–
– A bywają czasem. Dwa lata temu misiu był. Parę uli mi rozwalił. Ale poszedł – mówi spokojnym tonem bezzębny,
choć wcale nie stary, beskidzki góral i pokazuje ręką pasiekę oddaloną o niecałe 100 metrów.
OK! Skoro był tu dwa lata temu, to może przyjść i w tym roku, np. dzisiejszej nocy. Obozowisko na sąsiadującej
z ulami łące rozbijamy zatem na planie trójkąta: w dwóch narożnikach plecaki, w trzecim my. Według jakiejś
teorii survivalowej niedźwiedź najpierw zainteresuje się plecakami, a my w tym czasie będziemy mieli nieco
czasu na ucieczkę. Czy to działa, nie wiem – „misiu” nie przyszedł...
Niedawno zrobiłem mały test wśród znajomych, którzy nie są przyrodnikami, prosząc, żeby wymienili trzy zwierzęta typowo górskie. Najczęściej padały odpowiedzi: kozica, świstak, niedźwiedź. W dwóch pierwszych przypadkach wszystko się zgadza, w trzecim – nie do końca, choć w XXI wieku nieco racji w tym jest. Niedźwiedź brunatny (Ursus arctos) nie był gatunkiem górskim. Jednak w Polsce i w większej części Europy w pewnym sensie takim się stał. Ale tylko dlatego, że człowiek odebrał mu prawie całą przestrzeń życiową i zepchnął do resztek względnie dzikich obszarów kontynentu, którymi zazwyczaj są góry.
Dla większości „ceprów” przytoczona na początku tekstu rozmowa brzmi może nieco egzotycznie, ale miała miejsce kilka lat temu w Beskidzie Niskim. Tysiąc czy nawet pięćset lat temu mogła się odbyć (zaniedbując pewne szczegóły) niemal w każdym zakątku Polski. Zbyszko z Bogdańca, potrzebując niedźwiedziego sadła, poszedł po nie do lasu niemal jak na grzyby (...wedle Radzikowego błota. Powiadali mi, że tam o misia łatwo). Wnioskując ze średniowiecznych materiałów, „o misia łatwo” było właściwie wszędzie. Niedźwiedzie występowały na pewno na Pomorzu, Warmii, Mazurach, w Wielkopolsce, na Mazowszu, Śląsku, Kielecczyźnie, Lubelszczyźnie, Ziemi Sieradzkiej i Kujawach. Sporo terenów niewymienionych w tej wyliczance było wówczas tak słabo zaludnionych lub położonych poza ówczesną cywilizacją, że nie powstawały na nich źródła pisane, zatem najprawdopodobniej niedźwiedzi tam również nie brakowało (co potwierdzają zresztą dane archeologiczne).
...pojedyncze niedźwiedzie pojawiają się co jakiś czas w Sudetach. Migrujące osobniki potrafią też zawędrować daleko od swych górskich kryjówek, nieraz w stosunkowo gęsto zaludnione rejony, gdzie nikt się ich nie spodziewa. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat drapieżniki te widywano m.in. koło Tarnowa, Myślenic, pod Krakowem, na Roztoczu i w puszczach północno-wschodniej Polski (Białowieskiej i Rominckiej). Te ostatnie najprawdopodobniej przyszły do nas z północy.
Jednak chyba najbardziej niezwykłe było pojawienie się pojedynczych niedźwiedzi na Mazowszu i to w dodatku całkiem niedaleko od... Warszawy, w latach 60. i 90. ubiegłego wieku.
Niebezpieczeństwo? Niedźwiedzica, stając na tylnych łapach, ocenia, czy można nadal spokojnie jeść borówki
Fot. Filip Zięba
Można pokusić się o wniosek, że pierwszym poważniejszym (choć zapewne jeszcze niezauważalnym) ciosem w populację polskich niedźwiedzi było wprowadzenie przez Mieszka I chrześcijaństwa i związany z tym cywilizacyjny rozwój kraju. Niemal bezkresne puszcze pomiędzy Bałtykiem, Tatrami, Odrą i Bugiem zaczęły z wolna odchodzić do przeszłości. Wraz ze wzrostem zaludnienia i rozwojem rolnictwa ostoje niedźwiedzi kurczyły się w coraz szybszym tempie. Do późnego średniowiecza polowano na te królewskie zwierzęta jednak dość często, choć nie widziano lub nie chciano widzieć, że wytropienie niedźwiedzia staje się coraz trudniejsze.
Czasem Apokalipsy dla tych drapieżników na większości obecnych ziem polskich był wiek XVIII (nie bez znaczenia był fakt, że do powszechnego użytku weszła w tym czasie coraz doskonalsza broń palna). Zabito wtedy ostatnie lub prawie ostatnie osobniki na Pomorzu, Ziemi Lubuskiej, Lubelszczyźnie, Kujawach i w większości puszcz północno-wschodniej Polski. Na nizinach dokończono dzieła w 2. połowie XIX wieku. Ciekawostką jest fakt, że jeden z ostatnich niedźwiedzi nizinnych został zabity w regionie zupełnie niekojarzonym z tym wielkim drapieżnikiem. W 1867 roku zastrzelono go w Bedoniu koło Łodzi. Kilkanaście lat później zakończył życie ostatni osobnik w Puszczy Białowieskiej i ostoje tych zwierząt w Polsce zachowały się jeszcze jedynie w Karpatach. Jednak i tutaj nie było różowo – w 1. połowie XX wieku niedźwiedzie występowały już tylko w Tatrach – jedynym miejscu na mapie naszego kraju, gdzie te drapieżniki nigdy nie wyginęły. Dopiero po II wojnie światowej ich populacja zaczęła się powoli odradzać.
A gdzie obecnie można spotkać niedźwiedzie i ile ich jest?
W Polsce żyje około 80–100 osobników, regularnie przebywających wyłącznie w Karpatach. Najwięcej niedźwiedzi – ponad połowa krajowej populacji – występuje w Bieszczadach. Kilkanaście osobników zamieszkuje Tatry, po kilka Beskid Niski, Żywiecki, Sądecki oraz Gorce. Te liczby są bardzo orientacyjne – nie można precyzyjnie przypisać liczby niedźwiedzi do pasma górskiego, a w naszym przypadku nawet do kraju – te zwierzęta wędrują nieraz bardzo daleko i jakiś osobnik może być np. dziś w Bieszczadach, jutro na Ukrainie, a za tydzień na Słowacji.
Ataki niedźwiedzi na ludzi mają zazwyczaj służyć tylko postraszeniu i przegonieniu intruza i rzadko kończą się poważnymi obrażeniami lub śmiercią. Zauważono jednak ciekawą zależność – do poważniejszych, bardziej agresywnych ataków dochodzi najczęściej tam, gdzie do niedźwiedzi się strzela. Prawdopodobnie są one dziełem osobników zranionych w przeszłości, które – zupełnie słusznie – kojarzą ból z człowiekiem.
Zapasy w stylu wolnym – nieodłączny element zabaw niedźwiadków
Fot. Marcin Nawrocki
W Europie niedźwiedzie można spotkać w ponad dwudziestu krajach. Nasza niecała setka być może robi wrażenie na mieszkańcach zachodniej części kontynentu, ale wygląda blado na tle Bałkanów, Skandynawii czy Europy Wschodniej. Kilkakrotnie więcej osobników (200–600) żyje w tak maleńkich krajach jak Czarnogóra, Słowenia czy Estonia. Nie możemy równać się także z pięciokrotnie mniejszą od Polski Słowacją, gdzie egzystuje 700–900 niedźwiedzi (tu dane zebrane przez myśliwych i przyrodników znacznie się różnią, co zdarza się zresztą w przypadku wielu zwierząt). Jednak najważniejszą ostoją tych drapieżników w Europie (pomijając Rosję) i jedną z najważniejszych na świecie są góry Rumunii. Tamtejszą populację szacuje się na pięć–sześć tysięcy osobników.
Niedźwiedzie są zwierzętami o bardzo dużych wymaganiach przestrzennych. Z reguły potrzebują przynajmniej kilkuset kilometrów kwadratowych terenów porośniętych w większości starymi, urozmaiconymi lasami1. Siedliska niedźwiedzi muszą zapewnić im dostateczną ilość pokarmu oraz obfitować w odpowiednie miejsca na kryjówki. Z tych ostatnich najważniejsze są schronienia przeznaczone do spędzenia zimy, zwane gawrami.
Za ich przygotowanie niedźwiedzie zabierają się późną jesienią, po osiągnięciu rubensowskich kształtów i odpowiedniej wagi. Od późnego lata bowiem główną czynnością tych zwierząt staje się niemal ciągłe jedzenie, co powoduje, że w ciągu dwóch–trzech miesięcy mogą przytyć kilkadziesiąt kilogramów. To obżarstwo ma oczywiście na celu zgromadzenie pod skórą zapasów tłuszczu umożliwiających zapadnięcie w sen i przetrwanie zimy.
Lokalizacja gawry jest zwykle starannie wybrana – musi to być miejsce jak najbardziej ukryte i niedostępne. Stereotypem jest obraz niedźwiedzia śpiącego w wielkiej jaskini. Faktycznie, niedźwiedzie korzystają z jaskiń, ale raczej z bardzo małych, szczególnie takich, w których otwór wejściowy jest niewielki i szybko zostanie zasypany śniegiem, całkowicie maskując kryjówkę.
Jaskinie to jednak tylko jeden z wielu typów schronień. Niedźwiedzie w mniej lub bardziej skomplikowany sposób przystosowują teren do swoich potrzeb. Nieraz (np. właśnie w jaskiniach) za wystarczające uznają wymoszczenie podłoża mchem, trawą i gałązkami. Poza jaskiniami kopią jamy lub wykorzystują naturalne zagłębienia terenu. Mogą także spać na powierzchni ziemi, poprzestając na przygotowaniu legowiska i budując nad nim ochronno-maskującą konstrukcję z gałęzi pni i innych przedmiotów, które znajdą pod ręką (a raczej łapą), np. resztek pasterskiego szałasu. Różnorodność miejsc i sposobów przygotowania schronień jest bardzo duża i zależy od warunków lokalnych, a zapewne także od indywidualnych upodobań i umiejętności niedźwiedzia. Gawry znajdowano w młodnikach, kosodrzewinie, pod wykrotami, leżącymi pniami, zwisającymi do ziemi gałęziami świerków i w wielu innych miejscach. Kryjówki zimowe służą zazwyczaj tylko raz – jest to dość dziwne, ale misie, mimo że są przywiązane do rejonów zimowania, za każdym razem starają się wyszukać nowe miejsce, a przypadki powtórnego użycia gawry zdarzają się rzadko.
Mimo że niedźwiedzie należą do rzędu ssaków drapieżnych, a ich potężne szczęki i budzące grozę pazury sugerują, że głównym sposobem zdobywania pożywienia jest dla nich zabijanie, w naszych warunkach prowadzą raczej życie zbieraczy. Latem i jesienią ich podstawowym pokarmem są owoce leśne (i halne): borówki, maliny, jarzębina, orzeszki buka i różne inne, w zależności od tego, co obrodziło w danym roku i regionie. Nie gardzą też larwami owadów wygrzebywanymi z mrowisk, spod ziemi czy kory. Z mięs głównym składnikiem menu jest padlina.
Potrafią też oczywiście polować. Nie robią tego zbyt często, są jednak niezwykle groźnymi myśliwymi. Czasami, co akurat chwały im nie przynosi, ich łupem padają zwierzęta gospodarskie (głównie owce, ale także świnie, krowy, a nawet konie), jednak potrafią upolować jelenia, a znane są także przypadki zabicia przez niedźwiedzia dorosłego żubra. W przeszłości prawdopodobnie polowały również na tury.
Sen zimowy niedźwiedzi nie jest koniecznością z fizjologicznego punktu widzenia i prawdopodobnie wiąże się wyłącznie z utrudnieniem w dostępności pokarmu. W południowej Europie oraz w niewoli misie bywają aktywne przez cały rok, natomiast w północnej Skandynawii czy Rosji śpią niekiedy ponad pół roku. W Polsce gawrowanie trwa najczęściej od grudnia do lutego, ale w zależności od regionu i pogody w danym roku okres ten może być nieco inny.
Gawry to nie tylko zimowe sypialnie. Pełnią także funkcję porodówek. W zaciszu kryjówki samice rodzą w środku zimy młode – zazwyczaj dwa lub trzy. Co zaskakujące – maluchy ważą zaledwie kilkaset gramów (czyli kilkukrotnie mniej niż ludzkie noworodki), jednak rosną bardzo szybko i gdy pod koniec zimy wychodzą na świat, są już dorodnymi kilkukilogramowymi niedźwiadkami.
Letnie schronienia znajdują się w podobnych miejscach co gawry, choć oczywiście nie muszą być tak starannie przygotowane – mają za zadanie zapewnienie zwierzęciu tylko dziennego odpoczynku. Najczęściej niedźwiedź kładzie się więc w ukrytym zagłębieniu terenu lub zaszywa w młodniku.
Niedźwiedź zazwyczaj unika ludzi. Niejeden turysta lub grzybiarz nawet nie wie, że jest obserwowany przez leżącego nieopodal wielkiego drapieżnika. Do groźnych sytuacji może dojść, gdy zbliżymy się zbytnio do kryjówki zwierzęcia. Miejsce odpoczynku w gęstwinie jest jego ostatnim bastionem, z którego nie ma już dokąd uciec, i świadome swej siły – jako formę obrony stosuje atak. Podobnie może się zdarzyć, jeśli znajdziemy się w pobliżu małych niedźwiadków, a ich matka uzna, że dzieci są zagrożone. Bywają jednak sytuacje, kiedy niedźwiedzie szukają kontaktu z ludźmi. Niestety, proces synantropizacji niedźwiedzi, to jeden z poważniejszych problemów ich ochrony.
Łakomstwo niedźwiedzi bywa utrapieniem właścicieli pól uprawnych, pasiek, schronisk górskich czy stad owiec. Jednak niekiedy ze złodziejskich wyczynów misiów nie sposób się nie uśmiać. W monografii niedźwiedzia tatrzańskiego2 opisany jest przypadek wyniesienia przez niedźwiedzicę z zaplecza schroniska kilkunastu beczek z Coca-Colą, które następnie zostały otwarte i ze smakiem opróżnione w kosodrzewinie przez sprawczynię „kradzieży” i jej młode.
Niedźwiedzie często można zobaczyć także w ciągu dnia. Tylko tam, gdzie boją się ludzi, są aktywne głównie nocą
Fot. Filip Zięba
Każde dzikie zwierzę wybiera pokarm najłatwiej dostępny. Ale nie każde jest takim siłaczem, łakomczuchem i smakoszem jak niedźwiedź. Te cechy sprawiają, że misie dość często korzystają z tego, co znajdą w osadach ludzkich. Zwietrzywszy szansę na ucztę, wykazują się dużą pomysłowością i uporem. Potrafią włamać się do komórki, śmietnika, schroniska górskiego, a nawet samochodu. Zdarzały się także próby wyrwania plecaków turystom. Problem synantropizacji niedźwiedzi szczególnie widoczny jest w Tatrach. Na obrzeżach i w głębi Tatrzańskiego Parku Narodowego znajduje się sporo zabudowań, cały teren jest pocięty gęstą siecią szlaków, a na małym obszarze przebywa tam nieraz nawet ponad trzydzieści tysięcy osób. Przy takim zagęszczeniu ludzi – a co za tym idzie, ludzkiej głupoty – o groźną sytuację nietrudno. Świadomość odwiedzających Tatry turystów wzrasta, jednak nadal sporo jest osób nierozumiejących, że niedźwiedź tu po prostu żyje, a nie jest przygotowaną dla nich atrakcją. A taka wiedza i wynikające z niej odpowiednie zachowanie to jedna z najważniejszych rzeczy w ograniczaniu zjawiska synantropizacji. Należy restrykcyjnie przestrzegać zasady nie zostawiania resztek jedzenia przy szlakach i pamiętać, że próby przywabiania dostrzeżonego niedźwiedzia kanapką (np. w celu zrobienia lepszego zdjęcia) są skrajną bezmyślnością i mogą skończyć się tragicznie (dla nas, dla innych oraz dla samego zwierzęcia).
Niedźwiedzie są chronione prawem polskim i unijnym chyba na wszystkie możliwe sposoby: ścisła ochrona gatunkowa, uznanie za gatunek priorytetowy w Dyrektywie Siedliskowej, Konwencje Waszyngtońska i Berneńska, programy i strategie ochrony itd. Czy to wystarczy? Teoretycznie powinno aż nadto, lecz jest jedno „ale”. I to niemałe.
Cenimy przyrodę i prawie każdy widzi potrzebę jej zachowania, jednak często tylko do momentu, kiedy nie zaczyna nam ona przeszkadzać lub utrudniać życia. We współczesnej ochronie przyrody popularne są różnej jakości i sensowności działania tzw. ochrony czynnej, niekiedy także można odnieść wrażenie, że ochrona obszarowa ma służyć głównie rozwojowi turystyki i rekreacji. Zapomina się, że są jeszcze gatunki – a do takich należy niedźwiedź brunatny – które kiepsko wpisują się w te trendy i potrzebują zupełnie czegoś innego. Ochrona czynna i edukacja mogą pomóc, np. w ograniczeniu synantropizacji, jednak takie działania nie wystarczą.
Chroniąc siedliska niedźwiedzi, musimy mieć świadomość, że niezbędne jest zachowanie naprawdę dużych obszarów, których nie będziemy kolonizować – budować nowych domów, dróg, obiektów turystycznych. Chodzi o to, żeby nie ułatwiać, a utrudniać dojście, dojazd i przebywanie ludzi w miejscach najważniejszych dla niedźwiedzi. Na terenach występowania tych drapieżników ingerencję ludzką należy ograniczyć do minimum, a nawet usuwać jej ślady, np. likwidując zbędne drogi leśne. Nie mówiąc już o rezygnacji z wszelkich inwestycji.
Twierdzenie, że ochronę przyrody można pogodzić z rozwojem gospodarczym nie zawsze jest prawdziwe – trzeba przyjąć do wiadomości fakt, że nieraz się nie da. Trzeba też zrozumieć, że tam, gdzie są niedźwiedzie, nas powinno być jak najmniej. Czy potrafimy to zaakceptować?
Radosław Jaros
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dziękujemy panu dr. hab. Zbigniewowi Jakubcowi (Instytut Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk Dolnośląska Stacja Terenowa) oraz panu Filipowi Ziębie (Tatrzański Park Narodowy) za konsultację merytoryczną artykułu.