Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 


Fenologiczne pory roku

Każdy z nas wie, że w ciągu roku, w naszej strefie klimatycznej, wyróżnić można cztery pory: wiosnę, lato, jesień i zimę. Ciekawe jednak, że zwierzęta i rośliny - mimo iż nie znają kalendarza - potrafią rokrocznie rozpoczynać kwitnienie i rozmnażanie o właściwej dla każdego gatunku porze. Wieloletnie obserwacje terminów zakwitania poszczególnych gatunków roślin pozwoliły na ustalenie o wiele bardziej precyzyjnego podziału roku na 8 pór, zwanych naukowo fenologicznymi. Początek i czas trwania każdej z nich są co roku nieco inne - zależy to od warunków pogodowych. Pory te można jednak łatwo rozpoznać po zakwitaniu, owocowaniu lub zrzucaniu liści przez określone gatunki roślin - tzw. rośliny wskaźnikowe.

Przylaszczka (Hepatica nobilis)

Przylaszczka
Fot. Adriana Bogdanowska

Pierwszą, dla wielu z nas najpiękniejszą, porą roku jest przedwiośnie. Zwiastunem budzącej się do życia przyrody jest kwitnienie - zwane też często pyleniem - leszczyny (Corylus avellana) i olszy (Alnus glutinosa). W tym też czasie zakwita przebiśnieg (Galanthus nivalis), krokus (Crocus scepusiensis), zawilec gajowy (Anemone nemorosa), przylaszczka (Hepatica nobilis), wawrzynek wilczełyko (Daphne mezereum) oraz podbiał (Tussilago farfara) i kaczeniec (Caltha palustris). Przedwiośnie, poza zimą, jest jedną z najdłuższych fenologicznych pór roku. Może ono trwać przeszło dwa i pół miesiąca. Niekiedy zaczyna się bardzo wcześnie - bo nawet w ostatnich dniach stycznia, ale czasami potrafi nadejść dopiero z początkiem kwietnia. Wtedy jednak trwa zaledwie kilka dni, bo już czas na następny wiosenny okres - trwające 13 do 37 dni pierwiośnie. Nazwa ta kojarzy nam się z zakwitającymi w tym czasie pierwiosnkami (Primula officinalis). Wtedy też pojawiają się kwiaty u większości drzew owocowych, np. wiśni (Prunus cerasus), czereśni (P. avium), gruszy (Pirus communis), jabłoni (Malus silvestris), a także u poziomki (Fragaria vesca) i borówki czarnej (Vaccinium myrtillus). Jest to też czas, gdy rozwijają się liście buków (Fagus silvatica) i dębów szypułkowych (Quercus robur). Okres ten przypada na kwiecień lub maj.

Zawilec gajowy (Anemone nemorosa)

Zawilec gajowy
Fot. Adriana Bogdanowska

Wiosna, którą możemy podziwiać przez 13 do 34 dni, w zależności od aury - w maju bądź w czerwcu, to pora, kiedy zakwita bez lilak (Syringa vulgaris), jarzębina (Sorbus aucuparia), kasztanowiec (Aesculus hippocastanum) oraz chaber bławatek (Centaurea cyanus) i jaskier ostry (Ranunculus acer). W tym też czasie ma miejsce kłoszenie się czyli pojawianie się kłosowatych kwiatostanów u żyta ozimego (Secale cereale).

Kolejne dwie fenologiczne pory roku, oprócz kwitnienia, wyznacza również owocowanie niektórych roślin. Pierwsza z nich, to trwające minimalnie 18 a maksymalnie 50 dni, przypadające najwcześniej w maju a najpóźniej w połowie czerwca, wczesne lato. Jest to czas zakwitania bzu czarnego (Sambucus nigra), robinii akacjowej (Robinia pseudacacia) oraz dziurawca (Hypericum perforatum) i grzybienia białego (Nymphaea alba). Wtedy też pojawiają się kwiatostany u żyta jarego, oraz dojrzewają owoce u poziomki.

Moment kwitnienia lipy drobnolistnej (Tilia cordata) oznacza początek lata, które przypada na koniec czerwca a kończy się czasami nawet na początku września i trwa 41 do 68 dni. Zbieramy wtedy maliny (Rubus ideus), owoce bzu czarnego czy jarzębiny. Jest to również okres żniw, a dla nas pora szczególnie miła, bo kojarząca się z wakacjami.

Pierwiosnka lekarska (Primula veris)

Pierwiosnka lekarska (Primula veris)
Fot. Adriana Bogdanowska

Potem przyroda powoli zaczyna przygotowywać się do spoczynku. Rozpoczyna się wczesna jesień, trwająca minimalnie 6 a maksymalnie 55 dni (obejmująca wówczas wrzesień i październik). Wyznacza ją dojrzewanie owoców kasztanowca i borówki brusznicy (Vaccinium vitis-idaea).

Po niej nadchodzi jesień, w której to można wyróżnić 2 fazy: złotą - bardziej przez nas lubianą, trwającą 19 do 74 dni, gdy żółkną liście lipy (Tilia cordata), klonu zwyczajnego (Acer platanoides), brzozy brodawkowatej (Betula pendula) i kasztanowca, oraz mniej miłą - późną, mogącą gościć od 27 aż do 118 dni (w listopadzie i początkach grudnia), gdy opadną wszystkie liście u buka i brzozy.

Ostatnią fenologiczną porą roku jest zima, która nie posiada gatunków zwiastujących jej nadejście, wtedy bowiem ustaje wegetacja roślin. Umownie więc rozpoczyna ją trzeci kolejny dzień, gdy maksymalna temperatura spada poniżej 0C. Pora ta zaczynać się może już w listopadzie, a kończyć nawet w kwietniu. W zależności od warunków klimatycznych trwa od 42 do 143 dni.

Wymienione powyżej gatunki wskaźnikowe dla poszczególnych pór roku mają też znaczenie praktyczne. Będąc zwiastunem określonej pory, pomagają przy ustaleniu terminu siewu, zwalczania szkodników i chorób roślin czy też przy ich aklimatyzacji i introdukcji.

Magdalena Kluza


Z życia orzesznicy

Orzesznica to nadrzewny gryzoń, często mylony z młodą wiewiórką, z którą jest tak samo mało spokrewniony jak z myszami. Jest to najmniejszy przedstawiciel rodziny popielicowatych (Gliridae).

Orzesznica wygląda jak krzyżówka myszy z wiewiórką

Orzesznica wygląda jak krzyżówka myszy z wiewiórką
Rys. Olga Kowalska

Rodzina popielicowatych lub inaczej - pilchów, z uwagi na nocny tryb życia gatunków ją reprezentujących, jest stosunkowo mało znana. W naszej krajowej faunie spotkać można cztery należące do niej gatunki: popielicę (Glis glis), koszatkę (Dryomys nitedula), żołędnicę (Eliomys quercinus) i wspomnianą już wcześniej - orzesznicę (Muscardinus avellanarius). Są to gryzonie niewielkich rozmiarów, które w naszej strefie klimatycznej jesienią zapadają w sen zimowy zwany hibernacją. W tym stanie są one całkowicie bezbronne. Zakopane w ziemnych norkach, obniżają temperaturę swojego ciała nawet do 1 oC, oddychają raz na minutę, nie pobierają pokarmu oraz spowalniają metabolizm, co pozwala im na oszczędne gospodarowanie zgromadzonymi zapasami tłuszczu. Śpią do czasu kiedy dni stają się dłuższe (przełom marca i kwietnia) i nie brakuje pokarmu w postaci młodych pędów, pączków drzew oraz owadów, które wtedy są podstawowym pokarmem tych zwierząt. Poza tym odżywiają się: liśćmi i gałązkami drzew, orzechami, żołędziami, bukwią. Uwielbiają też różne soczyste owoce. Popielice i koszatki spotkać można czasem na strychach lub w piwnicach, gdzie chętnie raczą się naszymi zapasami. W budowie wewnętrznej popielicowate spośród innych gryzoni wyróżnia brak jelita ślepego oraz długo funkcjonujące, dobrze rozwinięte zęby mleczne. Interesujący jest również fakt, że w sytuacji zagrożenia zwierzęta te łatwo odrzucają ogon.

Orzesznica spotykana jest praktycznie na terenie całej Polski. Krótkie, okrągłe uszy, ciemne jak guziki oczy oraz futerko koloru żółtawobrązowego z białymi plamami na podgardlu, piersi i podbrzuszu odróżniają ją od reszty przedstawicieli tej rodziny. W przeciwieństwie do kuzynek: popielicy, koszatki i żołędnicy, ogon orzesznicy nie jest zbyt puszysty, choć równomiernie i gęsto owłosiony. Pełni on ważną rolę w czasie karkołomnych i wręcz akrobatycznych wspinaczek, które orzesznica uprawia w krzewach malin, jeżyn lub leszczyny. Często wisi ona na gałązce, trzymając się jej tylko tylnymi nogami. Jest smakoszem wszelkiego rodzaju leśnych owoców, dlatego też najchętniej zamieszkuje lasy liściaste lub mieszane o bogatym podszyciu oraz jagodziska na obrzeżach lasów. W niewoli, karmiona jabłkami i gruszkami, rozpoczyna jedzenie tych owoców od strony ogonka, podczas gdy popielica - z przeciwnej strony.

Zwierzątko to jest doskonałym konstruktorem - buduje kuliste gniazda z mchu, traw i gałązek, które aby były trwałe i mocne, zlepia śliną. Umieszcza je wśród gałęzi w gęstych krzewach, w dziuplach, a nawet budkach dla ptaków lub nietoperzy. Wejście do takiego „domku” znajduje się zawsze z boku, a cała konstrukcja umieszczana jest na wysokości co najmniej 1 metra nad ziemią. W ciągu lata powstają dwa rodzaje gniazd: letniskowe (sypialne) i lęgowe. Z uwagi na rolę gniazd lęgowych (muszą pomieścić około 3 - 5 młodych) są one 2 razy większe od letniskowych i osiągają średnicę 12 cm. Gniazd letniskowych orzesznica buduje kilka, aby w razie niebezpieczeństwa móc zmienić kryjówkę. Przestraszona przyczaja się, licząc na swe ochronne ubarwienie, lub wykonuje susa na ziemię i tam przycupnięta czeka na dogodną sposobność do ucieczki. W odróżnieniu od popielicy, orzesznica unika bliskości ludzkich osiedli, ale w kontakcie z człowiekiem jest bardzo łagodna i nie gryzie. Pamiętajmy jednak, że podobnie jak wszystkie gatunki z tej rodziny objęta jest ochroną i nie wolno jej chwytać.

W stosunku do osobników własnego gatunku nie jest towarzyska. Wyjątek stanowi okres rui i wychowywania młodych, które pojawiają się zwykle na przełomie maja i czerwca oraz czasami po raz drugi w sierpniu.

We wrześniu orzesznica zaczyna gromadzić zapasy na zimę, których podstawę stanowią żołędzie i orzechy oraz wszelkie nasiona, które dostarczają jej wysokokalorycznej diety. Na zimę buduje ziemne gniazda, które ukryte są pod liśćmi i korzeniami. Niejednokrotnie muszą one pomieścić kilka osobników, które śpią ciasno przytulone do siebie. Niestety, w okresie silnych mrozów wiele orzesznic ginie.

Nocny tryb życia, duża płochliwość i niewielkie rozmiary ciała nie ułatwiają obserwacji tych zwierząt. Jednakże ich niewątpliwy urok oraz ciekawa ekologia zachęcają do tego, aby w nadchodzące, ciepłe, wakacyjne noce uzbroić się w latarkę, aparat fotograficzny i wybrać się na poszukiwanie żerujących orzesznic.

Justyna Białecka-Jagodzińska
Arnold Bernaciak


Przyszłość niedźwiedzi grizzly w kanadyjskiej prowincji British Columbia

Spośród siedmiu współcześnie żyjących na świecie gatunków niedźwiedzi, dwa zostały zakwalifikowane jako zagrożone wyginięciem, mianowicie niedźwiedź brunatny (Ursus arctos), którego północnoamerykańskim podgatunkiem jest niedźwiedź grizzly (Ursus arctos horribilis), oraz niedźwiedź polarny (Thalarctos maritimus). Cztery uznano za wymierające: niedźwiedzia andyjskiego (Tremarctos ornatus), niedźwiedzia malajskiego (Helarctos malayanos), wargacza (Melursus ursinus) i niedźwiedzia himalajskiego (Ursus thibetanus), a tylko jeden - północnoamerykański niedźwiedź czarny zwany też baribalem (Ursus americanus) nadal posiada zdrowe i liczne populacje.

Niedźwiedź brunatny

Niedźwiedź brunatny
Fot. Jacek Więckowski

Niegdyś ponad 100 tys. niedźwiedzi grizzly przemierzało zachodnią część Ameryki Północnej, od ubogich terenów Arktyki po góry i wyżyny centralnego Meksyku i od Oceanu Spokojnego przez rozległe prerie i lasy do Zatoki Hudsona oraz rzeki Mississippi. Szacuje się, że przed osadnictwem europejskim w zachodniej Kanadzie, na terenie obecnej British Columbii żyła przynajmniej jedna czwarta całej populacji tych zwierząt. Obecnie północnoamerykańskie niedźwiedzie grizzly spotkać można jedynie w British Columbii, Yukonie, Terytoriach Północnozachodnich, Albercie, na Alasce oraz w nielicznych miejscach północno-zachodnich Stanów Zjednoczonych. Całkowicie natomiast zniknęły z południowych i wschodnich obszarów swego dawnego zasięgu. Szacuje się, że obecnie połowa północnoamerykańskich grizzly żyje w Kanadzie. Według Ministerstwa Ochrony Środowiska British Columbii prowincję tą zamieszkuje od 10 do 13 tys. tych zwierząt, co stanowi mniej więcej połowę całej pozostałej kanadyjskiej populacji.

Mimo że British Columbia jest jednym z nielicznych miejsc na ziemi gdzie można spotkać niedźwiedzie grizzly w stosunkowo dużej liczbie, szybki wzrost gęstości zaludnienia, rozwój miast, intensywna gospodarka leśna i użytkowanie ziemi powodują, że większość obecnych miejsc bytowania tych zwierząt jest zagrożona. To właśnie utrata siedlisk jest głównym powodem spadku liczebności ich populacji w Ameryce Północnej. Wymagają one bowiem do zamieszkania przeogromnych terenów. W ciągu całego życia jeden niedźwiedź potrzebuje około 50 - 100 km2 własnego terytorium, a w niektórych przypadkach znacznie więcej - nawet do kilku tysięcy km2.

Aby ocalić te wspaniałe, majestatyczne zwierzęta dla przyszłych pokoleń, należy pozostawić w stanie możliwie niezmienionym pierwotne obszary rozległych puszczy, pozbawione nadal dróg i śladów gospodarczej działalności człowieka. Na szczęście British Columbia ma wciąż dosyć terenów mogących stanowić ostoję dla niedźwiedzi grizzly. Ciągle więc istnieje szansa, że te potężne zwierzęta, będące symbolem pierwotnej przyrody Kanady, zostaną ocalone. W 1992 roku powstał w północnej części wybrzeża British Columbii, w dolinie rzeki Khutzeymateen, pierwszy w Kanadzie specjalny obszar ochronny dla grizzly, gdzie na powierzchni 443 km2 żyje około 50 sztuk tych niedźwiedzi. Opracowana przez rząd w 1995 roku „Strategia Ochrony Niedźwiedzi Grizzly” stawia sobie za cel m.in. identyfikację najważniejszych siedlisk tych zwierząt w prowincji, w celu stworzenia sieci obszarów, na których grizzly objęte będą szczególną opieką, a sposób zarządzania tymi terenami będzie uwzględniał potrzeby żyjących tam niedźwiedzi. Są to jednak wciąż działania połowiczne, bo choć mają być zakazane polowania na niedźwiedzie i ograniczona działalność rekreacyjna i turystyczna, tereny te nadal nie będą miały statusu obszarów chronionych i wciąż będzie możliwa gospodarcza działalność człowieka, związana głównie z wyrębem lasów.

Drugim powodem spadku liczebności populacji niedźwiedzi grizzly jest ich legalne i nielegalne zabijanie. Polowania mają w Kanadzie długą tradycję i stanowią ważną część dziedzictwa kulturowego - szczególnie dla rdzennych jej mieszkańców. Przynoszą też niebagatelny dochód i dają zatrudnienie wiejskiej ludności zamieszkującej regiony słabo rozwinięte gospodarczo. Rocznie z rąk myśliwych ginie w British Columbii około 400 niedźwiedzi grizzly, a liczba zwierząt zabijanych nielegalnie przez kłusowników jest trudna do oszacowania. I choć nowy program rządowy zakłada wprowadzenie szeregu ograniczeń dotyczących polowań na niedźwiedzie (m.in. całkowite zaniechanie polowań na wyznaczonych obszarach i wprowadzenie ograniczonej liczby licencji, uzyskiwanych na drodze losowania, na pozostałych terenach), nie zamierza się w przyszłości zdelegalizować zabijania tych zwierząt dla sportu czy zdobycia myśliwskich trofeów.

Niedźwiedź jest dla Kanady symbolem, tak jak tygrys dla Indii czy lew dla Kenii. Ale podczas gdy Indie i Kenia objęły prawną ochroną tygrysy i lwy, w Kanadzie ciągle pozwala się na legalne zabijanie niedźwiedzi, twierdząc, że polowania na nie nie wpływają na spadek liczebności populacji w dłuższym okresie czasu.

Problem kłusownictwa i handlu częściami ubitej zwierzyny, jakkolwiek najbardziej dotkliwy dla amerykańskich niedźwiedzi czarnych, nie omija również grizzly. W Azji, gdzie organy niedźwiedzie używane są w tradycyjnej medycynie, doprowadzono do całkowitej zagłady wielu ich populacji. Nielegalny handel organami zwierząt przynosi ogromne zyski. Za woreczek żółciowy niedźwiedzia można uzyskać cenę dochodzącą do 50 tys. USD, a Koreańczycy i Tajwańczycy gotowi są zapłacić nawet do 2 tys. USD za wazę zupy z niedźwiedzich łap. Od 1993 roku handel lub posiadanie części niedźwiedzich takich, jak woreczek żółciowy, genitalia czy łapy jest w British Columbii nielegalne. Znacznie podniesiono kary za kłusowanie na grizzly. Wynoszą one w tej chwili do 25 tys. USD kiedy przestępstwo popełniono po raz pierwszy, i do 50 tys. jeżeli przestępstwo popełniono po raz drugi lub kolejny. Złapanie kłusownika jest jednak mało prawdopodobne, gdyż w całej prowincji pracuje tylko 150 strażników, z których każdy patroluje obszar około 5 tys. km2. Zgodnie z ich rozpoznaniem, do skutecznej walki z kłusownictwem potrzebnych byłoby około 2,5 tys. strażników.

Kolejnym ważnym do rozwiązania problemem są konflikty w relacjach człowiek - niedźwiedź. Większość przypadków ataków niedźwiedzi na ludzi w Ameryce Północnej dokonana była przez osobniki szukające pożywienia w pobliżu ludzkich domostw, w śmietnikach na kompostach lub w sadach. Żywiące się odpadkami niedźwiedzie tracą lęk przed ludźmi i przez to stają się znacznie bardziej niebezpieczne i nieprzewidywalne aniżeli zwierzęta żyjące w naturze. Przeciętnie około 50 grizzly jest zabijanych każdego roku z powodu bezpośredniego zagrożenia ludzkiego życia. Główną przyczyną tych konfliktów jest niewłaściwy sposób składowania przez ludzi śmieci i odpadów organicznych. Aby uchronić niedźwiedzie przed dostępem do odpadów, rząd wprowadził program budowy elektrycznych ogrodzeń wokół wysypisk śmieci, oraz ulepszeń w zakresie składowania odpadów i przechowywania płodów rolnych. Innym sposobem zapobiegania „konfliktom niedźwiedzim” jest przesiedlanie grizzly na tereny dzikie, nie zamieszkałe przez ludzi. Jest to jednak metoda bardzo droga i nie zawsze skuteczna.

Prowadzi się też szeroko zakrojoną akcję edukacyjną mającą na celu poszerzanie wiedzy na temat potrzeb życiowych i zachowań tych zwierząt, kształtowanie właściwego do nich podejścia i zmianę negatywnego często nastawienia ludzi do grizzly.

Wyraźnie można więc zaobserwować wzrost zainteresowania ochroną tych wspaniałych ssaków. Czasem jednak podejmowane rozwiązania są połowiczne i czas pokaże czy niedźwiedzie grizzly, będące przecież symbolem pierwotnej przyrody Kanady, uda się ocalić dla następnych pokoleń.

Leszek Bednorz


Ślimak, ślimak...

Ślimaki stanowią najliczniejszą gromadę mięczaków, a zarazem jedyną, która zasiedla nie tylko biotopy wodne, ale także najróżniejsze środowiska lądowe. W Polsce opisano ich dotychczas około 250 gatunków, w tym około 185 lądowych.

Nasz dobry znajomy - ślimak winniczek (Helix pomatia)

Nasz dobry znajomy - ślimak winniczek (Helix pomatia)
Fot. Andrzej Kepel

Ślimak winniczek (Helix pomatia) to nasz największy, oskorupiony ślimak lądowy. Występuje on w środkowej i południowo-wschodniej Europie. Najistotniejszymi czynnikami lokalnie ograniczającymi jego występowanie są susza i chłody. Dlatego też najczęściej spotkać go można w niezbyt gęstych, wilgotnych zaroślach. Preferuje gleby wapienne, czyli takie podłoże, które szybko się nagrzewa i kumuluje wchłonięte ciepło.

Ślimak winniczek uważany jest za gatunek zaaklimatyzowany na obszarze Polski w okresie średniowiecza. Pogląd ten tylko w części jest prawdziwy. W rzeczywistości do środkowej i północnej Polski winniczek został sprowadzony przede wszystkim przez mnichów pochodzących z krajów, w których uważano go za wielki przysmak i spożywano zwłaszcza podczas postów. Natomiast na obszarach południowej i południowo-wschodniej Polski jest on rodzimym składnikiem fauny. Znajdowane do dziś na tych terenach osmalone skorupy pozwalają sądzić, że służył on ludziom jako pokarm już w czasach prehistorycznych.

Wielu zwolenników tego, dla większości z nas wątpliwego, przysmaku zyskał winniczek w starożytnym Rzymie, gdzie ceniono go nie tylko za walory smakowe, ale także przypisywano mu właściwości lecznicze oraz traktowano jako afrodyzjak. Nic więc dziwnego, że Rzymianie nigdy się z nim nie rozstawali i to właśnie z nimi zawędrował on na Wyspy Brytyjskie, gdzie zresztą nosi nazwę roman snail (ślimak rzymski).

Do dzisiaj we Francji, Hiszpanii czy we Włoszech ślimaki winniczki wraz z kilkoma innymi ślimakami lądowymi uchodzą za wysoko ceniony przysmak. Podobno najlepiej smakują one na wiosnę, kiedy to ich ciało zawiera najmniej soli wapiennych, dzięki czemu po ugotowaniu nie mają one niepożądanego posmaku „jesieni” (jak mawiają smakosze).

Polska od dawna jest znanym eksporterem winniczków. Początkowo, aby zapobiec całkowitej zagładzie tego gatunku, wprowadzono tzw. wielkość ochronną, poniżej której nie wolno było zbierać ślimaków i którą ustalono na 30 mm średnicy skorupy. W ostatnich latach, w wyniku nasilania się zbieractwa, liczebność winniczka znowu zaczęła spadać. Dlatego też w Rozporządzeniu Ministra Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa z dnia 6 stycznia 1995 r. w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt ślimaka winniczka uznano za gatunek chroniony. Zezwolono na zbiór osobników o średnicy muszli powyżej 30 mm, w okresie od 1 do 31 maja, na obszarach, które wyznaczy Wojewoda. Wojewoda Poznański w 1995 i 1996 roku zezwolił na zbiór winniczka na obszarze całego województwa z wyłączeniem terenów objętych ochroną prawną.

Niestety nikt nie dysponuje danymi, które ukazałyby zmiany wywołane przez tak masowe zbieractwo, nawet po objęciu winniczka tą niepełną ochroną. Działające na obszarze województwa poznańskiego punkty skupu winniczka zobowiązane są do składania sprawozdań na koniec każdego sezonu na ręce Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody. Sprawozdania takie pozwoliłyby (oczywiście gdyby były wykonane sumiennie) na określenie liczby corocznie zbieranych winniczków w województwie poznańskim. Niestety, w ciągu ostatnich dwóch lat, tylko niewielu właścicieli skupów wywiązało się z tego obowiązku.

W tym roku odpowiednie rozporządzenie jeszcze nie zostało wydane. Najprawdopodobniej będzie ono zmienione. Rozważa się bowiem możliwość podziału województwa poznańskiego na dwie części, z których każda byłaby użytkowana raz na dwa lata. Działania takie, to krok ku pogodzeniu dążeń przyrodników i interesów ekonomicznych osób i instytucji trudniących się zbiorem i eksportem winniczka.

Wydaje się jednak, iż w chwili obecnej niezbędne jest stworzenie kompleksowego programu ochrony winniczka jednocześnie na terenie całego kraju. Konsekwencją tego byłaby ponowna zmiana aktów prawnych dotyczących ochrony tego gatunku. Aby uzyskać sukces w ochronie gatunku istotne jest także dokładne poznanie dynamiki jego populacji. Dlatego też, należałoby jak najszybciej rozpocząć proces monitorowania populacji winniczka.

Nic nie wskazuje na to, aby spożycie ślimaków spadło. Wręcz przeciwnie, zdobywają one coraz więcej zwolenników, także w Polsce. Popularność ich mięsa (a także jajeczek) wzrasta również dzięki bardzo wysokiej wartości odżywczej tych produktów. Mięso ślimaka jest chude, zawiera duże ilości dobrej jakości białka, a także sporo wapnia, magnezu, miedzi, cynku i jodu. Ponadto na bazie substancji bakteriostatycznych zawartych w śluzie ślimaków wytwarzane są lekarstwa na tuberkulozę, schorzenia astmatyczne, czy też ułatwiające gojenie się ran. Dlatego też w celu ochrony naturalnej populacji winniczka warto byłoby rozpowszechnić jego hodowlę.

Liczne już na świecie fermy ślimaków dostarczają produkty o bardzo wysokiej jakości i nie ograniczają swojej działalności tylko do miesięcy wiosennych. Producenci podkreślają, że hodowane przez nich ślimaki (najczęściej są to krewniacy winniczka - Helix aspersa maxima) w porównaniu do żyjących w środowisku naturalnym są delikatniejsze w smaku, a ich mięso jest bardziej kruche. Dodatkową zaletą tych ślimaków jest możliwość dostarczania im paszy o absolutnie kontrolowanej zawartości składników pokarmowych, przez co w pewnym stopniu można kształtować właściwości odżywcze i smakowe ich mięsa. Prowadzone są także badania dotyczące uzyskania mięsa o określonym smaku zioła poprzez dodawanie do karmy świeżych roślin oregano, tymianku czy też mięty pieprzowej.

Niestety, produkcja ślimaków jest jak dotąd droższa od ich tradycyjnego zbioru. Mając jednak na uwadze fakt, iż zwiększa się zapotrzebowanie na ślimaki jadalne, a równocześnie obserwuje się stopniowy zanik winniczka w środowisku naturalnym, co w konsekwencji prowadzi do zaostrzania się przepisów dotyczących jego ochrony, należy już dzisiaj poważnie zastanowić się nad masowym rozwojem hodowli tego gatunku.

Maria Urbańska


Pyłek - wróg czy przyjaciel?

Przemija szarość wielkopostna,
Budzi się ziemia letargiczna.
Połowa marca, idzie wiosna,
Nie tylko już astronomiczna.
Leopold Staff

Pomimo tak nastrojowego wstępu, drogi Czytelniku, tematem naszego artykułu nie będzie opis budzącej się do życia przyrody. Chciałybyśmy natomiast ostrzec Ciebie przed pewnymi niebezpieczeństwami, jakie niosą ze sobą pierwsze zwiastuny wiosny. Zapewne zwróciłeś uwagę, że niejeden z nas wraz z wiosennym ociepleniem zaczyna cierpieć na przewlekły katar, zapalenie błon śluzowych nosa czy też spojówki oka. Wszystkie te objawy są wynikiem alergii, czyli uczulenia organizmu na wybrane czynniki środowiska. Postaramy się zdemaskować tylko jednego z ewentualnych sprawców tych dolegliwości, a mianowicie pyłek roślinny.

Urocze bazie rozsiewają uciążliwe dla wielu z nas ziarna pyłku

Urocze bazie rozsiewają uciążliwe dla wielu z nas ziarna pyłku
Fot. Marek Zieliński

Są to bardzo drobne, praktycznie niedostrzegalne gołym okiem ziarna, o średnicy od około 0,01 mm do 0,2 mm. W większości przypadków mają regularną budowę i kształtem są zbliżone do kuli. W centralnej części ziarna mieści się jego najważniejszy element - komórka, która wykiełkuje na znamieniu słupka w łagiewkę pyłkową czyli wydłużony twór zawierający w sobie męskie komórki rozrodcze. Całość otacza dwuwarstwowa osłonka. Wewnętrzna warstwa - intyna, złożona ze związków celulozowo-pektynowych, jest stosunkowo cienka i łatwo ulega zniszczeniu. Natomiast znacznie grubsza warstwa zewnętrzna - egzyna - składa się z tzw. sporopolenin czyli najbardziej trwałych substancji, jakie są znane w świecie organicznym. Dzięki obecności tych związków ziarna pyłku można ogrzać do temperatury 300 oC lub poddać działaniu stężonych kwasów i zasad, prawie nie zmieniając ich zewnętrznej postaci. Powierzchnia ziaren pyłku wyróżnia się skomplikowanym i charakterystycznym dla danego rodzaju rośliny urzeźbieniem powierzchni, jednakże w niektórych przypadkach może być zupełnie gładka. Większość ziaren ma w egzynie otwory, przez które wydostaje się łagiewka pyłkowa. Dodatkowo pyłek niektórych roślin nagozalążkowych jest zaopatrzony w powietrzne worki lub pęcherzyki, ułatwiające dłuższe jego unoszenie się w atmosferze.

Liczba ziaren pyłku wytwarzana przez rośliny jest uzależniona od sposobu zapylenia. Olbrzymią ilość pyłku produkują gatunki zapylane przez wiatr. Pojedyncze kwiaty męskie brzozy są co prawda drobne i niepozorne, lecz jeden tylko ich pręcik może w przybliżeniu zawierać 10 000 ziaren pyłku. Jeżeli przyjmiemy, że w przeciętnej kotce tego drzewa znajduje się około 350 męskich kwiatów, a w każdym z nich występują 4 pręciki - otrzymamy wówczas astronomiczną liczbę 14 milionów ziaren pyłku pochodzących z pojedynczego, niewielkiego kwiatostanu. Pomimo że znamiona słupków w wiatropylnych kwiatach żeńskich mają stosunkowo dużą powierzchnię i są ustawione w sposób optymalny dla wyłapywania „pyłkowego deszczu”, w rzeczywistości wychwytują jedynie minimalną jego część. Większość ziaren po prostu opada na powierzchnię ziemi. Niekiedy, w sprzyjających warunkach (na dnie jeziora lub w torfowisku), mogą one przetrwać wiele tysięcy lat, stanowiąc cenny materiał do badań nad zmianami klimatycznymi i rozmieszczeniem roślin w minionych okresach.

Wiosną, spośród drzew, największe zagrożenie dla alergików stanowi pyłek takich wiatropylnych gatunków jak leszczyna pospolita (Corylus avellana), olsza czarna (Alnus glutinosa), topola osika (Populus tremula) i brzoza brodawkowata (Betula pendula) oraz owadopylnej wierzby iwy (Salix caprea). Ta ostatnia także wytwarza dość spore ilości ziaren pyłku, jednakże ta pozorna „nadprodukcja” stanowi tutaj przynętę dla poszukujących pokarmu owadów.

Każda z bazi tej wierzby (Salix sp.) kryje w sobie setki tysięcy ziaren pyłku

Każda z bazi tej wierzby (Salix sp.) kryje w sobie setki tysięcy ziaren pyłku
Fot. Ireneusz Zjeżdżałka

Najwcześniej ziarna pyłku pojawiają się u leszczyny pospolitej i olszy czarnej. Kwitnienie tych drzew wyznacza pierwszą fenologiczną porę roku - przedwiośnie. W latach, gdy stosunkowo szybko ustępują mrozy, pyłek tych roślin może wysypywać się z pręcikowia już od końca stycznia i utrzymywać w powietrzu nawet do końca kwietnia. Natomiast optimum pylenia leszczyny zaznacza się w drugiej połowie lutego, a olszy - obejmuje niemal cały marzec. W dalszej kolejności (z początkiem marca) rozwijają się kotki wierzby iwy. Z reguły największy udział tego gatunku w „pyłkowym deszczu” przypada na kwiecień, chociaż ziarna pyłku iwy można znaleźć od połowy lutego. Kwiecień to również okres największego stężenia w atmosferze pyłku topoli osiki oraz brzozy brodawkowatej. Całkowity okres pylenia u tych dwóch gatunków rozciąga się od początku marca i trwa co najmniej do końca maja.

Gdy tylko zakończą kwitnienie wymienione gatunki drzew powietrze wokół nas wcale się nie „oczyszcza”. Wiele osób uczulonych jest np. na pojawiające się wówczas pyłki kasztanowca. Gdy w maju lub w czerwcu spadnie deszcz, często na brzegach tworzących się kałuż gromadzi się żółta zawiesina złożona głównie z pyłków sosny. A przecież nie tylko drzewa produkują owe uczulające „drobiny”. Wiele osób choruje na alergie spowodowane nadwrażliwością na pyłki traw i innych roślin zielnych - np. pokrzywy.

Zdajemy sobie sprawę, że treścią tego artykułu mogłyśmy wywołać w naszych Czytelnikach stan pewnego zaniepokojenia. Na szczęście nie każdy z nas jest uczulony na ziarna pyłku (można to sprawdzić testami alergicznymi), a współczesna medycyna i farmakologia potrafią dobrze poradzić sobie z tymi problemami.

Magdalena Kluza
Irmina Maciejewska

Wybór numeru

Aktualny numer: 2/2023