Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 

Kto mieczem wojuje...?

Pamiętam te czasy jak dziś, choć minęło już ponad 100 lat, odkąd w Polsce Środkowej swój dom mieli moi bliscy krewniacy, a w rozległych dolinach Wisły, Noteci i Warty gościli moi dalecy kuzyni. Z czasem więzi rodzinne się rozluźniły i nasz przytulny dom rozsypał się w proch. Łąka po łące, moi krewniacy pakowali swe manatki i uciekali albo po prostu rozpływali się w porannych mgłach zaściełających dno doliny. Coraz bliżsi krewni znikali w oparze. W końcu... zostaliśmy sami. Ocalała grupka, gdzieś na najbardziej z zaniedbanych łąk w Sulistrowiczkach. Jeszcze tylko z rzadka dochodząca poczta od krewnych z Czech, Niemiec czy Szwajcarii podnosiła na duchu. Każdy z nas jednak powoli przeczuwał swój koniec.
Coś się jednak zmieniło.
Najpierw w niedalekim Wrocławiu dr Ryszard Kamiński, a potem w tak bliskim moim przodkom Poznaniu Radek Dzięciołowski, wpadli na ten sam pomysł...
...uratowania mieczyka błotnego!

Był rok 2009. Polska literatura ledwie kilka lat wcześniej wzbogaciła się o bardzo wartościową, wielotomową pozycję: „Poradniki ochrony gatunków i siedlisk” – podręcznik opisujący gatunki i siedliska wymagające ochrony w całej Unii Europejskiej, przez tworzenie obszarów Natura 2000. Studiując opisane w nim rośliny, Radek natrafił na taką, która posiada wszystkie najważniejsze cechy tzw. gatunku parasolowego, czyli: jest ginąca, charakterystyczna dla siedliska zagrożonego, w którym występuje również wiele innych rzadkich i chronionych gatunków roślin i zwierząt (np. owadów). Stało się to przyczynkiem do bliższego przyjrzenia się temu gatunkowi w kontekście projektu ochronnego, który obejmowałby jak najwięcej zagrożonych walorów przyrodniczych.

Mieszaniec mieczyka błotnego i dachówkowatego z Ogrodu Botanicznego we Wrocławiu

Mieszaniec mieczyka błotnego i dachówkowatego z Ogrodu Botanicznego we Wrocławiu
Fot. Waldemar Heise

Uwagę przyrodnika przyciągnął mieczyk błotny – roślina należąca do rodziny kosaćcowatych, która dorasta do 25–70 cm. Jej podziemna część składa się z bulwy o ok. 2 cm średnicy, okrytej tuniką z resztek zeszłorocznych nasad pochew liściowych. Stanowi to jedną z najlepszych cech rozpoznawczych gatunku. Łodyga, podobnie jak u blisko spokrewnionego z błotnym mieczyka dachówkowatego, jest pojedyncza, dosyć sztywna i prosta. Liście, co stało się pretekstem do nadania nazwy rodzajowej, są mieczowate. Kwiatostan jest luźny, groniasty, jednostronny i składa się na niego 2–6 purpurowych kwiatów. Mieczyk błotny jest gatunkiem niezwykle tajemniczym. Zarówno ze względu na podobieństwo i kłopoty w odróżnieniu od częściej występującego krewniaka, jak i ze względu na nietypowe rozmieszczenie na terenie Polski. Do dziś pozostaje zagadką, dlaczego występował w postaci dwóch centrów znajdujących się na terenie Dolnego Śląska i Kujaw. Pozostałe stanowiska miały charakter wyspowy.

Ponieważ gatunek ten znalazł się w II Załączniku Dyrektywy Siedliskowej, poszukiwany był jako potencjalny cel ochrony w obszarach Natura 2000. W Polsce w ostatnich latach znaleziono go jednak tylko na jednym stanowisku, w rezerwacie Łąka Sulistrowicka w Masywie Ślęży. Zatem gatunek ten niemal wyginął! Jedynym sposobem na uratowanie mieczyka błotnego i ustabilizowanie jego występowania było rozmnożenie i posadzenie go w rejonach, gdzie wcześniej występował, czyli reintrodukcja. Tak narodził się pomysł projektu...

Koszenie podrostu topoli w okolicy Rynarzewa

Koszenie podrostu topoli w okolicy Rynarzewa
Fot. Waldemar Heise

Początkowo wydawało się, że najtrudniejszym elementem tego przedsięwzięcia będzie wyhodowanie odpowiedniej liczby sadzonek. Z kimś trzeba było więc podjąć współpracę... Ale z kim? Ze skąpych danych dostępnych w Internecie udało się uzyskać informację, że w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Wrocławskiego prowadzona jest hodowla tego gatunku i realizowany projekt przywracania mieczyka w województwach dolnośląskim (gdzie zachowała się ostatnia populacja) i lubuskim. Na umówione spotkanie z Kierownikiem Działu Roślin Wodnych i Błotnych tego Ogrodu, panem dr. Ryszardem Kamińskim, Radek udał się ze świadomością, że to decydujący moment – albo będzie to pierwsza i ostatnia rozmowa na temat planowanego projektu, albo uda się zdobyć strategicznego partnera. Spotkanie okazało się jednak sukcesem, pozostało więc tylko napisać wniosek o dotację i... zacząć realizować plan. Nie było to jednak takie proste... Ze względu na wiele różnych przeszkód dopiero w 2010 roku udało się skutecznie złożyć stosowny wniosek. Jego obowiązkowym elementem była pozytywna opinia właściwego Regionalnego Konserwatora Przyrody. Ponieważ większość sadzonek mieczyka planowaliśmy wsiedlić na terenie województwa kujawsko-pomorskiego, więc zwróciliśmy się do tamtejszej Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i otrzymaliśmy w pełni popierającą projekt opinię. Od początku 2011 roku mogliśmy zatem rozpocząć realizację naszej koncepcji, cały czas negocjując jednak treść umowy i załączników dotacyjnych. Trwało to, niestety, cały rok. W tym czasie do samotnego jeźdźca „Salamandry” w postaci Radka dołączył drugi i Drużyna Mieczyka stała się faktem. Swoim doświadczeniem i wiedzą projekt wsparł geobotanik Waldek. Tak powstał projekt o nazwie: „Reintrodukcja mieczyka błotnego Gladiolus palustris w Wielkopolsce – etap I”.

Zbiór skoszonego siana w okolicy Rynarzewa. Na zdjęciu kierownik projektu - Radosław Dzięciołowski

Zbiór skoszonego siana w okolicy Rynarzewa. Na zdjęciu kierownik projektu - Radosław Dzięciołowski
Fot. Waldemar Heise

Najważniejszym zadaniem było posadzenie na dziesięciu stanowiskach przynajmniej 5000 bulw mieczyka wyhodowanych przez Ogród Botaniczny Uniwersytetu Wrocławskiego. Jednak wcześniej trzeba było w odpowiedni sposób przygotować łąki, na których zarzucono gospodarowanie (nie koszono i zrezygnowano z wypasu), czyli usunąć inwazyjne drzewa i krzewy oraz wykosić i zebrać skoszoną roślinność oraz wieloletnie pokłady martwej materii organicznej nazywane wojłokiem – były to tzw. prace przygotowawcze. Zaplanowane zostały również działania dotyczące ochrony dwóch grup zwierząt związanych z mieczykiem i jego siedliskiem – trzmieli i innych pszczołowatych zapylających (polepszenie warunków żerowych i zwiększenie liczby schronień) oraz bobrów (okazało się, że w pobliżu działek, na których chcieliśmy wsiedlić mieczyka bobrów obecnie nie ma, więc z tego zadania zrezygnowaliśmy). Zupełnie nieświadomie jednak skorzystaliśmy z pomocy tych jedynych w swoim rodzaju zwierzęcych inżynierów, korzystając z miejsc ich wcześniejszej, wieloletniej działalności. W trakcie realizacji projektu okazało się, że sama hodowla mieczyka to pestka w porównaniu z poszukiwaniem dla niego nowego domu. Pieczołowicie wyszukiwane miejsca, w których mógłby on egzystować, w wielu wypadkach trzeba było odrzucić w związku z brakiem chęci do współpracy właściciela lub zarządcy. Szczególnie dotknęło nas milczenie Agencji Nieruchomości Rolnych, z którą nie udało się nawiązać kontaktu. Mogło to wynikać z obawy przed spadkiem ekonomicznej wartości łąki w związku z obecnością gatunku chronionego. Brak możliwości współpracy z tą jednostką spowodował odrzucenie ponad połowy wyznaczonych wcześniej stanowisk. Kolejna tura poszukiwań również nie przyniosła efektu, a następną przerwała zima. Wykruszali się też potencjalni uczestnicy projektu – prywatni właściciele, parki krajobrazowe, zarządy gospodarki wodnej, a nawet kolej. Powoli traciliśmy nadzieję. Na szczęście, dzięki pomocy lokalnych botaników, zimą 2012 roku, udało się rozpocząć sporządzanie nowej listy, a kontakt z ekspertami przyrodniczymi pozwolił nam na nawiązanie wątłej nici porozumienia z pierwszymi właścicielami. Dało to nadzieję na to, że w ostatnim roku trwania projektu uda się zakończyć poszukiwanie odpowiednich siedlisk, podpisać umowy o współpracy i rozpocząć bardzo intensywne prace.

Kosaćce syberyjskie na Łąkach Trzęślicowych w Foluszu

Kosaćce syberyjskie na Łąkach Trzęślicowych w Foluszu
Fot. Waldemar Heise

Początek roku 2013 spędziliśmy na wielogodzinnych negocjacjach z właścicielami. Uzbrojeni w wykaz własności oraz szereg argumentów proprzyrodniczych, wsparci przez eksperta rolnośrodowiskowego, przekonywaliśmy rolników do przygarnięcia mieczyka „pod swój dach” (a właściwie na swój kwietny dywan...). Ostatecznie, na przełomie kwietnia i maja, udało nam się znaleźć odpowiednie miejsce dla każdej z naszych roślin. Korzystając z okazji, chcielibyśmy serdecznie podziękować wszystkim osobom, które nam w tym pomogły. Szczególne dowody uznania należą się lokalnym przyrodnikom, którzy przez znajomość swoich okolic stali się doskonałymi łącznikami z potencjalnymi uczestnikami projektu i w wyraźny sposób ułatwili trwające później rozmowy. Ich pomoc nadeszła w momencie, gdy wydawało się, że niedługo nie zostanie nam już żadne miejsce nadające się na przyszły dom dla tej ginącej rośliny. Dzięki temu, pomimo przeciągającej się zimy, mogliśmy ruszyć w teren, celem określenia koniecznych do wykonania zabiegów. Podczas wizji terenowej stwierdziliśmy, że w okolicy wsi Małe Rudy konieczna będzie mozolna i długotrwała walka z ekspansywną topolą osiką, a w Ślesinie – z łanami inwazyjnej nawłoci. Tereny położone w okolicy Szubina były użytkowane nieco bardziej intensywnie, więc większość prowadzonych tam działań miała mieć charakter kosmetyczny w porównaniu z pozostałymi stanowiskami.

Pierwsze dni po wiosennych roztopach spędziliśmy w terenie na rozstawianiu schronień dla trzmieli i pszczół w obrębie powierzchni położonych w obszarach Natura 2000 „Łąki Trzęślicowe w Foluszu”, „Równina Szubińsko-Łabiszyńska” i „Dolina Noteci”. Pośród łąk i krzewów stanęły zielone domki dla trzmieli, wielopoziomowe bloki dla pszczołowatych oraz kopczyki kamieni dla bardziej wybrednych owadów. Przy tej okazji dokonaliśmy też wysiewu nasion pospolitych gatunków łąkowych, tak aby nasze trzmiele nie narzekały w przyszłości na ubogą i mało urozmaiconą dietę (szczególnie w okresach głodu, gdy jedne rośliny przekwitają, a inne jeszcze nie zaczynają kwitnąć).

Późnojesienne koszenie dawnych pastwisk w okolicy Ślesina

Późnojesienne koszenie dawnych pastwisk w okolicy Ślesina
Fot. Anna Grebieniow

W oczekiwaniu na młodociane mieczyki błotne kontynuowaliśmy prace nad przygotowaniem dla nich optymalnych warunków na poszczególnych stanowiskach. Dźwięk pilarek i ręcznych kos zaczął rozbrzmiewać na kilku ze stanowisk, skąd należało usunąć nalot drzew, a następnie powrócił w związku z intensywnym wzrostem odrostów korzeniowych topoli. Na innych stanowiskach prowadzono walkę z nawłocią, a na większości z nich z warstwą martwej materii organicznej pokrywającej dno łąki. Jesienna pora nie przerwała prac, a nawet je zintensyfikowała. Grupa naszych współpracowników udała się na największą z naszych powierzchni i przez kilkanaście dni doprowadzała dawne pastwisko do porządku, tak aby z kolejnym rokiem łąka rozkwitła barwnym kobiercem kwiatów bez obawy o dalszą ekspansję nawłoci i zaborczych gatunków traw.

W pierwszej połowie października dotarł do nas nareszcie główny bohater naszych poczynań − mieczyk błotny. Zanim jednak przeszliśmy do sadzenia, musieliśmy nadać naszym stanowiskom ostateczny szlif. Następnie, rozstawieni w tyralierę, w kilka łopat, krok po kroku wprowadzaliśmy mieczyka do jego nowego domu. Trochę jakby na naszych nogach mieczyk robił kolejne kroki, wracając na łąki doliny Noteci. I w ten oto sposób, na dziesięciu powierzchniach tamtejszych łąk znowu może rosnąć mieczyk błotny!

Nie jest to koniec projektu. Na części stanowisk prace wciąż trwają. W następnych latach będziemy musieli dbać o to, by łąki z mieczykiem błotnym ponownie nie zarosły. To nasz najważniejszy cel krótkotrwały. Ale wybiegając w przyszłość, marzymy o tym, by mieczyk błotny rozprzestrzeniał się dalej. Mamy świadomość, że nadal będzie potrzebował w tym naszej pomocy. Już teraz więc myślimy o II etapie tego projektu...



Radosław Dzięciołowski
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Waldemar Heise
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Wybór numeru