Bóbr to gatunek dziś tak powszechny, że trudno sobie nawet wyobrazić, iż jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku był rzadkością na terenie Wielkopolski. Wcześniej, aż przez 700 lat, w ogóle tutaj nie występował. Obecnie, dzięki programowi wsiedleń rodzin bobrowych pochodzących ze wschodu naszego kraju bobry spotkać można właściwie wszędzie, nawet w obrębie miasta Poznania, gdzie żyje blisko 40 rodzin.
Utrzymujące się przez dłuższy czas niskie temperatury (poniżej -30) spowodowały, że bobrom „wyrosła” na sierści lodowa biżuteria, znacznie utrudniająca poruszanie się i normalne funkcjonowanie
Fot. Łukasz Łukasik
To królewskie niegdyś zwierzę, choć objęte ochroną już w XI wieku na mocy książęcych zarządzeń, zostało wytępione na futra, mięso i castoreum (wydzielinę gruczołów strojowych*, używaną dawniej jako lek, przyprawa do potraw i utrwalacz do perfum). Z bobrowego futra robiono kapelusze, siekacze stanowiły materiał do wyrobów galanteryjnych, sadłem smarowano rany, a mięso pochodzące z ogona (zwanego pluskiem) było prawdziwym przysmakiem (zawiera dużo tłuszczu). Dodatkowo, pokryty zrogowaciałym naskórkiem imitującym łuski ogon bobra stanowił rozgrzeszenie dla jedzących jego mięso w czasie postu. Było ono bowiem stawiane na równi z rybim.
W XI wieku, kiedy bobry objęto ochroną, powstało równocześnie stanowisko tzw. bobrownika, którego zadaniem było nadzorowanie terenów zamieszkanych przez te zwierzęta, dokarmianie rodzin bobrowych zimą, walka z kłusownikami oraz prowadzenie selekcji w kierunku czarnego koloru futra (które było bardziej pożądane niż futro brązowe). Pomimo ochrony liczebność bobrów, począwszy od XIV wieku, stale się zmniejszała, na co wpływ miała w głównej mierze intensywna eksploatacja łowiecka. W 1919 roku bóbr został wpisany na listę gatunków chronionych. W okresie międzywojennym prowadzono inwentaryzację stanowisk bobrowych, walkę z kłusownikami oraz propagowano ideę ochrony tego gatunku.
Bóbr (Castor fiber) to największy gryzoń Eurazji. Krępe ciało ułatwia mu pływanie i nurkowanie (może wytrzymać pod wodą do 15 minut), przednie kończyny ma bardzo chwytne, tylne zaś mocne i spięte błoną pływną. Spłaszczony ogon służy jako ster i napęd oraz magazyn tłuszczu, a na lądzie stanowi przeciwwagę dla reszty ciała. Charakterystyczne klaśnięcie ogonem o wodę (stąd jego nazwa – plusk lub kielnia) jest sygnałem ostrzegawczym. Stosunek masy mózgu do masy ciała u bobrów jest najwyższy wśród gryzoni.
Po II wojnie światowej w Polsce znanych było już tylko kilka niewielkich populacji bobrów – na rzece Marysze, Czarnej Hańczy i Pasłęce. Konieczne stało się więc wprowadzenie programu wsiedleń rodzin bobrowych – od 1975 roku takimi wsiedleniami na Pojezierzu Mazurskim i w dorzeczu Wisły zajmował się Zakład Doświadczalny Polskiej Akademii Nauk w Popielnie, na zachodzie kraju zaś Instytut Zoologii Stosowanej Akademii Rolniczej w Poznaniu, pod kierownictwem prof. dr. hab. Ryszarda Graczyka. Zespół prof. Graczyka opracował własne metody wsiedleń bobrów. Początkowo do reintrodukcji wykorzystano stado bobrów pochodzących z PAN Popielno oraz z Fermy Zwierząt Futerkowych w Wiartlu, a także osobniki dzikie, pochodzące z odłowów w Puszczy Augustowskiej i na Pojezierzu Suwalskim. Program polegał na wsiedlaniu na określonym terenie młodych rodzin bobrowych (około dwu- trzyletnich, samodzielnych już zwierząt), w odpowiedniej odległości od siebie. Taka rodzina była wpuszczana początkowo do zagrody aklimatyzacyjnej zbudowanej z drewnianych pali wbitych w ziemię i zatopionych w wodzie. Bobry miały w takiej zagrodzie wybudowane prowizoryczne schronienia i pozostawały tam tak długo, dopóki się z niej nie wygryzły lub nie podkopały – chodziło o to, aby zmniejszyć stres zwierząt i przyzwyczaić je do nowego otoczenia, by w przyszłości osiedliły się w pobliżu miejsca wsiedlenia.
Podczas pływania nos, oczy i uszy pozostają w jednej płaszczyźnie i utrzymywane są dzięki temu ponad powierzchnią wody
Fot. Jacek Więckowski
W ramach programu nie tworzono specjalnych miejsc ochronnych dla bobrów (jak np. rezerwaty przyrody) i nie wprowadzano żadnych ograniczeń w ruchu turystycznym na danym terenie. Bobry są zwierzętami szybko przystosowującymi się do zmieniających się warunków i łatwo poddają się synantropizacji, chodziło więc o to, aby proces ich powrotu do środowiska przebiegał jak najbardziej naturalnie. Nie prowadzono również zimowego dokarmiania przesiedlonych bobrów, gdyż gatunek ten dostosowuje środowisko do swoich potrzeb i w miejscu osiedlenia jest samowystarczalny. W latach 1974–1982 zespół prof. Graczyka poczynając od czterech, dokonał w zlewniach Warty i Noteci do 24 wsiedleń rodzin bobrowych, pochodzących z odłowów prowadzonych na Białostocczyźnie i Suwalszczyźnie. Do roku 1982 powstało 70 nowych stanowisk zamieszkiwanych przez około 280 osobników. W 1985 roku pierwsze bobry pojawiły się w Poznaniu, przy wysypisku odpadów. W kolejnych latach Instytut Zoologii dokonywał kolejnych wsiedleń, m.in. w byłych województwach: zielonogórskim, wrocławskim, leszczyńskim, słupskim, bydgoskim, pilskim i poznańskim. W połowie lat 90. XX wieku bobry zamieszkiwały już cały bieg rzeki Warty, a do roku 2004 w ramach programu restytucji, czyli przywrócenia bobra w Wielkopolsce, zespół prof. Graczyka przesiedlił z północno-wschodniej Polski na teren Polski Zachodniej około tysiąca osobników.
Palce tylnych masywnych łap bobrów połączone są błoną pływną i wraz z ogonem stanowią swoisty napęd w wodzie. Na lądzie pierwszeństwo przejmują dużo drobniejsze, ale za to sprawniejsze kończyny przednie
Fot. Jacek Więckowski
Zapewne teraz część Czytelników krzyknie – „to już wiem, skąd się u nas wzięły te szkodniki!”, choć zakładam, że Czytelnik SALAMANDRY to miłośnik przyrody, a przyroda nie zna pojęcia „szkodnik”. Bobry to zwierzęta wywołujące skrajne emocje – można się nimi zachwycać lub ich nienawidzić. Pod wieloma względami są podobne do nas, ludzi: jak my żyją w rodzinach, oboje rodzice opiekują się potomstwem, wspólnie dbają o bezpieczeństwo (budują żeremia i tamy, kopią nory) i robią zapasy na zimę. Są zwierzętami inteligentnymi, przekształcają środowisko na własne potrzeby, a ich zdolności inżynierskie są wręcz zaskakujące. Na terenach, gdzie brzegi są wysokie, bobry nie budują żeremi – kopią nory – oszczędzając w ten sposób energię i czas (to kolejne podobieństwo między nami). Budują system tam, a każda z nich jest codziennie sprawdzana i w razie potrzeby naprawiana – stały, wysoki poziom wody ułatwia transport drewna, robienie zapasów na zimę, a przede wszystkim pod wodą ukryte są wejścia do nor i żeremi.
Młode bobry pokryte są gęstym i miękkim futerkiem. W pierwszym miesiącu życia śpią w nocy, a w dzień baraszkują
Fot. Jacek Więckowski
Bobry są roślinożerne, żywią się około 300 gatunkami roślin, a ich przysmakiem są topole, wierzby, brzozy i leszczyny, choć nie gardzą też gatunkami iglastymi – zjadają je chętnie, zwłaszcza po zimie. Przez swoje preferencje pokarmowe bobry przekształcają środowisko: ścinając drzewa, umożliwiają dostęp do światła gatunkom roślin do tej pory ukrytym w cieniu, dzięki budowaniu tam podnosi się poziom wód gruntowych (co ma ogromne znaczenie zwłaszcza na terenach ulegających stepowieniu jak Wielkopolska), woda przepływająca przez system tam ulega natlenieniu oraz oczyszczeniu, gromadzone są osady, zmniejsza się prędkość prądu w cieku, a powstałe w wyniku zalania zbiorniki spłaszczają szczyt fali powodziowej. Wbrew obiegowej opinii, że bobry przyczyniają się do powodzi, to właśnie dzięki budowanym przez nie tamom i zbiornikom fala powodziowa rozchodzi się wolniej, powodując mniejsze zniszczenia. W miejscu zamieszkałym przez bobry zmienia się linia brzegowa, zmniejsza się erozja gleby, pojawiają się nowe gatunki roślin i zwierząt: poczynając od bezkręgowców, które są pokarmem dla ryb, poprzez płazy i gady, skończywszy na ptakach i ssakach, dla których utworzone przez bobry zbiorniki są miejscem żerowania i gniazdowania.
Oczywiście nieuniknione są konflikty bobrów z gospodarką człowieka: ścinają one bowiem cenne gatunki drzew, zalewają tereny uprawne i leśne, osiedlają się na stawach hodowlanych, gdzie przekopują groble. Często jednak to nam, ludziom, brakuje odrobiny rozsądku i dobrej woli. Traktujemy bobry jak szkodniki i chcemy się ich za wszelką cenę pozbyć z naszego otoczenia – wolimy wyciągać ręce po odszkodowania niż zabezpieczyć się przed ich działalnością. A przecież powstały już nawet poradniki, z których możemy się dowiedzieć, jak ochronić przed bobrami przepusty, drogi, nasypy, groble czy drzewa.
Nasz stosunek do bobrów wynika z niewiedzy: nie uczymy się w szkole o wpływie bobrów na środowisko, nie znamy biologii tego gatunku, a naszą świadomość kształtują media, dla których ważna jest tylko sensacja, a nie rzetelna informacja.
Po powodzi w 2010 roku do naszej Stacji Terenowej w Stobnicy trafiło bobrowe niemowlę, które zostało uratowane przez burmistrza Cybinki. Bóbr przeżył falę powodziową, ale nie przeżyłby spotkania z ludźmi... Mieszkał z nami trzy lata: wychowany od czwartego dnia życia reagował na swoje imię, wchodził opiekunom na kolana, pozwalał się głaskać i karmić, a każdy, kto zwiedzał Stację, mógł go zobaczyć. Wielokrotnie obserwowaliśmy, jak po bezpośrednim kontakcie z naszym bobrem niektórzy zwiedzający zmieniali swój stosunek do tego zwierzęcia i patrzyli na nie łaskawszym okiem. Nie możemy przecież chronić przyrody, jeśli nic o niej nie wiemy: jeśli czegoś nie znamy, to się tego boimy, a jeśli się czegoś boimy, to wolimy się tego pozbyć z naszego otoczenia. Czas to zmienić, a zmiana sposobu naszego myślenia jest możliwa jedynie przez edukację.
Aleksandra Kraśkiewicz
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Instytut Zoologii
Stacja Terenowa w Stobnicy
Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu