Pomysł na napisanie tego krótkiego tekstu zrodził się w trakcie tegorocznego pobytu w Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego na Wyspie Króla Jerzego. Realizacja projektu, w który byliśmy zaangażowani, wymagała wielokrotnych nurkowań w zimnych, ale produktywnych i wyjątkowo bogatych w różnorodne siedliska wodach Zatoki Admiralicji i Cieśniny Bransfielda. W ciągu ponad dwóch miesięcy intensywnych prac „na wodę” schodziliśmy bardzo często, właściwie zawsze, gdy tylko pozwalała na to pogoda. Jedynie silny, porywisty wiatr wiejący bezpośrednio od czap lodowych krzyżował nam plany. W ciągu kilkudziesięciu nurkowań wiele udało się zrobić i przy okazji zobaczyć. Ze względu na metodykę projektu penetrowaliśmy często te same miejsca, ale każde zejście pod wodę wnosiło nowe obserwacje i doświadczenia. A jeden dzień był szczególnie wyjątkowy.
Więcej w drukowanym wydaniu SALAMANDRY...
Tekst: Piotr Bałazy, Dominika i Michał Saniewscy
Zdjęcia: Piotr Bałazy
Instytut Oceanologii PAN w Sopocie
Wiedza na temat roślin stała się dziś wiedzą akademicką. Ale nie zawsze tak było. Czasy, kiedy jedzenia nie kupowało się w markecie, tylko przynosiło z ogrodu lub lasu, a po lekarstwa nie szło się do apteki, ale do zielarki, były z pewnością nie tak wygodne jak dzisiejsze, jednak podstawowa znajomość roślin jadalnych była wśród ludzi dużo powszechniejsza niż teraz. Rośliny jadalne znały nawet dzieci, które wiedziały, gdzie i kiedy je zbierać, do czego można ich używać. Dziś wiele osób próbuje wrócić do tej wiedzy, odszukać ścieżki naszych przodków. Chcemy znów korzystać z mocy dzikich roślin, zarówno na talerzu, jak i w apteczce. Coraz popularniejsze są kursy czy warsztaty rozpoznawania roślin, ich przyrządzania czy wyrobu naturalnych kosmetyków.
Więcej w drukowanym wydaniu SALAMANDRY...
Marta Jermaczek-Sitak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.facebook.com/sciezkasojki
Autorka prowadzi kursy botaniczne on-line
Siedzimy z Piotrem cichutko w ukryciu, które z trudem mieści nasze dwie zgarbione sylwetki opatulone w kilka warstw ciepłych ciuchów i śpiwory wojskowe. Jest druga połowa lutego, więc zimowe chłody dość mocno dają się jeszcze we znaki. W tę niewielką przestrzeń musieliśmy też wkomponować statywy, aparaty z długimi obiektywami, kamerę i dwa plecaki z prowiantem. Jest ciasno, ale przytulnie. Przed oczami mamy śródleśne torfowisko, które upodobała sobie para żurawi jako scenę dla swoich tańców godowych. Gdy tylko ptaki na nią wkroczą, przechodzimy w stan najwyższej gotowości i przywieramy jednym okiem do wizjerów, palcem wskazującym naciskając na spust migawki. Każdy zbyt gwałtowny ruch obiektywem czy szmer może zdradzić naszą kryjówkę, więc zachowujemy jak największą ostrożność. Rozluźniamy się dopiero po odlocie tancerzy, którzy z regularnością godną naśladowania patrolują swój rewir lęgowy. Wreszcie, szepcząc i pogryzając kanapki, możemy wymienić się spostrzeżeniami na temat różnych, związanych z godami zachowań żurawi. Piotr jest wielkim miłośnikiem tych niezwykłych ptaków i niejedno już widział, dlatego ma na ich temat wiele do powiedzenia. Jednocześnie doskonale zdaje sobie sprawę z rosnącej presji człowieka na środowisko i wie, że trzeba wyjątkowo uważnie przyglądać się różnym, dziwnym i często niezrozumiałym posunięciom osób decyzyjnych, które chcąc się przypodobać jakiejś grupie społecznej, mogą jednym podpisem wydać wyrok śmierci na te piękne ptaki.
Z Piotrem Dziełakowskim, lokalnym miłośnikiem przyrody i żurawi rozmawia Adriana Bogdanowska:
AB: Piotrze, zawodowo zajmujesz się edukacją ekologiczną, dzięki czemu możesz nieść pozytywne przesłanie na temat żurawi przy okazji wystąpień w szkołach, na konferencjach czy festiwalach fotograficzno-przyrodniczych. Co chcesz przekazać swoim słuchaczom i dlaczego jest to dla Ciebie takie ważne?
PD: Edukacja ekologiczna musi być nasiąknięta pasją do natury. Bez niej według mnie przekaz będzie bezwartościowy i niezrozumiały. Oczywiście ekolekcja powinna być merytoryczna i rzeczowa. Dzisiaj, kiedy przygotowuję się do spotkania w charakterze prelegenta, staram się przekazać istotne treści, a co najważniejsze prawdziwe emocje, jakie towarzyszą mi w trakcie przebywania w terenie. Czystość intencji jest dla mnie podstawą. Sądzę, że dzieci szybko wyłapują fałsz.
Co chcę przekazać swoim słuchaczom? Swoją pasję do żurawi, a pod hasłem „żuraw” zawsze kryje się woda i cała bioróżnorodność z nią związana. Przecież życie żurawia związane jest z wodą, a „woda to życie” (uśmiech).
AB: Jak się rozpoczęła Twoja przygoda z żurawiami? Dlaczego akurat te ptaki stały się dla Ciebie takie ważne?
PD: To była wyprawa składakiem mojej mamy na rykowisko. Stanęliśmy sobie na drodze, zapomniałem o jeleniach i tyle. A co najgorsze żuraw uciekł, a ja się zakochałem. I trwam w tym stanie niezmiennie od ponad 25 lat... Dlaczego obiektem mojego uczucia stały się akurat żurawie? Nie wiem. Może to zakodowana w genach miłość moich przodków do tych ptaków? Może piękno tych skrzydlatych stworzeń i magiczna siła oddziaływania na młodego człowieka? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wiem jedno: żurawie wzbudziły we mnie głęboką potrzebę ochrony siedlisk związanych z wodą.
Wizyta jelenia w gnieździe. Sfilmowanie tak unikatowej sceny z życia ptaków jest możliwe niemal wyłącznie dzięki ukrytej kamerze
Fot. Archiwumzurawwlesie.pl
AB: Dzięki twojej inicjatywie dwa lata temu ruszył pierwszy na świecie streaming (bezpośrednia transmisja w Internecie − przyp. red.) z gniazda żurawi, dzięki czemu do dziś w sezonie gniazdowania można zupełnie bezinwazyjnie podglądać je z dowolnego niemal miejsca na ziemi. Jak narodził się ten pomył?
PD: Moja platoniczna miłość do żurawi wpływa na ciągłe poznawanie przeze mnie tych pięknych istot. Najlepszym sposobem poznawczym jest czytanie publikacji naukowych i obserwowanie ptaków w ich naturalnym środowisku. Żuraw to ptak ostrożny i czujny, więc jego podpatrywanie na żywo jest bardzo trudne i często kończy się płoszeniem, a w najlepszym razie niepokojeniem. Nawet przy odpowiednim doświadczeniu i stosownych zezwoleniach prowadzenie obserwacji przy gnieździe żurawi mogłoby skończyć się źle. Dlatego zawsze szukałem innych, bezpieczniejszych i bardziej etycznych metod. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu trafiłem w sieci na pierwsze obrazy „na żywo” z życia dzikich zwierząt. Potem były bociany z Przygodzic1. Zamarzył mi się żuraw. Pomyślałem, ile cennych informacji może przynieść taki podgląd, a do tego będzie to doskonała okazja do wypromowania samego żurawia i jego przyjaciół z bagiennego świata. Prawie 10 lat trwało przekonanie potencjalnych partnerów projektu do tego pomysłu i takiej formy prowadzenia edukacji ekologicznej. Teraz sam nie wiem, czy to, że udało się zrealizować przedsięwzięcie, jest wynikiem siły moich argumentów i doświadczenia, czy raczej osoby decyzyjne miały już dość mojego marudzenia i postanowiły pozbyć się w ten sposób kłopotu. Niezależnie od intencji udało się zrealizować plan i teraz (a to już trzeci sezon) z każdego zakątka świata można uczestniczyć z życiu rodzinnym żurawi (przynajmmniej tym ograniczonym do najbliższego otoczenia gniazda). Gorąco zapraszam do zaglądania na stronę Żuraw TV (www.zurawwlesie.pl).
Pierwszy spacer poza gniazdo jest dużym wyzwaniem dla małego żurawia. Dorosły ptak uważnie dobiera miejsce odpoczynku i głosem zachęca potomka do dalszej drogi
Fot. Tomasz Kłosowski
AB: Wspomniałeś o korzyściach, jakie streaming może przynieść poszerzeniu wiedzy na temat tych ptaków. Czy kamerom udało sie zarejestrować jakieś ciekawe zachowania, nieznane dotąd nauce?
PD: Udało nam się zebrać mnóstwo danych – ponad 4 TB obrazu i dźwięku. Upłynie trochę czasu, zanim ten bogaty materiał zostanie przeanalizowany i pierwsze publikacje naukowe ujrzą światło dzienne. Ale już dziś możemy zobaczyć w skrótach filmowych unikatowe interakcje między żurawiem a innymi gatunkami zwierząt. Podglądacze żurawiowego życia nie mogli tego zobaczyć, ale w pobliżu gniazda naszych bohaterów było gniazdo innej żurawiej pary – dosłownie 25 kroków dalej (!). Pary, które rywalizowały na łąkowej arenie, potrafiły później zgodnie koegzystować. Kolejną ciekawostką może być budowa łagodnego zejścia z gniazda dla piskląt – ja nazywam to schodami dla młodych żurawików. Widać na filmach, jak jedno z rodziców „łamie” trzciny i układa je zawsze z jednej strony gniazda. Dzięki temu młode, które opuszczą gniazdo, bez problemu mogą się do niego dostać z powrotem.
Ten rok dostarczył niemałe przeżycia wszystkim miłośnikom żurawi, oglądającym trzeci sezon transmisji. Znikająca woda wokół gniazda umożliwiła dostanie się do niego lisowi, który na oczach internautów zjadł oba jaja (takie rzeczy w naturze się zdarzają...), niewiele robiąc sobie z obecności krzyczących w pobliżu dorosłych ptaków. Czy można by było oglądać takie unikatowe ujęcia z życia zwierząt na żywo, gdyby nie streaming?
AB: Masz za sobą wiele godzin spędzonych na obserwacji żurawi, przede wszystkim ich zachowań lęgowych. Oboje wiemy, jak wiele one wnoszą do wiedzy, którą mamy na temat tych ptaków i jak bardzo ją uzupełniają. Niestety fotografowanie czy filmowanie przy gniazdach wiąże się z ich niepokojeniem i trzeba mieć na to specjalne zezwolenia, co należy mocno podkreślić. Czy uważasz, że streaming mógłby się sprawdzić jako metoda na bezinwazyjne zdobywanie nowych informacji, a przy okazji możliwość podziwiania wyjątkowych chwil z życia tych niezwykle skrytych i czujnych w tym czasie ptaków przez każdego, kto tylko ma na to ochotę?
PD: Oczywiście nic nie zastąpi prawdziwej wyprawy na łono matki natury. Najważniejszym zadaniem świadomego człowieka jest ochrona przyrody i potrzeba szukania nowych, bezinwazyjnych metod poznawania cudownej natury. Uważam, że podglądy na żywo to jedna z najlepszych metod na poznawanie dzikiego świata i zbieranie danych naukowych. Technika idzie do przodu. Mikrokamery i mikrofony ze względu na małe gabaryty stają się prawie niewidoczne dla bystrego oka żurawia i przy odrobinie sprytu można pozbyć się ich zapachu. Ostatnie dwa sezony „Żuraw TV” są na to znakomitym dowodem. Wystarczy dobrze logistycznie poprowadzić projekt. Wartość tych form edukacyjnych jest niewymierna. Każdy, kto ma dostęp do sieci, może włączyć komputer i obserwować skryte i tajemnicze życie żurawi bez płoszenia i niepokojenia...
Dostaję wiele sympatycznych wiadomości od „podglądaczy”, którzy bardzo zżyli się z naszą parą bohaterów i czekają na kolejne sezony jak na dobry serial. Często czytając te krótkie, pełne szczerych i pozytywnych emocji „liściki”, mam łzy w oczach. Tylko szkoda, że żurawie o tym nie wiedzą...
Taniec i wspólne „trąbienie” żurawi są ważnym elementem ich życia. Tańczące pary można obserwować nie tylko w okresie godowym
Fot. Piotr Dziełakowski
AB: Przez lata dojrzewał w tobie pomysł na film. Film o żurawiu i człowieku, o ich wzajemnej relacji. W założeniu obraz ten ma być kolejnym wektorem mającym przybliżyć nam świat dzikiej przyrody, z którym jesteśmy nierozerwalnie związani.
PD: Film „Człowiek i żuraw” to moja potrzeba i poczucie misji ochrony środowisk wodnych i samej wody. Krzysztof Konieczny, który przez wiele lat badał żurawie, kiedyś powiedział, że żuraw jest ptakiem bardzo charyzmatycznym i powinien być gatunkiem parasolowym lub jak kto woli − osłonowym2. Zgadzam się z tym w zupełności. Wielowiekowa i kulturowa atrakcyjność tego ptaka może przyczynić się do ochrony nie tylko jego samego, ale również całego środowiska wodno-lądowego, w którym żyje. I właśnie o tym ma być ten film. Będzie w nim wiele unikatowych scen z bogatego życia żurawi. Chcemy pokazać jak ich charyzma wpływała przez pokolenia na życie ludzi i jak oddziałuje na współczesnego człowieka. Oczywiście nie ominiemy trudnych tematów.
Marzy mi się film, który będzie dla odbiorcy wspaniałą pozytywną przygodą z tymi pięknymi ptakami i ich przyjaciółmi. Wszędzie ma być woda, dosłownie i w przenośni. Bez dobrych kaloszy, a nawet woderów nie będzie można oglądać naszego filmu (śmiech). Najpierw jednak musimy zebrać fundusze, aby mógł w ogóle powstać. Trwa właśnie zbiórka społeczna na portalu Pomagam.pl, zachęcam więc do wsparcia tego projektu.
AB: Pozostaje mi zatem życzyć Ci wielu dalszych owocnych i jak najmniej inwazyjnych spotkań z żurawiami, a także ciekawych rozmów z ludźmi, dla których są one z różnych względów ważne, aby mógł powstać piękny film o ich wzajemnych stosunkach i potrzebie ochrony całych ekosystemów związanych z wodą. Wszystkich miłośników żurawi i dzikiej przyrody zachęcam do wsparcia tego przedsięwzięcia, które finalnie ma się przyczynić do właściwej oceny relacji człowieka ze środowiskiem. Mocno trzymam kciuki i bardzo dziękuję Ci za rozmowę!
Park Narodowy Komodo (PKA Balai Taman Nasional Komodo) utworzono 6 marca 1980 roku. Obejmuje on 29 małych wysp rozrzuconych po morzu Flores wraz z trzema cieśninami. Kluczową rolę odgrywają w nim trzy największe wyspy: Komodo, Rinca oraz Padar. Kraina ta jest jednym z wielu parków narodowych na terenie Indonezji, a jednak wyróżnia się na tle innych tego typu lokalizacji. Jest to bowiem jedyne na świecie miejsce, gdzie możemy spotkać wyjątkowy endemiczny gatunek największej na świecie jaszczurki – warana z Komodo (Varanus komodoensis), zwanego często smokiem.
Czas wysokich temperatur warany spędzają na całodniowych sjestach – mając nieustannie oko na wszystko, co dzieje się dookoła
Pierwsze historyczne wzmianki na temat istnienia waranów z Komodo sięgają początku XX wieku. W 1910 roku holenderski porucznik Jacques Karel Henri van Steyn van Hensbroek miał ponoć usłyszeć plotki na temat „lądowego krokodyla” żyjącego na wyspie. W 1912 roku dyrektor muzeum zoologicznego na Jawie opublikował pierwszą wzmiankę na temat tych gadów, po otrzymaniu od porucznika zdjęcia oraz skóry zwierzęcia. W 1927 roku pierwsze smoki pojawiły się w Europie – trafiając do londyńskiego zoo. Ciekawostką jest, że ponad pół wieku temu pierwszą osobą, która uwieczniła warany na taśmie filmowej był znany na całym świecie brytyjski biolog, podróżnik, twórca wielu filmów dokumentalnych – Sir David Attenborough. Dlatego jego imieniem, po 60 latach od pierwszego sfilmowania tych zwierząt, nazwano zagrodę z waranami w londyńskim zoo.
Płynąc łodzią po floreskim morzu, zmierzając w jedno z najgorętszych miejsc w sercu Indonezji, mamy wrażenie odkrywania zaginionego świata niczym bohaterowie przygód Artura Conana Doyla, a widok samych wysp przypomina krajobrazy z parku jurajskiego. To właśnie tutaj żyją warany z Komodo – osiągające trzy metry długości i ważące do 160 kilogramów, największe na świecie jaszczurki. Istnieją naukowe hipotezy, że warany mogą rosnąć nieustannie przez całe życie, nie mają bowiem limitu swojego rozmiaru. Dojrzałość osiągają w wieku 8–9 lat, dożywając nawet do 30. Obecnie ich liczbę szacuje się na 2884 osobniki (Wyspa Komodo 77+/-5, Wyspa Rinca 59+/-4 − stan na rok 2017).
Wyspa Komodo podczas pory suchej charakteryzuje się stepowym krajobrazem zmieniającym się wraz z opadami deszczu
Ponad połowę wyspy stanowią wzgórza z sawanną oraz tropikalne lasy, pozostały obszar to nadbrzeżne lasy mangrowe. Do obserwacji gadów w porze suchej należy wybrać moment ich aktywności, najlepiej wczesnym rankiem lub popołudniem, gdy temperatura nieznacznie się obniża. W ciągu dnia jaszczurki wybierają zacienione miejsca, szukając schronienia przed wysoką temperaturą. Ze względu na swoje rozmiary zdominowały tutejszy ekosystem, żywiąc się żyjącymi na wyspie ssakami, ptakami oraz bezkręgowcami. Warany są stuprocentowymi mięsożercami. Przez wiele lat uważane były wyłącznie za padlinożerców, okazuje się jednak, że są niemal doskonałymi myśliwymi. Żywią się dzikami (Sus scrofa), sambarami sundajskimi (Rusa timorensis), makakami krabożernymi (Macaca fascicularis), rodzimym gatunkiem nogala (Megapodius reinwardt), niekiedy wołami domowymi (Bubalus bubalis) oraz rzadko kozami, na które polują w ludzkich osadach. Mają doskonały węch, dzięki któremu potrafią wyczuć ofiarę z nieomal 10 kilometrów. Na lądzie poruszają się z szybkością do 20 km\h, a w poszukiwaniu pokarmu skłonne są do nurkowania nawet na głębokość 4,5 metra. Uderzeniem ogona potrafią skręcić kark dzikiej świni, a ruchome obiekty dostrzegają nawet z 300 metrów! To nie koniec ich wyjątkowych zdolności. W ślinie tych zwierząt znajduje się od 50 do 80 rodzajów bakterii, z czego 93% jest patogennych. Długo wierzono, że to właśnie ślina infekuje ranę i przyczynia się do śmierci ugryzionej ofiary. Jednakże w 2003 roku odkryto kolejną niezwykłą właściwość tych gadów – są jadowite! Australijscy naukowcy stwierdzili obecność gruczołów jadowych ukrytych w ich dziąsłach. Dokładne badania pozwoliły stwierdzić, że produkowana przez nie toksyna jest silnym antykoagulantem powodującym zwiększone krwawienie w miejscu ugryzienia. Odkrycie to dało waranom z Komodo kolejne zwycięstwo, stawiając je na pierwszym miejscu w kategorii rekordów, tym razem jako największe jadowite zwierzę świata.
Warany polują w nietypowy dla jaszczurek sposób. Potrafią godzinami czekać w zasadzce na nadchodzącą ofiarę. Czasami wystarczy jedno ugryzienie, aby smok zamienił się w cierpliwego łowcę, który śledzi ofiarę do czasu, aż straci ona wszystkie siły, stając się łatwym łupem. Większa zdobycz jest pożerana w częściach, natomiast mniejsze w całości. Obficie produkowana wtedy ślina ułatwia waranom połknięcie zdobyczy. Proces ten trwa od 15 do 25 minut. Podczas jednego posiłku waran potrafi zjeść porcję odpowiadającą 80% wagi swojego ciała, dlatego też średnio jeden posiłek miesięcznie wystarcza na przetrwanie całego roku. Podczas pożerania zdobyczy obowiązuje hierarchia. Największe osobniki jedzą pierwsze. Dominacja ustalana jest przez swego rodzaju zapasy, nierzadko kończące się śmiercią słabszego gada.
Okres rozrodczy waranów przypada pomiędzy majem a sierpniem, jaja zostają złożone we wrześniu, a ich inkubacja trwa 7–8 miesięcy. Samica składa około 20 jaj w specjalnie wykopanym przez siebie gnieździe. Podczas inkubacji samica zaciekle go broni. Młode wykluwają się w okolicy kwietnia, ważąc zaledwie 100 gramów przy 40 cm długości ciała. Narażone są na kanibalistyczne ataki pobratymców, dlatego do czasu osiągnięcia odpowiednich rozmiarów i wagi żyją wśród koron drzew. W tym czasie żywią się owadami, drobnymi bezkręgowcami, gekonami oraz jajami ptaków.
Warany z Komodo nie mają naturalnych wrogów. Ich jedyne zagrożenie stanowi człowiek. Bo choć wszelkie polowania na terenie Parku Narodowego Komodo są od wielu lat zakazane, to niestety na kilku wyspach nienależących do parku wciąż dochodzi do nielegalnego pozyskiwania drogocennych części ciała tych gadów, sprzedawanych na czarnym rynku jako amulety.
Od kilkunastu lat władze Parku Narodowego Komodo starają się chronić ten zagrożony gatunek. Turyści przybywający na wyspę mogą ją zwiedzać tylko pod opieką wykwalifikowanych strażników, a pływanie i snorkeling są możliwe w specjalnie wyznaczonych miejscach. Ze względu na popularność wielkich gadów realnym zagrożeniem jest rosnąca liczba turystów, a co za tym idzie, większa presja na ekosystem oraz jego zanieczyszczenie. Pozostaje nadzieja, że zrównoważone zarządzanie parkiem pozwoli na ochronę tych wspaniałych i unikatowych zwierząt.
Młody osobnik, sycząc, ostrzega, żeby się nie zbliżać. Z boku szyi widoczne wpite kleszcze |
Witamy w Parku Jurajskim! Brama wejściowa do Narodowego Parku Komodo, wyspa Komodo, Indonezja |
Wczesną wiosną tego roku (27 marca 2019) indonezyjska policja aresztowała grupę dziewięciu mężczyzn podejrzanych o nielegalny odłów 40 waranów z Komodo, które zamierzano przemycić poza granice Parku i sprzedać azjatyckim nabywcom (z ciał gadów preparowane są substancje uważane w indonezyjskiej medycynie tradycyjnej za lecznicze). Cena jednego osobnika na czarnym rynku dochodzi do 35 tys. dolarów. Po tym incydencie rząd Indonezji zdecydował, że przez cały 2020 rok wyspa Komodo będzie niedostępna dla turystów. Celem tak drastycznych obostrzeń jest ochrona zagrożonego gatunku. Ma to również pomóc w zwiększeniu populacji waranów, zbadaniu ich siedlisk, a także nasadzeniu nowych endemicznych drzew na terenie wyspy. Dobrą wiadomością dla osób wybierających się do Indonezji jest zamiar udostępnienia dwóch pozostałych wysp – Rinca oraz Padar – na których również można obserwować warany.
Tekst i zdjęcia: Przemysław Zdunek
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Bociani rodzic przystępuje do karmienia swoich piskląt w gnieździe w Przygodzicach 3 maja 2019 r.
Fot. Agata Dera z www.bociany.przygodzice.pl
Dzięki stałej transmisji internetowej w ramach projektu „Blisko bocianów” każdy może śledzić życie pary bocianów białych na gnieździe w Przygodzicach koło Ostrowa Wielkopolskiego. W tym roku dorosłe boćki zajęły gniazdo najwcześniej w historii przekazu, bo już 23 marca. Para szybko odbyła gody, na skutek których od 30 marca do 8 kwietnia samica Przygoda złożyła kolejno pięć jaj. Ale wcześniej, 27 marca, musiała walczyć o gniazdo i samca Dziedzica z konkurentką. W latach 2006–2012 i 2016–2018 bocianie gwiazdy Internetu znosiły z reguły po pięć jaj, wychowywały od dwóch do nawet pięciu młodych. W tym sezonie wykluły się cztery pisklęta. Czy w tak suchym roku rodzicom uda się je wszystkie odchować, dowiemy się ze strony bociany.przygodzice.pl.
Więcej w drukowanym wydaniu SALAMANDRY...
Paweł T. Dolata
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Projekt „Blisko bocianów” z Przygodzic
www.bociany.przygodzice.pl