Do kolejnej edycji konkursu „Zielone Pióro” zgłoszono 13 artykułów. Zwyciężyła praca nadesłana przez Jarosława Sobieszewskiego pt. „Nocny wywiad”. Zamieszczamy ją w bieżącym numerze Magazynu. Pięciu autorów, których prace zostały zakwalifikowane do II etapu konkursu (Dariusz Gizak, Maciej Grabowiecki, Waldemar Krasowski, Magdalena Mucha i Witold Muchowski), otrzymało wyróżnienia. Gratulujemy!
Wszystkich chętnych zapraszamy do udziału w kolejnych edycjach konkursu. Prosimy o nadsyłanie oryginalnych, nigdzie nie publikowanych artykułów popularno-naukowych o tematyce przyrodniczej. Mogą to być np. opisy różnych rodzajów roślin, grzybów lub zwierząt, ciekawych miejsc i zjawisk przyrodniczych, sprawozdania z wydarzeń, polemiki bądź wywiady. Podstawą oceny nadesłanych prac, a więc również późniejszego wykorzystania w drukowanej oraz internetowej wersji Magazynu, jest ich poziom merytoryczny, atrakcyjność tematu, forma i język. Na ocenę wpływa także obecność i jakość ilustracji (fotografie, rysunki, mapki).
Redakcja
Fotografując przyrodę, musimy zawsze pamiętać o pewnych zasadach. Pozwoli nam to uniknąć błędów, mogących się przyczynić do nieodwracalnej w skutkach szkody. Związek Polskich Fotografów Przyrody opracował kodeks etyczny, którym powinni się kierować nie tylko członkowie i kandydaci Stowarzyszenia, ale wszyscy fotografujący przyrodę. Został on przyjęty na Zjeździe Delegatów ZPFP, 19 czerwca 2004 roku. Poniżej przedstawiamy jego najważniejsze fragmenty*.
Fotografując dziką przyrodę powinniśmy pamiętać, że życie, rozwój i funkcjonowanie, czyli najszerzej pojęte dobro uwiecznianego obiektu i jego środowiska, są znacznie ważniejsze od wykonania zdjęcia. <...>
<...>
Fotografia przyrodnicza polega na uwiecznianiu obrazów natury, w tym dzikich zwierząt żyjących na swobodzie, w ich naturalnym środowisku.
Należy przestrzegać aktualnego prawa, które dotyczy fotografii przyrodniczej i ochrony przyrody, a także respektować wymagania dotyczące uzyskiwania właściwych zezwoleń na fotografowanie na obszarach chronionych lub chronionych gatunków zwierząt. <...>
Wykonanie niektórych fotografii wymaga wprowadzenia drobnych zmian w otoczeniu, np. usunięcia elementów zakłócających kompozycję obrazu. Zawsze w takich sytuacjach trzeba wykazywać się szacunkiem dla miejsca i żyjących w nim organizmów. <...>
Uwagi z punktu „Szacunek dla miejsca” w szczególnym stopniu dotyczą fotografowania roślin i grzybów w warunkach naturalnych. Żaden przedstawiciel rzadkiego gatunku nie powinien być wykopywany ani zrywany <...>. Niedopuszczalne jest przekształcanie (wydeptywanie, usuwanie, ścinanie, wygniatanie itp.) otoczenia obiektów objętych ochroną gatunkową dla uzyskania lepszego zdjęcia. <...>
W przypadku zdjęć, w których istotne elementy zostały dodane, usunięte lub zmienione, należy to wyraźnie zaznaczyć
Fot. Andrzej Kepel
Fotograf powinien jak najlepiej znać biologię fotografowanego obiektu: im gatunek jest bardziej wrażliwy lub zagrożony, tym większa powinna być wiedza o nim oraz ostrożność w postępowaniu. <...>
• <...> Jeśli nie dysponuje się odpowiednim sprzętem, w pewnych sytuacjach należy raczej rezygnować z fotografowania niż stwarzać ryzyko spowodowania szkód.
• Odtwarzanie głosów zwierząt wymaga ostrożności w okresie godowym i nie powinno mieć miejsca blisko gniazda. Należy unikać stosowania tej metody na zajętych terytoriach godowych <...>.
• Odpowiednie dokarmianie lub stosowanie pojników może stanowić skuteczny sposób na przywabienie zwierząt. W większości przypadków przynosi im jednak więcej szkody niż pożytku. Dlatego metody te dla celów fotografii przyrodniczej należy stosować z dużym umiarem. <...>
• Jest rzeczą wielkiej wagi, by zdjęcia ptaków na gniazdach, zwłaszcza gatunków nie tolerujących bliskiej obecności człowieka, były wykonywane tylko przez tych, którzy mają dużą wiedzę o zachowaniach ptaków w okresie godowym i właściwe zezwolenia. <...> Nie wolno wyjmować z gniazda piskląt w celu wykonania aranżowanej fotografii.
• Nie należy zakłócać spokoju zwierząt w miejscach snu, odpoczynku. Bezwarunkowo trzeba uszanować zimową hibernację, ponieważ wszelka ingerencja w tym czasie może zagrozić życiu zwierząt. <...> Zakazane jest fotografowanie nietoperzy hibernujących lub znajdujących się w koloniach rozrodczych bez zezwoleń właściwych władz. <...>
Fotografie obiektów wychowanych w domu, uwięzionych, hodowlanych czy jakkolwiek inaczej kontrolowanych nigdy nie powinny być opisywane jako zdjęcia zwierząt dzikich. <...> Eksponaty muzealne, nawet bardzo dobrze zachowane, nie mogą być przedstawiane jak żywe <...>. Zwierzęta kręgowe nie powinny być podczas fotografowania w jakikolwiek sposób unieruchamiane <...>
Publikując lub wystawiając fotografie gatunków rzadkich lub zagrożonych należy zachować roztropność przy ujawnianiu dokładnego miejsca ich wykonania. <...> Należy podawać odpowiednią informację, jeśli fotografie zostały wykonane w warunkach aranżowanych, przedstawiają kompozycje lub zachowania wykreowane przez człowieka a nie naturę; sfotografowano martwe eksponaty lub obiekty w niewoli; fotografie zostały przekształcone w poważnym stopniu technikami tradycyjnymi lub cyfrowymi <...>.
Należy z największą ostrożnością wykorzystywać do zilustrowania walorów przyrodniczych jakiegoś obszaru lub obiektu zdjęcia wykonane w innym miejscu. <...>
Zadaniem fotografii przyrodniczej jest <...> również dokumentacja i prezentacja <...> przejawów dewastacji lub przykładów ochrony przyrody. Niedopuszczalne jest podejmowanie, aranżowanie czy zachęcanie do działań szkodzących przyrodzie, w celu uzyskania zdjęcia prezentującego takie działania lub ich skutki.
Rozwój cywilizacji zazwyczaj wpływa niekorzystnie na przyrodę, czasami przyczyniając się do nieodwracalnych zmian w środowisku. Niech pasjonaci i rzemieślnicy fotografii przyrodniczej uwieczniają świat natury z poszanowaniem go, w sposób odpowiedzialny, nie dodając kolejnych szkód.
Redakcja
*) Pełna
wersja kodeksu znajduje się w Internecie pod adresem www.zpfp.pl/kodeks.htm.
Od września do marca każdego roku Ziemia, w swojej drodze dookoła Słońca, ustawia się na orbicie w taki sposób, że w kierunku naszej gwiazdy wychylona jest jej południowa półkula, zaś północne rejony globu pogrążają się w półcieniu. W miarę zapadania zimy dzień staje się coraz krótszy, a słońce świeci coraz niżej nad europejskim horyzontem. Promienie jego światła biegną w dodatku skośnie przez atmosferę, która pochłania sporą część energii. Do powierzchni Ziemi dociera niewiele ciepła. Powietrze i grunt ochładzają się i nadchodzi okres mrozów.
W mroźny dzień, zarówno woda zawarta w powietrzu, jak i pokrywająca glebę, ma postać szronu i śniegu – jest wówczas niedostępna dla roślin
Fot. Jan Ciesielski
Zimę określa się często jako czas spoczynku roślin. Słuszniej jednak byłoby nazwać ją okresem „wymuszonej bezczynności”. Zimowe warunki sprawiają bowiem, iż wydajna wegetacja i wzrost stają się niemożliwe, a organizmy roślin podlegają na ten czas przemianom podporządkowanym jednemu tylko zadaniu. Nie chodzi tu bynajmniej o odpoczynek – celem jest pozostanie przy życiu do następnej wiosny.
Gdy temperatura powietrza spadnie o kilka stopni poniżej zera – woda zawarta w roślinnych komórkach może zamarznąć. Zamienia się wówczas w lód, którego kryształy niszczą niezmiernie delikatne organella cytoplazmy. Skutkiem takiego zamarzania jest zniszczenie całych komórek i natychmiastowa ich śmierć. Na tym właśnie polega zjawisko „zwarzenia” roślin, które obserwować możemy, gdy jesienny lub późnowiosenny przymrozek zaskoczy rośliny z dobrze rozwiniętymi liśćmi. Z tej też przyczyny zielone, nadziemne pędy większości naszych roślin zasychają przed zimą, a żywe części tych organizmów – w postaci podziemnych kłączy, cebul czy korzeni – spoczywają bezpiecznie okryte warstwą gleby, a najczęściej także śnieżną kołderką, dobrze zabezpieczającą przed mrozem. Jednak drzewa i krzewy – największe rośliny, o zdrewniałych, wysokich łodygach, które niełatwo byłoby odtworzyć gdyby zamarły, pozostają przez całą zimę narażone na działanie mrozu i zimowych wiatrów. Gatunki, które potrafią przeżywać ten niekorzystny czas, wytworzyły szereg przystosowań ułatwiających to zadanie.
Mgły, śnieg i niska temperatura – to niekorzystne warunki do prowadzenia wegetacji
Fot. Łukasz Stępień.
Większość naszych gatunków drzewiastych zrzuca jesienią swoje liście. Zimą trudno jest prowadzić efektywną fotosyntezę – dni są krótkie, a w dodatku słońce świeci nisko nad horyzontem i jego promieniowanie jest mocno osłabione. Do liści dociera więc niewielka ilość światła, a przecież to właśnie jego energia wykorzystywana jest do tworzenia glukozy w przemianach fotosyntetycznych. Poza tym – w niskich temperaturach przebieg reakcji biochemicznych w komórkach ulega znacznemu spowolnieniu, więc nawet w krótkich chwilach względnie silnego oświetlenia, fotosynteza przebiegałaby niemrawo.
Pozbycie się liści pozwala także uniknąć innego zimowego problemu, jakim jest brak wody. Przy suchej i mroźnej pogodzie może ona parować z powierzchni liści niemal równie szybko, jak latem. Jednakże w okresie letnim, rośliny uzupełniają ubytki nowymi porcjami wody, pobieranymi przez korzenie. Zimą nie jest to takie proste. Woda w glebie jest zamarznięta, dlatego też jej pobieranie może być bardzo utrudnione lub wręcz niemożliwe. Silne parowanie z powierzchni liści przy równoczesnym braku ciekłej wody w zasięgu korzeni daje efekt tzw. „suszy mrozowej”. Narażone są na nią szczególnie rośliny zimozielone – na przykład różaneczniki (Rhododendron sp.). W przypadku zamarznięcia gleby wokół ich korzeni, rośliny te tracą wodę odparowywaną przez blaszki liściowe i w końcu – zasychają. Właśnie to zjawisko, a nie – jak się powszechnie sądzi – przemrożenie liści, powoduje zamieranie ogrodowych różaneczników w mroźne zimy.
Gałęzie głogu (Crataegus sp.), zrzuciły liście, co pozwala uniknąć zbędnej utraty wody. Dojrzałe owoce wabią ptaki poszukujące zimowego pożywienia. Jeśli zostaną zjedzone – ich nasiona przeniesione będą w ptasich żołądkach na dużą odległość.
Fot. Adriana Bogdanowska
Oczywiście, rosną u nas rośliny, które zachowują liście przez cały rok. Najbardziej znanymi przykładami są sosny (Pinus sp.) i świerki (Picea sp.). Są to gatunki o północnym typie zasięgu geograficznego – najbardziej rozprzestrzenione na dużych szerokościach geograficznych, w strefie borealnych lasów iglastych (tajgi). W tych rejonach mrozy trwają długo, a przymrozki trafiają się nawet późną wiosną. Dlatego też rośliny zasiedlające te obszary musiały rozwiązać w jakiś sposób problem, jak równocześnie mieć liście (żeby prowadzić fotosyntezę, kiedy świeci słońce) i ograniczyć parowanie z powierzchni blaszek liściowych (żeby nie stracić zbyt dużej ilości wody, gdy jest ona zamarznięta). Rozwiązaniem są liście o kształcie igieł. Mają one niewielką powierzchnię, więc często pojawiające się zimowe wiatry nie uszkadzają ich blaszek. Skórka igieł sosny i świerka jest gruba i pokryta grubą warstwą substancji tłuszczowych (wosku), co mocno ogranicza parowanie wody z wnętrza igły. Do powolnego parowania przystosowane są także aparaty szparkowe. Są one niezbędne do odparowywania części wody i pobierania dwutlenku węgla, ale aby woda nie parowała zbyt gwałtownie, aparaty są ukryte w zagłębieniach skórki. Dzięki takim przystosowaniom, niemal wszystkie gatunki iglaste, za wyjątkiem modrzewi (Larix sp.), są w naszych warunkach zimozielone.
Potężne pnie drzew, wyniesione ponad śnieg, muszą wytrzymać działanie długotrwałej niskiej temperatury
Fot. Włodzimierz Płaneta
Ale nawet duże, grube drzewa, które w porę zrzuciły liście, nie są zabezpieczone przed niszczącym działaniem silnych mrozów. Przy bardzo niskich temperaturach, szczególnie w najzimniejszej porze doby – w nocy, może dojść do zamarzania wody zawartej we wnętrzu drewna wypełniającego pnie. Drewno to tkanka zbudowana w większości przez komórki w kształcie pustych, długich rurek o mikroskopijnym przekroju. W ciągu lata komórki te przewodzą wodę, która jest zasysana przez liście z korzeni. W zimie we wnętrzu komórek drewna pozostaje niewielka ilość wody, która przy silnym mrozie zamienia się w lód. Ponieważ dojrzałe komórki drewna to martwe struktury, pozbawione żywej cytoplazmy – zamarzanie wody nie niszczy ich natychmiast. Jednak gdy wypełniająca je woda zamienia się w lód – zwiększa swoją objętość i zaczyna rozpychać ściany komórek na zewnątrz. W każdej pojedynczej komórce woda napiera na jej ścianę z niewielką siłą, ale gdy zsumuje się parcie powstające w taki sposób w tysiącach komórek leżących obok siebie we wnętrzu pnia dużego drzewa, okazuje się, że w dębie, buku czy klonie powstać mogą duże naprężenia. Czasami siły te są tak potężne, że połączenia między poszczególnymi komórkami drewna rozrywają się gwałtownie. Pień drzewa pęka wzdłuż biegu komórek drewna, niekiedy z donośnym trzaskiem, który w mroźnym powietrzu rozchodzi się daleko po zaśnieżonym lesie. Ci, którzy słyszą ten odgłos, mówią o „trzaskającym mrozie” i zaczynają gwałtownie tęsknić do dużego kubka gorącej herbaty.
Ślady takich pęknięć mrozowych odnaleźć można na pniach wielu drzew. Bezpośrednio po powstaniu mają postać pionowych szczelin o różnej długości, lecz już w trakcie następnej wiosny i lata większość z nich ulega zalaniu przez specjalną tkankę przyranną (tzw. kallus), wytwarzaną przez roślinę dla zabliźniania ran i uszkodzeń. Tkanka ta tworzy na powierzchni pni, w miejscu dawnych pęknięć, wydłużone blizny – tak zwane listwy mrozowe.
Materiały zapasowe, które przez zimę przechowane zostały w kłączach, umożliwiają przylaszczce kwitnienie przed rozwojem liści
Fot. Renata i Marek Kosińscy
Podczas gdy potężne drzewa zmagają się z wszystkimi tymi kłopotami, ich mniejsi kuzyni, ukryci pod ziemią czekają w przytulnym schronieniu na cieplejsze dni. Podziemne części roślin zielnych zawierają w tym czasie mnóstwo materiałów zapasowych, najczęściej w postaci wielocukru – skrobi. Materiał ten wytworzony został w trakcie letniego okresu fotosyntezy. Produkowana wówczas przez liście glukoza odprowadzana była do korzeni lub kłączy i tutaj przetwarzana w skrobię. Teraz niewielkie jej porcje są stopniowo zużywane przez oddychające, żywe komórki korzeni. Zdecydowana większość zmagazynowanej skrobi jest jednak „kapitałem startowym”, który wykorzystany zostanie na początku nadchodzącej wiosny. Wówczas skrobia będzie ponownie rozkładana na prostsze cukry i transportowana do rozwijających się kiełków, a później do szybko rosnących łodyg i liści. Odzyskane cukry są w nich wykorzystywane jako źródło energii dla komórek, lub jako materiał budulcowy do wytworzenia celulozowych ścian komórkowych. Pozwala to wielu roślinom na szybki wzrost i zakwitanie już na początku wiosny, bez czekania, aż nowo powstające liście zdążą wyprodukować materiały potrzebne do wytworzenia kwiatów.
Zimujące pod ziemią części roślin stanowią bardzo istotny składnik zimowej diety dzika (Sus scrofa)
Fot. Jan Ciesielski
Typowymi przykładami takich roślin korzystających obficie i szybko ze zmagazynowanej skrobi, są zakwitające wczesną wiosną przylaszczki (Hepatica nobilis), zawilce (Anemone sp.), ziarnopłony (Ficaria verna) i kokorycze (Corydalis sp.). W botanicznej klasyfikacji form życiowych grupę tę nazywa się naukowo geofitami (od greckich słów „gea” – ziemia i „phyton” – roślina). Wszystkie one magazynują materiały zapasowe w bulwkach, cebulach lub kłączach pogrążonych głęboko w ziemi, często poniżej głębokości przemarzania gruntu. Co bardzo ciekawe – cebule niektórych roślin z tej grupy posiadają specjalne, kurczliwe korzenie, które na jesieni wciągają cebulki w głąb gruntu. Ogrodnicy znają efekt takiej ucieczki cebul tulipanów lub czosnku. Aby jej zapobiec, gatunki te często sadzi się do gruntu w specjalnych, plastikowych koszyczkach, których opór uniemożliwia wciągnięcie cebulki przez kurczące się korzenie.
Nie wszystkie zimujące w ziemi rośliny wytwarzają jednak cebulki lub kłącza. Równie wiele roślin zimuje w postaci żywego systemu korzeniowego oraz nasadowej części pędu, który wystaje z ziemi, ale okryty jest przez obumarłe zeszłoroczne łodygi i liście. Grupę te nazywamy hemikryptofitami (co można przetłumaczyć jako „rośliny na wpół ukryte”). Okryte suchymi liśćmi wierzchołki pędów, przysypane dodatkowo śniegiem, mogą zazwyczaj bezpiecznie przetrwać okres mrozów. Jeszcze inne gatunki – tzw. gatunki jednoroczne (inaczej – terofity) – przeżywają zimę wyłącznie w postaci nasion. Ich pędy i korzenie zamierają w całości, a w glebie leżą tylko ich wysiane jesienią nasiona. Zawierają one niewiele wody, nie grozi im więc zniszczenie przez mróz, a ukryte w nasionach zarodki roślin mogą czekać na kiełkowanie nawet przez lata.
W promieniach wczesnowiosennego słońca geofity wiosenne wykorzystują materiały zapasowe zgromadzone w kłączach i spieszą się, by zakwitnąć, zanim liście dużych drzew przesłonią im światło. Kwiaty zawilca gajowego (Anemone nemorosa).
Fot. Jan Ciesielski
Niestety, materiały zapasowe ukryte w kłączach, cebulach lub korzeniach są łakomym kąskiem dla zwierząt, które także przecież muszą poradzić sobie ze zdobyciem energii dla swoich organizmów. Mnóstwo stworzeń – od niewielkich bezkręgowców po duże ssaki – poszukuje tych ukrytych pod ziemią „magazynów” i zjada ich duże ilości. Na szczęście wiele roślin przystosowało się do takiej eksploatacji – odkładają one w swych podziemnych organach znacznie więcej skrobi, niż trzeba do odtworzenia niewielkiej łodygi i kilku kwiatów. W przypadku zjedzenia części kłącza – nierzadko możliwe jest wyrośnięcie wiosennego pędu nawet z pozostawionych resztek i roślina może przeżyć. Jeśli zaś – szczęśliwym trafem – kłącze przetrwa zimę nieuszkodzone, wyrasta z niego kilka silnych łodyg, które wykształcają wiele kwiatów i wytwarzają wiele nasion.
Rzecz jasna, również drzewa magazynują na zimę zapasowe cukry, lecz u tych olbrzymów skrobia ukryta jest w zdrewniałych korzeniach i pniach. Jej zapasy nie są więc w takim stopniu narażone na zniszczenia na skutek żerowania zwierząt.
Na szczęście już w drugiej połowie marca dni wydłużają się, a powietrze staje się coraz cieplejsze. Wówczas kończy się dla roślin czas bezczynności, a zaczyna czas pospiesznego, wytężonego wyścigu. Ale o tym napiszemy we właściwym czasie.
Sławomir Janyszek
Katedra Botaniki
Akademia Rolnicza im. Augusta Cieszkowskiego w Poznaniu
Liczba gatunków traw jest ogromna. W samej Polsce stwierdzono ich do tej pory około 300. Poznanie wszystkich jest żmudne i wymaga sporo czasu. Jeszcze trudniejsze jest opanowanie sztuki ich rozpoznawania, zwłaszcza poza okresem kwitnienia i owocowania, gdy jedynym widocznym organem są liście. Jeśli jednak wie się gdzie tkwią różnice, na jakie cechy zwracać uwagę, można z powodzeniem odróżnić „jeden listek trawy od drugiego”.
Łzy Matki Boskiej to nazwa nieczęsto dziś spotykanej drżączki średniej (Briza media)
Fot. Arkadiusz Swędrzyński
Najwięcej traw znajdziemy oczywiście na łące (zobacz też: Świat trawą stoi? - Biuletyn 1–2 2002). Już na pierwszy rzut oka widać, że jej ruń nie jest jednolita – w jednych miejscach rosną trawy wysokie, w innych niższe, jedne są silnie ulistnione, inne słabiej, liście niektórych gatunków są szerokie, innych wąskie, wręcz nitkowate. Nawet kolorem się różnią – niby wszystkie zielone, ale zieleń jednych jest głęboka, soczysta, drugich jasna, nieco żółtawa lub seledynowa, a jeszcze innych wpada w odcień niebieskawy czy siny.
Łodyga traw, zwana źdźbłem, jest u większości gatunków bardzo długa w stosunku do grubości. Jest podzielona na wyraźne odcinki rozpoczynające się węzłami, z których wyrastają liście. Międzywęźla są wewnątrz puste. Z najniższego węzła, zwanego węzłem krzewienia, wyrastają nowe pędy – proces ten nazywamy krzewieniem. To m.in. dzięki zdolności do ciągłego wyrastania nowych pędów z węzła krzewienia trawy opanowały obszary niedostępne dla większości innych roślin. Przygryzione czy skoszone, wypalone, zmarznięte albo wydeptane... odrastają.
Długość ości zwykle nie przekracza kilkunastu milimetrów, ale u ostnic (Stipa) może sięgać nawet 30 cm. Trawy te najczęściej rosną na stepach. W Polsce występują trzy gatunki z tego rodzaju, rosnące na murawach kserotermicznych (suchych, nasłonecznionych) i wszystkie objęte są ochroną gatunkową.
Nitkowate liście kostrzewy owczej doskonale chronią roślinę przed nadmierną transpiracją
Fot. Arkadiusz Swędrzyński
Najłatwiej dostrzec zróżnicowanie w wyglądzie kwiatostanów poszczególnych gatunków traw. Zwykle są one rozgałęzione – nazywamy je wtedy wiechami. Gdy skupiska kwiatów, zwane fachowo kłoskami, osadzone są bezpośrednio na osi kwiatostanu, mamy do czynienia z kłosem. Kłosy i wiechy poszczególnych gatunków traw różnią się np. pokrojem, kształtem, zwartością, liczbą rozgałęzień, barwą... Jedną z łatwiej dostrzegalnych cech są ości, wyrastające najczęściej z elementu kwiatu zwanego plewką dolną. Obecność ości, miejsce, z którego wyrasta, jej długość i kształt to ważne cechy wykorzystywane przy oznaczaniu traw. Ość niektórych gatunków w miarę dojrzewania ziarniaków (owoców traw) wygina się kolankowato na skutek skręcania się jej dolnej części.
Fazę rozwoju traw, podczas której na wierzchołkach pędów ukazują się kwiatostany, nazywa się kłoszeniem. U poszczególnych gatunków rozpoczyna się ono w różnym czasie. Najwcześniejsze trawy, np. wiechlina roczna (Poa annua) kłoszą się już u zarania wiosny, gdy tylko zniknie śnieg, a ostatnie, bardziej ciepłolubne, np. trzęślica modra (Molinia coerulea), czy trzcina pospolita (Phragmites australis) kłoszą się dopiero latem.
Wiechlina roczna jest gatunkiem, który wraz z człowiekiem rozprzestrzenił się na całym świecie. O jej możliwościach adaptacyjnych świadczy fakt, że w ostatnich latach pojawiła się i trwa w pobliżu antarktycznych stacji badawczych, potrafiąc wykorzystać do pełnego cyklu rozmnożeniowego, tamtejsze kilkutygodniowe lato, z kilkustopniowymi temperaturami powietrza.
Łany trzcinnika piaskowego (Calamagrostis epigejos) są niewątpliwą ozdobą krajobrazu
Fot. Arkadiusz Swędrzyński
Choć wydaje się to niewiarygodne, jednym z najbardziej zróżnicowanych elementów budowy traw jest blaszka liściowa. U mozgi trzcinowatej (Phalaris arundinacea) jest ona stosunkowo szeroka i długa, zwężająca się ku wierzchołkowi i ostro zakończona. Niektóre trawy wykształcają liść równowąski, czyli o tej samej szerokości na całej długości. Zakończenie takich blaszek liściowych ma najczęściej kształt przypominający dziób łodzi, stąd nazywane jest łódeczkowatym. Z kolei trawy siedlisk ubogich w wodę, tzw. kserofity, broniąc się przed nadmierną utratą wody w wyniku transpiracji wykształcają blaszki liściowe niezwykle wąskie, szczeciniaste lub nitkowate.
Elementem liścia traw będącym odpowiednikiem ogonka liściowego u innych roślin jest pochwa liściowa. Wyrasta ona z węzła i otacza źdźbło na znacznej długości. Zwiększa tym samym odporność źdźbła na złamanie, zwłaszcza w miejscu, w którym jest ono najdelikatniejsze – tuż nad węzłem. Właśnie dlatego dolna część pochwy liściowej jest silnie zgrubiała i tworzy charakterystyczne kolanko. Przy oznaczaniu gatunków traw istotne jest rozróżnienie dwóch rodzajów pochew: otwartej, której brzegi zachodzą na siebie, i zamkniętej – o zrośniętych brzegach. Większość traw ma pochwę liściową otwartą. Zamknięta jest charakterystyczna m.in. dla gatunków z rodzaju stokłosa (Bromus).
Cechą charakterystyczną wszystkich stokłos jest zamknięta pochwa liściowa
Fot. Arkadiusz Swędrzyński
Kolejne różnice pomiędzy blaszkami liściowymi poszczególnych gatunków traw, dostrzec można w wyglądzie ich powierzchni. Może być ona gładka, jak u mozgi, lub z wyraźnie zaznaczonym bruzdkowaniem. U niektórych traw szczególnie wyraźne są dwie bruzdki przebiegające bardzo blisko siebie, wzdłuż nerwu głównego, nazywane podwójnym rowkiem lub śladem nart. Po spodniej stronie blaszki liściowe traw są błyszczące albo matowe – cecha łatwo dostrzegalna i przy pewnym opatrzeniu – wysoce obiektywna, często wykorzystywana w celu identyfikacji gatunku. Możemy tutaj dostrzec też tzw. kil, czyli załamanie liścia przebiegające wzdłuż nerwu środkowego, przypominające właśnie kil (czyli stępkę) na kadłubie łodzi lub też kant na nogawce spodni.
Omawiając zróżnicowanie blaszek liściowych traw trzeba koniecznie wspomnieć o ostrogach, nazywanych też uszkami. Są to wąskie, zaostrzone przedłużenia nasadowej części blaszki liściowej, obejmujące źdźbło. Stanowią charakterystyczną cechę rozpoznawczą niektórych gatunków.
W budowie liścia większości traw możemy dostrzec jeszcze jeden element – języczek. Znajduje się on u nasady blaszki liściowej i jest właściwie przedłużeniem wewnętrznej skórki pochwy liściowej. Otulając źdźbło niczym uszczelka zapobiega dostawaniu się wody i zanieczyszczeń do jej wnętrza, chroniąc roślinę przed infekcją. Tak przynajmniej tłumaczą jego funkcję niektórzy badacze roślin, lubiący wyjaśniać przeznaczenie najdrobniejszego szczegółu budowy. Tymczasem liście niektórych gatunków nie wykształcają języczka, a czasami zastępują go gęste włoski. Obecność lub brak języczka, a także jego wielkość i kształt, to cechy charakterystyczne, bardzo przydatne przy identyfikacji gatunków traw.
Długi języczek mozgi trzcinowatej (po lewej) ułatwia odróżnić jej liść od liścia trzciny pospolitej (po prawej), u której w miejscu języczka wyrastają gęste, krótkie włoski |
Wiemy już, na jakie cechy należy zwracać uwagę. Rozejrzyjmy się teraz uważnie i spróbujmy poznać niektóre gatunki.
W maju nad powierzchnią niektórych wilgotnych łąk, zwłaszcza tych okresowo zatapianych, położonych w dolinach rzecznych, falują charakterystyczne kwiatostany wyczyńca łąkowego (Alopecurus pratensis). Jego popularna nazwa – lisi ogon – nawiązuje do zwartego, zaopatrzonego w miękkie ości i bardzo przypominającego ogon lisa kwiatostanu. Jest to tzw. kłos pozorny lub inaczej wiecha kłosokształtna. Jej kłoski osadzone są blisko osi kwiatostanu, jednak na bardzo krótkich odgałęzieniach. Dodatkowym uzasadnieniem dla tej nazwy jest rdzawa barwa zaschniętych pylników pokrywających kwiatostan jeszcze wiele dni po przekwitnięciu.
Na najwilgotniejszych, żyznych łąkach, zwłaszcza tam, gdzie wiosną długo stoi woda, króluje wspominana już mozga trzcinowata. Jej bogato ulistnione pędy dorastają do ponad dwóch metrów wysokości, a równie silne rozłogi podziemne są jednym z elementów decydujących o jej ekspansywności. Języczek liścia mozgi jest bardzo długi, najczęściej lekko porozrywany.
Kwiatostany przypominające trochę wyczyńca, ale pozbawione miękkich ości i w dotyku nieco szorstkie, ma tymotka łąkowa (Phleum pratense). Zieleń tej trawy wpada w odcień seledynowy, a u nasady wyrwanego z ziemi pędu znajduje się cebulkowate zgrubienie. Charakterystyczny jest też jej języczek z dwoma ząbkami po bokach. Cechą szczególną tymotki jest jej wyjątkowa zimotrwałość. Dzięki cukrom zmagazynowanym w cebulkowatym zgrubieniu pędu potrafi przetrwać najsurowsze i bardzo długie zimy.
Trójzębny języczek i cebulkowate zgrubienie dolnej części pędu, to charakterystyczne cechy tymotki łąkowej
Fot. Arkadiusz Swędrzyński
Jedną z pospolitszych traw jest wiechlina łąkowa (Poa pratensis). Spotkamy ją np. na łąkach, pastwiskach, trawnikach i przydrożach. Jest ona bardzo odporna na udeptywanie i wykształca zwartą darń. Charakterystyczną cechą wszystkich wiechlin, jest obecność na liściu podwójnego rowka. Ten gatunek wyróżnia się dodatkowo łódeczkowato zakończoną, równowąską blaszką liściową. Kwiatostanem wiechliny łąkowej jest piramidalna wiecha, z pięcioma gałązkami na dolnym piętrze. Niemal równie często spotkać można wiechlinę zwyczajną (P. trivialis), która ma bardzo podobny kwiatostan, natomiast jej liść zwęża się równomiernie ku wierzchołkowi, języczek jest długi i szpiczasty, a źdźbła i pochwy liściowe są nieco szorstkie. Innym bardzo pospolitym gatunkiem jest kosmopolityczna i synantropijna wiechlina roczna (P. annua) – bardzo niska, jasnozielona trawka, rosnąca w miejscach wydeptywanych – wzdłuż ścieżek i dróg, na podwórzach, placach itp. Jest też wielkim utrapieniem właścicieli trawników, na których często występuje, a bardzo pogarsza ich walory estetyczne. Z kolei wiechlina gajowa (P. nemoralis) rośnie na skrajach lasów, w parkach i innych ocienionych miejscach. Jej blaszki liściowe, w poszukiwaniu jak największej ilości światła, ustawiają się pod kątem prostym w stosunku do źdźbła, nadając kępie charakterystyczny pokrój.
Krótki, prawie niewidoczny języczek, podwójny rowek oraz łódeczkowate zakończenie blaszki liściowej są charakterystyczne dla wiechliny łąkowej
Fot. Arkadiusz Swędrzyński
Bardzo pospolitą trawą, występującą zwłaszcza w miejscach przesuszonych i mniej żyznych, jest kostrzewa czerwona (Festuca rubra). Spotykana jest na słabiej nawożonych łąkach i pastwiskach, na skrajach lasów, ale przede wszystkim na trawnikach. W obrębie tego gatunku występuje bardzo duże zróżnicowanie cech morfologicznych, zwłaszcza szerokości blaszek liściowych oraz obecności i długości podziemnych rozłogów. Liście tej kostrzewy są wyraźnie bruzdkowane, bardzo wąskie, na ogół szczeciniaste i długie, barwy ciemnozielonej. Języczek jest tak krótki, że ledwie widoczny. Kwiatostan to luźna, niezbyt okazała wiecha z ościstymi kłoskami. Podobna do niej jest kostrzewa owcza (F. ovina), niższa, o krótszych i jeszcze cieńszych, często wręcz nitkowatych blaszkach liściowych, występująca na najsłabszych, piaszczystych glebach. Ale kostrzewy to nie tylko trawy niskie. Kostrzewa trzcinowa (F. arundinacea) tworzy okazałe kępy, a szerokie, sztywne liście w pełni usprawiedliwiają nazwę gatunkową. Występuje w różnych siedliskach, lecz najlepiej się czuje na wilgotnych, żyznych łąkach. Bardzo charakterystyczne dla tego gatunku są nieliczne, bardzo drobne włoski wyrastające z grubych, choć na ogół krótkich, ostróg. Podobna nieco do swej krewniaczki, ale znacznie delikatniejsza, tak w dotyku, jak i pod względem postury, jest kostrzewa łąkowa (F. pratensis) – jedna z cenniejszych traw pastewnych.
Życica trwała (Lolium perenne), znana też jako rajgras angielski, to jeden z najpospolitszych gatunków traw, a zarazem najważniejszy w naszym kraju pod względem gospodarczym. Odznacza się wybitną wartością pastewną i wysokim plonowaniem oraz odpornością na ugniatanie. Stanowi wyśmienity komponent runi pastwisk, ale jest także doskonałą trawą trawnikową. Nie występuje w miejscach, w których byłaby narażona na zacienienie. Najbardziej charakterystyczne jej cechy to wyraźnie bruzdkowany, a pod spodem bardzo silnie błyszczący liść. Języczek liściowy ma bardzo krótki. Kwiatostanem jest luźny, płaski, bezostny kłos. Na gruntach ornych uprawiana jest życica wielokwiatowa (L. multiflorum), inaczej rajgras włoski – trawa dostarczająca doskonałej jakości paszy dla przeżuwaczy. Jest podobna do życicy trwałej, lecz większa, na liściach widoczne są bardzo okazałe ostrogi, a kłos posiada dość długie ości.
Kłosówka wełnista (po lewej) ma cały pęd pokryty gęstym aksamitnym owłosieniem, u kostrzewy trzcinowej (po prawej) pojedyncze niewielkie włoski występują jedynie na ostrogach |
Wróćmy jednak na łąkę. Tu i ówdzie wyróżniają się zbite kępy ciemnozielonej trawy o sztywnych i bardzo twardych liściach, o które łatwo się skaleczyć. To śmiałek darniowy (Deschampsia caespitosa) – jeden z najbardziej uporczywych i trudnych do zwalczenia chwastów użytków zielonych. Jego silnie przesycone krzemionką liście nie są zjadane przez zwierzęta, a okazałe zbite kępy wypierają z runi inne trawy i utrudniają użytkowanie łąki. Śmiałka darniowego łatwo odróżnić po pokroju, a także po tym, że jego sztywne i dość wąskie blaszki liściowe mają powierzchnię bardzo głęboko bruzdkowaną. Gatunki z rodzaju Deschampsia występują w bardzo różnych siedliskach i rozprzestrzenione są na całym świecie. W runie suchego boru pospolity jest śmiałek pogięty (D. flexuosa) o bardzo wąskich, wręcz nitkowatych blaszkach liściowych. Natomiast jedną z nielicznych roślin naczyniowych Antarktydy jest śmiałek antarktyczny (D. antarctica) – osiągający około 4 cm wysokości!
Kłosówka wełnista (Holcus lanatus) to trawa dość szczególna – cała aksamitnie owłosiona. Spotykana jest na wielu łąkach i pastwiskach, zwłaszcza nieco wilgotniejszych. Czasami także na skrajach lasów, przydrożach itp. Póki nie pojawi się kwiatostan można ją pomylić ze stokłosą miękką (Bromus mollis), która ma jednak, w przeciwieństwie do kłosówki, zamkniętą pochwę liściową. Kwiatostanem kłosówki jest skupiona wiecha, rozkładająca się piramidalnie tylko podczas kwitnienia, podobna nieco do wiechy mozgi trzcinowatej.
Niekorzystną opinię o śmiałku darniowym jako chwaście zrównoważą być może wkrótce jego zalety. Prowadzone od kilkunastu lat prace hodowlane doprowadziły do wyprowadzenia pierwszych odmian trawnikowych tego gatunku. Okazał się on trawą, która doskonale sprawdza się w miejscach nawet silnie ocienionych. Z kolei formy wyróżniające się atrakcyjnym pokrojem od dawna uprawiane są jako ozdobne rośliny rabatowe.
Trzęślica modra to gatunek niegdyś pospolity na nienawożonych łąkach. Współcześnie częściej spotykany na skrajach lasów i wzdłuż leśnych dróg. W sprzyjających warunkach wykształca okazałe kępy. Charakterystyczną cechą tego gatunku jest brak języczka i różowofioletowe zabarwienie podziemnej części pędu. Pęd z kwiatostanem (skupioną wiechą o drobnych, najczęściej purpurowo przebarwionych kłoskach) jest ulistniony tylko u dołu, reszta to jedno, długie międzywęźle. Łąki trzęślicowe są zbiorowiskami małowartościowymi pod względem gospodarczym, ale bardzo atrakcyjne przyrodniczo, przede wszystkim z uwagi na ich bogactwo florystyczne. Z tego względu obejmuje się je dziś różnymi formami ochrony.
Wilgotne, podmokłe łąki bardzo często graniczą z szuwarami. Tutaj króluje najokazalsza z naszych traw – trzcina pospolita. Jej pędy nierzadko dorastają do ponad 3 m wysokości. Szuwar trzcinowy, czyli trzcinowisko, występuje najczęściej w miejscach podtapianych, a zwłaszcza wzdłuż płytkich brzegów zbiorników wodnych. Zdarza się, że trzcinowisko pokrywa całą taflę wody, a proces torfotwórczy, polegający na odkładaniu się obumarłych szczątków trzciny, prowadzi z biegiem lat do całkowitego zaniku zbiornika. Trzcina jest rośliną bardzo ekspansywną, a właściwość tę zawdzięcza między innymi zdolności do wykształcania kilkunastometrowej długości rozłogów podziemnych, czyli specyficznie przekształconych pędów. Charakterystyczne dla tej rośliny są długie i szerokie, ostro zakończone blaszki liściowe. Młode trzciny można czasami pomylić z mozgą trzcinowatą. Jednak u nasady blaszki liściowej, w miejscu gdzie u mozgi znajduje się długi języczek, trzcina posiada rząd krótkich, gęstych, szczeciniastych włosków. Kwiatostanem trzciny jest okazała wiecha o licznych drobnych kłoskach.
Jasne cętki na pochwach i blaszkach liściowych manny mielec to komórki powietrzne
Fot. Arkadiusz Swędrzyński
Inną trawą tworzącą szuwary jest manna mielec (Glyceria maxima). Ta okazała trawa płytkich brzegów zbiorników i cieków wodnych, wyróżnia się długimi, szerokimi liśćmi, bogatymi w miękisz powietrzny. Przez środek blaszki liściowej tej trawy, wzdłuż nerwu głównego, przebiegają dwie wyraźne bruzdki – wspomniany już „ślad nart”. Na pochwach i blaszkach liściowych manny mielec widoczne są jaśniejsze (gdy patrzymy pod światło to ciemne), poprzeczne cętki. Są to charakterystyczne dla traw rosnących w siedliskach silnie uwilgotnionych komórki, w których rośliny gromadzą powietrze. Najpospolitszą krewniaczką tego gatunku jest manna jadalna (G. fluitans). Występuje nad płytkimi brzegami zbiorników wodnych i wolno płynących cieków, a jej źdźbła i liście charakterystycznie pokładają się i pływają na powierzchni lustra wody. Na wyżej położonych, nieco suchszych łąkach, często dominuje rajgras wyniosły (Arrhenatherum elatius), nazywany też rajgrasem francuskim. Ta wysoka trawa dość dobrze znosi okresowy niedobór wody. Charakterystyczny jest strzelisty (wyniosły) pokrój kęp rajgrasu, wynikający z ustawienia liści pod kątem ostrym w stosunku do źdźbeł. Jego kwiatostanem jest okazała, ale dość luźna wiecha. Z dwukwiatowego kłoska wyrasta jedna, kolankowato zgięta ość. Podobne kwiatostany, lecz różniące się m.in. wielkością kłosków i ilością wyrastających z nich ości ma rosnąca na ubogich, nienawożonych łąkach owsica omszona (Avenula pubescens) oraz występująca głównie na łąkach i pastwiskach pogórza, ale spotykana także na niżu, konietlica łąkowa (Trisetum flavescens).
Przed wiekami ziarniaki manny jadalnej bywały wykorzystywane jako pokarm dla ludzi. Liczne wtedy rozlewiska, starorzecza i moczary zapewne obfitowały w ten gatunek, przez co pozyskanie dużej ilości nasion nie było trudne.
Tu i ówdzie nad inne trawy wynoszą się charakterystyczne kwiatostany kupkówki pospolitej (Dactylis glomerata), jednej z pospolitszych traw naszej flory. Są to jednostronne wiechy z licznymi kłoskami skupionymi na końcach gałązek w postaci pęczków. Również silne, spłaszczone pędy i szerokie, seledynowozielone liście nadają kępom tej trawy specyficznego wyglądu i sprawiają, że bardzo trudno pomylić ją z innymi gatunkami.
Na nie zalewanych kośnych łąkach, nasypach i przydrożach można spotkać wysokie łany stokłosy bezostnej (Bromus inermis). Wykształca ona krótkie rozłogi podziemne, a jej pędy nadziemne są bogato ulistnione. Oprócz szerokich, zwieszonych blaszek liściowych, charakterystyczne dla tego gatunku są zamknięte pochwy liściowe oraz ścięty, o ząbkowanym brzegu, języczek. Kwiatostanem jest wiecha o wzniesionych gałązkach, na końcach których znajdują się duże bezostne kłoski, wykształcające jedne z największych wśród naszych traw ziarniaki. Rodzaj Bromus jest niezwykle bogaty w gatunki. Podobny kwiatostan jak stokłosa bezostna wykształca spotykana w pobliżu pól, na których bywa uprawiana, a pochodząca z Ameryki, stokłosa spłaszczona (B. carinatus) o długich ościach i jeszcze większych spłaszczonych kłoskach. Na przydrożach i nieużytkach spotkać można często stokłosy: dachową (B. tectorum), płonną (B. sterilis) i miękką. Wszystkie mają ościste kłoski. Kłoski stokłosy płonnej są bardzo cienkie i długie, zaś miękkiej – pękate, a cała roślina jest miękko owłosiona.
Na skrajnie suchych siedliskach, z piaszczystą, niezwykle ubogą w składniki pokarmowe glebą, zauważamy porozrzucane tu i ówdzie pojedyncze, nastroszone kępki. To szczotlicha siwa (Corynephorus canescens). Charakterystycznego pokroju nadają tej trawie sztywne, krótkie, szczeciniaste sinozielone blaszki liściowe. Dość szczególny jest też bardzo długi spiczasty języczek, silnie przylegający do źdźbła. Tuż obok, na tej samej glebie, rozpościerają się nieduże kępy mietlicy pospolitej (Agrostis tenuis). Dzięki licznym krótkim rozłogom, trawa ta tworzy dość zwartą darń, przez co znajduje zastosowanie jako gatunek trawnikowy na stanowiskach suchych, mało żyznych.
Mietlica psia (Agrostis canescens) to niewielka trawka, która znosi ultra niskie koszenie – na wysokość kilku milimetrów. Na taką wysokość koszone są tzw. greeny, czyli trawniki na polach golfowych, otaczające dołki.
Niewątpliwą ozdobą nadmorskich wydm są rosnące na nich okazałe trawy. Jedną z nich jest piaskownica zwyczajna (Ammophila arenaria).
Fot. Adriana Bogdanowska
Innym gatunkiem zasiedlającym skrajnie nieprzyjazne siedliska jest wydmuchrzyca piaskowa (Leymus arenarius). Ta okazała trawa nadmorskich wydm pojawia się dość często także w głębi lądu na piaszczystych skrajach lasów, śródlądowych wydmach i żwirowiskach. Długie i liczne rozłogi podziemne, dzięki którym doskonale stabilizuje podłoże, na którym rośnie, sprawiają że wydmuchrzyca tworzy charakterystyczne skupiska. Szerokie, twarde liście, pokryte niebieskawym nalotem woskowym, nadają jej bardzo specyficznego wyglądu. Dodatkową cechą rozpoznawczą są silne długie ostrogi. Kwiatostanem wydmuchrzycy jest okazały kłos.
Pospolity i uporczywy chwast pól uprawnych i ogrodów perz właściwy (Elymus repens) jest bliskim krewnym wydmuchrzycy. Pojawia się często także na użytkach zielonych, miedzach i przydrożach. Charakterystyczne dla perzu są silne i liczne rozłogi podziemne, dzięki którym łatwo rozmnaża się wegetatywnie. Kwiatostanem perzu jest kłos, podobny nieco do kłosa życic, ale z inaczej ustawionymi kłoskami. W stadium bezkwiatostanowym rozpoznajemy go po owłosionych pochwach liści dolnych pięter i długich, ale cienkich ostrogach.
Dla właścicieli ogrodów perz jest przede wszystkim uciążliwym chwastem, tymczasem może on być także wykorzystywany do celów leczniczych. Substancje zawarte w jego rozłogach mają właściwości moczopędne i delikatnie przeczyszczające. Pobudzają procesy trawienne oraz przemianę materii. Dawniej rozdrobnionego perzu używano do filtrowania wina.
Kilkanaście opisanych tu najpospolitszych gatunków traw to niewielka część tej rodziny botanicznej. Naukowcy wciąż opisują nowe ich podgatunki czy odmiany, często nadając im później rangę odrębnych gatunków. Jest to efekt nie tylko naszego niedoskonałego poznania istniejącej różnorodności przyrody, ale i ciągłego kształtowania się nowych form, ekotypów... przystosowanych do nowych warunków siedliskowych – swoista kontynuacja Dzieła Stworzenia.
Arkadiusz Swędrzyński
Katedra Łąkarstwa
Akademia Rolnicza im. Augusta Cieszkowskiego w Poznaniu
Wieloryby to potoczna nazwa ssaków należących do rzędu waleni (Cetacea) – bardzo ciekawej, a jednocześnie tajemniczej grupy zwierząt. Choć systematycznie bliskie ssakom lądowym, w trakcie ewolucji upodobniły się wyglądem i sposobem życia do najprymitywniejszych kręgowców – ryb. Znane są każdemu, ale czy każdy zdaje sobie sprawę, ile ciekawostek kryje ich życie? Niektóre, mimo że ważą dziesiątki ton i mierzą po kilkadziesiąt metrów, odżywiają się maleńkimi skorupiakami. Inne odbywają wędrówki wzdłuż i wszerz oceanów, porozumiewają się na odległość setek kilometrów, potrafią nurkować w ponad tysiącmetrowe głębiny. To tylko kilka przykładów z życia do niedawna bezlitośnie tępionych, a obecnie powszechnie podziwianych władców oceanów.
Tylko uważny obserwator dostrzeże maleńkie oko na głowie pływacza szarego (Eschrichtius robustus), nazywanego też walem szarym (z ang. gray whale)
Fot. T. Walmsley/SplashdownDirect.com
W przeciwieństwie do innych morskich ssaków, takich jak foki (Phocidae), uchatki (Otariidae) czy morsy (Odobenidae), walenie spędzają całe swe życie w wodnej toni. Dzięki sile wyporu mogą się sprawnie poruszać, mimo olbrzymich rozmiarów, natomiast wyrzucone na brzeg – giną, ponieważ wielka masa ciała utrudnia im oddychanie. Ich ciało ma opływowe kształty, przednie kończyny przekształcone są w płetwy, a tylne całkowicie zredukowane. Ruch nadaje im potężna płetwa ogonowa, która – inaczej niż u ryb – położona jest poziomo. Niewiarygodne, ale niektóre gatunki fiszbinowców oraz orki potrafią osiągać prędkość do 50 km/h! Najbardziej zadziwiające są jednak przystosowania związane z paradoksalnym faktem, że te przebywające niemal cały czas pod wodą zwierzęta oddychają powietrzem atmosferycznym. Umożliwiają im to położone na górnej powierzchni głowy nozdrza oraz niezwykle silna przepona, dzięki której mogą bardzo sprawnie wentylować płuca.
Włosy, które stanowią główną izolację termiczną dla zwierząt lądowych, nie spełniają swego zadania w wodzie, a nawet stawiają opór i przeszkadzają w pływaniu. Dlatego u waleni występują one w formie szczątkowej, natomiast rolę izolującą spełnia podskórna warstwa tłuszczu, której grubość dochodzi niekiedy do 50 centymetrów. Tłuszcz, poza izolacją termiczną, jest magazynem energii pozwalającym na przetrwanie długich okresów wędrówki między łowiskami a miejscami, w których zwierzęta odbywają gody.
Człowiek przeciętnie wydycha co 4 sekundy pół litra powietrza, co stanowi 20% objętości jego płuc. Tymczasem finwal potrafi w 2 sekundy wypuścić aż 1500 litrów – 90% całego zgromadzonego w płucach zapasu. Po zaczerpnięciu powietrza następuje zanurzenie na różny, w zależności od gatunku, czas i głębokość. Rekordzistami są tu kaszaloty potrafiące pozostawać pod wodą ponad godzinę i schodzić w tym czasie na głębokość przekraczającą 1500 metrów. Specjalne mechanizmy fizjologiczne zabezpieczają je przed śmiercią z powodu nagłych zmian ciśnienia – trzeba sobie bowiem uświadomić, że na tak dużych głębokościach nacisk wywierany przez masy wody odpowiada tysiącom ton na każdy metr kwadratowy powierzchni ciała!
Nurkujący kaszalot „żegna się” z obserwatorami pokazując płetwę ogonową. Kształt jej krawędzi jest „odciskiem palca”, po którym można poznać danego osobnika.
Fot. Krzysztof Przybysz
Typowym wizerunkiem wieloryba, przychodzącym większości z nas na myśl, jest obraz olbrzymiego zwierzęcia z małą płetwą grzbietową, ostro zakończoną głową i wydatnym podgardlem pobrużdżonym podłużnymi fałdami. Są to cechy przedstawicieli rodziny fałdowców (Balaenopteridae) należącej do podrzędu fiszbinowców (Mysticeti). Należy do niej pięć gatunków: płetwal błękitny (Balaenoptera musculus), sejwal (B. borealis), finwal (B. physalus), płetwal karłowaty (B. acutorostrata) oraz humbak, zwany również długopłetwcem (Megaptera novaeangliae). Gatunki te, mimo że są podobne pod względem ogólnego wyglądu, różnią się ubarwieniem, a przede wszystkim rozmiarami (najmniejszy z nich płetwal karłowaty osiąga 10 metrów długości, płetwal błękitny, który jest największym zwierzęciem, jakie kiedykolwiek zamieszkiwało Ziemię – może mieć nawet 33 metry długości i 190 ton wagi). Poza fałdowcami do fiszbinowców należą rodziny wali gładkoskórych (Balaenidae) oraz pływaczowatych (Eschrichtidae) – ta ostatnia z jednym tylko gatunkiem – występującym w Pacyfiku pływaczem szarym (Eschrichtius robustus).
W przechowaniu zapasu tlenu na długi czas między oddechami pomaga wielorybom dodatkowe białko wiążące tlen, które występuje w mięśniach – mioglobina. To właśnie ono nadaje ich tkankom ciemnoczerwony kolor. Ponadto najważniejsze organy ciała oplata system drobnych naczyń krwionośnych tzw. sieć cudowna. W naczyniach tych, będących czymś pośrednim między żyłami a tętnicami, przechowywany jest dodatkowy zapas bogatej w tlen krwi. Nie uczestniczą one w wymianie gazowej, ale spełniają ważną rolę w utrzymaniu właściwej temperatury ciała w zmieniającej się gwałtownie z głębokością temperaturze otaczającego środowiska. W zależności od warunków mogą służyć jako chłodnica albo nagrzewnica dla narażonych na przegrzanie lub wychłodzenie organów.
Wszystkie fiszbinowce, mimo swych potężnych rozmiarów, odżywiają się planktonem (unoszącymi się w toni wodnej organizmami roślinnymi i zwierzęcymi), krylem (drobnymi skorupiakami morskimi) i drobnymi rybami. Zagarniają wielkie masy wody do szeroko otwartej paszczy (płetwal błękitny potrafi jej nabrać ponad 50 ton naraz!), a następnie odfiltrowują zawarty w niej pokarm. Robią to wyciskając wodę za pomocą potężnego, mocno umięśnionego języka, przez fiszbiny – kilkaset ułożonych, jedna przy drugiej, rogowych płyt, wyrastających z podniebienia. Postrzępione wewnętrzne krawędzie fiszbinów tworzą rodzaj sita, na którym osadza się zawarty w wodzie pokarm. Jak efektywny jest to sposób odżywiania może świadczyć fakt, że wspominany już płetwal błękitny podczas intensywnego żerowania spożywa do sześciu ton planktonu i krylu dziennie, co stanowi 3–4% masy zwierzęcia.
Grupka orek – pośrodku samiec (z wysoką płetwą grzbietową), drugi od góry osobnik młody – prawdopodobnie będzie przebywał z matką do końca jej życia
Fot. Krzysztof Przybysz
Drugim obok fiszbinowców podrzędem waleni są zębowce (Odontoceti). Polują na pojedyncze ofiary, najczęściej ryby i głowonogi, dlatego zamiast w fiszbiny ich szczęki wyposażone są w różną, w zależności od gatunku, liczbę ostrych, stożkowatych zębów.
Kolejną cechą charakterystyczną dla zębowców jest ich skłonność do życia w stadach lub grupach rodzinnych. Więzi socjalne są bardzo silne – znane są np. przypadki bronienia słabszych lub zranionych osobników w obliczu zagrożenia, poza tym członkowie stada wspólnie polują. Również przypadki wyrzucania waleni na plaże (są to prawie zawsze zębowce) dotyczą na ogół nie pojedynczych osobników, a całych stad.
Największą, liczącą ponad 30 gatunków, grupą waleni jest, należąca do zębowców, rodzina delfinów (Delfinidae) – darzonych przez człowieka wyjątkową sympatią ze względu na inteligencję i ciekawość oraz rozbudowane zachowania socjalne. Te same cechy powodują, że delfiny są hodowane i tresowane w ogrodach zoologicznych i akwariach na całym świecie. Powszechnie znanym przedstawicielem tej rodziny jest orka (Orcinus orca) – występujący we wszystkich oceanach świata największy morski drapieżnik. Do zębowców należy również morświn (Phocoena phocoena) – mniej znany krewniak delfinów – jedyny waleń żyjący stale w Bałtyku. Jeszcze w okresie międzywojennym na morświny polowali rybacy z Helu, obecnie jednak zwierzęta te stały się tak rzadkie, że głównym dowodem na ich występowanie są odnajdywane od czasu do czasu martwe osobniki zaplątane w rybackie sieci. Morświny i większość delfinów nie przekracza kilku metrów długości i kilkuset kilogramów wagi. Większe, dorastające 10 metrów i ważące kilka ton są orki, grindwale (Globicephala melaena) i niektóre wale dziobogłowe (Ziphiidae).
Fiszbinowce potrafią wydawać niezwykle głośne, rozchodzące się w wodzie na setki kilometrów dźwięki o niskiej częstotliwości (najbardziej znane są „pieśni” humbaków), zębowce wydają dźwięki cichsze i wyższe, którymi potrafią posłużyć się do echolokacji. Pomaga im w tym ukryta pod wypukłym czołem, specjalnie ukształtowana tłuszczowa poduszka, tzw. melon. Spełnia on rolę soczewki, dzięki której emitowane ultradźwięki są skupiane w równoległą wiązkę, a następnie po odbiciu od przeszkód odbierane i analizowane, aby dać informację o otoczeniu.
Płetwal karłowaty – najmniejszy z fiszbinowców, często żeruje blisko brzegu. Zdjęcie wykonane na południowym wybrzeżu Islandii
Fot. Michał Przybysz
Prawdziwymi olbrzymami wśród zębowców są natomiast kaszaloty (Physeter macrocephalus) – samce tego gatunku mogą osiągać nawet 20 metrów długości i 50 ton masy ciała, dorównując dużym fiszbinowcom. Charakterystyczny wygląd nadaje kaszalotom wielka, tępo zakończona głowa z małą, uzbrojoną w ostre zęby żuchwą.
W czasach, kiedy przez morza i oceany podróżowano drewnianymi żaglowcami, w marynarskich legendach często pojawiały się morskie potwory. Ich wizerunki zapełniały też białe plamy na dawnych mapach morskich. Większość była zapewne tworami wyobraźni, lecz niektóre odpowiadały wyglądem lub poszczególnymi cechami rzeczywiście istniejącym wielorybom. I nic dziwnego, skoro te budzące podziw olbrzymy, licznie zasiedlały kiedyś morza i oceany, a więc musiały być często widywane. Od zamierzchłych czasów dla ludzi żyjących na wybrzeżach wieloryby były jednak nie tylko przedmiotem podziwu i wierzeń – stanowiły obiekt pożądania jako niewyczerpane źródło wielu surowców, przede wszystkim tłuszczu i mięsa. Jak bardzo były ważne dla ludzkiej egzystencji, może świadczyć islandzkie słowo hvalreki, które współcześnie oznacza „dar z niebios”, a w dosłownym tłumaczeniu to po prostu – wyrzucony na plażę wieloryb. Łatwo sobie wyobrazić, że kilkudziesięciotonowy kaszalot lub stado grindwali, które zabłąkane trafiły na brzeg, były dla ówczesnych ludzi rzeczywiście wspaniałym zrządzeniem losu, pozwalającym wielu rodzinom poczynić zapasy jedzenia na długie miesiące.
Tą nazwą są czasem określane orki – jedne z największych morskich drapieżników. Są to najszerzej rozprzestrzenione zwierzęta na świecie – zamieszkują wszystkie oceany, pod każdą szerokością geograficzną. Jak większość delfinów – są zwierzętami stadnymi – żyją w grupach od kilku do kilkudziesięciu osobników. W grupach panuje struktura matriarchalna – przewodzi zawsze doświadczona samica. Umiejętność zorganizowanego polowania całej grupy, podczas którego poszczególne osobniki pełnią określone role, upodabnia je właśnie do wilków. Orki polują na różne zwierzęta, a poszczególne grupy wręcz specjalizują się w chwytaniu konkretnego rodzaju ofiar. Mogą to być ryby, morskie ptaki i ssaki, a nawet młode osobniki dużych waleni. Nigdy natomiast nie zanotowano ataku orki na człowieka.
Z biegiem czasu ludzie doskonalili techniki polowań i w XIX w. w Ameryce wielorybnictwo było już liczącą się gałęzią przemysłu. Giętkich fiszbinów używano do produkcji gorsetów, parasoli, wędek oraz w wielu dziedzinach, w których obecnie używa się tworzyw sztucznych lub metalu. Olej wytapiany z wielorybiego tłuszczu świetnie nadawał się do celów oświetleniowych, a także do produkcji smarów czy mydła. Szczególnie cennym surowcem była używana do wyrobu perfum ambra – szara substancja powstająca z niestrawionych resztek kałamarnic w jelitach kaszalotów.
Początkowo wielorybnicy używali żaglowców i zabijali swe ofiary harpunami rzucanymi z wiosłowych łodzi. W ten sposób mogli polować tylko na wolno pływające wale gładkoskóre i kaszaloty. Było to przy tym bardzo ryzykowne – ranione zwierzę miotając się w konwulsjach często wywracało łódź z napastnikami. Sytuacja zmieniła się, kiedy zaczęto używać statków parowych, które umożliwiały polowanie na szybciej pływające gatunki, m.in. duże fiszbinowce. Prawdziwą rewolucję spowodował natomiast wystrzeliwany z działka harpun wyposażony w głowicę z materiałem wybuchowym. Zastosowanie go spowodowało gwałtowny rozwój wielorybnictwa w XIX i pierwszej połowie XX wieku. Zaczęto masowo zabijać przede wszystkim płetwale błękitne, a w miarę spadku ich liczebności również mniejsze gatunki: finwale, sejwale, płetwale karłowate. Gdy, z powodu przetrzebienia stad, polowania na Atlantyku stały się nieopłacalne, wielorybnicy przenieśli się na południową półkulę, by kontynuować swe niszczycielskie dzieło. W okresie największej prosperity działające na antarktycznych wyspach stacje przerabiały na olej tysiące wielorybów rocznie (np. w rekordowym roku 1931 zabito 29 tys. płetwali błękitnych, podczas gdy dziś całkowitą liczebność tego gatunku na świecie ocenia się na 1–2 tys. osobników). Powołana w 1946 roku Międzynarodowa Komisja Wielorybnicza wprowadziła (od 1986 roku) całkowity zakaz komercyjnych połowów wielorybów. Mimo to do dziś liczebność wielu gatunków nie przekracza kilku procent stanu sprzed epoki wielorybnictwa. Japonia, a w mniejszym stopniu także Norwegia, kontynuują połowy pod pozorem badań naukowych.
Wiele gatunków wielorybów odbywa sezonowe wędrówki. Najczęściej wiosną płyną do stref polarnych, gdzie podczas arktycznego lub antarktycznego lata następuje eksplozja życia związana z masowym rozwojem planktonu. Intensywne żerowanie w tym okresie umożliwia im odłożenie dodatkowych warstw tłuszczu, które pozwolą na przetrwanie kilku miesięcy bez jedzenia. Na zimę wieloryby wracają do cieplejszych, ale ubogich w pokarm wód tropikalnych. Najdalej migrującym gatunkiem jest pływacz szary – co roku najpierw samce, a za nimi samice z młodymi, płyną wzdłuż zachodniego wybrzeża Ameryki Północnej, aby po kilku miesiącach dotrzeć do żerowisk na Morzu Czukockim. Na zimę wracają tą samą trasą do wybrzeży Meksyku, gdzie w spokojnych lagunach Zatoki Kalifornijskiej samice rodzą młode. Pokonywana corocznie trasa wynosi 16 tys. km, co jest najdłuższą znaną wędrówką podejmowaną przez ssaki.
Obecnie w wielu miejscach na świecie rozwija się nowa forma turystyki, związana z możliwością obserwowania wielorybów w ich naturalnym środowisku, (z ang. whalewatching). Z roku na rok przybywa ludzi chcących zobaczyć te fascynujące zwierzęta oraz dowiedzieć się więcej o ich tajemniczym życiu. Najlepsze miejsca do obserwacji znajdują się na półkuli południowej oraz na zachodnim wybrzeżu obu Ameryk. Wiele możliwości spotkań z waleniami mamy jednak także na dużo bliższym nam Atlantyku – szczególnie wokół wybrzeży Islandii, Norwegii, a także w Zatoce Biskajskiej i na Wyspach Kanaryjskich.
Wybierając się na obserwacje wielorybów trzeba się jednak liczyć z tym, że na powierzchni możemy je zobaczyć tylko przez krótki czas, kiedy wynurzają się, by zaczerpnąć powietrza. Najczęściej zaobserwujemy fontannę wydychanej pary i grzbiet zwierzęcia, czasem również płetwę ogonową. Jeśli będziemy mieli dużo szczęścia i w przypadku niektórych gatunków, ujrzymy całe zwierzę wyskakujące nad taflę wody. Zawsze jednak widok potężnego tułowia przesuwającego się nad powierzchnią wody i świadomość niezwykłego trybu życia tych morskich olbrzymów wywołują niezapomniane wrażenia.
Michał Przybysz
Autor jest przewodnikiem Klubu Podróży „HORYZONTY” – biura podróży specjalizującego się w turystyce poznawczej. Na obserwacje wielorybów można wybrać się podczas organizowanych przez „HORYZONTY” wycieczek na Islandię, do Norwegii, Hiszpanii i płd. Afryki.