To nie kaktus, ale pochodzący z Afryki wilczomlecz opasły (Euphorbia obesa). Wszystkie gromadzące wodę wilczomlecze, podobnie jak wszystkie kaktusy, podlegają ochronie CITES.
Fot. Andrzej Kepel
Tytułowe pytanie wydaje się banalne. Wcale jednak nie jest takie proste, gdy w grę wchodzą przepisy międzynarodowe. Czy celnik ma zatrzymać przemycany z Chin preparat z kłączy żeń-szenia, jeśli w załącznikach CITES wpisano, że ochronie podlegają jedynie korzenie tego gatunku, a z biologicznego punktu widzenia kłącze to nie korzeń?
Opracowanie na potrzeby wdrażania przepisów CITES (regulujących handel zagrożonymi gatunkami) definicji takich pojęć jak „korzeń”, „proszek”, „produkt finalny”, „ekstrakt”, „olejek eteryczny” i wielu innych, to jeden z tematów obrad Komitetu ds. Roślin CITES, które miały miejsce w Genewie w dniach 18-21 kwietnia 2011 r. Eksperci z kilkudziesięciu Państw radzili także nad takimi zagadnieniami, jak potrzeba ochrony niektórych gatunków roślin z Madagaskaru, zakres ochrony niektórych gatunków drzew, a także przypisy w załącznikach do Konwencji, uszczegóławiające zasady ochrony kaktusów i storczyków.
W tym roku w obradach Komitetu ds. Roślin uczestniczyła aktywnie wyjątkowo duża oficjalna delegacja z Polski. Trzech pracowników Ministerstwa było merytorycznie wspieranych przez dwoje ekspertów z Państwowej Rady Ochrony Przyrody - Hannę Werblan-Jakubiec (dyrektora Ogrodu Botanicznego w Warszawie) i Andrzeja Kepela (prezesa „Salamandry”). Tak liczne uczestnictwo nie jest jedynie wynikiem wzrostu aktywności Polski na forum CITES, ale stanowiło element przygotowań do polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, która przypada w drugiej połowie tego roku. W tym czasie Polska będzie musiała koordynować udział delegacji krajów unijnych w spotkaniach pozostałych dwóch Komitetów - ds. Zwierząt oraz Stałego.
Andrzej Kepel
Kto próbował przebić się przez gąszcz przepisów regulujących m.in. handel okazami gatunków zagrożonych wyginięciem, ten wie, jak bardzo niewdzięczne jest to zadanie. Konwencja Waszyngtońska, rozporządzenia Rady i Komisji UE oraz ustawa o ochronie przyrody tworzą skomplikowany labirynt prawno-biologiczny, w którym mało kto jest w stanie zachować orientację. W tym celu pomocny może okazać się wydany pod koniec zeszłego roku przez PTOP „Salamandra” podręcznik zatytułowany „CITES w Polsce i Unii Europejskiej”.
Na blisko 200 stronach czytelnik znaleźć może wyczerpujące informacje na temat przewożenia okazów gatunków chronionych przez granicę, komercyjnego ich wykorzystywania, hodowli i uprawy, znakowania, rejestracji i wielu innych zagadnień związanych z tą tematyką. Całość jest bogato ilustrowana unikatowymi zdjęciami oraz urozmaicona wykresami i tabelami. Podręcznik wydany został w nakładzie 2000 egzemplarzy, które zostały rozdysponowane pomiędzy funkcjonariuszy Policji, Służby Celnej, Straży Granicznej, prokuratorów, sędziów, powiatowych lekarzy weterynarii oraz pracowników starostw powiatowych, odpowiedzialnych za rejestrację zwierząt.
Liczymy, że ta nowa na polskim rynku pozycja książkowa przyczyni się do skuteczniejszego zwalczania w naszym kraju nielegalnego handlu okazami gatunków zagrożonych wyginięciem oraz lepszego przestrzegania przepisów międzynarodowych regulujących to zagadnienie.
Borys Kala
Kiedy pogoda za oknem nie zachęca do żadnej aktywności, a już na pewno nie do obcowania z przyrodą, stosunkowo niedaleko naszego kraju, bo tylko kilka godzin lotu samolotem, znajduje się zimowa „ziemia obiecana” wszystkich ptakolubów - Maroko.
Wśród piasków pustyni i jałowych, kamienistych wzgórz, każdy zbiornik słodkiej wody przyciąga tysiące ptaków
Maroko to duże państwo w Afryce Północno-Zachodniej, które w ostatnich latach znacząco otworzyło się na turystów z Europy, również tych z lornetkami na szyi. A wszystko to dzięki nowemu, rządzącemu tam od 10 lat, królowi Muhammadowi VI. Ten stosunkowo młody władca, doktor prawa, bardzo przybliżył Maroko do Europy, wprowadzając szereg reform społecznych i gospodarczych. O przyjęciu zachodnich standardów życia najlepiej świadczy fakt, że Muhammad ma tylko jedną żonę!
Wróćmy jednak do naszej „ziemi obiecanej”. Maroko jest krajem, gdzie podczas trwającej u nas zimy, można zaznać prawdziwej wiosny. W styczniu i lutym aura, która tam panuje: bezchmurne niebo, dzień trwający 9–10 godzin, temperatura przekraczająca często 20ºC, jest idealna zarówno dla nas – obserwatorów – jak i dla ptaków. Stwierdzono tam występowanie około 454 gatunków ptaków (stan na 2006 rok), czyli tylko o cztery więcej, niż w Polsce. Spotkamy tam jednak przedstawicieli już typowo afrykańskich rodzin, jak: bilbile (Pycnonotidae), czagry (Malaconotidae) czy tymale (Timaliidae). Nie musimy się jednak obawiać nadmiaru zupełnie nowych czy nieznanych gatunków, tak jak ma to miejsce na południu Afryki.
Gilak pustynny jest jednym z bardziej kolorowych ptaków Maroka, niestety szata zimowa jest mniej efektowna
Na północ od dużego wojskowego miasta Errachidia, wśród kamienistej półpustyni i wyrastających grzbietów Atlasu Wysokiego, znajduje się duży zbiornik retencyjny wody pitnej Hassan-Addakhil. Tak jak każda woda na pustyni, przyciąga ona zwierzęta w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Zbiornik jest doskonałym miejscem do obserwacji wielu ciekawych ptaków. Od razu rzucają się w oczy stadka flamingów różowych (Phoenicopterus roseus), które z niezwykłą gracją brodzą w płytkiej wodzie w poszukiwaniu drobnych bezkręgowców. Swoim barwnym upierzeniem zwracają też uwagę kazarki (Tadorna ferruginea), przedstawiciele rodziny blaszkodziobych (Anseriformes), które w odróżnieniu od osobników zwykle widywanych w Polsce*, są całkowicie dzikie. Kolejnym ciekawym gatunkiem jest bardzo rzadka kaczka jarzębata (Marmaronetta angustirostris), która gnieździ się w rozproszeniu w Azji Centralnej, północnej Afryce oraz południowej Hiszpanii. Jej liczebność drastycznie spadła w ciągu ostatnich 20 lat i szacuje się, że na świecie zostało tylko nieco ponad 15 tys. par. Zimą, na zbiornikach takich jak Hassan-Addakhil, można zobaczyć także znacznie częstsze i dobrze znane: głowienki (Aythya ferina), czernice (Aythya fuligula), płaskonosy (Anas clypeata), rożeńce (Anas acuta) czy cyranki (Anas querquedula), które licznie zimują w północnej Afryce.
Jadąc wzdłuż rzeki Ziz, płynącej głębokim wąwozem pośród pustyni, spotykamy liczne wioski oraz oazy palm daktylowych (Phoenix dactylifera). W starych kazbach (arb. casbah), czyli warownych domostwach, można spotkać kolejne ciekawe ptaki. Z osiedlami ludzkimi są ściśle związane trznadle smużkowane (Emberiza sahari), które chętnie gnieżdżą się w załomach starych budynków. Wszędzie tam, gdzie rosną palmy i jest choć trochę wody, można usłyszeć donośny, melodyjny śpiew bilbili ogrodowych (Pycnonotus barbatus).
Niedaleko granicy z Algierią znajdują się jedne z nielicznych piaszczystych wydm w Maroku. Krajobraz przypomina tu już piaszczystą Saharę, choć od tej największej pustyni jest odseparowany kamienistymi wzgórzami ciągnącymi się po horyzont. (To stąd co roku ruszał rajd Dakar, kiedy odbywał się jeszcze w Afryce.)
W wiosce Khamlia, na południe do miasteczka Merzuga, można poczuć się jak w „prawdziwej” Afryce. Jest to jedyna osada w kraju, zamieszkana przez ludzi czarnoskórych, potomków niewolników, którzy wraz z karawanami przybyli w te rejony z Sudanu. Wioska jest bardzo skromna, domy zbudowane są z błota i słomy, jednak jej mieszkańcom niczego nie brakuje. Jest tu szkoła, poczta, sklep, kawiarnia, a nawet dostęp do Internetu dla każdego. Ale przede wszystkim są tu ptaki!
Angielska nazwa trznadla smużkowanego brzmi House Bunting („trznadel domowy”) i doskonale odzwierciedla główne miejsce jego występowania
Przechadzając się pomiędzy niskimi chatami spotkamy stada gilaków pustynnych (Bucanetes githagineus), charakteryzujących się masywnym jaskrawopomarańczowym dziobem. W opuszczonych budynkach gnieżdżą się białorzytki saharyjskie (Oenanthe leucopyga), a w niewielkiej odległości od budynków, w pobliżu palm daktylowych, przemykają stadka tymali saharyjskich (Turdoides fulvus), niewielkich ptaków wielkości szpaka. Są to przedstawiciele rodziny tymalowatych (Timaliidae), szeroko rozpowszechnionej w strefie tropikalnej Starego Świata. Tymale saharyjskie to bardzo socjalne ptaki żyjące w grupkach do dziesięciu osobników, które utrzymują ze sobą kontakt wzrokowy i dźwiękowy, wydając przedziwne bulgoczące, trzeszczące głosy. Co ciekawe, podczas ucieczki przed drapieżnikiem niechętnie wzbijają się w powietrze, wolą przemieszczać się pieszo, robiąc duże susy i chowając się wśród niskich palm. Kolejnym efektownym ptakiem, który rzuca się w oczy jest skowron pustynny (Alaemon alaudipes). Angielska nazywa tego ptaka hoopoe lark, czyli „skowronek dudkowy”, doskonale oddaje jego wygląd przypominający skrzyżowanie skowronka z dudkiem. Wyjątkowo długi (jak na wróblaka) i zakrzywiony w dół dziób tego ptaka służy do wybierania bezkręgowców z piaszczystego podłoża.
Na południu kraju rośnie endemiczne drzewo, które ostatnimi czasy zrobiło prawdziwą furorę na świecie. Pokrojem i wielkością przypomina nieco dąb ostrolistny (Quercus ilex) rosnący w basenie morza Śródziemnego. Mowa tu o drzewie arganowym (Argania spinosa) z rodziny sączyńcowatych (Sapotaceae). Rośnie ono tylko i wyłącznie w południowym Maroku. Otrzymuje się z niego orzechy arganowe, które po zmieleniu dają olej wykorzystywany głównie w kosmetyce. Prażone i sprasowane orzechy służą do tłoczenia wybornego i bardzo zdrowego oleju spożywczego. Wśród tych drzew chętnie przebywa afrykański podgatunek sroki (Pica pica mauritanica), różniący się od naszego błękitnym płatem skóry za okiem. W okolicach dużego miasta Agadir można spotkać jednego z najrzadszych i najbardziej zagrożonych gatunków ptaków na świecie – ibisa grzywiastego (Geronticus eremita). Prawie cała światowa, dziko żyjąca populacja (około 500 ptaków) gnieździ się w kilku koloniach, właśnie w Maroku. Możliwość obserwowania tego ptaka na wolności jest niezapomnianym przeżyciem. Ibis grzywiasty należy do rodziny ibisowatych (Threskiornithidae), wielkością przypomina dobrze znanego z południowej Europy ibisa kasztanowatego (Plegadis falcinellus), jednak jego naga, intensywnie różowa skóra na głowie, przywołuje raczej skojarzenie z niespokrewnionymi z nim sępami. Gatunek ten gnieździ się na niedostępnych półkach skalnych, w terenach górzystych i półpustynnych (stąd nazwa gatunkowa eremita, określająca pustelników żyjących na odludziu, często w niedostępnych dla „zwyczajnych ludzi” miejscach).
Maroko jest krajem przyjaznych, gościnnych i uczciwych ludzi, oferującym piękne miasta i wioski, niezapomniane widoki i wciąż dziką przyrodę. Polecam to miejsce wszystkim miłośnikom ptaków, a szczególnie tym, którzy nie mogą się doczekać wiosny.
Tekst i zdjęcia: Samuel Odrzykoski
Poznańska Grupa OTOP
Pilot Klubu Podróży Horyzonty
Finały konkursów przyrodniczych „Salamandry” od wielu lat odbywają się w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 4 w Poznaniu
W roku szkolnym 2010/2011 „Salamandra” zorganizowała tradycyjnie dwa konkursy szkolne. Konkurs Przyrodniczy dla Uczniów Gimnazjów i Szkół Podstawowych zatytułowany był „Rośliny i zwierzęta mokradeł” i składał się z czterech etapów (szkolnego, okręgowego, wojewódzkiego oraz ponadwojewódzkiego). Konkurs Przyrodniczy dla Uczniów Szkół Ponadgimnazjalnych przebiegał pod hasłem „Zwierzęta lasów” i obejmował swoim zasięgiem aż trzy województwa - wielkopolskie, kujawsko-pomorskie i zachodniopomorskie (składał się z dwóch etapów - szkolnego i ponadwojewódzkiego). Późną jesienią 2010 r. uczestnicy (ok. 6000) pisali testy etapów szkolnych, a na początku roku 2011 odbył się etap okręgowy Konkursu „Rośliny i zwierzęta mokradeł”. Wiosną do Poznania przyjechały osoby, które wykazały się największą wiedzą w etapach wstępnych. 19 marca o I miejsce w etapie wojewódzkim walczyli uczniowie z gimnazjów i szkół podstawowych, 5 maja - uczniowie szkół ponadgimnazjalnych (etap ponadwojewódzki). 21 maja spotkali się laureaci Konkursu „Rośliny i zwierzęta mokradeł” organizowanego przez „Salamandrę” oraz podobnego konkursu Klubu Przyrodników z województwa lubuskiego. Etapy finałowe odbyły się w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 4 w Poznaniu. Ich uczestnicy musieli wykazać się zarówno wiedzą teoretyczną, jak i umiejętnościami rozpoznawania gatunków na podstawie zdjęć, głosów, tropów oraz śladów żerowania. Wszyscy laureaci otrzymali liczne nagrody w postaci publikacji o tematyce przyrodniczej. Etapowi ponadwojewódzkiemu konkursu dla gimnazjów i szkół podstawowych towarzyszyła wycieczka przyrodniczo-edukacyjna.
Serdecznie gratulujemy zwycięzcom i ich nauczycielom, dziękujemy osobom i instytucjom, które wsparły organizację Konkursów i zapraszamy do udziału w ich przyszłorocznych edycjach!
Z nazwiskami laureatów etapów wojewódzkich i ponadwojewódzkich oraz listą sponsorów można się zapoznać na naszej stronie internetowej.
Ewa Olejnik
Świat jaskiń fascynuje ludzi właściwie od zawsze. Jego tajemnicze piękno przyciąga i zadziwia kolejne pokolenia odkrywców, badaczy, a także amatorów mocniejszych wrażeń. Ja też nie pozostałam obojętna na magię podziemi, którą po raz pierwszy poczułam latem 1978 roku, gdy podróżowałam z rodzicami po Górach Świętokrzyskich.
Zatrzymaliśmy się na chwilę przed Jaskinią Zbójników, gdzie tato pstryknął mamie i mnie pamiątkowe zdjęcie. Zaraz potem zaciekawiona weszłam do wnętrza groty. Nie miałam latarki, więc zawędrowałam zaledwie do miejsca, w którym kończyło się światło dzienne, a zaczynała bezgraniczna ciemność. Zatrzymałam się na chwilę i przymknęłam oczy. Zapachniało przygodą i magią. Usłyszałam krople wody spadające ze stropu, otoczyły mnie wilgoć i chłód. Powiało tajemnicą... I wtedy wyszeptałam życzenie, by jaskinie były ze mną na zawsze.
I tak się stało. W podziemiach czuję się jak ryba w wodzie. Dobrze mi tam. W jaskiniach obcuję z przygodą i czuję się bezpieczna. Odkrywam i kartuję nowe lądy, pomagam naukowcom w ich badaniach, podglądam nietoperze lub inne „jaskiniowe potwory”, zachwycam się tym, co pozostawili przed setkami lat mieszkańcy grot, a później o tym opowiadam. Uciekam do jaskiń przed smuteczkami codzienności, lub by przeżyć coś nadzwyczajnego i dzielić to z ludźmi nie z tej Ziemi.
Fascynacja podziemnym światem zawiodła mnie w 1995 roku do Parku Narodowego Carlsbad Caverns (CCNP). Park ten znajduje się na południu stanu Nowy Meksyk w Stanach Zjednoczonych i graniczy z Parkiem Narodowym Guadalupe Mountains w Teksasie. Utworzono go oficjalnie w 1923 roku w celu ochrony jaskiń, wapiennych gór oraz unikatowej flory i fauny półpustyni Chihuahuan. Właśnie z powodu wyjątkowości jednej z jego „dziur” – jaskini Lechuguilla – znalazłam się w tym zakątku świata.
Niektórzy nazywają Lechuguillę najpiękniejszą jaskinią świata, dla mnie jest na pewno jedną z najbardziej fascynujących. Wysokie temperatury i wilgotność powietrza oraz osobliwa budowa geologiczno-mineralogiczna Gór Guadalupe, przyczyniają się do odmienności tutejszych grot i ich szaty naciekowej. Ogromny wpływ na ich dzisiejsze rozmiary miała woda o bardzo dużej zawartości tlenu, która spływała z powierzchni, a także woda docierająca przez szczeliny z wnętrza naszej planety, zawierająca siarkę. Po wymieszaniu się tych składników powstawał kwas siarkowy, który znacznie przyspieszał znane nam z tatrzańskich jaskiń procesy rozpuszczania skały wapiennej. Przy zachodzących równolegle procesach wytrącania, obok powszechnego kalcytu, czyli węglanu wapnia, powstawał gips, pojawiający się w postaci grubych nawet na 10 m pokładów (np. Glacier Bay czy Prickly Ice Cube Room w Lechuguilli), lub tworzący niesamowitą, odmienną od kalcytowej, szatę naciekową (np. selenitowe „żyrandole” w Chandelier Ballroom w Lechuguilli).
Bardzo niewiele jaskiń wapiennych ma taką samą genezę jak jaskinia Lechuguilla i pozostałe groty Gór Guadalupe. Geolodzy znają jedną, która nadal tworzy się w podobny sposób. To Cueva de Villa Luz w stanie Tabasko, w Meksyku. Naukowcy, którzy badają tę jaskinię i zamieszkujące ją organizmy, muszą zakładać sprzęt chroniący ich przed kwasem siarkowym. Wewnątrz tej jaskini odkryto bowiem dwa rodzaje wody: zwykłą, o przeciętnym pH, i z zawartością kwasu siarkowego. Mikrobiolodzy znaleźli tam również kolonie mikrobów, które nazwali „snottites”, bo wyglądają jak to, co się wydobywa z naszego zakatarzonego nosa. Te mikroby jedzą minerały zawarte w skale, a produktem tego procesu jest kwas siarkowy kapiący ze ścian i stropu!
Również w jaskini Lechuguilla odkryto przed laty „snottites” i myślano, że to nowy rodzaj nacieków wapiennych, nie znaleziony do tej pory w żadnej innej grocie na świecie. Dopiero po odkryciu Cueva de Villa Luz okazało się, że to skamieniałe kolonie mikroorganizmów, które być może pomogły w tworzeniu się jaskiń Gór Guadalupe. I choć nie ma tu już ociekających kwasem siarkowym kolonii mikrobów, gdyż proces tworzenia się tych jaskiń został zakończony, to świat organizmów jednokomórkowych w podziemiach Gór Guadalupe jest nadal fascynujący, nie tylko dla mikrobiologów. Szczególnie w Jaskini Lechuguilla, która była odcięta od powierzchni przez wiele milionów lat. Nie zrozumcie mnie źle, otwór wejściowy do tej jaskini i około 200 m korytarzy były znane ludziom od wieków, ale dopiero w 1986 roku grotołazi ze stanu Colorado przekopali się do jej nowych partii. Eksploracja Lechuguilli nadal trwa i co roku mapa jej podziemi wydłuża się o kolejne setki metrów. Już dzisiaj jest to szósta pod względem długości jaskinia świata (210 km). Lechuguilla jest także najgłębszą jaskinią wapienną w Stanach Zjednoczonych (489 m).
Poza „snottites” odkryto w niej inne fascynujące cuda. Najsłynniejsze są na pewno selenitowe żyrandole o długości do 5 m w Chandelier Ballroom. Mnie osobiście interesują „rusticicles” – wapienne nacieki z ogromną zawartością żelaza, które wyglądają jak pordzewiałe blachy i gwoździe. Nie znam innej jaskini na świecie, która zawiera taką ilość i różnorodność nacieków aragonitowych, jak Lechuguilla. Całe podziemne sale wyglądają jak pałac Królewny Śnieżki: iskrzącobiałe trójwymiarowe gwiazdki pokrywają ściany, spong (czyli podłogę) i strop. I jeszcze gipsowe włosy i brody, które kruszą się i łamią, zaledwie pod wpływem ruchu powietrza spowodowanego przez przechodzącego obok człowieka.
Chciałabym się jednak zatrzymać na chwilę przy wspomnianych już „prawdziwych potworach” jaskiniowych, czyli mikrobach. Bo to, co się dzieje wewnątrz jaskini Lechuguilla, jest bardzo interesujące. Dzięki długotrwałemu odizolowaniu tej jaskini od powierzchni, naukowcy znajdują tam zupełnie nowe bakterie, nie odkryte do tej pory nigdzie indziej. A mikroby i tutaj są wszędzie, tak jak na powierzchni. Jedyne co je różni od tych, z którymi mamy do czynienia na co dzień, to ich egzystencja w ekstremalnych warunkach. Są to tzw. ekstremofile: doskonale znoszą brak jakiegokolwiek światła i bardzo ubogą dietę – żywią się minerałami lub czasami podgryzają się nawzajem. W celu uchronienia się przed „zjedzeniem” niektóre z nich wytwarzają substancje chroniące, zwane enzymami. Jeden z naukowców, który badał mikroby w Lechuguilli, umieścił taki enzym na tkance ludzkiej zaatakowanej przez raka. Enzym ten zniszczył komórki rakowe, a zdrowe komórki pozostawił nietknięte. Nie znaczy to jeszcze, że mamy lekarstwo na opanowanie epidemii raka, jednak badania nad tym trwają. Także nad nowymi antybiotykami wytwarzanymi przez mikroby z jaskini Lechuguilla. Hazel Barton, mikrobiolog z Wielkiej Brytanii, bada w tej grocie np. mikroby, które uwielbiają żywić się plastikiem i to takim, którego nie można już ponownie wykorzystać. Być może pewnego dnia każdy z nas, we własnej kuchni, będzie posiadał specjalny pojemnik z trzema mikrobami „made in CCNP” wewnątrz. Po każdorazowym opróżnieniu plastikowego pojemnika, wrzucimy go do takiego kontenera, a te radośnie go pożrą, wydzielając ropę jako produkt uboczny. Co Wy na to? To oczywiście żart, ale nigdy nic nie wiadomo...
Naukowcy z NASA uważają, że podobne organizmy jednokomórkowe znajdują się wewnątrz jaskiń widocznych na planecie Mars. Dlatego i oni badają mieszkańców tych zaczarowanych podziemi.
Aby ochronić przed dewastacją fascynujące jaskinie CCNP, stworzono wiele przepisów. Oto kilka z nich: turyści i grotołazi mogą odwiedzić tylko jedenaście jaskiń ze stusiedemnastu, które do tej pory odkryto na terenie parku. Główną atrakcją jest jaskinia Carlsbad Cavern. Latem przy jej otworze wejściowym można oglądać słynny wylot nietoperzy molosów meksykańskich (Tadarida brasiliensis mexicana). Spider Cave i Sloughter Canyon Cave może zwiedzić każdy, kto zapisze się na wycieczkę z wykwalifikowanym przewodnikiem. Osiem kolejnych jaskiń mogą odwiedzić grotołazi po uzyskaniu bezpłatnego zezwolenia w Cave Resource Office w CCNP. Do pozostałych jaskiń w CCNP mogą wejść tylko naukowcy i grotołazi za specjalnym pozwoleniem z Cave Resource Office. Wewnątrz tych jaskiń wolno używać tylko światła elektrycznego i obuwia, które nie pozostawia barwnych śladów na polewach kalcytowych. Poruszać należy się natomiast tylko po trasach oznaczonych pomarańczową taśmą. Wszelkie odchody wynosi się z jaskiń w specjalnie przynoszonych na każdą akcję butelkach i workach. Kategorycznie zabrania się: palenia papierosów, używania narkotyków i picia alkoholu, biwakowania wewnątrz jaskiń bez zezwolenia i w nie wyznaczonych do tego celu miejscach, czesania włosów, pływania i mycia się w jeziorkach. Wodę do picia wolno pobierać tylko w wyznaczonych do tego miejscach i za pomocą znajdujących się tam naczyń. Ograniczeń i zasad jest znacznie więcej, ale tylko one mogą pomóc w ochronie unikatowości jaskiń CCNP.
Z powodu rygorystycznych przepisów, do jaskini Lechuguilla wchodzi bardzo niewielu grotołazów. Prawdziwym zaszczytem jest więc zaproszenie do udziału w wyprawie eksploracyjnej lub naukowej i praca w tej jaskini. Dlatego od pierwszego momentu, gdy tylko przekroczyłam jej próg, zdałam sobie sprawę z wyjątkowości tego wydarzenia. Byłam tu przecież pierwszym Polakiem.
Od 1998 roku regularnie zaczęłam powracać do Lechuguilli i dwa kolejne życzenia zaczęły nabierać kształtów w mojej głowie: wprowadzić do tej jaskini grotołazów, którzy w niej jeszcze nie byli, w tym kolejnego z Polski, i podzielić się tym, co tam przeżywamy, odkrywamy i badamy, z jak największą liczbą zainteresowanych osób.
W tym celu zaczęłam odrobinę pisać i opowiadać o CCNP, także w Polsce. W 2000 roku opowiadałam o Górach Guadalupe, półpustyni Chihuahuan i jaskiniach CCNP na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Spotkanie „Zaczarowane Carlsbad Caverns” było zorganizowane przez Wielkopolski Klub Taternictwa Jaskiniowego i Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”. Do dzisiaj przy każdym pobycie w Polsce odwiedzam kluby i szkoły, by dzielić się opowieściami z podziemi.
Przez ten czas zdobywałam potrzebne zaufanie i wiedzę do samodzielnej pracy w jaskini Lechuguilla. Kilka lat temu mikrobiolog Diana Northup zaproponowała mi organizowanie i prowadzenie wypraw potrzebnych do jej badań. Zgodziłam się natychmiast i moje kolejne życzenie zaczęło się spełniać. Do każdej wyprawy potrzebowałam pomocy dodatkowego grotołaza, a czasami dwóch, więc zapraszałam takich, którzy marzyli o odwiedzeniu tej jaskini, mieli odpowiednie doświadczenie w eksploracji i badaniu jaskiń, i nigdy jeszcze w Lechuguilli nie byli. W końcu w 2010 roku udało mi się wprowadzić drugiego grotołaza z Polski: Kasię Biernacką, świetnego taternika jaskiniowego i fotografa, osóbkę, z którą można konie kraść. W tym samym roku zaprosiłam również Davida De Roest z Belgii. David nie tylko jest świetnym grotołazem i fantastyczną osobą, ale również doskonałym fotografem, i to w technice 3D.
Nacieki kalcytowe zwane perłami jaskiniowymi w Pearlsian Gulf, jaskinia Lechuguilla
Fot. David De Roest
W zeszłym roku, podczas marcowej wyprawy do Lechuguilli, wspólnie ze studentem Diany Northup – Ianem McMillanem, opisywaliśmy jeziorka w części jaskini zwanej „Tree House”, pobieraliśmy próbki wody do dalszych badań laboratoryjnych, filtrowaliśmy wodę do odizolowania DNA i oczywiście pstrykaliśmy zdjęcia potrzebne do dokumentacji, jak również te dla przyjemności, by uwiecznić te wspaniałości. W trakcie przerwy na posiłek zapytałam Davida i Iana, co myślą o wystawie zdjęć 3D z krótką historią o mikrobach Lechuguilli w lokalnym muzeum, w którym również pracuję. Obaj popatrzyli na mnie początkowo ze zdziwieniem, ale za chwilę mój pomysł zamienił się w życzenie trzech grotołazów.
Już następnego dnia rozmawialiśmy z Patsy Jackson-Christopher, kustoszem Carlsbad Museum & Art Center (CMAC) w Carlsbad (Nowy Meksyk) i moją szefową. Opowiedziałam jej o jaskini Lechuguilla, Ian o mikrobach, a David pokazał zdjęcia, które pstryknął poprzedniego dnia. Patsy połknęła przynętę!
I tak oto spełniło się moje kolejne życzenie. Przy pomocy przyjaciół, znajomych, naukowców, fotografów-artystów i jaskiniowych zapaleńców zorganizowałam wystawę pt. „Underground of Enchantment” w CMAC. 7. maja 2011 roku odbyło się jej oficjalne otwarcie z udziałem mikrobiolog Diany Northup, jej męża i fotografa jaskiń Kennetha Inghama, studentów mikrobiologii Iana McMillana i Ary Kooser; Davida De Roest, Michela Rendy, Daniela Chailloux oraz Petera i Ann Bosted, świetnych eksploratorów i fotografów jaskini Lechuguilla w technice 3D. Dodatkowym gościem wystawy był Vincent Kaydahzinne, Apacz Mescalero, który opowiedział legendę Apaczy o tańczących Duchach Gór, które zamieszkują jaskinie Gór Guadalupe, i zagrał własne utwory na indiańskim flecie.
W trakcie tej wystawy, która będzie trwała do końca sierpnia 2012 roku, każdy odwiedzający ma możliwość zobaczenia zdjęć 2D i 3D pokazujących piękno tej wyjątkowej jaskini i prowadzone w niej prace badawcze. Kilka razy dziennie pokazywane są też krótkie filmy 3D zmontowane ze zdjęć. Co sobotę odbywają się spotkania z naukowcami, eksploratorami, artystami i fotografami jaskini Lechuguilla, warsztaty naukowe i fotograficzne, zajęcia plastyczne i przyrodnicze. Zresztą sami to zobaczcie na stronie www.undergroundofenchantment.com lub zostańcie fanami „Underground of Enchantment” na Facebooku.
Aha! I mam kolejne jaskiniowe życzenie, aby dolecieć z wystawą „Underground of Enchantment” do Europy.
Gosia Allison-Kosior
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.