Ludzie od dawna zastanawiali się nad znaczeniem snów. Powstały nawet całe zbiory wiedzy (tajemnej) na ten temat – senniki – gdzie można znaleźć skatalogowane w porządku alfabetycznym wyjaśnienia „typowych” snów. Ale czemu piszę o snach, a nie – jak zwykle – o płazach? Ano, bo mi się właśnie drugą noc z rzędu śniły... żaby!
Masywne przednie kończyny samców żab trawnych ułatwiają im trzymanie samicy w trakcie godów
Fot. Jan Ciesielski
Co to może oznaczać? Skorzystałem z Internetu, wrzuciłem w wyszukiwarkę hasło „znaczenie snów” i wyświetliły mi się linki do wielu stron na ten temat. Na jednej z nich znalazłem alfabetyczny sennik. Klikam na literkę „ż”... Jest! „Żaby: jeść – wysokie godności; rechotanie – szczęśliwa przyszłość; widzieć w wodzie – duże pieniądze; zabijać – szkodzisz samemu sobie.”
Hm... samemu sobie szkodzić nie będę – to dobra wiadomość. Wysokie godności na razie mnie ominą, a poza tym – no, no – niezłe perspektywy! No tak, ale ze mną to nie taka prosta sprawa. Mnie, jako herpetologowi (naukowiec badający płazy i gady – przyp. red.) – co prawda w zasadzie „niepraktykującemu” – przyśniły się nie po prostu jakieś tam żaby, tylko konkretnie – żaby brunatne, a jeszcze konkretniej – żaby trawne. Poszukam dalej. No nie, nie ma nic o żabach trawnych ani brunatnych. O co zatem chodzi? No tak. To chyba oznacza, że czas najwyższy ukończyć artykuł o... żabach brunatnych! A już myślałem, że to zapowiedź szczęśliwej przyszłości i dużych pieniędzy. Chociaż... właściwie jedno drugiego nie wyklucza, mam nadzieję.
Para żab trawnych
Fot. Renata i Marek Kosińscy
Wspólną nazwą „żaby brunatne” objęto trzy występujące w Polsce gatunki żab: żabę trawną (Rana temporaria), żabę moczarową (R. arvalis) i żabę dalmatyńską (R. dalmatina). Podczas gdy dwa pierwsze są pospolite i spotykane na całym obszarze naszego kraju, to trzeci jest u nas prawdziwą rzadkością. Dość powiedzieć, że ja – poniekąd specjalista od płazów – nigdy nie miałem okazji obserwować w naturze żab dalmatyńskich. Do niedawna w ogóle powątpiewano w obecność tych płazów w obrębie naszych granic, jednak w latach 80. potwierdzono ich stanowiska w Polsce Południowowschodniej. W odróżnieniu do „żab zielonych” (zobacz: Zielono mi - SALAMANDRA 2/2004) – żaby brunatne nie tylko nie są... zielone, ale także są znacznie bardziej od nich lądowe i nie krzyżują się między sobą. Dla przypomnienia: żaba wodna (Rana esculenta), jedna z trzech form żab zielonych, jest krzyżówką (tzw. hybrydogenetycznym mieszańcem) żaby jeziorkowej (R. lessonae) i żaby śmieszki (R. ridibunda).
U godujących samców żab brunatnych skóra jest nabrzmiała i tworzą się fałdy, co spowodowane jest gromadzeniem się dużej ilości limfy pod skórą
Fot. Renata i Marek Kosińscy
Jak łatwo się domyślić, żaby brunatne trafiły pod ten wspólny szyld ze względu na ubarwienie – w zależności od gatunku, płci, środowiska itd. mniej lub bardziej brunatne. Statystycznie największą z żab brunatnych jest żaba trawna. Samice tego gatunku osiągają ok. 5–11 cm długości, samce nieco mniej – od 4 do 10 cm. Ubarwienie grzbietowej strony ciała żaby trawnej ma zabarwienie brązowe, czasem nieco szarawe, oliwkowe, aż do zgniłozielonego, z plamami, których barwa może być najróżniejsza – od czarnej, przez różne odcienie brązu aż do różowej. Po bokach głowy znajdują się ciemnobrązowe lub czarne plamy skroniowe. Górne powierzchnie tylnych kończyn pokryte są przeważnie ciemnymi poprzecznymi prążkami. Ubarwienie brzusznej strony ciała jest jaśniejsze, białawe, lub żółtawe, często z drobnymi, ciemniejszymi od tła plamkami. Żaby moczarowe są mniejsze od trawnych. Dojrzałe płciowo osobniki tego gatunku osiągają długość 4–8 cm. Ubarwienie ciała jest zasadniczo bardzo podobne do ubarwienia żab trawnych. Zdarzają się osobniki (szczególnie w zachodniej części kraju), u których na grzbiecie, wzdłuż kręgosłupa, występuje jaśniejszy pasek. Żaby dalmatyńskie osiągają od ok. 6 do maksymalnie 10 cm długości, są zatem nieco większe od moczarowych i trochę mniejsze od trawnych. Ich ubarwienie... jest bardzo podobne do ubarwienia dwóch pozostałych form.
Ogólny wzór ubarwienia
żab brunatnych jest następujący:
– grzbietowa strona ciała –
różne odcienie brązowego z plamami (u żab trawnych tworzące czasem specyficzny
„marmurkowaty” wzór), czasem z jaśniejszym paskiem (żaby moczarowe);
– ciemne plamy na skroniach;
– ciemne pręgi na tylnych
kończynach;
– brzuch jasny, czasem z
drobnymi, ciemniejszymi plamkami.
Biorąc pod uwagę ogromną zmienność ubarwienia, nawet w ramach tego samego gatunku, łatwo dojść do wniosku, że określenie przynależności gatunkowej poszczególnych osobników tylko na tej podstawie jest niezmiernie trudne, o ile w ogóle możliwe. Jak to zatem zrobić? Trzeba wziąć pod uwagę inne cechy morfologiczne. I tak: żaba trawna, oglądana z góry, ma pysk szeroki, tępo zakończony. Łatwo to zapamiętać, znając jej łacińską nazwę: temporaria – tępy pysk. Pamiętajmy tylko, że nie wszystko, co ma tępy pysk, to żaba... Żaba moczarowa i dalmatyńska mają pysk wyraźnie bardziej spiczasty, trójkątny. Kolejną cechą odróżniającą poszczególne gatunki jest wielkość tzw. modzeli podeszwowych – rogowych wyrostków na pięcie. U żaby trawnej modzele są niewielkie, wyraźnie większe u żab moczarowych, a u dalmatyńskich mają wielkość... pośrednią. Na szczęście żaby dalmatyńskie mają zdecydowanie najdłuższe (wśród żab brunatnych) kończyny tylne – sporo dłuższe niż u żab moczarowych, z którymi najłatwiej byłoby je pomylić. Dzięki temu potrafią bardzo daleko – nawet do 2 metrów – skakać. Stąd ich inna, polska nazwa – żaba zwinka.
W przytrzymaniu śliskiej skóry samicy pomagają samcom silnie zgrubiałe i wypukłe modzele godowe
Fot. Renata i Marek Kosińscy
Jak już wspomniałem wyżej, żaby brunatne są znacznie bardziej lądowe niż żaby zielone. Wszystkie trzy gatunki zamieszkują dość zróżnicowane środowisko – lasy, tereny uprawne, łąki, sady, ogrody, parki – często oddalone od zbiorników wodnych. W praktyce, na tym samym obszarze spotkać można zarówno żaby trawne, jak i moczarowe, a pewnie – tam gdzie występują – także dalmatyńskie, przy czym te ostatnie uważane są za najbardziej ciepłolubne i występują na terenach dobrze nasłonecznionych, a co za tym idzie – łatwo nagrzewających się, zapewniających jednak niezbędną płazom wilgoć. Na lądzie żaby brunatne poruszają się długimi skokami, przy czym palma pierwszeństwa w tej dziedzinie należy się – oczywiście – żabom dalmatyńskim. Podobnie jak żaby zielone, także żaby brunatne są drapieżnikami, zjadającymi... wszystko co mniejsze od nich, czyli przede wszystkim bezkręgowce (owady, pajęczaki, ślimaki, dżdżownice), ale czasem także mniejsze płazy, a nawet (trawna) małe jaszczurki. Żaby brunatne mogą być aktywne zarówno w dzień, jak i w nocy. Ich aktywności za dnia sprzyja deszczowa pogoda. W gorące, suche dni chowają się w miejscach zacienionych, wilgotnych.
Żaby brunatne odbywają gody i składają jaja w różnego rodzaju niewielkich zbiornikach wodnych – stawach, jeziorkach, torfiankach, rowach melioracyjnych, rozlewiskach, a nawet w wolno płynących odcinkach rzek lub w płytszych miejscach większych jezior (żaba trawna). Charakterystyczne dla tych płazów są masowe wędrówki do miejsc rozrodu, rozpoczynające się czasem już pod koniec lutego, kiedy tylko się nieco ociepli (na czas ochłodzenia mogą być przerywane). Bardzo często zdarza się, że szlaki, którymi poruszają się żaby brunatne, przecinają drogi. Wiele z nich ginie w tym czasie pod kołami samochodów. Jako pierwsze, zwykle w połowie marca, a najdalej na przełomie marca i kwietnia, gody rozpoczynają żaby trawne. Krótko później dołączają żaby moczarowe, a tam, gdzie występują żaby dalmatyńskie – również one. Terminy godów wszystkich żab brunatnych nakładają się na siebie częściowo tak, że można je spotkać w jednym zbiorniku wodnym w tym samym czasie.
Godowisko żab moczarowych
Fot. Renata i Marek Kosińscy
Samce żab trawnych wabią samice wydając charakterystyczne, niskie, gardłowe głosy godowe „krrrrrrrrrrrrrrrrrrrr”. Przypominają one nieco skrzypienie skórzanego pasa albo... odgłos napinanej cięciwy łuku. W każdym razie ja mam takie skojarzenia. Należy przy tym zaznaczyć, że żaby trawne nie są szczególnie uzdolnione wokalnie – głosy te są ciche, słyszalne jedynie z niewielkiej odległości, a to z powodu braku zewnętrznych rezonatorów (które mają np. żaby zielone) – żaby trawne mają parzyste rezonatory wewnętrzne. Podobna uwaga dotyczy pozostałych gatunków żab brunatnych, z tym że głosy godowe żab moczarowych przypominają raczej... bulgotanie wody w gejzerach, a głosy godowe żab dalmatyńskich są do nich podobne, ale jeszcze cichsze – u tego gatunku w ogóle brak rezonatorów.
Samce żab trawnych mają w okresie godów charakterystyczną szatę – podgardle przybiera niebieskawą barwę, plamy na grzbiecie częściowo zanikają, a skóra na całym ciele staje się znacznie bardziej uwodniona. W wyniku tego panowie-żaby stają się wtedy jakby... galaretowaci. Ponadto, na pierwszym palcu dłoni samców pojawiają się w tym czasie szorstkie modzele godowe pomagające w przytrzymaniu partnerki podczas łączenia się żab w pary, czyli tzw. ampleksus. Najbardziej atrakcyjnie w okresie godowym prezentują się samce żab moczarowych – cała ich skóra na grzbiecie jest liliowa bądź niebieska. Godujące samce gromadzą się zwykle masowo w jednym miejscu zbiornika wodnego, tworząc niebieskoliliowe kobierce. U żab dalmatyńskich brak wyraźnie zaznaczonej szaty godowej, występują jednak modzele godowe.
Samice żab trawnych składają skrzek bezpośrednio do wody lub przyczepiają go do roślin wodnych. Ma on formę pakietów, które liczą od 900 do ok. 4000 jaj – u żab moczarowych od ok. 200 do ok. 3000, a u dalmatyńskich od kilkuset do niemal 2000. Jaja żab brunatnych – w zależności od warunków termicznych – rozwijają się przez ok. 2–3 tygodnie. Po tym czasie wylęgają się z nich kijanki, bardzo podobne do siebie u wszystkich gatunków. Po ok. 2–3 miesiącach kijanki przeobrażają się w małe żabki i masowo opuszczają zbiorniki wodne, tworząc czasem prawdziwe roje – wygląda to, jakby muchy obsiadły brzeg stawu.
Niektóre, co sprytniejsze samce starają się zdobyć względy samicy już w trakcie wędrówki do stawu
Fot. Adriana Bogdanowska
Pod koniec września i w październiku żaby brunatne zapadają
w sen zimowy. Zimują zarówno w wodzie, np. na dnie strumieni lub małych rzek –
zwłaszcza żaby trawne – jak i na lądzie w różnego rodzaju ziemnych kryjówkach,
czasem wspólnie z innymi płazami. I śpią... aż do wiosny. Na co i ja, patrząc
na aurę za oknem, miałbym ochotę. A skoro mowa o spaniu – wróćmy jeszcze na
chwilę do snów. W jednym z internetowych senników znalazłem coś takiego: „Znak
żaby może odzwierciedlać pragnienie znalezienia pięknego księcia, tak jak
księżniczka pocałowała żabę i przemieniła się ona w księcia. To może być znak
transformacji i znalezienia piękna pod powierzchnią brzydoty.” O nie – żadnego
księcia nie chcę znaleźć! Ale gdyby ktoś z czytelników (a pewnie bardziej –
czytelniczek) chciał, to polecam... żaby śnić.
Albin Pawłowski
Główny akt prawny dotyczący zachowania naszego dziedzictwa przyrodniczego – ustawa z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody – stanowi (w art. 91), że organami w zakresie ochrony przyrody są: minister właściwy do spraw środowiska, wojewoda, starosta oraz wójt, burmistrz albo prezydent miasta. Cóż to oznacza?
W przypadku ministra „właściwego do spraw środowiska” (obecnie – po prostu ministra środowiska) i wojewodów sprawa jest w miarę oczywista. Ustawa nadaje tym organom (osobom pełniącym te funkcje) mnóstwo obowiązków i uprawnień związanych z ochroną przyrody. Jednak skutki dodania do listy organów ochrony przyrody starostów oraz wójtów, burmistrzów i prezydentów miast są bardziej skomplikowane i dyskusyjne.
Wójt (w przypadku miast – burmistrze lub prezydent miasta)
jest jednoosobowym organem wykonawczym samorządu gminnego, kierownikiem urzędu
gminy. Poza nadaniem mu godności organu w zakresie ochrony przyrody, ustawa
wymienia wójta (i jego miejskich odpowiedników) jeszcze w odniesieniu do trzech
zagadnień:
- musi poinformować zarządzającego ogrodem botanicznym lub
zoologicznym o niektórych inwestycjach planowanych w sąsiedztwie ogrodu (art.
66);
- wydaje zezwolenia i pobiera opłaty za usuwanie drzew lub
krzewów, a także wymierza, pobiera lub umarza kary za ich nielegalne usunięcie
oraz za niszczenie terenów zieleni (art. 83–89);
- niezwłocznie przekazuje wojewodzie otrzymane zawiadomienia
o odkryciu przez kogoś kopalnych szczątków roślin lub zwierząt (art. 122).
Jak widać, dwa z tych trzech punktów dotyczą po prostu
obowiązku wysyłania pism. Jedynie w odniesieniu do drzew i krzewów uprawnienia
są realne i od decyzji wójta rzeczywiście coś zależy. Warto zaznaczyć, że te
uprawnienia wójt posiadał także za panowania poprzedniej ustawy, wg której nie
był organem ochrony przyrody.
Starosta to przewodniczący zarządu powiatu – kolegialnego
organu wykonawczego władz tej jednostki samorządu terytorialnego. Ustawa o
ochronie przyrody nadaje mu następujące obowiązki i uprawnienia:
- prowadzi rejestr zwierząt, którymi handel podlega
ograniczeniom na podstawie prawa Wspólnoty Europejskiej (art. 64);
- posiada uprawnienia wójta dotyczące drzew i krzewów
rosnących na nieruchomościach będących własnością gminy (art. 90).
Poza tym... Hm! Poza tym wyraz „starosta” nie pojawia więcej w
tej ustawie...
Skoro na starostów i wójtów nie nałożono niemal żadnych nowych obowiązków, ani nie dano im nowych uprawnień związanych z ochroną przyrody, dlaczego nagle uznano ich za „organy w zakresie ochrony przyrody”? Podczas prac nad tą ustawą dało się zauważyć, że lobby samorządowe jest w naszym parlamencie bardzo silne. Nic dziwnego – wszak niektórzy posłowie wywodzą się właśnie z samorządów, a dla wielu innych są to lądowiska awaryjne w wypadku przegranych kolejnych wyborów do Sejmu. Niestety – w odniesieniu do ochrony przyrody lobby to starało się przede wszystkim osłabiać przepisy ochronne i zapobiegać jakimkolwiek ograniczeniom, które mogą z potrzeb tej ochrony wynikać. Twórcy projektu ustawy uznali, że nałożenie na organy samorządowe formalnej odpowiedzialności za skuteczną ochronę przyrody może pomóc w przełamaniu tych destrukcyjnych dążeń. Ponieważ w administracji rządowej za organy ochrony przyrody uznano ministra i wojewodów, „konsekwentnie” także w przypadku samorządów wymieniono organy jednoosobowe. Tymczasem ustawa rzeczywiste uprawnienia przekazuje w zupełnie inne ręce.
Choć rady gmin nie są wymienione jako organy ochrony
przyrody, w rzeczywistości mają mnóstwo ważnych uprawnień w tej dziedzinie.
Przede wszystkim:
- utworzenie, likwidacja lub zmiana granic parku narodowego
czy krajobrazowego wymaga zgody rady gminy (art. 10, 16 i 19);
- jeśli wojewoda chce zlikwidować obszar chronionego
krajobrazu lub zmienić przebieg granic nie powodując jego powiększenia, musi
zasięgnąć opinii rady gminy (negatywna opinia nie blokuje decyzji), ale już
utworzenie nowego lub powiększenie istniejącego obszaru chronionego krajobrazu
wymaga jej zgody; tymczasem rada gminy może sama powoływać, a także likwidować
i zmieniać granice powołanego przez siebie obszaru chronionego krajobrazu bez
konsultacji czy uzgodnień (art. 23);
- projekty listy obszarów Natura 2000 oraz zezwolenia na inwestycje
na tych obszarach wymagają opinii właściwych rad gmin, a projekty planów
ochrony tych obszarów muszą być przez rady zatwierdzone („uzgodnione”) (art.
27, 29 i 33);
- rady gmin mogą samodzielnie tworzyć lub likwidować pomniki
przyrody, stanowiska dokumentacyjne, użytki ekologiczne i zespoły
przyrodniczo-krajobrazowe (art. 44) oraz parki gminne (art. 81);
- utworzenie ośrodka rehabilitacji zwierząt wymaga opinii
rady gminy (art. 75);
- rada gminy jest obowiązana zakładać i utrzymywać w
należytym stanie tereny zieleni i zadrzewienia (art. 78);
- przedstawiciele rad gmin wchodzą w skład rad naukowych
parków narodowych (art. 98) i rad parków krajobrazowych (art. 99).
Jak widać, choć rady gmin nie są wymienione jako „organy w
zakresie ochrony przyrody”, w porównaniu ze starostami i wójtami mają
nieporównanie więcej uprawnień. Oczywiście wójtowie, burmistrzowie i prezydenci
muszą realizować uchwały gmin wynikające z ich uprawnień, ale to odrębne
zagadnienie.
Poza nielicznymi uprawnieniami i obowiązkami, które ustawa nakłada bezpośrednio na starostów i wójtów, są też i obowiązki dotyczące wszystkich organów ochrony przyrody. Wynikają one z art. 59 i 60 ustawy.
Art. 59 mówi, że organy ochrony przyrody są obowiązane do inicjowania i wspierania badań naukowych w zakresie ochrony przyrody. „Obowiązane” – można więc próbować domagać się wypełniania tych obowiązków. W przypadku gmin i powiatów szczególnie właściwe byłyby badania wymienione w pkt. 4 tego artykułu – wspieranie przez nie kontroli (monitoringu) zmian w liczebności lokalnych populacji rzadkich i chronionych gatunków roślin i zwierząt – zwłaszcza tych, których byt jest zagrożony przez realizowane w gminach i powiatach inwestycje. Niektóre gminy już to robią – np. prezydent Poznania regularnie zleca rozpoznanie cennych pod względem przyrodniczym obszarów, a w Kielcach realizowany jest wieloletni program inwentaryzacji fauny ptaków tego miasta.
Jeszcze ważniejsze są postanowienia art. 60 ust. 1 ustawy o ochronie przyrody. Stanowi on, że organy ochrony przyrody podejmują działania w celu ratowania zagrożonych wyginięciem gatunków roślin, zwierząt i grzybów objętych ochroną gatunkową. Jeśli zagrożenia dla osobników z tych gatunków wynikają ze zmian w środowisku, na podstawie ust. 2 tego artykułu obowiązek podejmowania działań spoczywa przede wszystkim na wojewodzie. Ale kto jest odpowiedzialny za likwidację innych zagrożeń – np. minimalizację konfliktów wynikających z sąsiedztwa zwierząt i ludzi (nietoperze na strychu, ptaki w szczelinach budynków itp.)? Kto powinien zadbać o tworzenie i funkcjonowanie ośrodków rehabilitacji dzikich zwierząt? Może właśnie gminne i powiatowe organy ochrony przyrody? Być może lepiej by było, gdyby obowiązek ten spoczywał na organach uchwałodawczych, jednak skoro ustawa obarcza nim starostów, wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, warto zgłaszać im tego typu problemy i próbować egzekwować zajęcie się nimi. Zasada dura lex sed lex tym razem ma zastosowanie nie do obywateli, ale do władz!
Andrzej Kepel
Sobota, 16 kwietnia, godzina 9.30. Przed budynkiem Starostwa Powiatowego w Czarnkowie stoi grupka kilkunastu osób. Pół godziny później jest ich już 130. Wszyscy gotowi do wspólnej wędrówki. W końcu, kilka minut po godzinie 10.00, wymarsz.
Tak wyglądały pierwsze minuty wiosennego rajdu pieszego „Szlakiem Nadnoteckich Łęgów”, w którym wzięła udział rekordowa liczba osób, głównie uczniów szkół podstawowych i gimnazjów z powiatu czarnkowsko-trzcianeckiego. Rajd zorganizowało Nadnoteckie Koło PTOP „Salamandra”, a jego uczestnicy mieli do pokonania około 7 kilometrów. Trasa prowadziła polnymi drogami, wśród nadnoteckich łąk – z Czarnkowa do śluzy Lipica i z powrotem. W trakcie przemarszu kilkakrotnie robiono postoje, podczas których odbywały się pogadanki, m.in. o powstaniu doliny Noteci, jej znaczeniu oraz charakterystycznych dla tego obszaru ptakach. Trzeba przyznać, że pogoda była wymarzona. Dopisały również ptaki. Udało się zaobserwować kulika wielkiego (Numenius arquata) – najciekawszego ptaka doliny Noteci, a także inne interesujące gatunki, m.in. rycyki (Limosa limosa), krwawodzioby (Tringa totanus) i kszyki (Gallinago gallinago).
W samo południe uczestnicy rajdu dotarli do terenowego punktu edukacji przyrodniczej, położonego koło śluzy. Tu na wszystkich czekała kiełbaska z ogniska. Czynny był również sklepik „Salamandry”, w którym można było zaopatrzyć się w najnowsze wydawnictwa Towarzystwa. Swoją obecnością zaszczyciły nas władze powiatu czarnkowsko-trzcianeckiego oraz miasta i gminy Czarnków.
Podczas spotkania przy Lipicy krótko przedstawiono dotychczasowe działania Nadnoteckiego Koła PTOP „Salamandra” i plany na najbliższy okres. Po odpoczynku rozpoczął się konkurs będący sprawdzianem wiedzy zdobytej podczas rajdu. Wszyscy jego uczestnicy otrzymali upominki. Powrót do Czarnkowa trwał znacznie krócej, mimo że rajdowicze jeszcze kilkakrotnie się zatrzymywali, by podziwiać przyrodę, w której już na dobre zagościła wiosna. Niestety znajomość przyrody Doliny Noteci jest nadal bardzo nikła wśród tamtejszych mieszkańców, dlatego tak ważne jest promowanie wartości przyrodniczych tego terenu. Nie da się ukryć, że zapotrzebowanie na tego typu imprezy terenowe ciągle wzrasta. Cieszy nas fakt, że coraz młodsi ludzie chcą w nich uczestniczyć i coraz większe jest zainteresowanie aktywnymi działaniami na rzecz różnych gatunków roślin i zwierząt. Kilkugodzinna wycieczka pod Czarnków pokazała, że wcale nie trzeba organizować dalekich i kosztownych wypraw, aby móc obserwować prawdziwe perełki przyrodnicze. Mamy nadzieję, że kolejne organizowane przez nasze Koło imprezy będą równie udane.
Marek Maluśkiewicz
Nadnoteckie Koło PTOP „Salamandra”
Rajd nie odbyłby się, gdyby nie pomoc sponsorów. Dziękujemy Starostwu Powiatowemu w Czarnkowie oraz Zakładom Mięsnym Andrzeja Kuchty w Hucie. Serdecznie dziękujemy też naszym wolontariuszom.
Rzadki gatunek nietoperza – mroczek posrebrzany – w ostatnich latach coraz częściej spotykany jest w miastach
Fot. Andrzej Kepel
„Miejska pustynia”. Osiedla wielkopłytowe. Po prostu blokowiska. W powszechnym wyobrażeniu ostatnie miejsce, w którym można spotkać jakiekolwiek dzikie zwierzęta, a już na pewno nie należące do chronionych i zagrożonych gatunków. Choć uchodzą one za tereny nie grzeszące urodą architektoniczną, krajobrazową ani – tym bardziej – walorami przyrodniczymi, przez wiele gatunków zwierząt obejmowane są w posiadanie równie szybko jak inne zakątki przekształcone przez człowieka. W szczelinach między betonowymi płytami, a nawet na balkonach i gzymsach, gnieżdżą się liczne ptaki, głównie z gatunków wywodzących swój rodowód z terenów bogatych w urwiska i ściany skalne. Niektóre z nich, jak jerzyk (Apus apus) czy pustułka (Falco tinnunculus) wykorzystują miasta jako najważniejsze miejsca swojego występowania w nizinnej części Europy. Wreszcie, osoby mające dość wytrwałości aby kontynuować obserwacje miejskiego życia po zachodzie słońca, dostrzegą wylatujące z różnych zakamarków nietoperze. Podobnie jak w przypadku ptaków, również tym skrzydlatym ssakom sprzyja niechlujstwo, z jakim wznoszono wielkopłytowe budownictwo osiedla – murszejący beton, wykruszający się lepik ze szczelin, swobodny dostęp do przewodów wentylacyjnych. Zjawisko zasiedlania przez nietoperze bloków mieszkalnych znane jest z całej, wschodniej i środkowej części naszego kontynentu i dotyczy zarówno gatunków pierwotnie leśnych, jak i tych, które od tysięcy lat są „na śmierć i życie” związane z człowiekiem i wznoszonymi przez niego konstrukcjami.
Pierwsze informacje o licznych nietoperzach zasiedlających wysokie, 10–11 piętrowe bloki osiedla Brodwino w Sopocie, zaczęły napływać do nas już w 2001 roku i nie przestawały docierać w kolejnych latach. Mieszkańcy tych domów dostarczali nam ranne osobniki – zarówno pospolitego i ściśle związanego z człowiekiem mroczka późnego (Eptesicus serotinus), jak i znacznie rzadszego, umieszczonego w Polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt, mroczka posrebrzanego (Vespertilio murinus). Znalezione latem młode zwierzęta nie pozostawiały wątpliwości, że brodwińskie bloki służą nietoperzom za kryjówki tzw. kolonii rozrodczych – koncentracji samic i ich nowo narodzonego potomstwa. Podobnie jak w całej Polsce, również tutaj (w 2004 roku) rozpoczęto jednak prace mające na celu docieplenie wiecznie niedogrzanych budynków. Prace takie (wypełnienie szczelin, położenie płyt ze styropianu) zawsze prowadzą do likwidacji niemal wszystkich, dostępnych dla zwierząt schronień, jeśli zaś wykonywane są w nieodpowiedniej porze roku – mogą także doprowadzić do śmierci młodych osobników, niezdolnych jeszcze do samodzielnego życia. Zarządzająca budynkami Nauczycielska Spółdzielnia Mieszkaniowa przesunęła terminy pierwszych prac poza okres gniazdowania licznych na osiedlu jerzyków. Częste telefony od mieszkańców zwróciły również uwagę zarządcy i wykonawców na problem występowania w blokach nietoperzy, dlatego zgłosili się oni do Akademickiego Koła Chiropterologicznego PTOP „Salamandra” w Gdańsku z zapytaniem: gdzie? czy na pewno? i wreszcie – co robić? Wieczorne obserwacje umożliwiły ustalenie, że szczeliny w ścianach są zamieszkane przez kolonie mroczków liczące do dwudziestu kilku osobników, zaś miejsca ich wylotu nanieśliśmy na szkice elewacji badanych budynków. Informacje te pozwoliły na odpowiednie rozplanowanie prac, tak aby części domów zajmowane przez nietoperze były ocieplane poza okresem ich rozrodu i po rozproszeniu się kolonii rozrodczych (późnym latem lub wczesną wiosną). Najważniejsze jednak było stworzenie nietoperzom możliwości powrotu w przyszłym roku. Dlatego wykonawcy robót pozostawili niezasłonięte izolacją wloty do tzw. szczelin dylatacyjnych na wysokości szóstego i ósmego piętra. Wloty takie – o charakterze bardzo wąskich, ale wysokich na metr otworów – będą również pozostawiane w budynkach przeznaczanych do ocieplenia w kolejnych latach, umożliwiając przetrwanie tajemniczym, skrzydlatym sublokatorom brodwińskiego osiedla.
Mateusz Ciechanowski
Akademickie Koło Chiropterologiczne PTOP „Salamandra” w Gdańsku
Serdecznie dziękujemy pracownikom Nauczycielskiej Spółdzielni Mieszkaniowej w Sopocie-Brodwinie oraz mieszkańcom bloków przy ul. Kolberga za inicjatywę i życzliwość dla nietoperzowej sprawy, a także naszym wolontariuszom – Urszuli Anikowskiej i Annie Nalewaja – za przeprowadzenie obserwacji wylatujących z kryjówek nietoperzy.
Najmłodsze Koło PTOP „Salamandra”, powstałe w Pszczewie w 2004 roku, skupia miłośników przyrody Pszczewskiego Parku Krajobrazowego. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że członkowie „Salamandry” oraz służby parku inicjują i przeprowadzają wspólne akcje na rzecz ochrony tego właśnie obszaru.
Żeremie pośród szuwaru jeziora Szarcz |
Te młode gałązki topoli odstraszą każdego bociana |
Zimą oraz wczesną wiosną 2005 roku wspólnie inwentaryzowaliśmy ślady działalności bobrów na jeziorach parku. Ten największy europejski gryzoń pojawił się tu na przełomie XX i XXI wieku. Początkowo zajmował brzegi jezior położone na uboczu głównych szlaków turystycznych, gdzie znajdował ciszę i spokój, jednak trzy lata temu stwierdzono pierwsze ślady obecności bobrów na jeziorze Szarcz. Było to o tyle zaskakujące, że jezioro to w sezonie letnim pełni rolę „miejskiego kąpieliska” i w słoneczne dni jest oblegane przez tysiące plażowiczów. Mimo to, na granicy szuwaru i toni wodnej, powstały 2 pokaźne żeremia, a nielicznym szczęśliwcom udało się obserwować bobry nawet w dzień. Ziemno-wodne gryzonie stały się więc przyrodniczą atrakcją jeziora i dumą miejscowych, choć znaleźli się i tacy, którzy prorokowali olbrzymią liczbę ściętych drzew i potrzebę „odstrzału szkodnika”. Wyniki przeprowadzonej przez nas inwentaryzacji uciszyły wprawdzie te głosy, ale przyniosły też smutne wieści. Stwierdziliśmy znacznie więcej nielegalnie wyciętych drzew niż śladów bobrowej pracy. To człowiek wybierał dorodne olchy, wierzby, brzozy a nawet dęby, gdy bobrom wystarczały krzewiaste wierzby oraz drzewa o niewielkiej średnicy pnia (olchy i osiki). Gdzie zatem szkodnik i kogo trzeba „odstrzelić”? Wyniki inwentaryzacji przedstawiliśmy władzom lokalnego samorządu.
Jeszcze tylko podpisy budowniczych budki i można ją zawiesić na drzewie
Fot. Tomasz Schubert, archiwum PPK
Wiosną rozpoczęliśmy realizację projektu zatytułowanego „Przyjaciele ptaków”. Przedsięwzięcie to nawiązuje do sprawdzonej przed wielu laty, a dziś zarzuconej, akcji budowy skrzynek lęgowych w ramach zajęć praktyczno-technicznych. Starsi czytelnicy zapewne pamiętają, jak na lekcjach „zetpete” wykonywali w szkole budkę lęgową lub karmnik na ocenę. Było przyjemnie i pożytecznie, a ocena zawsze pozytywna! Dzięki firmie Werth-Holz Polska z Pszczewa możliwe było przygotowanie elementów do złożenia aż 50 ptasich budek. Pracownicy parku opracowali część teoretyczną lekcji o pomocy w ptasich lęgach, a członkowie pszczewskiej „Salamandry” czuwali nad tym, by uczniowie sklecili z gotowych elementów wygodne ptasie lokum. Takie lekcje przeprowadziliśmy w kilku szkołach oraz w Ośrodku Edukacji Przyrodniczej w Pszczewie. Wykonane przez dzieci budki wiszą już np. przy tamtejszej szkole i przedszkolu. Jest szansa, że podobny projekt będzie realizowany także w Sierakowskim Parku Krajobrazowym.
Na tablicy znajdziesz informacje o wiosennej dacie przylotu gospodarza i liczbie młodych
Fot. Tomasz Schubert, archiwum PPK
Jeszcze przed
pierwszymi przylotami bocianów przeprowadziliśmy inwentaryzację ich gniazd.
Część z nich, ulokowana na ściętych pniach starych drzew, przerosła młodymi odrostami,
które uprzykrzały, a w niektórych wypadkach całkowicie uniemożliwiały ptakom
lądowanie. Zorganizowaliśmy więc akcję ich usuwania, co wcale nie było łatwym
zadaniem. Przydawała się umiejętność pracy na wysokości z piłą motorową i dużym
sekatorem. Tuż po przylotach (których w tym roku odnotowaliśmy mniej)
montowaliśmy tablice identyfikacyjne przy gniazdach. Duża tablica, wykonana ze
sklejki i drewna, zawierająca informację o dacie przylotu ptaka i liczbie
wyprowadzonych młodych, spełnia różne role, m.in. wzbogaca miejscowe atrakcje
turystyczne. Polecamy ten prosty sposób zwrócenia uwagi na otaczający nas świat
przyrody.
Tomasz Schubert
Pszczewskie Koło PTOP „Salamandra”
Składamy podziękowania firmie Werth-Holz Polska z Pszczewa za pomoc w przygotowaniu elementów budek lęgowych dla ptaków.