Wnętrze Pawilonu VII Palmiarni Poznańskiej, w którym eksponowane są rośliny wodne. Liczne bezkręgowce znajdują tu siedlisko do życia
Fot. Małgorzata Kolicka
Egzotyczne, kolorowe rośliny sprowadzane do palmiarni miały i nadal mają za zadanie ułatwiać poznanie flory odległych regionów świata. Jednakże razem z roślinami, nasionami, glebą, ściółką i innymi elementami do cieplarni zupełnie przypadkowo trafiały liczne gatunki drobnych bezkręgowców – zarówno rodzimych, jak i obcych – bardzo często tropikalnych. Wysoka temperatura oraz duża wilgotność, jakie panują w szklarniach, zapewniają przybyszom warunki podobne do tych, które występują w ich naturalnym środowisku. Właśnie dlatego palmiarnie są często nazywane „tropikalnymi wyspami” klimatu umiarkowanego. Obiekty te, jako siedliska oddalone i izolowane od swoich naturalnych odpowiedników oraz innych budynków tego typu, stanowią idealne miejsce badań nad wprowadzaniem obcej fauny i kształtowaniem się unikatowych zbiorowisk zwierząt oraz zajmowaniem przez nie nowych obszarów.
Więcej w drukowanym wydaniu SALAMANDRY...
Małgorzata Kolicka
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Krzysztof Zawierucha
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Zakład Taksonomii i Ekologii Zwierząt
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
Można powiedzieć, że mamy wyjątkowe szczęście, mieszkając w Polsce. Zróżnicowanie przyrodnicze i krajobrazowe naszego kraju, w porównaniu z innymi państwami europejskimi, jest naprawdę bardzo duże. Od szerokich plaż nad Bałtykiem, przez podmokłe, bagienne lasy i sosnowe bory porastające obszar wydmowy, wartkie rzeki z krystalicznie czystą wodą i gęsto zarośnięte szuwarami jeziora, olbrzymie rozlewiska rzek pełne ptaków czy najstarszy las na niżu europejskim, aż po niezwykle urozmaicone tereny górskie z gołoborzami, połoninami i stromymi szczytami o alpejskim charakterze. Aby chronić najbardziej cenne przyrodniczo i kulturowo obszary, utworzono 23 parki narodowe.
Oddechy żubrów przy dużym mrozie utworzyły mgłę. Białowieski Park Narodowy |
Jelenie na największej polskiej pustyni, czyli w Słowińskim Parku Narodowym |
Odkrywanie tych wszystkich niezwykłych miejsc to niesamowita przygoda. Fotografowanie najlepiej dostosować do pory roku, gdyż choć wiele obszarów dobrze prezentuje się niemal przez cały rok, niektóre są jeszcze atrakcyjniejsze w pewnych okresach.
Wczesną wiosną, tuż po ustąpieniu lodów, warto odwiedzić parki rzeczne − Biebrzański, Narwiański czy Park Narodowy „Ujście Warty”. Rozległe doliny rzek oglądane podczas wietrznej i burzowej pogody, gdy po niebie przelewają się chmury, to idealny obiekt niebanalnych ujęć. Jest to też czas przelotów i rozrodu ptaków, a więc doskonała okazja na ptasie fotołowy. Oprócz wielkich rozlewisk rzecznych warto w tym okresie odwiedzić również podmokłe tereny w Poleskim czy Kampinoskim Parku Narodowym, gdzie dodatkowo jest duża szansa na spotkanie łosi.
Wiosna to jednak przede wszystkim jej kwietne zwiastuny, wyjątkowo wdzięczny temat do fotografowania − zarówno samych roślin, jak i szerszych ujęć z kolorowymi plamami w krajobrazie. Na początek warto wybrać się na biało kwitnące śnieżyce wiosenne (Leucojum vernum) i przebiśniegi (Galanthus nivalis), np. do Bieszczadzkiego Parku Narodowego, a zaraz potem pojechać na poszukiwanie łanów szafranu spiskiego (Crocus scepusiensis), powszechnie nazywanego krokusem, do Tatrzańskiego lub pobliskiego, mniej obleganego przez turystów Gorczańskiego Parku Narodowego. Gdy zrobi się cieplej i pojawią się młode liście, których intensywna zieleń aż razi oczy, rozpoczyna się jedna z najbardziej inspirujących pór na fotografowanie. W lasach liściastych można wtedy podziwiać dywany białych zawilców wiosennych (Anemone nemorosa), szczególnie malownicze w Roztoczańskim, Drawieńskim czy Wielkopolskim Parku Narodowym. Kolejną wartą uwiecznienia na zdjęciach rośliną wiosenną jest również biało kwitnący czosnek niedźwiedzi (Allium ursinum) o wyjątkowo aromatycznym, lekko odurzającym zapachu. Jednym z miejsc, gdzie można natrafić na jego obfite występowanie, jest np. Białowieski Park Narodowy. Atrakcyjne dla fotografującego jest także połączenie wczesnowiosennej zieleni dominującej o tej porze w lasach ze srebrnymi smugami małych rzeczek czy potoków, których brzegi stroi dodatkowo pospolita, żółto kwitnąca knieć błotna (Caltha palustris), czyli powszechnie znane kaczeńce.
Droga w gęstej mgle, tuż po wschodzie słońca. Wielkopolski Park Narodowy |
Wiosenne rozlewiska tuż przed burzą w Parku Narodowym Ujście Warty |
Wczesne lato to z kolei przede wszystkim różnobarwne, bogate w kwitnące rośliny łąki z niezliczoną ilością owadów. Aby uchwycić w kadrze te niezwykle ruchliwe zwierzęta, warto wybrać się na zdjęcia o świcie, gdy łąki skąpane są w porannej rosie, a odrętwiałe owady tkwią nieruchomo na roślinach. Wraz z nadejściem pełni lata i upałów dobrze jest skupić się na fotografowaniu krajobrazów przy zmieniających się frontach, zwłaszcza burzowych. Po intensywnych opadach deszczu, przy późniejszej poprawie pogody w ciepłe dni tworzą się malownicze mgły, które przepięknie prezentują się na pofałdowanym, pagórkowatym terenie, gdy osiadają w jego zagłębieniach. Takie miejsca znajdziemy w okolicach większości parków górskich. Ciekawe efekty zdjęciowe można uzyskać również w lasach nad śródleśnymi oczkami wodnymi czy rzekami z parującym lustrem wody, np. nad Sucharami i Czarną Hańczą w Wigierskim Parku Narodowym.
Wakacje i upalne dni z bezchmurnym niebem to trudny okres na fotografowanie, szczególnie w popularnych górskich parkach narodowych (np. Tatrzańskim), gdzie w tym czasie są tłumy turystów. Lepiej wybrać się wtedy do mniej obleganych zakątków. Jeśli chcielibyśmy połączyć fotografię z wypoczynkiem, to powinniśmy odwiedzić nasze dwa nadmorskie parki, ale najlepiej poza szczytem sezonu. W słoneczne dni, wczesnym rankiem lub późnym popołudniem, bardzo ciekawie wyglądają wydmy w Słowińskim Parku Narodowym. Słońce tworzy tam fotogeniczne cienie w zagłębieniach piasku, które doskonale komponują się z obłokami na niebie. Na wydmach można też spotkać dzikie zwierzęta, np. jelenie czy dziki, które interesująco prezentują się w ujęciach krajobrazowych niczym na pustyni. Z kolei w Wolińskim Parku Narodowym ciekawym tematem fotograficzno-wakacyjnych wypraw mogą być po prostu chmury, często przybierające abstrakcyjne kształty pod wpływem wiatru, doskonale komponujące się w zestawieniu z licznymi w tym miejscu wielkimi głazami. W pochmurne i deszczowe dni warto poświęcić uwagę pięknej buczynie pomorskiej porastającej najwyższe w Polsce nadmorskie klify.
Łoś objadający się młodymi, wiosennymi liśćmi. Biebrzański Park Narodowy |
Śnieżka w porannej mgle. Karkonoski Park Narodowy |
Inną możliwością jest wybranie się do parków słynących z licznych jezior i lasów, np. w Bory Tucholskie lub do Wigierskiego Parku Narodowego. W tym okresie w lasach pojawiają się już pierwsze grzyby, które również mogą być wdzięcznym tematem dla fotografa. Duży prawdziwek na zdjęciu zawsze wywołuje silne emocje u oglądających.
Początek jesieni to niezwykły czas, kiedy w lasach rozpoczynają się gody jeleni. Fotografowanie rykowiska w parkach narodowych ma tę zaletę, że zwierzęta są mniej płochliwe, gdyż nie ma tutaj tak silnej presji myśliwskiej jak w lasach gospodarczych lub polowania w ogóle są zakazane. Na jesienne rykowisko polecam w szczególności Białowieski, Magurski i Bieszczadzki Park Narodowy.
W połowie października zaczyna się jeden z najładniejszych okresów do fotografowania przyrody − złota jesień. W tym czasie najlepiej skupić swoją uwagę na terenach, na których dominują mieszane lasy liściaste. O tej porze roku każda pogoda jest dobra. Pochmurne, deszczowe i mgliste dni to idealny czas na fotografowanie kolorowego lasu, który dodatkowo obfituje jeszcze w grzyby o oryginalnych kształtach, np. soplówki (Hericium sp.) czy świeczniki (Artomyces sp.). Mogą być one doskonałym pierwszym planem w ujęciu krajobrazowym. Jednym z moich ulubionych miejsc w tym czasie jest Drawieński Park Narodowy oraz Świętokrzyski, w którym skalne gołoborza dobrze komponują się z wielobarwnym lasem.
Jesień to idealna pora na fotografowanie w górach, zwłaszcza w partiach szczytowych, w słoneczne dni, gdy wystąpi zjawisko inwersji, a spod chmur leżących poniżej wystają kolorowe plamy jesiennych drzew. Sprawdzoną miejscówką na takie ujęcia jest Pieniński Park Narodowy z widokiem z Trzech Koron czy z Sokolicy, Park Narodowy Gór Stołowych z panoramą ze Szczelińca, Babiogórski Park Narodowy z rozległymi widokami z Diablaka, zarówno na polską, jak i słowacką stronę, Bieszczadzki Park Narodowy z żółtymi trawami na połoninach lub czerwonymi jarzębinami na Bukowym Berdzie, jak również malutki Ojcowski Park Narodowy z pięknym widokiem na Dolinę Prądnika.
Rykowisko jeleni na skraju dnia i nocy. Magurski Park Narodowy |
Szafrany spiskie w Tatrzańskim Parku Narodowym |
Zimą, kiedy spadnie śnieg, jest lekki mróz i świeci słońce, po prostu trzeba być na zdjęciach. Przy takiej pogodzie w każdym miejscu można znaleźć coś wartego uwiecznienia. Niestety w ostatnich latach jest ku temu coraz mniej okazji… Szczególnie piękne w tym okresie są góry, gdy ich grzbiety pokrywa warstwa białego puchu, a otulone nim świerki i jodły przywodzą na myśl baśniowe krainy. Przy dużym śniegu szlaki w wyższych partiach gór w Tatrzańskim czy Bieszczadzkim Parku Narodowym będą niedostępne, trzeba więc wcześniej zrobić rozeznanie, w które miejsca będziemy w stanie dotrzeć. Dobrym rejonem na zimową wyprawę jest Karkonoski Park Narodowy z dużą liczbą schronisk górskich oraz bezpiecznych szlaków. To także jedno z niewielu miejsc w Polsce, gdzie w wyższych partiach gór zawsze jest śnieg. Zmienna pogoda w górach często gwarantuje nam niespotykane kadry krajobrazowe.
Zima to także najlepsza pora, aby zapolować z aparatem na żubry i łosie. W okolicach Białowieskiego Parku Narodowego żubry wychodzą wtedy z lasu i całymi stadami stoją na śródleśnych polanach. W tym czasie stosunkowo łatwo je podejść. Czasami przy dużych mrozach stado tworzy nad sobą mgłę z oddechów, co pod światło daje zaskakująco dobry efekt.
Z kolei w Biebrzańskim Parku Narodowym w okresie zimowym łosie przechodzą z trudno dostępnych bagien do okolicznych lasów, aby pożywić się młodymi drzewami. Bardzo łatwo można wtedy do nich się zbliżyć i je sfotografować, zwłaszcza gdy trafi się na mniej płochliwego osobnika.
Dobrym pomysłem są spontaniczne wyjazdy w teren, zwłaszcza gdy jest szansa na złapanie dobrej pogody − wiosenne fronty burzowe, gęsta mgła latem czy lekki mróz i słońce po intensywnych opadach śniegu zimą. Zawsze trzeba jednak dokładnie śledzić prognozę pogody, a dodatkowo stan faktyczny w danym miejscu, gdyż w większości przypadków aura w dużej mierze decyduje o naszych efektach zdjęciowych, zwłaszcza krajobrazowych. Polecam różnego rodzaju aplikacje na smartfony z prognozami, jak również przedstawiające np. aktualny układ chmur nad Polską czy podgląd z kamerek internetowych. Przed wyruszeniem w teren warto także znać godziny wschodów i zachodów słońca dla danej lokalizacji, ponieważ przy słonecznej lub mieszanej pogodzie należy być w upatrzonym miejscu tuż przed wschodem słońca i na kilka godzin przed jego zachodem. Pomocną aplikacją mogą być także szlaki turystyczne w górach. Planując wyprawę wcześniej, należy na bieżąco śledzić strony internetowe parków narodowych oraz galerie lokalnych fotografów. Często jest to najpewniejsze źródło informacji o tym, co dzieje się w danym momencie w danym regionie i czy np. zakwitły już nasze ulubione kwiaty.
Wiosenna radość życia – koniki polskie na Stawach Echo w Roztoczańskim Parku Narodowym |
Śnieżyce wyrastające spod śniegu w Bieszczadzkim Parku Narodowym |
Niestety, parki narodowe w Polsce zajmują jedynie jeden procent powierzchni kraju. Dodatkowo, ostatnie dziesięć lat nie zapisało się w ich historii pozytywnie. Stało się tak za sprawą zmiany legislacyjnej i przyznania prawa weta samorządom w zakresie tworzenia oraz powiększania parków narodowych. Od 2001 roku nie powstał ani jeden nowy park, a wszelkie propozycje przyrodników są torpedowane na szczeblu lokalnym w obawie przed utratą zysków, wynikającą z wprowadzenia ścisłej ochrony. Za sukces można uznać decyzję o powiększeniu w 2016 roku Karkonoskiego Parku Narodowego. Wciąż trwają starania o objęcie parkiem narodowym całego terenu Puszczy Białowieskiej oraz zapewnienie ochrony Puszczy Karpackiej, w tym utworzenie kolejnego − Turnickiego Parku Narodowego. Miejmy nadzieję, że pomimo różnych przeciwności uda się w końcu te plany zrealizować.
Tekst i zdjęcia: Adam Ławnik
www.AdamLawnik.pl
Brzeg małego zbiornika wypełnił się gromadką różnorodnych ptaków, zgodnie poszukujących pokarmu w płytkiej wodzie. Dzięki dziesiątkom oczu wypatrującym zagrożenia każdy ptak może więcej czasu poświęcić na żerowanie. Nagle, niejako wbrew odwiecznym zwyczajom, czapla siwa chwyta jedno z pływających obok piskląt krzyżówki i równie szybko je połyka. Za chwilę drugie pisklę znika w jej gardzieli. Przerażona kaczka trzepoce skrzydłami i drze się w niebogłosy, a jedyne, co może zrobić w tym przypadku, to odciągnąć resztę potomstwa poza zasięg dzioba długoszyjej czapli...
Mróz ograniczył obszar otwartej wody niezbędnej perkozkowi do życia i tym samym ułatwił polowanie głodnej czapli. Połykanie tak dużej zdobyczy zajęło jej aż 40 minut
Fot. Krzysztof Konieczny
Drapieżnictwo w pojęciu ekologicznym ma dość prostą definicję: jest to rodzaj oddziaływania międzygatunkowego, kiedy jeden osobnik zjada drugiego. Ten termin wskazuje jednak na to, że drapieżnikiem może być nie tylko orzeł polujący na świstaki, ale też krowa zjadająca trawę czy jaskółka chwytająca muchy w locie. Aby uprościć sprawę, w naszych rozważaniach pojęcie to zawęzimy do ptaków drapieżnych ze szczytu drabiny troficznej, polujących na inne kręgowce. Ten rodzaj odżywiania wymaga licznych adaptacji, w tym do spożywania pokarmu mięsnego ze wszystkimi, trudnymi do strawienia elementami, takimi jak pióra, sierść, kości, twory rogowe, chityna, łuski itp. Twory te zwykle nie są trawione i opuszczają organizm ptaka tą samą drogą, którą się tam dostały, w postaci grubego walca zwanego wypluwką. Z niestrawnymi częściami ciała swoich ofiar radzi sobie w ten sposób wiele gatunków ptaków, w tym czaplowate, kormorany, bociany, krukowate, mewy, dzierzby, a nawet zimorodek i muchołówka mała.
W zimie w pokarmie srokosza dominują gryzonie. Przy grubej pokrywie śnieżnej pokarmem alternatywnym stają się ptaki, które dużo trudniej schwytać
Fot. Mateusz Matysiak/BiesCzaty
W ubiegłym wieku określenie „ptak drapieżny” odnosiło się wyłącznie do przedstawicieli obecnie wydzielonych i niespokrewnionych rzędów Accipitriformes i Falconiformes, czyli szponiastych i sokołowych1. Charakterystyczny, hakowaty dziób i długie, zakrzywione szpony to również cecha wyróżniająca trzeci z rzędów − sowy (Strigiformes). Nawet nie znając nazwy gatunkowej ptaka, niemal każde dziecko stwierdzi, że tak uzbrojony osobnik na pewno jest drapieżcą. Gatunki należące do tych trzech rzędów zwykle aktywnie poszukują ofiar, czają się na nie, atakują z zaskoczenia bądź ścigają, by w końcu zabić i zjeść. Zagięta w dół górna szczęka o ostrych krawędziach oraz szpony służą nie tylko temu, żeby skutecznie przytrzymać ofiarę i pozbawić ją życia. Te atrybuty pozwalają również rozdrobnić zbyt dużą zdobycz, by móc ją w ogóle skonsumować, dzięki czemu lista dań w menu drapieżnego ptaka może być naprawdę długa. Dzielenie jakiegokolwiek kręgowca na kawałki nie jest czynnością prostą, jeśli nie ma się do tego odpowiednich narzędzi. Spróbujmy wyobrazić sobie sytuację, gdy przy użyciu szpikulca do lodu musimy poćwiartować kurczaka...
Jeśli chodzi o ptaki niedrapieżne polujące, jak ustaliliśmy na początku, regularnie na inne kręgowce, to niejednemu w pierwszej chwili na myśl przyjdą dzierzby. Największa z krajowych dzierzb – srokosz (Lanius excubitor) – regularnie poluje na małe ssaki i ptaki. Hakowaty dziób dobrze kojarzy się z pełnioną funkcją, jednak zwyczajne, słabe palce i nie za długie pazury świadczą o tym, że nie mamy do czynienia z typowym drapieżnikiem. Należące do ptaków wróblowych (Passeriformes) Laniidae znane są z nakłuwania zdobyczy na ciernie, kolce, druty i tym podobne ostre wypustki, dzięki czemu mogą do niej wrócić nawet po długiej przerwie. Tego rodzaju spiżarnie świadczą dodatkowo o możliwościach łowieckich samca, który zyskuje tym w oczach samic. Kolec i nadziana na niego ofiara nie odgrywają jedynie roli spiżarni i afiszu reklamującego gospodarza. Jest bardzo prawdopodobne, że pierwotnie ciernie miały zastąpić tym ptakom szpony, bowiem nakłutej zdobyczy nie ściągają a wyszarpują, w ten sposób ją ćwiartując. Gdyby w miejscu zwykłych pazurów wyrastały dzierzbom szpony, ustabilizowanie ofiary, a potem jej rozszarpywanie, byłoby nie tyle łatwiejsze, ile w ogóle możliwe.
Wróble tuż przed wylotem osiągają ok. 40 g wagi. Nie jest wykluczone, że inteligentne kawki śledzą rozwój piskląt w wykrytych gniazdach, by zapolować na nie w optymalnym momencie
Fot. Adriana Bogdanowska
Trwająca setki tysięcy lat koewolucja2 drapieżników i ich ofiar przypomina wyścig zbrojeń. W zdrowym środowisku jest ona bliska równowadze, dzięki czemu duża część potencjalnych ofiar ma szansę przeżyć i wychować kolejne pokolenie, drapieżnik zaś ma zawsze dostęp do pokarmu. I wilk syty, i owca cała (oczywiście nie każda w stadzie...). Najważniejsza, oprócz skutecznej obrony, jest dla ofiary umiejętność rozpoznania zagrożenia. Ptaki potrafią to doskonale i szybciej dowiemy się o obecności drapieżnika, jeśli dobrze zinterpretujemy głos ostrzegawczy drobnicy: wysoki gwizd kosa niezawodnie obwieszcza krążącego gdzieś na nieboskłonie jastrzębia, natomiast gwar wysokich, ostrych zawołań sikor, zięb i pełzaczy wskaże nam dzienną kryjówkę puszczyka. Niestety zdarzają się sytuacje, gdy zagrożenie przychodzi z najmniej oczekiwanej strony.
Okazja czyni złodzieja. Ten nietoperz został prawdopodobnie znaleziony przez żołnę w wygrzebanej przez nią norce, którą zapewne wybrał jako bezpieczne miejsce dziennego odpoczynku.
Fotograf przyrody Shuki Cheled wykonał to niezwykłe zdjęcie żołny (Merops apiaster) 26 czerwca 2015 r. w pobliżu moszawu Nachala w Izraelu. „Przez kilka minut ptak próbował połknąć ofiarę, obracając ją na różne strony, ale bez powodzenia. W końcu odleciał z nietoperzem w dziobie, więc wynik zmagań pozostanie nieznany”
Fot. Shuki Cheled/Rex Features/East News
W literaturze i w internecie aż roi się od opisów i filmów pokazujących „ciemną stronę” życia gatunków ptaków, których nie podejrzewalibyśmy o niecne praktyki. Poczciwa czapla siwa (Ardea cinerea), polująca głównie na ryby, okazuje się większym oportunistą pokarmowym, niż sądziliśmy. Gdy tylko nadarzy się okazja, chwyta wszystko, co może zmieścić się w jej przełyku, nie gardząc małymi kaczkami i perkozami. Udokumentowano też kilkakrotnie sytuacje, gdy szpaki i dudki żerujące obok czapli w oka mgnieniu stawały się jej łupem, ku zaskoczeniu obserwujących zdarzenie ludzi. Największe z ofiar, które udało się jej schwytać i połknąć, to mały królik (wcześniej zaniosła go do wody i utopiła) oraz chruścielowiec białogardły z Aldabry, wielkości naszej sierpówki. Mniej nas dziwią podobne zachowania krukowatych (Corvidae), szczególnie wron (Corvus corone), srok (Pica pica) i kruków (Corvus corax), które polują na małe ssaki oraz słyną z rabowania jaj i piskląt z gniazd innych ptaków, nawet szponiastych i sów. Mało kto jednak wie, że sroki potrafią polować również na ptaki w locie. Zaskakujące są także drapieżne inklinacje kawki (Corvus monedula), która obok orzechówki (Nucifraga caryocatactes) jest największym roślinożercą wśród rodzimych krukowatych. W sezonie lęgowym przerzuca się ona na pokarm mięsny, z czego pokaźną część stanowią owady. Pewien odsetek osobników specjalizuje się jednak w wybieraniu jaj, a wyjątkowo zdarzają się przypadki wybierania piskląt z gniazd jak na przykład młodych wróbli i sierpówek. Notowano też kawki wyciągające z dziupli nietoperze. Te ostatnie stwierdzano również sporadycznie w diecie sikor odwiedzających miejsca hibernacji tych ssaków i traktujących śpiące zwierzęta jak spiżarnię. Plastyczność pokarmowa bogatki (Parus major) zaskoczyła ornitologów, gdy w Finlandii zarejestrowano skuteczne ataki tej sikory na posilające się na śniegu czeczotki. Być może nie powinno nas to aż tak dziwić, zważywszy, że wszystkożerne gatunki ptaków zmuszone są co jakiś czas uzupełniać pokarm roślinny białkiem zwierzęcym, aby polepszyć kondycję: u bogatki prawie jedną dziesiątą racji pokarmowych stanowią niemal wyłącznie bezkręgowce. Również kos (Turdus merula) nie przeżyje długo na samych owocach, dlatego zdarza mu się zapolować na żabę, jaszczurkę, a nawet wyciągnąć czyjeś pisklę z gniazda. Wszystkożerne szpaki (Sturnus vulgaris) oraz najbardziej „naziemne” z krajowych dzięciołów − dzięcioły zielone (Picus viridis) – nie pogardzą żabami i traszkami opuszczającymi zimowe kryjówki na przedwiośniu. Podobnie dudki (Upupa epops) nierzadko pożerają płazy, a nawet jaszczurki i małe węże. Z drapieżnych skłonności słyną mewy, zwłaszcza najwięksi ich przedstawiciele. Szczególnie mewa srebrzysta (Larus argentatus) i białogłowa (L. cachinnans), ze względu na większe rozpowszechnienie w Polsce, mogą rzucać się w oczy ze swoimi oportunistycznymi skłonnościami pokarmowymi. Wybieranie jaj z gniazd, polowanie na pisklęta lub migrujące ptaki odpoczywające na wyspach podczas sztormowej pogody czy małe ssaki (niektóre osobniki wyspecjalizowały się nawet w wyłapywaniu nietoperzy opuszczających dzienną kryjówkę) to dla nich nie pierwszyzna. Ich polowania momentami bardzo przypominają te, które znamy z zachowań właściwych ptakom drapieżnym, gdyż czasami podchodzą ofiarę, płoszą ją, ścigają i zabijają, aby ostatecznie ją pożreć. Tak właśnie nauczyły się polować mewy żółtonogie (L. fuscus) pod Madrytem, gdzie ofiarami ich grupowych pościgów padają regularnie króliki i zające, ale też ptaki do wielkości kulona włącznie.
Dzięcioł duży wybrał z gniazda wszystkie pisklęta modraszki w ciągu godziny. Ponieważ z trudem przeciskały się przed wąską szczelinę, wyciągnął je po kawałku...
Fot. Marek Kołodziejczyk
Dzięcioł duży (Dendrocopos major) wybierający młode bogatki z dziupli lęgowej. W trakcie tej czynności dzięcioł wyciągał kolejno pisklęta, odrywał i zjadał ich głowy, resztę ciała zaś zanosił do własnej dziupli, skąd nawoływały jego głodne młode. Podobną sytuację obserwowaliśmy z autorem zdjęcia w Beskidzie Sądeckim, kiedy to dzięcioł duży po odpowiednim poszerzeniu otworu w budce lęgowej, wracał do niej regularnie, wybierając pojedynczo pisklęta modraszki i zanosząc do swojego gniazda.
Przytoczone przykłady dotyczą sytuacji, gdy sprzyjające okoliczności wyzwalają utajone predyspozycje atakującego. Trudno wyróżnić tu przypadki, gdy do tego rodzaju skrajnych zachowań popycha głód. Przykłady tego typu znamy z izolowanych wysp, świeżo zasiedlonych przez jakiś nowy gatunek ptaka. Wyjątkowo ciekawe spostrzeżenia poczynił ornitolog – Jakub Typiak – na zakotwiczonym 40 km od brzegu Bałtyku statku. Pewnego dnia pokład stał się azylem dla około trzystu jesiennych migrantów, którzy stracili orientację w gęstej mgle (do dalszej wędrówki zniechęcały dodatkowo mewy czatujące na każdego dolatującego oraz próbującego wyrwać się z oblężenia wędrowca). Były wśród nich zięby, szpaki, bogatki, dzwońce, pokrzywnice, mysikróliki, modraszki, jery, strzyżyki i pliszki siwe. Skrzydlaci pasażerowie na gapę byli tak wycieńczeni, że chętnie korzystali z pomocy ludzi, jedząc im nawet z ręki. Wkrótce jednak pokarmu zaczęło brakować. W pewnym momencie kilka bogatek zaatakowało i zabiło skowronka, a wespół z ziębami sukcesywnie nękały ukrywające się na pokładzie strzyżyki. Ciała padłych z głodu szpaków były zjadane przez inne szpaki i sikory. Ostatecznie, po trzech dniach, do brzegu dopłynęło statkiem tylko dwieście ptaków.
Powyższe przykłady unaoczniają, jak bardzo pomysłowe bywają ptaki w zdobywaniu cennego białka zwierzęcego. Część tego rodzaju zachowań być może kogoś dziwi, a nawet oburza. Przyroda jednak rządzi się swoimi prawami, jeśli oczywiście jej na to pozwolimy. Trafnie podsumował to słynny ewolucjonista i zoolog − Richard Dawkins – stwierdzając, że natura nie jest okrutna, jedynie bezlitośnie obojętna. Jest to jedna z tych lekcji, które są najtrudniej przyswajalne przez człowieka.
Romuald Mikusek
rmikusek.pl
Rzekotki drzewne zimę spędzają na lądzie, bywa, że w większych grupach, razem z innymi płazami
Fot. Adriana Bogdanowska
Szarobury, zimny poranek. Błyszczący w świetle latarni asfalt, gdzieniegdzie poorany bliznami opadłych liści. Jakiś polski listopad, grudzień albo luty (a w 2015 roku, także październik). Najwyższym wysiłkiem woli mobilizujesz się, żeby zwlec się z ciepłego łóżka. Automatycznie, jak zombie, odprawiasz wszystkie poranne rytuały. Czas wyjść na zewnątrz, gdzie przenikliwy, wilgotny chłód błyskawicznie pokona barierę kurtki, swetra, koszuli. Dopadnie cię i wstrząśnie tobą bezlitośnie. Brrr… Brzmi znajomo? Nie masz – w takie albo jeszcze „przyjemniejsze” (np. orkan i deszcz ze śniegiem) poranki – ochoty po prostu zagrzebać się w pościeli, zasnąć i obudzić dopiero dzięki delikatnym pieszczotom pierwszych promieni ciepłego, wiosennego słońca? Ja mam. Mniej więcej codziennie.
Więcej w drukowanym wydaniu SALAMANDRY...
Albin Pawłowski
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Niemal natychmiast po ogłoszeniu informacji o składzie nowego rządu Nadleśnictwo Białowieża wystąpiło z wnioskiem o zmianę swojego Planu Urządzania Lasu. Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Białymstoku niezwłocznie przeprowadziła konsultacje tego projektu. Zakłada on kilkukrotne zwiększenie dotychczas planowanego pozyskania drewna. Jako powód podano konieczność walki z gradacją (masowym pojawem) kornika, który zjada białowieskie świerki. Oczywiście planowane zwiększenie cięć nie ogranicza się do świerków...
Ten las nie jest martwy! W najbliższych latach będzie w nim więcej życia niż w „zdrowej” świerczynie, która wkrótce znów będzie tu rosnąć, niezależnie od pomocy człowieka, o ile warunki glebowo-wodne są w tym miejscu odpowiednie dla świerków.
Fot. Karol Zub
Leśnicy twierdzą, że ustawa o lasach obliguje ich do walki ze „szkodnikami”. Ale czy zmusza ich do „jakichkolwiek” działań – także nieskutecznych? Warto zdać sobie sprawę, że gradacje kornika powtarzają się w drzewostanach świerkowych regularnie. Są efektem osłabienia mechanizmów odpornościowych tych drzew w wyniku innych czynników – przede wszystkim zmian klimatycznych, zmian w stosunkach wodnych (przesuszenia) lub posadzenia świerków przez człowieka w niewłaściwym siedlisku. Stosowana przez leśników metoda walki z kornikiem, sprowadzająca się przede wszystkim do usuwania zainfekowanych drzew, może być dość skuteczna w jednorodnych i łatwo dostępnych drzewostanach gospodarczych, gdzie można szybko wykryć, wyciąć i wywieźć prawie wszystkie zaatakowane (tak zwane trocinkowe) świerki. Jednak jak wykazują badania naukowe, gdy efektywność usuwania drzew trocinkowych spada poniżej 80%, walka staje się całkowicie nieskuteczna i działanie może służyć jedynie „ratowaniu” drewna. W Puszczy Białowieskiej, której znaczna część jest chroniona w formie parków narodowych (po stronie polskiej i białoruskiej) i rezerwatów, gdzie drzewa zwykle nie rosną w jednorodnych rzędach i wiele miejsc jest trudnodostępnych, do takiej skuteczności nie da się nawet zbliżyć. Oznacza to, że „walka z kornikiem” przypomina tu leczenie kataru chusteczkami do nosa. Gradacja „leczona” przez leśników trwa tylko trzy–cztery lata, a nieleczona – aż ⅓ dekady. Tak było w przeszłości, tak jest teraz i tak będzie przy kolejnych pojawach tych małych chrząszczy.
Usuwanie martwych i zamierających świerków to podstawowa przyczyna zanikania zagrożonego wyginięciem dzięcioła trójpalczastego (Picoides tridactylus). Jedna para tych ptaków potrzebuje bardzo wielu martwych świerków, by wykarmić lęg. To tylko jeden z licznych gatunków chronionych korzystających na powtarzających się gradacjach kornika.
Fot. Karol Zub
Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra” jest zdecydowanie przeciwne pomysłom zwiększenia cięć w Nadleśnictwie Białowieża. Zdajemy sobie sprawę, że omawiany projekt to tylko balon próbny. Jeśli uda się temu Nadleśnictwu, to z podobnymi wnioskami wystąpią natychmiast sąsiednie jednostki Lasów Państwowych. W mediach już słychać, że lasy Puszczy Białowieskiej składają się nie z drzew, tylko z metrów sześciennych drewna. Że nie są one światowym dziedzictwem ludzkości (mimo że za takie uznała je UNESCO) czy dobrem narodowym (za jakie uważa je większość Polaków), a jedynie spuścizną lokalnej społeczności, „która ją sadziła i która ma w niej swoje groby”, z czego wywodzi swoje prawo do jej eksploatowania. Mało tego – podobno to nie jest nawet skarb przyrodniczy, lecz „kulturowy”.
Nie będziemy powtarzać wszystkich argumentów merytorycznych przeciw zwiększeniu cięć. Zostały one zebrane i przedstawione m.in. w opiniach Państwowej Rady Ochrony Przyrody, Komitetu Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk i innych gremiów naukowych – np. Rady Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego. Zachęcamy do zapoznania się z nimi. Są dostępne w Internecie – np. na stronie PROP (prop.info.pl) i przeczą demagogicznym twierdzeniom, że to tylko „niedouczone eko-oszołomy” oraz „wegetarianie i cykliści” są przeciwko wycinaniu Puszczy. Niekwestionowani znawcy lasu i przyrody są w większości zgodni – kornik nie stanowi dla Puszczy Białowieskiej zagrożenia. Owszem – świerki zapewne będą w niej stopniowo ustępować miejsca innym gatunkom drzew, ale nie jest to żadna klęska przyrodnicza, tylko efekt zmian klimatu i poziomu wód gruntowych. Można powiedzieć, że Natura posługuje się kornikiem jak narzędziem do dostosowania składu drzewostanu do aktualnych warunków siedliskowych. Puszcza zaś jest miejscem, w którym to działanie Natury powinniśmy obserwować. Naukę, jaką z tych obserwacji wyniosą, leśnicy mogą starać się wykorzystywać w 98% polskich lasów (czyli poza Puszczą Białowieską, parkami narodowymi i rezerwatami przyrody), w których przeważają funkcje gospodarcze.
Redakcja