Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 


Prawo (nie)doskonałe

Norki i jenoty nieinwazyjne?

W nowym rozporządzeniu określającym listę obcych, inwazyjnych gatunków zabrakło tak wydawałoby się oczywistych zwierząt, jak norka amerykańska i jenot. Czy to jest niedopatrzenie, wynik nacisków, czy racjonalne rozwiązanie?

Dzika forma norki amerykańskiej. Zwierzęta te żyją przede wszystkim w pobliżu wód.

Dzika forma norki amerykańskiej. Zwierzęta te żyją przede wszystkim w pobliżu wód.
Fot. Cezary Korkosz

5 kwietnia 2012 r., po kilku latach oczekiwania, weszło w życie rozporządzenie Ministra Środowiska w sprawie listy roślin i zwierząt gatunków obcych, które w przypadku uwolnienia do środowiska przyrodniczego mogą zagrozić gatunkom rodzimym i siedliskom przyrodniczym. Zawiera ono spis 52 taksonów. Skutki umieszczenia na tej liście określa art. 120 ust. 2–4 ustawy o ochronie przyrody. Ich import, przetrzymywanie, prowadzenie hodowli, rozmnażanie i sprzedaż na terenie kraju wymagają zezwolenia. Zarówno ustawa, jak i przypisy do owej listy, określają szereg wyjątków od tych zakazów. Przepisy te – co charakterystyczne dla naszych krajowych uregulowań dotyczących ochrony przyrody – zawierają sporo niejasności, niedociągnięć i luk. Przydatne byłoby więc ich szczegółowe omówienie. Przygotowywana jest jednak pilna nowelizacja zapisów ustawowych w tym względzie, ale nawet występujące w TV wróżki nie potrafiłyby przewidzieć, kiedy wejdzie ona w życie i w jakim kształcie. Mogłoby się zdarzyć, że artykuł ten byłby nieaktualny już w chwili publikacji. Odsyłam więc na stronę internetową „Salamandry”, gdzie będziemy publikować omówienia wybranych zagadnień dotyczących tych przepisów, a w tym artykule odniosę się nie do tego, co w tym rozporządzeniu jest, lecz czego w nim nie ma.

Jak to z listą było?

Początkowo zarówno norka amerykańska, jak i jenot były proponowane do włączenia na omawianą listę. Nie ma wszak wątpliwości, że są to gatunki obce naszej faunie, z powodzeniem się rozprzestrzeniające i powodujące (zwłaszcza norka) poważne szkody wśród rodzimych gatunków. Jednak ich uwzględnienie było głównym powodem, dla którego akt ten tak długo się nie ukazywał. Zgodnie z ustawą, rozporządzenie to wydaje co prawda minister właściwy ds. środowiska, ale w uzgodnieniu z ministrem właściwym ds. rolnictwa (czyli wymagana była jego zgoda). A ten drugi – skutecznie lobbowany przez hodowców zwierząt futerkowych – nie chciał uzgodnić rozporządzenia z tymi dwoma gatunkami. Ostatecznie więc Minister Środowiska uznał, że lepiej wydać je bez nich, niż nie wydawać wcale.

Wbrew zapewnieniom właścicieli ferm, na wolności spotyka się także hodowlane formy norki amerykańskiej, co świadczy, że hodowle nie są szczelne

Wbrew zapewnieniom właścicieli ferm, na wolności spotyka się także hodowlane formy norki amerykańskiej, co świadczy, że hodowle nie są szczelne
Fot. Cezary Korkosz

Przesłanki merytoryczne

To rozporządzenie nie obejmuje i nie powinno obejmować wszystkich obcych gatunków inwazyjnych. Racjonalne jest uwzględnienie w nim tych roślin i zwierząt, w przypadku których regulacja może przynieść pozytywny efekt. Biorąc pod uwagę skutki prawne umieszczenia na tej liście, dotyczy to jedynie tych taksonów, których inwazja może być ograniczona dzięki wprowadzeniu zakazów importu, posiadania, mnożenia i handlu. Świadomie i słusznie pominięto więc większość gatunków rozpowszechniających się już spontanicznie.

Stopień, w jakim obecnie inwazje norki i jenota są wzmacniane przez ucieczki z hodowli, budzi wiele dyskusji. Wydaje się jednak, że choć lokalnie populacje (zwłaszcza norek) rzeczywiście mogą być zasilane przez uciekinierów z ferm, to jednak współcześnie o ich występowaniu i liczebności decyduje już przede wszystkim dyspersja populacji wolnościowej i konkurencja o terytoria. Korzyść z zamieszczenia tych gatunków na liście nie jest więc oczywista. O pierwotnej propozycji ich uwzględnienia zdecydowała zapewne przede wszystkim tak zwana zasada przezorności – skoro nie ma całkowitej pewności, to lepiej na wszelki wypadek podjąć dodatkowe działania zabezpieczające.

Jenoty – choć nieco przypominają szopy, należą do zupełnie innej rodziny (psowatych)

Jenoty – choć nieco przypominają szopy, należą do zupełnie innej rodziny (psowatych)
Fot. Renata i Marek Kosińscy



Rzeczywiste skutki prawne

Norki i jenoty są w Polsce hodowane przede wszystkim na fermach – trzyma się tam różne ich odmiany i formy, o rozmaitych parametrach owłosienia. Oznacza to, że rozważanie, czy objęcie tych gatunków ograniczeniami wynikającymi z omawianych przepisów miałoby znaczenie praktyczne, jest pustym teoretyzowaniem. Przy obecnym stanie prawnym, nawet gdyby gatunki te znalazły się na liście, ferm zwierząt futerkowych by to nie dotyczyło! Dlaczego? Otóż zgodnie z ustawą, rozporządzenie ma zawierać jedynie listę gatunków. Przeczytajmy więc definicję gatunku w ustawie o ochronie przyrody. Według niej „gatunek” to zarówno gatunek w znaczeniu biologicznym, jak i każda niższa jednostka systematyczna, populacja, a także mieszańce tego gatunku w pierwszym lub drugim pokoleniu, z wyjątkiem form, ras i odmian udomowionych, hodowlanych lub uprawnych.

Ta definicja jest racjonalna. Wyłączenie form, ras i odmian uzyskanych i utrzymywanych przez człowieka miało na celu zapewnienie, by gęś domowa nie była traktowana jak gęgawa, pies domowy jak wilk, a ewidentne, uprawne odmiany roślin z gatunków chronionych – jako objęte ochroną... Aby przy takim brzmieniu definicji objąć jakimiś ograniczeniami także owe „formy, rasy i odmiany”, trzeba je w ustawie osobno wymienić. Rozporządzenie może bowiem iść tylko tak daleko, jak jednoznacznie zezwala na to ustawa. Przy obowiązującym brzmieniu ustawy Minister Środowiska, ustanawiając listę gatunków chronionych, nie może objąć nią także wyróżnialnych odmian hodowlanych. Skoro praktycznie nikt nie trzyma dzikich form tych gatunków, ich umieszczenie na tej liście miałoby obecnie znaczenie wyłącznie symboliczne, maskujące dalsze nicnierobienie.

Jakie fermy wymagają oceny?

Obecnie obowiązek wykonywania oceny oddziaływania na środowisko (warunkującej zgodę na dane przedsięwzięcie) występuje tylko powyżej pewnej, bardzo wysoko ustawionej poprzeczki, dotyczącej wielkości fermy (np. ponad 84 tys. norek lub ponad 8,4 tys. jenotów). Nieco niższy próg dotyczy ferm, dla których odpowiednie organy mogą, acz nie muszą, nakazać wykonanie oceny (zależnie od lokalizacji: 16 tys. lub 24 tys. norek, albo 10 razy mniej jenotów). Można także nakazać wykonanie oceny dla nawet niewielkich (od 4 matek lub 20 osobników) hodowli zwierząt obcych naszej faunie, nie dotyczy to jednak żadnych zwierząt gospodarskich (w tym futerkowych), a także obcych ryb i skorupiaków.

Wskazane byłoby wprowadzenie obowiązku wykonywania oceny dla wszystkich komercyjnych hodowli zwierząt obcych i potencjalnie inwazyjnych. Wówczas racjonalne byłoby wyłączenie takich ferm z obowiązku dodatkowego uzyskiwania zezwoleń na podstawie art. 120 ustawy o ochronie przyrody.

Cóż więc robić?

Z powyższych rozważań nie należy wyciągać wniosku, że powinniśmy sobie odpuścić problem tych gatunków (a zwłaszcza norek). Tyle że kierunkiem starań nie powinno być ich włączenie do obecnego rozporządzenia, ale gruntowna zmiana przepisów w tym zakresie i przyjęcie nowej regulacji, dostosowanej do hodowli fermowej.

Najprostszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie – śladem coraz liczniejszych innych krajów – zakazu hodowli zwierząt futerkowych, jako niehumanitarnego przeżytku. Gdyby to okazało się nierealne, zmiany przepisów powinny obejmować przede wszystkim:
- objęcie wszelkich komercyjnych ferm obcych, potencjalnie inwazyjnych zwierząt (także gospodarskich), obowiązkiem wykonywania oceny oddziaływania na środowisko;
- nałożenie na Ministra Środowiska obowiązku wydania w drodze rozporządzenia, w uzgodnieniu z ministrem właściwym ds. rolnictwa, szczegółowych warunków progowych, decydujących o możliwości uzyskania zgody na prowadzenie fermy (lokalizacja, sposób podwójnego zabezpieczenia przed ucieczką, system kontrolny itd.) i uzależnienie możliwości założenia i prowadzenia fermy od spełnienia tych kryteriów.
Tylko czy nasze służby ochrony przyrody i środowiska są w stanie wziąć na siebie egzekucję takich przepisów?

Andrzej Kepel


Ten artykuł został dofinansowany ze środków
Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska
i Gospodarki Wodnej

Wybór numeru