Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 

Migracje w strugach deszczu

Wyspa Vancouver u południowo-zachodniego skraju Kanady w połowie października nie nęci aurą. Leje nawet częściej niż zwykle, a do tego ziąb i przenikliwy wiatr. Wiele miejsc noclegowych i innych biznesów turystycznych zostało już zamkniętych do wiosny, a część ich właścicieli szykuje się, by wraz z ptakami odlecieć na południe. Jednak na miłośnika przyrody z odrobiną samozaparcia i dobrą kurtką czeka tu wówczas sporo wrażeń.

Pojawienie się słońca wywołało prądy wstępujące powietrza. Wykorzystuje je sępnik różowogłowy, by wznieść się możliwie wysoko przed długim lotem ślizgowym nad cieśniną Juan de Fuca, oddzielającą wyspę Vancouver od kontynentu

Pojawienie się słońca wywołało prądy wstępujące powietrza. Wykorzystuje je sępnik różowogłowy, by wznieść się możliwie wysoko przed długim lotem ślizgowym nad cieśniną Juan de Fuca, oddzielającą wyspę Vancouver od kontynentu

Do Kolumbii Brytyjskiej przyleciałem z początkiem jesieni. Przez pierwsze dwa tygodnie szwendałem się po różnych parkach regionalnych, od czasu do czasu sprawdzając, czy za uszami nie rosną mi już skrzela. Jeśli nie deszcz, to mżawka... Wkrótce romantyczne ujęcia zadrzewionych stoków spowitych chmurami zaczęły mnie nużyć – nie dla takich zdjęć przywlokłem się tak daleko. Wreszcie internetowe prognozy pogody zaczęły wyglądać nieco mniej depresyjnie – czym prędzej przeniosłem się więc na wyspę Vancouver.

Na początku jesieni do rzek pacyficznego wybrzeża Kanady wpływają ogromne ilości łososi, głównie z trzech gatunków: keta (Oncorhynchus keta), kiżucz (O. kisutch), gorbusza (O. gorbuscha) i czawycza (O. tshawytscha). Część z nich, strudzona długą wędrówką, pada już w drodze na tarliska, a wszystkie pozostałe tuż po zakończeniu tarła. Ta obfitość łatwo dostępnego białka sprawia, że zwierzęta rybożerne opychają się do rozpuku. Wzdłuż rzek (powiedzmy sobie szczerze – woniejących w tym czasie gnijącą wszędzie rybą) leniwie łażą mewy z kilku dużych, morskich gatunków, dziobiąc od czasu do czasu co świeższą łososiową padlinę. Między nimi nieco żwawiej uwijają się modrosójki czarnogłowe (Cyanocitta stelleri) i kruki (Corvus corax), a w pobliżu ujść do morza także wrony alaskańskie (Corvus caurinus). Nawet rozliczny ptasi drobiazg nie gardzi rybimi resztkami ze stołu większych biesiadników. Od czasu do czasu można też wypatrzyć bieliki amerykańskie (Haliaeetus leucocephalus). Niektórym nie chce się taszczyć ciężkich ryb na gałęzie drzew i jedzą je na ziemi, tuż obok przypatrujących się spokojnie gęsi i kaczek. W innym czasie te blaszkodziobe, jako potencjalne ofiary bielików, trzymałyby się z daleka. Ale teraz? Jaki drapieżnik trudziłby się pogonią za fruwającą zdobyczą, gdy wszędzie wokół leży mięso?

Ta czawycza, schwytana przez baribala, wcale nie jest szczególnie duża. Największe okazy mogą osiągać nawet 1,5 m i ważyć 60 kg

Ta czawycza, schwytana przez baribala, wcale nie jest szczególnie duża. Największe okazy mogą osiągać nawet 1,5 m i ważyć 60 kg

Na wyspie Vancouver nie trzeba się natrudzić, by w październiku na kamienistych brzegach rzek zobaczyć dużą, czarną kulę. To baribal (Ursus americanus), zwany też niedźwiedziem amerykańskim lub czarnym, wpycha w siebie ostatnie kalorie przed kilkumiesięcznym snem zimowym. A że i jego obszerny brzuch ma limit pojemności i przepustowości, aby jak najefektywniej wykorzystać każdy kęs, ze złapanych ryb zjada tylko najtłustsze i najsmaczniejsze fragmenty. Szczególnie gustuje w kawiorze – prawdziwy smakosz. Resztę porzuca w okolicznych krzakach dla mniej wybrednych konsumentów. Wzdłuż rzek wypływających z kontynentalnej części Kolumbii Brytyjskiej podobnie zachowują się także grizli, czyli niedźwiedzie brunatne (Ursus arctos). Czy niedźwiedź bardzo musi się natrudzić, by złapać smakowitego łososia? Postanowiłem spróbować. Zdjąłem buty... Zanim zdążyłem wejść do wody, rozpędzona, napęczniała ikrą samica łososia wyskoczyła na brzeg wprost pod moje nogi. Schwyciłem ją i wypuściłem do wody – jeszcze nie teraz, płyń na tarlisko.

Nie tylko mięsożercy korzystają z tej sezonowej obfitości. Większość okolicznych ekosystemów zależna jest od corocznych dostaw azotu, fosforu i innych niezbędnych pierwiastków, których tony płyną pod wartki prąd rzek i strumieni w ciałach niestrudzonych łososi. Im większy drapieżnik, tym dalej niesie schwytane ryby w głąb lądu. Niedźwiedź potrafi tam przetransportować nawet sto kilkadziesiąt kilogramów ryb dziennie. Zjada z tego kilka kilogramów, które niesie jeszcze dalej, by pozostawić w formie odchodów. Również inne zwierzęta w ten sam sposób, i we własnych ciałach, transportują życiodajne substancje z rzek na ląd. I tak łososie nawożą lasy rosnące wzdłuż pacyficznych wybrzeży Kanady i północnych stanów USA.

Dla dostojnych bielików amerykańskich jesień to okres dostatku, choć na wyspie nigdy nie brakuje im pożywienia

Dla dostojnych bielików amerykańskich jesień to okres dostatku, choć na wyspie nigdy nie brakuje im pożywienia

Nie tylko niezwykły spektakl toczący się wokół pełnych ryb rzek może w październiku stanowić obiekt fotograficznych fascynacji na wyspie Vancouver. To okres przelotu wielu gatunków ptaków z Alaski i północnych regionów Kanady wzdłuż wyspy na południe. Przelotnych gości, zależnie od środowiska życia, widuje się wewnątrz lądu, na kamienistych plażach lub pełnym morzu. Dominująca tu brzydka pogoda przyczynia się do zjawiska charakterystycznego tylko dla tej wyspy. Na północy niemal przylega ona do stałego lądu i migrujące jesienią na południe wzdłuż wybrzeża dostojne sępniki różowogłowe (Cathartes aura) przelatują nad wyspę. Doleciawszy nad jej południowy kraniec, natykają się na szeroką, otwartą przestrzeń oceanu. Ptaki te podróżują przede wszystkim biernie, szybując z wykorzystaniem prądów powietrznych. Aby przelecieć tą metodą nad morzem do stanu Waszyngton w USA, potrzebują słonecznej aury, a ta o tej porze roku zdarza się nieczęsto. Im dłużej trwa słota, tym więcej zmokniętych i zasępionych sępników gromadzi się w okolicy Viktorii (największa miejscowość na wyspie, stolica Kolumbii Brytyjskiej) i czeka na okienko pogodowe. Gdy tylko deszczowe stratusy na chwilę się rozproszą i na niebie pojawią się obłoczki cumulusów zwiastujące obecność prądów wstępujących – z wybrzeży podrywają się chmary dostojnych padlinożerców i szybują w stronę majaczących na horyzoncie zboczy masywu Olympic w parku narodowym o tej samej nazwie.

Gniazdujące na Alasce kamuszniki czarnogłowe (Arenaria melanocephala) w drodze na południe. Ptaki te zimują wzdłuż niezamarzającej części pacyficznych wybrzeży Ameryki Północnej

Gniazdujące na Alasce kamuszniki czarnogłowe (Arenaria melanocephala) w drodze na południe. Ptaki te zimują wzdłuż niezamarzającej części pacyficznych wybrzeży Ameryki Północnej

Będąc na wyspie Vancouver, grzechem byłoby nie wybrać się na otaczające ją morze. Poza ptakami można podczas takiej wyprawy zobaczyć wiele morskich ssaków. Wschodnie wybrzeże obfituje w wale szare (Eschrichtius robustus). Te wieloryby odbywają najdłuższe migracje sezonowe w świecie ssaków – między Alaską a Dolną Kalifornią (prawie 20 tysięcy kilometrów rocznie). W październiku docierają tu pierwsze z migrujących na południe wali. Jednocześnie wciąż jeszcze można tu spotkać przedstawicieli tego gatunku z populacji lokalnej, spędzającej w tych wodach okres od kwietnia do listopada. Ja w pewien deszczowy (a jakże!) dzień wybrałem się jednak w okolice północnego skraju wyspy, by obserwować jesienne żerowanie moich ulubionych wielorybów – długopłetwców (Megaptera novaeangliae), lepiej znanych pod nazwą humbaki. Przypływają tu, podobnie jak wale szare, z odległej północy. Korzystają ze względnej obfitości małych ryb, by po raz ostatni napełnić przepastne żołądki i zgromadzić zapasy energii na miesiące zimowe, które spędzą... w ciepłych wodach otaczających Hawaje (szlak migrujących z północy humbaków skręca bowiem w tym miejscu na południowy zachód). Tam, zajęte godami, przez kilka miesięcy będą na ścisłej diecie, prawie się nie odżywiając.

Fotografowanie humbaków w siekący deszcz, z łodzi stojącej zawietrznie w stosunku do żerujących zwierząt, było sporym wyzwaniem. Walenie pojawiały się na powierzchni jedynie na kilka sekund. W tym czasie trzeba było wyciągnąć aparat zza pazuchy, nastawić ostrość, nacisnąć spust i... schować się do kabiny, by delikatnie osuszyć obiektyw przed kolejną próbą. Seria kilku zdjęć jest praktycznie niemożliwa, bo już przy drugim widać głównie krople na soczewce. A dlaczego nie fotografować od strony nawietrznej? Hm – na to pytanie nie udało mi się uzyskać od kapitana satysfakcjonującego wyjaśnienia. Po prostu – fotografowi zawsze wiatr w oczy.

Humbaki objadają się śledziami przed kilkumiesięczną głodówką podczas sezonu godowego wokół Hawajów

Humbaki objadają się śledziami przed kilkumiesięczną głodówką podczas sezonu godowego wokół Hawajów

Humbaki są znane między innymi z wyrafinowanego i donośnego (niosącego się na dziesiątki kilometrów) śpiewu oraz szczególnej techniki łowieckiej. Ktoś mnie kiedyś zapytał, jak można nazywać śpiewem humbacze pomrukiwania. Pamiętajmy – zwierzęta wokalizują pod wodą, bez wydychania. Zatkaj nos i bez otwierania ust zaśpiewaj swoją ulubioną piosenkę. To, co usłyszysz, będzie do złudzenia przypominało pieśń długopłetwca! Humbaki wypuszczają powietrze pod wodą jedynie podczas polowania na drobne ryby. Robią to, zataczając pod ławicą kręgi. Unosząca się ku powierzchni kurtyna z bąbelków sprawia, że przestraszone ryby zbijają się w jej środku w ciasną kulę. Wieloryb podpływa pod nią, otwiera paszczę i wynurza się, jednym kłapnięciem połykając większość ławicy. Tym razem mogłem oglądać pewną modyfikację tej techniki. Powietrzna ściana nie była konieczna. Efekt zbijania się ryb w kulę powodowały stadne ataki nurzyków (Uria aalge). Gdy nękane spod wody przez te nurkujące ptaki śledzie pacyficzne (Clupea pallasii) zbite w gęstą kulę podpływały pod powierzchnię, nadlatywały roje mew i chwytały je z powietrza. To był sygnał, by przygotować aparat. Zwykle po paru chwilach w środku tego zamieszania pojawiała się otwarta paszcza lewiatana... Klap! i koniec sceny. Ptaki odlatywały szukać kolejnej ławicy. Ciekaw jestem, ile nurzyków było przypadkowo połykanych wraz z rybkami.

Wspomniałem tu tylko o niektórych zwierzętach, które udało mi się zobaczyć podczas zaledwie dziesięciodniowej bytności na wyspie. Miałem szczęście – przez trzy dni świeciło słońce! Z pewnością każda pora roku może tu dostarczyć wielu przyrodniczych wrażeń, ale ja zdecydowanie nie żałuję, że na swoją eskapadę wybrałem początek jesieni.

Tekst i zdjęcia: Andrzej Kepel
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.



Wybór numeru