Hustain Nuruu, dolina Takhin Tal w Ałtaju Gobijskim (ok. 60 koni) i Homiin Tal w rejonie Zavhan (kilkanaście koni).
Obecnie w Mongolii, dzięki programom reintrodukcji, dzikie konie żyją w trzech miejscach: Hustain Nuruu, Takhiin Tal i Homiin Tal
Fot. Anna Grebieniow
Program reintrodukcji dzikich koni w Mongolii zapoczątkowany został przez holenderskich badaczy Iana i Inge Bouman z FRPH. Dzięki badaniom genetycznym określającym stopień spokrewnienia (inbredu) osobników, wyselekcjonowano konie, które stały się fundamentem hodowlanym obecnej populacji wolnościowej. Drugą wojnę światową przeżyło jedynie 31 koni Przewalskiego, z czego tylko 13 osobników zakwalifikowało się do dalszej hodowli. Od nich pochodzi obecna populacja dziko żyjąca, reintrodukowana w Mongolii. Na wolność miały zostać wypuszczone młode konie, które urodziły się w półrezerwatach, czyli na specjalnie wydzielonych terenach, gdzie stworzono zwierzętom możliwość rozwoju w warunkach z ograniczoną ingerencją człowieka (w Niemczech i Holandii) i miały być przez to lepiej przygotowane do życia w warunkach naturalnych, na mongolskich stepach.
Park narodowy Hustain Nuruu charakteryzuje unikatowy krajobraz – poza górzystym stepem są tu rozliczne formacje skalne, tereny podmokłe oraz pasma wydm
Fot. Anna Grebieniow
Tak też się stało. W latach 1992–2000 do Mongolii przyjechało 86 koni. Powrót rodzimego takhi wzbudził ogromny entuzjazm wśród rdzennych mieszkańców Mongolii. Na lotnisko wylegały wiwatujące tłumy, a w Parku Narodowym Hustain Nuruu odbyły się uroczyste ceremonie z tej okazji.
Największy, a zarazem pionierski program reintrodukcyjny, przeprowadzono w Parku Narodowym Hustain Nuruu. Żyje tam obecnie najliczniejsza populacja tych koni na świecie – w sierpniu 2004 r. było ich 170 (17 haremów i 1 stado kawalerskie). Zwierzęta mają do dyspozycji teren o powierzchni ok. 65 tys. ha i są pod stałą obserwacją pracowników Parku. Z początku prowadzono pomiary telemetryczne, jednak zrezygnowano z nich, głównie z powodu częstych przypadków kradzieży sprzętu oraz zdzierania przez konie obroży z nadajnikami. Obserwacje koni odbywają się w taki sposób, by nie ingerować w ich życie. Nie są dokarmiane, leczone ani odrobaczane.
W naszym kraju żyją obecnie (w niewoli i stanie półwolnym) koniki polskie, które są potomkami tarpanów (Equus gmelini) – dzikich koni występujących pierwotnie na terenie Europy (do XVIII wieku ich zasięg obejmował obszar aż do Wołgi). Tarpany zamieszkiwały zarówno tereny stepowe jak i leśne. Można je było spotkać jeszcze pod koniec XIX w. Gatunek ten całkowicie wyginął z powodu tępienia przez człowieka, presji cywilizacyjnej i krzyżowania się z końmi domowymi.
Konie Przewalskiego są bardzo płochliwe, dlatego trudno do nich podejść na odległość mniejszą niż 100 m
Fot. Anna Grebieniow
Któregoś razu zapytałam pana Sukh’a, który jest jednym z dyrektorów w Hustain Nuruu, czy mają problem z końmi wychodzącymi poza obręb Parku. Odpowiedział bez namysłu „dlaczego miałyby wychodzić, tu mają jak w niebie, tu jest końskie Eldorado. Dalej są tylko ludzie i nie ma trawy”. Pan Sukh pracuje tu od lat, doskonale zna się na dzikich koniach i lubi o nich opowiadać. Dowiedziałam się również, że mogę tu przyjechać na wolontariat, co niestety sporo kosztuje...
Moją uwagę zwraca zachowanie ogiera. Stoi samotnie, na małym wzniesieniu poza haremem i bacznie kontroluje sytuację. Jego uszy intensywnie pracują, widać że się niepokoi. Może podeszliśmy za blisko. Po chwili konie przebiegły za wzgórze. Wyraźnie było widać, że stadem kieruje najstarsza klacz. Pośród kilku dorosłych osobników hasały kilkumiesięczne źrebaki. Urodziły się już tu – na stepie – pod koniec zimy lub wczesną wiosną. Część młodych padła ofiarą wilków, jednak większość przeżyła i od urodzenia hartowała się w surowych warunkach. Można tak godzinami siedzieć z lornetką i aparatem pośród skał, wpatrując się w te piękne zwierzęta, które przetrwały prawie niezmienione od czasu epoki lodowcowej.
Anna Grebieniow
Jesienią br. członkowie Nadnoteckiego Koła PTOP „Salamandra”
zorganizowali seminarium przyrodnicze pt. „Pożegnanie lata”, które odbyło się w
sali kinowej Miejskiego Centrum Kultury w Czarnkowie. Jego uczestnicy mieli
okazję wysłuchać kilku specjalnie na tę okazję przygotowanych wykładów, które
dotyczyły m.in. przyrody doliny Noteci, ptasich wędrówek na zimowiska oraz
skutecznych działań na rzecz ochrony przyrody w Polsce. „Salamandra” miała
okazję zaprezentować swoje działania także podczas Powiatowego Święta Plonów
2005 r. w Lubaszu, gdzie miała swoje stoisko.
Marek Maluśkiewicz
Sylwetki ptaków są częstym motywem w sztuce. Ich wizerunek (w głównej roli, czy na dalszym planie – w tle) jest elementem wielu obrazów, rzeźb lub innych dzieł. Również projektanci monet, opracowując nowe wzory, niejednokrotnie sięgają do tematyki ptasiej.
Szczególny ptak – orzeł – pojawia się na polskiej monecie od setek lat. Jego wizerunek widnieje na każdym awersie monet II i III Rzeczpospolitej (w koronie) oraz PRL (bez korony). Wygląd orła zmieniał się z biegiem czasu. Mimo że już w okresie międzywojennym przyjęty był wizerunek znany nam obecnie, to w późniejszym czasie ptak herbowy wielokrotnie jeszcze przyjmował inną pozę, zmieniał korony, a czasem przechodził zupełną metamorfozę. Wygląd orła był często zdeterminowany tematyką monety, a czasami po prostu fantazją jej twórcy. Studium wyglądu naszego orzełka jednak nie jest przedmiotem tego tekstu.
Pierwowzorem dzisiejszego godła był wizerunek orła na monecie upamiętniającej Konstytucję 3 Maja. Naturalna sylwetka pięknego orła, podrywającego się do lotu ze szczytu kolumny (pomnik przy muzeum), widnieje także na monecie upamiętniającej rocznicę utworzenia polskiego muzeum w Rapperswil (Szwajcaria). Orzeł dźwiga także tarczę herbową Sobieskich, unosząc się na dwuzłotówce przed wilanowskim pałacem. Orzeł (bądź jego połówka) pojawia się też na monetach z herbami województw oraz na rocznicowych monetach związanych z państwowymi instytucjami.
Ptaki pojawiają się na polskich monetach także w roli symbolicznej. Na monecie wybitej z okazji tysiąclecia śmierci świętego Wojciecha, pośród bogatej symboliki, dostrzec można na szczycie roślinki siedzącego koguta, będącego symbolem Chrystusa, zmartwychwstania i zapału religijnego. Czuwa on nad złożonym obok ciałem męczennika.
Na próbie upamiętniającej 40-lecie ONZ widnieje symbol pokoju – picassowski gołąbek, trzymający w dziobie gałązkę oliwną z pięcioma listkami, oznaczającymi być może kontynenty. Nie zabrakło też gołąbka pokoju na dziesięciozłotówce wybitej ku czci „Papieża Pielgrzyma”. Sylwetka gołębia siedzącego na ramieniu krzyża, w bijących od niego promieniach, jest symbolem pokoju, który Ojciec Święty zaniósł w swojej posłudze narodom całego świata. W 2005 roku pojawił się kolejny gołąbek pokoju na monecie upamiętniającej zakończenie wojny – przysiadł znacząco na lufie karabinu.
Symbolika ptasia jest niezwykle bogata, ale na monetach odnajdujemy ją głównie w związku z tematami chrześcijaństwa i światowego pokoju.
Pierwowzór dzisiejszego godła |
Gołąb pokoju na krążku upamiętniającym światową misję Papieża Pielgrzyma |
Para łabędzi i Pałac Królewski w Łazienkach |
|
||
Orzeł dźwigający tarczę herbową Sobieskich przed pałacem w Wilanowie |
Wzlatujące w niebo mityczne tsuru (jap. żuraw) na monecie wyemitowanej z okazji wystawy EXPO w Japonii |
Głuszec – pierwsza „ptasia” moneta z serii ze zwierzętami |
|
||
Próbna moneta z gołąbkiem pokoju |
Żurawie przelatujące nad Kolumną Zygmunta w Warszawie |
100-złotówka z „boćkiem” na łące |
|
||
Okazały łabędź w towarzystwie „brzydkich kaczątek” |
Próbna moneta z puszczykiem |
Dudek w krajobrazie Polski |
|
Rodzina puchaczy |
Bielik w czystym złocie |
|
Pomijając kwestię godła, pierwszy raz ptaki zawitały na naszych monetach w 1965 roku. Na skromnej dziesięciozłotówce można wypatrzyć klucz żurawi lecących nad Kolumną Zygmunta w Warszawie. Później posłużono się wizerunkiem pary łabędzi, które obok pawia są niejako symbolem Warszawskich Łazienek. Głównym motywem jest tu jednak widoczny w tle Pałac na Wodzie.
Na tło polskiej monety wkradły się także egzotyczne ptaki: australijski emu i papuga, które razem z kangurem i uzbrojonym tubylcem stanowią otoczkę portretu Pawła Strzeleckiego – podróżnika i odkrywcy australijskich zakątków. Jest to jedyna moneta, na której wspólnie występują dwa gatunki ptaków (nie licząc orzełka). Ich obecność można jednakże traktować symbolicznie – cały zestaw drobnych detali ma nam sugerować, że chodzi o Australię, z którą Strzelecki związał swoje życie.
Teraz przyjrzymy się serii „Ochrona środowiska” i „Zwierzęta świata”. Mamy tu może niewielkie bogactwo gatunkowe, ale za to aż 11 motywów (5 prób).
Jako pierwszy honorowe miejsce na monecie zajął głuszec – kniaź puszcz i mateczników. W 1980 roku na lustrzanej stuzłotówce pojawił się dorodny tokujący na gałęzi samiec. Przed emisją próbowano jeszcze wizerunku koguta z kurą tego gatunku, ale zdecydowano się na bardziej efektowną wersję z samcem wypełniającym całe pole. Głuszec nie jest powszechnie znanym ptakiem, ale stanowi niejako symbol ochrony przyrody. Trudno by także było o bardziej okazałego ptaka, który jest jednocześnie tak skryty i niedostępny w swoich nielicznych ostojach.
Dwa lata po głuszcu postanowiono uhonorować monetą naszego Wojtka, czyli bociana. Pierwszą wersję (dorosły ptak stojący na gnieździe w towarzystwie młodego) odrzucono. Na monecie kolekcjonerskiej znalazł się bocian kroczący dostojnie po „zielonej” łące. Bocian to zupełne przeciwieństwo głuszca; żyje na otwartych terenach, blisko człowieka; jest znany i lubiany.
Po kolejnych dwóch latach na numizmatyczny rynek wypłynął pięciusetzłotowy łabędź z dwojgiem „brzydkich kaczątek”. Z dwóch propozycji – z młodymi i bez – wybrano łabędzią rodzinę. To już trzeci gatunek w serii. Z początku wyraźnie upodobano sobie ptaki okazałe i efektowne. Ten zwyczaj stopniowo się zmieniał, ale trudno oczekiwać, by na monecie uwieczniano zwierzę całkiem nieznane przeciętnemu odbiorcy.
Rok 1986 przyniósł trzy różne wizerunki sów (uszatki i puszczyków). Na wszystkich brakowało jednak informacji, jaki to gatunek. Przecież dla większości ludzi sowa to... sowa.
Przed denominacją uwieczniono jeszcze jaskółkę. Moneta przedstawiała dymówkę karmiącą trójkę piskląt. Był to pierwszy ptak z tej serii, który znalazł się na monecie obiegowej (o nominale 20 000 zł) i mógł w ten sposób trafić do naszych portfeli.
W mennicy państwowej bite są w dużych ilościach monety z metali szlachetnych (głównie złota, srebra i platyny), które wykorzystuje się do celów inwestycyjnych – są to tzw. monety bulionowe. Ich cena jest ściśle związana z aktualnie obowiązującymi cenami kruszcu na rynku. W złocie wybija się wizerunek dumnego orła – bielika, który widnieje na pięćdziesięcio-, stu-, dwustu- i pięciusetzłotowych monetach.
W 2000 roku wyemitowano siedzącego na wierzbowej gałęzi dudka, przed którym roztacza się typowy wiejski krajobraz.
W 2005 roku kolekcja wzbogaciła się o puchacza, który jest najrzadszym z ptaków uwiecznionych na monecie. Wielka sowa z trójką młodych na gnieździe patrzy czujnie przed siebie.
I tak kończy się przegląd kolekcji ptasich monet. Jak widać, nawet mając takie hobby, jak kolekcjonowanie monet, możemy się sporo nauczyć o przyrodzie.
Tekst i zdjęcia: Witold Muchowski