W przypadku których chronionych roślin i zwierząt obecny poziom handlu ich okazami może stanowić zagrożenie? Jakie inne gatunki należałoby objąć ochroną międzynarodową? Jak kontrolować skalę handlu, gdy przedmiotem obrotu jest coś tak ulotnego, jak olejki eteryczne?
Na przełomie kwietnia i maja 2014 roku Komitet ds. Zwierząt i Komitet ds. Roślin – organy naukowe Konwencji o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem (CITES) spotkały się w Veracruz w Meksyku. Ponad 300 ekspertów z całego świata podczas obrad plenarnych i w grupach roboczych rozpatrywało te i dziesiątki innych zagadnień, by przygotować merytoryczne podstawy do późniejszych decyzji Komitetu Stałego lub Konferencji Stron tej Konwencji. Polski organ naukowy CITES (Państwową Radę Ochrony Przyrody) reprezentował przedstawiciel „Salamandry”. W pracach każdego z komitetów brał udział także specjalista z Ministerstwa Środowiska. Polska delegacja uczestniczyła aktywnie w pracach przede wszystkim tych grup, których zakres tematyczny obejmował zagadnienia, z jakimi na co dzień zmagają się nasze krajowe organy CITES. Dotyczy to kontroli hodowli i handlu jesiotrami i kawiorem, potwierdzania legalności i kontroli funkcjonowania hodowli zwierząt i upraw roślin chronionych, a także oceny skutków handlu wybranymi gatunkami. W przypadku niektórych dużych zwierząt afrykańskich (słonie, nosorożce, lwy, lamparty i gepardy) polscy myśliwi importują znaczące liczby trofeów – czasem więcej niż o wiele bogatsze kraje jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania. Polska jest także znaczącym importerem niektórych gatunków gadów do celów hodowli hobbystycznej. Ocena, czy skala pozyskania tych gatunków w poszczególnych krajach nie zagraża dzikim populacjom, jest kluczowa przy wydawaniu zezwoleń na przywóz. Część prac komitetów wymaga szczegółowych analiz i będzie kontynuowana w międzysesyjnych grupach roboczych. Polska weszła w skład kilku z nich.
Tekst i zdjęcie: Andrzej Kepel
Przyroda jest nieprzewidywalna i niezmiennie nas zaskakuje. W zeszłym roku pod koniec kwietnia dopiero rozpoczynaliśmy kontrolowanie stanowisk susła moręgowanego, podczas gdy w tym sezonie, o tej samej porze, wiosenne kontrole mieliśmy już za sobą. Tegoroczna łagodna zima oraz wczesny początek wiosny sprawiły, że aktywne osobniki obserwowaliśmy już w pierwszych dniach kwietnia.
Hibernacja u susła moręgowanego może trwać od pięciu do nawet siedmiu i pół miesiąca. Charakterystyczne dla tego gatunku jest to, że pierwsze budzą się samce, a dopiero po jakimś czasie samice. Samce zaraz po przebudzeniu ustalają swoje terytoria. Możemy wówczas zaobserwować gonitwy i walki między nimi, a także – na pierwszy rzut oka dość chaotyczne – przemieszczanie się zwierząt po łące, prawdopodobnie w poszukiwaniu nor zamieszkałych przez samice. Kwietniowe badania mają na celu m.in. opisanie tego typu zachowań w czasie okresu godowego.
Przed nami obozy przyrodnicze w lipcu i sierpniu, na które serdecznie zapraszamy. Szczegółowe informacje będą dostępne na naszej stronie internetowej, w zakładce „Ochrona susła”.
Julia Kończak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Artykuł współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Infrastruktura i Środowisko oraz dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Kwiaty raflezji każdego dnia wyglądają inaczej. Początkowo są bordowo-białe, a później ich kolor staje się coraz bardziej brązowy
W tropikalnych lasach Azji Południowo-Wschodniej rosną niezwykłe rośliny, które nie przypominają gatunków powszechnie występujących w naszej rodzimej florze ani wyglądem, ani zapachem… To raflezje (w Polsce nazywane również bukietnicami), do których należy największy kwiat świata. Jeszcze do niedawna sądzono, że można je znaleźć jedynie na Sumatrze i Borneo. Dzisiaj wiemy już, że rosną także na Filipinach i Jawie oraz Półwyspie Malajskim i w Tajlandii.
Więcej w drukowanym wydaniu SALAMANDRY...
Tekst i zdjęcia: Dominika Kustosz
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.dominikakustosz.com
Chęci były dobre. Zamierzano poprawić polskie przepisy karne i dostosować je do postanowień dyrektywy unijnej, a powstał dziwoląg prawny, którego trudno używać.
Na podstawie ustawy o ochronie przyrody, w wersji z 2004 r., łamanie zakazów dotyczących gatunków chronionych stanowiło jedynie wykroczenie (przewinienie o znikomej szkodliwości, karane głównie grzywną). Dodatkowo, na podstawie art. 181 § 3 Kodeksu karnego, umyślne niszczenie lub uszkadzanie roślin i zwierząt chronionych można uznać za przestępstwo (czyn zabroniony, szkodliwy w stopniu wyższym niż znikomy) zagrożone karą do dwóch lat więzienia, o ile spowodowało „istotną szkodę”. Nigdzie jednak nie zdefiniowano, według jakich kryteriów oceniać, czy dana szkoda jest „istotna”1.
Nielegalny przywóz kilku ton sproszkowanych koników morskich jako składnika „suplementu diety” powinien być uznany za przestępstwo na podstawie samej skali handlu, nawet jeśli nie da się ocenić, czy i jaki gatunek ucierpiał
W 2008 r. Parlament Europejski i Rada Europy przyjęły dyrektywę 2008/99/WE w sprawie ochrony środowiska poprzez prawo karne (zwaną Dyrektywą karną). Zobowiązuje ona państwa członkowskie (art. 3 lit. f-g) do takiego dostosowania swojego prawa karnego, by umyślne: zabijanie, niszczenie, posiadanie, przywłaszczanie i handel okazami niektórych gatunków (co najmniej tych chronionych na podstawie wymienionych w dyrektywie przepisów) były traktowane jako przestępstwo. Wyjątek może stanowić czyn, który „dotyczy nieznacznej ilości takich okazów i ma nieznaczny wpływ na zachowanie gatunków”. W 2011 r. Sejm dodał do ustawy o ochronie przyrody artykuły 127a i 128a, które miały dostosowywać polskie przepisy karne do dyrektywy. Co z tego wyszło?
Na podstawie art. 127a ustawy niezgodne z jej przepisami wejście w posiadanie okazów z taksonów objętych ochroną gatunkową stanowi przestępstwo, o ile dotyczy „liczby większej niż nieznaczna i ma wpływ na zachowanie właściwego stanu ochrony gatunku”. Sankcja za to wynosi: do pięciu lat pozbawienia wolności za czyn umyślny, do dwóch lat za nieumyślny (czyli znacznie więcej niż za ich zabijanie i niszczenie wg Kodeksu karnego – dlaczego?). Z kolei art. 128a wprowadza takie same sankcje za wszelki „handel” okazami gatunku podlegającego ochronie na podstawie rozporządzenia Rady (WE) nr 338/97 w sprawie ochrony gatunków dzikiej fauny i flory w drodze regulacji handlu nimi, o ile dotyczy „liczby większej niż nieznaczna w takich warunkach i w taki sposób, że ma to wpływ na zachowanie właściwego stanu ochrony gatunku”.
Wymieniony w art. 128a „handel” nie został zdefiniowany w ustawie, należy więc to pojęcie rozumieć zgodnie z definicją z art. 2 lit. u rozp. Rady 338/97, jako przewożenie przez granicę UE oraz wykorzystanie, przewóz lub przekazanie prawa własności w jej obrębie. Oznacza to, że te same czyny umyślne, jeśli wykonywane z naruszeniem przepisów, są karalne równocześnie na podstawie sąsiadujących ze sobą art. 128 i 128a – niezależnie od ich skali i skutku. Już to jest dziwne. Jeśli jednak spełniają kryteria dotyczące liczby i skutku, to art. 128a nakłada na nie sankcje także w przypadku braku umyślności. Dosłowna wykładnia przepisu art. 128a wskazywałaby, że czyn taki jest karany nawet wówczas, jeśli nie naruszono żadnych innych przepisów, lecz skala handlu ma „wpływ na zachowanie właściwego stanu ochrony gatunku”. Ponieważ w przepisie nie zaznaczono, jaki kierunek ma mieć ów „wpływ”, więc może to prowadzić do absurdalnej interpretacji, że karalny jest także handel przynoszący efekt korzystny (np. realizowany w związku z programem ochronnym). Stosując ten przepis, trzeba się więc odwoływać do przypuszczalnej intencji prawodawcy, która powinna być racjonalna.
Zmiana sposobu zapisu warunków uznania za przestępstwo powoduje, że zakres karalności w art. 127a i 128a jest inny niż nakazany w dyrektywie, wg której za przestępstwo należy uznać czyn „znaczny” choć pod jednym względem: liczby lub skutku. Chodziło o to, by surowo karany był zarówno czyn o dużej skali (np. przemyt ilości hurtowych), niezależnie od tego, czy można ocenić jego skutki, jak i występek, który dotyczy co prawda tylko jednego czy kilku osobników, ale np. z tak rzadkiego gatunku, że mógł mieć wpływ na stan jego ochrony (co najmniej lokalnie). Tymczasem wg naszej ustawy warunkiem uznania za przestępstwo jest spełnienie obu tych kryteriów jednocześnie.
Następnym poważnym błędem jest to, że użyte w dyrektywie wyrażenie „zachowanie gatunków” (w wersji angielskiej: „stan ochrony gatunku”), w art. 127a i 128a zastąpiono „zachowaniem właściwego stanu ochrony gatunku”. Określenia te mogą się wydawać równoznaczne, jednak interpretacja pojęć użytych w przepisach musi być zgodna z zasadami. Wyrażenie użyte w Dyrektywie karnej należy rozumieć jako wszelkie czynniki mogące wpływać w dłuższej perspektywie na liczebność i rozmieszczenie dowolnej (sub)populacji danego gatunku. Tymczasem użyte w przepisach karnych ustawy o ochronie przyrody określenie „właściwy stan ochrony gatunku” zostało w tej ustawie zdefiniowane w art. 5 pkt 24 i odnosi się jedynie do kilku parametrów ocenianych w skali Polski, Unii Europejskiej lub całego zasięgu gatunku2. Podniesiono więc poprzeczkę uznania czynu za przestępstwo do poziomu znacznie powyżej tego, który ustaliła Dyrektywa karna. Poza tym w odniesieniu do wielu gatunków poziom rozpoznania stanu ich populacji oraz zagrożeń jest zbyt mały, by eksperci byli w stanie rozstrzygnąć, czy pojedyncze działanie rozpatrywane w danej sprawie karnej miało wpływ określony w tej definicji. W sprawach dotyczących handlu często w ogóle nie wiadomo, skąd pochodzą okazy. A ograniczenie analiz wpływu na taksony egzotyczne wyłącznie do skali całego gatunku jest w sposób oczywisty sprzeczne z intencją Dyrektywy.
W czerwcu 2014 r. Ministerstwo Środowiska przeprowadziło konsultacje dotyczące założeń do kolejnej nowelizacji ustawy o ochronie przyrody, podczas których „Salamandra” ponownie zwróciła uwagę na wady przepisów karnych, w tym opisane wyżej. Pozostaje nam trzymać kciuki, że tym razem opinie zostaną rozważone.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Kepel
Kałamarnice Humboldta zawdzięczają swą mroczną reputację filmom przyrodniczym, przedstawiającym te stworzenia jako bezwzględnych, krwiożerczych drapieżców, którym lepiej nie wchodzić w drogę. Zaintrygowany i zainspirowany tematem, postanowiłem polecieć do Meksyku, by w praktyce przekonać się, ile jest w tym prawdy.
Więcej w drukowanym wydaniu SALAMANDRY...
Tekst i zdjęcia: Bartosz Stróżyński
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.fimufo.com