Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 


Bocian „Słupnik”

A nad naszym domem będzie dach słomiany,
Z pięknych żytnich snopków równo pozszywany,
A na dachu będzie gniazdo dla bociana,
Żeby nam klekotał od samego rana.
M. Konopnicka „Nasz domek”

Nie ma w Europie innego dużego ptaka, który byłby związany tak blisko z człowiekiem. Bocian biały (Ciconia ciconia) cieszy się powszechną sympatią i zarazem jest symbolem rolniczego krajobrazu na naszym kontynencie. Pierwotnie bociany gniazdowały na obrzeżach lasów, w pobliżu rzek, bagien, czy torfowisk. Dziś trudno jednoznacznie stwierdzić, kiedy zaczęły zakładać gniazda w pobliżu ludzkich osad. Pierwsze informacje o tym fakcie pochodzą z przełomu XV i XVI wieku. Teraz trudno już sobie wyobrazić polską wieś bez własnej bocianiej pary. Dach kryty strzechą lub rozłożysta topola z zajętym gniazdem, to widoczek nie mniej rozsławiający Polskę, niż niektóre produkty spożywcze. Jednak obecnie gniazd na dachach i drzewach ubywa, a ich lokatorzy coraz chętniej przenoszą się na słupy linii elektrycznych.

A może by tak tutaj założyć gniazdo?

A może by tak tutaj założyć gniazdo?
Fot. Andrzej Kepel

Oto platforma, którą za chwilę umieścimy na słupie

Oto platforma, którą za chwilę umieścimy na słupie
Fot. Piotr Tryjanowski

Przystępujemy do akcji...

Przystępujemy do akcji...
Fot. Piotr Tryjanowski

Temat „ptaki a linie energetyczne” stał się ostatnio dość popularny i możemy się pochwalić, że spora w tym zasługa PTOP „Salamandra”. Prawdę mówiąc, przygotowując realizację projektu „Ograniczanie śmiertelności ptaków na liniach energetycznych” nie planowaliśmy szerszego zajęcia się problemami bocianów. Wynikało to z dość prozaicznych powodów. Myśleliśmy, iż akcja pomocy bocianom jest już „dopięta na ostatni guzik” i że z problemami związanymi z tym gatunkiem energetycy już od dawna dobrze sobie radzą. Dlatego też zdziwiliśmy się nieco, gdy Energetyka Poznańska S.A., a właściwie Pogotowie Energetyczne w Czempiniu zwróciło się do nas z prośbą o pomoc w przenoszeniu bocianich gniazd ze słupów na specjalnie do tego celu przygotowane platformy. Konstrukcje te montuje się na szczycie słupów. Stanowią one idealne miejsce pod gniazdo, gdyż bociany są wyniesione na bezpieczniejszą wysokość ponad przewody elektryczne, sam zaś słup i jego urządzenia są lepiej chronione przed ptasimi odchodami, które mogą powodować korozję i prowadzić do uszkodzeń sieci.

W Energetyce Poznańskiej bocianom pomaga się od dawna. W końcu marca br., a więc tuż przed przylotem bocianów, z inicjatywy kierownika Pogotowia Energetycznego w Czempiniu - p. Bernarda Plewy, zamontowano siedem kolejnych platform, m.in. pod jednym z największych istniejących gniazd bocianich w Wielkopolsce, które znajdowało się w Głuchowie. Cała akcja odbywała się przy asyście ornitologów z „Salamandry”. Kilka zdjęć wykonanych podczas jej realizacji przedstawiamy obok.

Najpierw ostrożnie usuwamy stare gniazdo

Najpierw ostrożnie usuwamy stare gniazdo
Fot. Piotr Tryjanowski

Pełen sukces - boćkowi spodobało się gniazdo na platformie

Pełen sukces - boćkowi spodobało się gniazdo na platformie
Fot. Piotr Tryjanowski

Oprócz aspektu praktycznego, który przede wszystkim interesuje energetyków, bardzo ciekawy jest aspekt poznawczy. Prawdopodobnie w Wielkopolsce na słupach gniazduje już ponad jedna trzecia bocianich par. Dobrym przykładem obrazującym ową zmianę upodobań bocianów co do wyboru miejsca pod swoje „domostwo” są dane zebrane przez dr Stanisława Kuźniaka w województwie leszczyńskim. W 1974 roku na słupach gniazda założyło 5% tamtejszej populacji tych ptaków, podczas gdy dziś czyni to aż 46%! Dlaczego tak się dzieje? Niestety, na to pytanie ornitolodzy nie potrafią dać jednoznacznej odpowiedzi. Na pewno część ptaków przenosi się, gdy zawaleniu uległ ich ulubiony komin nieczynnej gorzelni lub ich dotychczasowe gniazdo zostało usunięte podczas naprawy dachu stodoły, czy też dlatego, że wciąż rosnące konary drzewa przesłoniły dostęp do ich starej siedziby w rozwidleniu korony. W takich przypadkach słup staje się dobrym miejscem na „kwaterę zastępczą”. Część badaczy doszukuje się przyczyny w tym, że w gniazdach założonych na słupach pisklęta mają większe szanse na przeżycie, gdyż są znacznie mniej narażone na ataki kotów i innych czworonożnych drapieżników. Tak czy owak - sprawa nie jest prosta i wymaga dalszych badań.

Prawdę mówiąc zakładane platformy pomogą nie tylko bocianom, ale i... ornitologom, bo tak zabezpieczone gniazda są znacznie łatwiejsze i bezpieczniejsze do kontrolowania. Dzięki temu łatwiej będzie zebrać dane do wykonania stosownych analiz, a wtedy odpowiedź na pytanie „dlaczego słupy?” będzie na pewno łatwiejsza.

Piotr Tryjanowski


Ptaki a POLICE

Pozory mylą - artykuł ten nie będzie dotyczył prześladowania policji przez ptaki ani na odwrót. Chcę napisać o pewnym bardzo dziwnym i ciekawym miejscu oraz ptaszkach, które tam żyją.

Samiec ohara

Samiec ohara
Fot. Andrzej Kepel

Sprawa związana jest z projektem prowadzonym przez szczecińską grupę Federacji Zielonych, zatytułowanym „Ochrona ohara w Roztoce Odrzańskiej”. Jego strategicznym sponsorem jest, finansująca też niektóre działania „Salamandry”, Polska Fundacja Dzieci i Młodzieży.

Ohar (Tadorna tadorna) to ptak przypominający wyglądem niewielką gęś. Cechą najbardziej rzucającą się w oczy jest występująca u samca jaskrawoczerwona narośl nad dziobem. Jest jednym z nielicznych naszych ptaków gnieżdżących się pod ziemią! Zamieszkuje opuszczone królicze, lisie, rzadziej borsucze nory lub inne jamy. Występuje najczęściej wzdłuż piaszczystych wybrzeży morskich, przy ujściach rzek, a czasami także na wodach śródlądowych. Jego populacja w skali kraju szacowana jest zaledwie na ok. 50 par lęgowych. Nic więc dziwnego, że został umieszczony w „Polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt”.

Oaza przyrody w cieniu kominów

Oaza przyrody w cieniu kominów
Fot. Jakub Szumin

Nasze działania mają na celu czynną ochronę tego gatunku poprzez zwiększenie bazy lęgowej dla populacji żyjącej u ujścia Odry, co może przyczynić się do zwiększenia liczebności populacji lęgowej w skali kraju. Najciekawsze jest jednak to, że przedsięwzięcie to realizowane jest na odstojnikach wód procesowych (pochłodniczych) wypływających z oczyszczalni ścieków Zakładów Chemicznych „Police”. Zakład ten do niedawna znajdował się na czarnej liście największych krajowych trucicieli.

Dwa lata temu na jednym z siedlisk ohara eksperymentalnie wykopano kilkanaście nor. Efektem było zwiększenie liczby osobników w populacji z 4 do 10 par lęgowych w ciągu jednego roku, z czego wszystkie 4 początkowe pary zakończyły lęgi sukcesem wyprowadzając z gniazda odpowiednio: 2, 4, 6 i 8 młodych. Na tej podstawie przypuszczamy, że po realizacji naszego projektu populacja lęgowa ohara może wzrosnąć nawet 2-krotnie. Zdajemy sobie jednak sprawę, że ostateczny rezultat zależy od wielu czynników, z których najważniejszymi prawdopodobnie są: poziom drapieżnictwa ptaków krukowatych na badanym obszarze oraz stopień penetracji tego terenu przez ludzi.

Koło Polic gniazdują też krzyżówki

Koło Polic gniazdują też krzyżówki
Fot. Andrzej Kepel

Do końca lutego br. w ramach projektu zainstalowaliśmy i zamaskowaliśmy 30 beczek ogrodniczych, z których ptak ten może korzystać w czasie swoich lęgów, a także w zastępstwie lisów i innych zwierząt wykopaliśmy 30 nor. Stosowane przez nas plastikowe beczki są bardzo trwałe, co oznacza, że mogą tym ptakom służyć przez wiele lat. Mamy nadzieję, że nasza praca przyczyni się do odrodzenia populacji oharów w dolnym odcinku doliny Odry.

Jednak ohar to tylko jedna z wielu „perełek” terenu przylegającego do Zakładów Chemicznych „Police”. Do tej pory stwierdzono tu występowanie 176 gatunków ptaków, w tym prawie 80 wodno-błotnych. Każdego roku obserwuje się obecność kilku par bąków (Botaurus stellaris), biegusów zmiennych (Calidris alpina), batalionów (Philomachus pugnax), krwawodziobów (Tringa totanus), kulików wielkich (Numenius arquata), rycyków (Limosa limosa), kropiatek (Porzana porzana), rożeńców (Anas acuta), krakw (Anas strepera), gągołów (Bucephala clangula), zauszników (Podiceps nigricollis), perkozków (Tachybaptus ruficollis), rybitw białoczelnych (Sterna albifrons) oraz wąsatek (Panurus biarmicus). Znajdująca się tu kolonia kormoranów (Phalacrocorax carbo) liczy do 350 osobników, a obejmująca ok. 15.000 gniazd kolonia śmieszek (Larus ridibundus) to największe krajowe skupienie tych mew. W 1996 roku potwierdzony został także drugi co do wielkości lęg szablodzioba (Recurvirostra avosetta) w naszym kraju, a jednocześnie zaobserwowano rekordowe pod względem liczby stado tych ptaków (11 par) w powojennej historii Polski. Prawdziwymi rarytasami dla miłośników ptaków są derkacze (Crex crex) i wodniczki (Acrocephalus paludicola), które zaliczane są do ptaków zagrożonych wyginięciem w skali globalnej! Uroku temu terenowi dodają polujące kanie rude (Milvus milvus), bieliki (Haliaeetus albicilla), a nawet orły przednie (Aquila chrysaetos).

W pobliżu zakładów chemicznych w Policach żyje wiele gatunków ptaków

W pobliżu zakładów chemicznych w Policach żyje wiele gatunków ptaków
Fot. Andrzej Kepel

Wszystkie te przyrodnicze „cuda” znajdują się kilkaset metrów od dymiących kominów zakładu, w iście marsjańskim krajobrazie - otoczone białymi i brązowymi hałdami składającymi się z tysięcy ton fosfogipsu. Tak duży kontrast przyrody i przemysłu wywołuje bardzo mieszane uczucia. Jednak to właśnie dzięki tej fabryce powstało owo cenne stanowisko wielu gatunków ptaków. Czy kiedykolwiek zostanie ono objęte ochroną prawną? Nie wiadomo. Obecnie obszar ten jest własnością zakładu, który, mimo złej sławy, dba o środowisko, dzięki czemu zniknął już z czarnej listy. Istotne jest choćby to, że ptasie bractwo chronione jest przed ludźmi (w tym i miłośnikami ptaków) przez firmę ochroniarską, która pilnuje terenu i bez przepustki można sobie jedynie pomarzyć o ornitologicznych uniesieniach. Czy świadczy to o dbałości i świadomości ekologicznej kierownictwa zakładu? Okaże się w przyszłości.

Jakub Szumin


Tygrzyk paskowany - klejnot polskiej przyrody

Pająki (Aranea) są często uważane za zwierzęta „obrzydliwe”, czasami wręcz niebezpieczne. U niektórych ludzi wzbudzają paniczny strach zwany arachnofobią. Jest to w dużej mierze związane z wyglądem pająków, w którym nie sposób doszukać się jakichś „ludzkich” cech (np. mało kto wie gdzie patrzeć, aby spojrzeć pająkowi „prosto w oczy”). Również zazwyczaj skryty tryb życia oraz specyficzne zachowania jak np.: zabijanie ofiary za pomocą jadu, owijanie jej szczelnie w pajęczynę, czy zjadanie partnera po kopulacji, nie przysparzają im powszechnej sympatii. W rzeczywistości znaczna ich większość jest zupełnie niegroźna dla człowieka, a niektóre to wręcz „klejnoty” naszej przyrody. Na takie miano zasługuje z pewnością jeden z największych i najpiękniejszych polskich pająków - tygrzyk paskowany.

Tygrzyk paskowany czatuje na zdobycz

Tygrzyk paskowany czatuje na zdobycz
Fot. Marek Przewoźny

Tygrzyk paskowany (Argiope bruennichi) należy do rodziny krzyżakowatych (Araneidae), a jego bliskim krewniakiem jest dobrze wszystkim znany krzyżak ogrodowy (Araneus diadematus). Tygrzyk jest gatunkiem bardzo charakterystycznym i trudno go pomylić z innymi pająkami. Samica osiąga długość ok. 25 mm, jej głowotułów pokryty jest gęstym srebrzystym włosem, a na jaskrawożółtym odwłoku posiada czarne poprzeczne prążki. Ten paskowany wzór upodabnia ją nieco do osy. Owo paskowane ubarwienie jest doskonale dopasowane do otoczenia, w którym żyje, przez co jest trudna do zauważenia. Samiec jest bardzo niepozorny, nie przekracza 5,5 mm długości. Jego srebrzystoszary odwłok urozmaica jedynie szara podłużna łata na środku i ciemniejsze kropki po bokach. Z powodu takiej wielkości i ubarwienia znalezienie samca w jego środowisku jest jeszcze trudniejsze niż samicy.
Pająk ten zasługuje na uwagę z kilku względów.

Tygrzyka paskowanego łatwo rozpoznać po wzorze na odwłoku

Tygrzyka paskowanego łatwo rozpoznać po wzorze na odwłoku
Fot. Marek Przewoźny

Przede wszystkim posiada bardzo ciekawą biologię i ekologię, oraz dość wąskie wymagania środowiskowe, co odróżnia go od większości innych krzyżakowatych, które są grupą eurytopową (posiadają szeroką tolerancję w stosunku do warunków środowiska). Tygrzyk paskowany występuje tylko i wyłącznie na ciepłych, mocno nasłonecznionych, wilgotnych łąkach. Zwykle można go spotkać w dość dużym, jak na pająki, zagęszczeniu - przeciętnie 3 osobniki na 1 m2. Jest to kolejna cecha wyróżniająca, gdyż większość pająków to zwierzęta prowadzące samotny tryb życia, wręcz nie tolerujące towarzystwa innych przedstawicieli swojego gatunku.

Bardzo charakterystyczne są duże sieci tygrzyka, na których znajdują się dwa wyraźnie widoczne zygzaki wykonane z przędzy (górny i dolny). Starsze osobniki konstruują tylko dolny zygzak, a czasami rezygnują z obu. Zygzaki te pełnią funkcję wzmacniającą sieć. Jest to związane z pożywieniem tygrzyka. Jest on bardzo „wybredny”, gdyż poluje tylko na owady z rzędu prostoskrzydłych i ważek, które charakteryzują się stosunkowo dużymi rozmiarami. O zwierzętach mających tak wyspecjalizowane wymagania kulinarne mówimy, że posiadają bardzo wąską bazę pokarmową.

Pod koniec lata samica tygrzyka paskowanego składa 300 - 400 jaj w dużym, zbudowanym z bardzo grubego oprzędu kokonie, który zawiesza wśród traw. Jest on barwy jasnobrązowej, dzięki czemu doskonale zlewa się z otoczeniem. Po czterech tygodniach z jajek wylęgają się małe pajączki, które zimują w kokonie i wychodzą z niego dopiero wiosną.

Samica tygrzyka właśnie skończyła budować kokon

Samica tygrzyka właśnie skończyła budować kokon
Fot. Marek Przewoźny

Ciekawe jest także rozmieszczenie omawianego pająka w Polsce. Jeszcze do niedawna był gatunkiem bardzo rzadkim, ale obecnie znacznie powiększył swój zasięg i stał się dość pospolity. Wykazał tym samym niesamowitą zdolność rozprzestrzeniania się. Przez długi okres czasu były znane w naszym kraju tylko 2 stanowiska tego pająka - z Galicji i z Wielkopolskiego Parku Narodowego. Potem w ciągu zaledwie 20 lat odkryto 20 kolejnych stanowisk i obecnie jest ich coraz więcej. Podejmowane są różne próby wytłumaczenia takiego, bardzo szybkiego jak na pająki, rozprzestrzeniania się. Najbardziej prawdopodobne jest bierne przenoszenie kokonów przez wezbrane wiosną rzeki, których prąd porywa całe kępy traw. Argumentem przemawiającym za słusznością tej teorii jest duże zagęszczenie stanowisk tygrzyka w dolinach i pradolinach rzecznych. Inna prawdopodobna hipoteza mówi o przypadkowym przenoszeniu kokonów przez człowieka. Ostatnio okazało się także, iż młode pajączki tego gatunku potrafią podróżować wraz z prądami powietrznymi przy pomocy wypuszczanej na wiatr nitki pajęczej, tak jak robią to inne pająki podczas „babiego lata”. Nie czynią jednak tego pod koniec lata i na początku jesieni, lecz wiosną, gdy wychodzą z kokonów.

Sporą populację tygrzyka znalazłem i obserwowałem w Poznaniu na Forcie IIA, będącym Szkolną Ostoją Przyrody Koła „Salamandry” przy XVII LO, którego jestem uczniem.

W Polsce tygrzyk paskowany objęty jest ochroną prawną. Jednak największym zagrożeniem dla tego ciekawego pająka jest bezmyślne i niczym nieuzasadnione wypalanie łąk na wiosnę. Nie tylko tygrzyk jest wtedy zagrożony, ginie wówczas wiele innych cennych gatunków roślin i zwierząt!

Marek Przewoźny


Urok północy

Park Narodowy Lemmenjoki to największy w Finlandii i jeden z największych w Europie obszarów objętych ochroną (2 855 km2). Położony jest na północy kraju, za kołem podbiegunowym, na terenie rdzennie zamieszkiwanym przez lud Saamów, zwanych też popularnie Lapończykami. Wspaniałe krajobrazy polodowcowe, rozległe torfowiska, tajga w dolinach i tundrowe gatunki roślin, porastające skaliste wzniesienia, tworzą mozaikę, która na długo zapada w pamięć. Nic więc dziwnego, że kiedy wraz z dwoma kolegami wybrałam się rowerami na „podbój” Skandynawii, postanowiliśmy zwiedzić również Lemmenjoki. Niemały wpływ na naszą decyzję miał fakt, że do dzisiaj wydobywa się w tamtym rejonie złoto! Ogarnięci „gorączką złota” dotarliśmy więc pewnego letniego, pochmurnego dnia do miejscowości Njurgulahti (do dzisiaj nie wiem, jak to się czyta), gdzie rozpoczynał się szlak wiodący w głąb parku. Jednak szlakiem nie można było jeździć rowerami i niestety powstał problem - co z nimi zrobić? W końcu zdecydowaliśmy się zostawić je wraz z sakwami - czyli prawie całym naszym „dobrem ruchomym”, w małej niestrzeżonej szopce. Lapończycy słyną z uczciwości, więc liczyliśmy, że po powrocie ze szlaku zastaniemy nasze sakwy na miejscu.

Widok ze szczytu góry Joenkielinen w Parku Narodowym Lemmenjoki

Widok ze szczytu góry Joenkielinen w Parku Narodowym Lemmenjoki
Fot. Tomasz Nowak

Turystyczna kota, w której spędzilimy noc

Turystyczna kota, w której spędzilimy noc
Fot. Robert Ratajczyk

Dziewięciornik błotny (Parnassia palustris)

Dziewięciornik błotny (Parnassia palustris)
Fot. Robert Ratajczyk

Niezbędne rzeczy zapakowaliśmy do plecaków i niezrażeni późną godziną (dochodziła ósma wieczorem) ruszyliśmy w drogę. Wiedzieliśmy, że ciemno (a właściwie ciemnawo) zrobi się dopiero koło 23.00 i do tej godziny mamy jeszcze mnóstwo czasu na podziwianie widoków. Dróżka łagodnie pięła się w górę. Z obu jej stron rosły sędziwe brzozy i sosny, z których zwieszały się jak wąsy długie brązowe porosty - głównie włostki (Bryoria sp.), a pod nimi na ziemi ścieliły się duże poduszki chrobotków (Cladonia sp. i Cladina sp.). Szliśmy powoli rozkoszując się nie tylko otaczającą nas przyrodą, ale również wspaniałymi w smaku malinami moroszkami (Rubus chamaemorus), które rosły na mijanych po drodze torfowiskach. Raczyliśmy się nimi bez obaw, ponieważ na terenie Parku można zbierać maliny, grzyby, oraz inne „płody ziemi”. Wśród kęp torfowców (Sphagnum sp.), obok krzaczków moroszki, rosły także brzozy karłowate (Betula nana) i mocno „owłosione” wierzby lapońskie ( Salix lapponum) - w Polsce gatunki rzadko występujące i objęte ochroną.

Gałązka brzozy karłowatej

Gałązka brzozy karłowatej
Fot. Andrzej Kepel

Pasące się renifery to popularny widok w północnej Finlandii

Pasące się renifery to popularny widok w północnej Finlandii
Fot. Andrzej Kepel

   
Hodowla reniferów to podstawowe zajęcie Saamów

Hodowla reniferów to podstawowe zajęcie Saamów
Fot. Andrzej Kepel

Wierzba lapońska

Wierzba lapońska
Fot. Andrzej Kepel

Wreszcie doszliśmy do miejsca noclegu - lapońskiego namiotu, który przez Saamów nazywany jest kotą. Tradycyjne koty kryte są skórami reniferów. Ten, w którym spaliśmy, był nowoczesny, gdyż pokrywały go czarne smołowane łatki. Nam to jednak nie przeszkadzało. Zmęczeni, ale syci wrażeń szybko poszliśmy spać. Nad ranem obudziło mnie dotkliwe zimno. W północnej Skandynawii druga połowa sierpnia to już praktycznie jesień. W nocy temperatura spada do zaledwie kilku stopni Celsjusza. Ciężko wzdychając założyłam więc na siebie kolejny sweter i głębiej zakopałam się w śpiwór, marząc jednocześnie o ciepłym grzejniku. Kiedy obudziłam się po raz kolejny, było już całkiem jasno, a moi koledzy siedzieli przy przepływającym obok koty strumyku i przepłukując piasek w menażkach szukali złota. Od razu poradziłam im, żeby przy okazji umyli „gary” po wczorajszej kolacji. Po śniadaniu, niestety bez złota, wyruszyliśmy dalej, rozpoczynając wspinaczkę na jedno z najwyższych wzniesień w okolicy. Pomimo, że byliśmy na wysokości zaledwie 500 m n.p.m., otaczające nas pojedyncze drzewa szybko ustępowały miejsca roślinności krzewinkowej i zielnej, czyli takiej, jaką spotykamy w naszym ojczystym kraju tylko wysoko w górach. Za szczególnie ładną uznaliśmy naskałkę pełzającą (Loiseleuria procumbens) - niewielką, kwitnącą białoróżowo roślinkę, której pędy i listki tworzą zbite, twarde poduszeczki. Występuje ona tylko na dalekiej północy, w Alpach i wschodnich Karpatach. Ze szczytu rozciągał się wspaniały widok na okolicę. Prawie bez śladów cywilizacji - żadnych widocznych dróg, zabudowań i ludzi. Tylko my, skały i zieleń w dole. Z żalem zaczęliśmy schodzić w dół, między zwietrzałe skały, oglądając się często za siebie. Kręta ścieżka wiodła znowu wśród drzew i prowadziła wąskim, wysokim grzbietem utworzonym przez dwie polodowcowe rzeki płynące po bokach. Byliśmy jeszcze ciągle wysoko, więc doskonale widzieliśmy sąsiednie pagórki porosłe drzewami i meandrujące w dole rzeki. Kiedy po południu dotarliśmy do wioski i naszych rowerów (które oczywiście stały na miejscu) pomyśleliśmy, że zabieramy z parku Lemmenjoki coś cenniejszego niż złoto - wspaniałe wspomnienie dzikiej przyrody.

Inna chatka dla turystów w Parku Lemmenjoki

Inna chatka dla turystów w Parku Lemmenjoki
Fot. Robert Ratajczyk

Nadrzewny porost - włostka, rośnie tylko tam, gdzie powietrze jest krystalicznie czyste

Nadrzewny porost - włostka, rośnie tylko tam, gdzie powietrze jest krystalicznie czyste
Fot. Andrzej Kepel

Magdalena Gmaj


Drabina

Czyli co się może przydarzyć w trakcie inwentaryzacji nietoperzy

A wszystko zaczęło się całkiem zwyczajnie...

Wybraliśmy się na kilkudniowy wypad na Pomorze, w celu wyszukiwania i inwentaryzacji zimowisk nietoperzy. Jedną z kontrolowanych miejscowości był Koszalin. Naliczyliśmy tu łącznie 11 nietoperzy, w tym 4 nieoznaczone nocki hibernujące w szczelinie sufitu wieży ciśnień, około 5 metrów nad podłogą. Jednak pan Olek, u którego nocowaliśmy, nie mógł pozwolić na to, aby w stolicy jego regionu pozostał choć jeden nieoznaczony nietoperz. Gdy wieczorem zdaliśmy mu relację z naszych poszukiwań, zadzwonił do Straży Granicznej i załatwił dla nas na 8 rano drabinę. Postarał się także o służbowy samochód ze swojej redakcji, który miał nas odwieźć spod wieży ciśnień na dworzec, ponieważ o 9:40 mieliśmy pociąg do Kołobrzegu i musieliśmy na niego zdążyć. Okazało się, że potrzebnych było jeszcze tylko dwóch ochotników spośród naszej piątki, którzy zdecydowaliby się skorzystać z zaproponowanej drabiny. Padło na mnie i na Grzesia.

Wytęż wzrok i znajdź nocki - dużego, rudego i Natterera

Wytęż wzrok i znajdź nocki - dużego, rudego i Natterera
Fot. Andrzej Gawlak

„Wylegiwaliśmy” się prawie do 5-tej rano. Potem 45-minutowy jogging z miejscowości Włoki (nie mylić ze „Zwłokami”) na PKS do Koszalina i „przebieżka” do redakcji, gdzie zostawiliśmy plecaki. Punkt ósma byliśmy w siedzibie Straży Granicznej. Zarzuciliśmy kilkumetrową, składaną drabinę aluminiową na plecy i nie zważając na oglądających się za nami ludzi pospieszyliśmy w stronę wieży ciśnień.

Już na pierwszy rzut oka widać było, że wybity w ścianie otwór nie był robiony z myślą o przeciskaniu przez niego drabin. Na szczęście wszystko jest kwestią siły. Dwa poziomy niżej było tak ciemno, że zmontowanie drabiny przy świetle latarek dostarczyło nam prawie tyle samo emocji, co w dzieciństwie układanie kostki Rubika.

Czas naglił, więc szybko wdrapaliśmy się na górę i „rzuciliśmy okiem” do szczeliny, gdzie spokojnie spały 2 nocki Natterera (Myotis nattereri) i 2 nocki rude (M. daubentoni). Zanotowanie wyniku i zaczynamy wszystkie czynności od nowa, tyle że w odwrotnej kolejności: zdemontować drabinę, dwa piętra do góry i przepchnąć ją przez dziurę. Samochód redakcyjny już czekał, ale okazało się, że jest za krótki dla drabiny. Pan Olek z kierowcą pojechali więc do Straży Granicznej, a my z Grzesiem i drabiną pognaliśmy za nimi na własnych nogach (to znaczy my na nogach, a drabina, rzecz jasna, wygodnie na naszych plecach). Dotarliśmy do celu, oddaliśmy drabinę, szybkie podziękowania i biegiem do wozu. Jak się pospieszymy i nie będzie korków, może jeszcze zdążymy na pociąg o 9:40.

Już widać zabudowania dworca - chcemy chwytać swoje plecaki i... O kurczę!!! Zostały w redakcji!

Pisk opon - zawracamy. Po kilkuset metrach pan Olek stwierdził, że trzeba najpierw poinformować resztę naszej grupy: Agnieszkę, Dorotę i Tomka, którzy z biletami w garści przestępują z nogi na nogę na peronie.

Znów zawróciliśmy! PKP okazało się jednak bardzo „uprzejme” - pociąg do Kołobrzegu był opóźniony o pół godziny. W takim razie szybko po plecaki. Pędem do samochodu... tylko że nasza gablota już sobie pojechała! W odwodzie została nam tylko taryfa. „Panie kierowco, jeśli zdążymy - będzie premia!”. Mrożący krew w żyłach rajd do redakcji (dobrze, że Koszalin to nie San Francisco), plecaki w zęby i z powrotem na dworzec.

Po chwili siedzimy wszyscy w pociągu do Kołobrzegu. Taksówkarz okazał się litościwy i nie policzył nam zbyt wiele. I pomyśleć, że całe to zamieszanie tylko po to, by oznaczyć do gatunku cztery nietoperze.
Sami sobie zazdrościmy zaangażowania!

Wojciech Stephan

Wybór numeru

Aktualny numer: 2/2023